sobota, 28 września 2013

Rozdział XIII

I'm not giving up,
I'm not giving up on us
.
I said I'm not giving up,
I'm not giving up on love.

______________________________________________________________________________

 

Piątek wieczór. Chwila przez wszystkich wyczekiwana. Koniec tygodnia, weekend i nareszcie trochę czasu by odpocząć. Na sobotę zaplanowany wypad do Hogsmede z całą szkołą. Relaks i towarzystwo Ginny na pewno w tym dniu poprawią jej humor. Na dodatek nieobecność pewnych modeli ze Slytherinu sprawia, że uśmiech sam maluję się na twarzy. Nie pytała, czemu nie idą. Jeszcze wyszłoby, że ona tego chce. Nie ma mowy, niech robią sobie co chcą. A może idą… mało ważne.
                                                                       * * *
Brązowowłosa dziewczyna późno w noc, rozmyślała o tym, jaką odpowiedź dać Terry’emu. Wiele niedorzeczności leniwie przeciągało się po jej umyśle, czyniąc go niezwykle ciężkim. Wspomnienia pewnego blondyna i jego pseudo-dziewczyny, przygotowania do Balu Bożonarodzeniowego, który zbliżał się wielkimi krokami, chwiejne zachowania Gin.
Jak to możliwe, że wszystko zmieniło się tak od czasów Voldemorta? Większość wciąż rozpaczała, z powodu strat, jakie ponieśli. Niektórzy stracili miłość życia, niektórzy rodzinę, niektórzy zgubili swoje prawdziwe „ja”.
Może i stracili, ale przecież mogli także zyskać. Dziwne, że właśnie zaczęła myśleć o takich sprawach. Jednak one też są ważne. Wszystko w życiu ma jakiś cel, niesie ze sobą czasem radę, czasem przestrogę, a czasem szczęście. Wiele pokoleń przeminęło, wiele zdarzeń miało miejsce, wiele bitew stoczono, wiele krwi przelano, wiele serc zniszczono.
Chyba już wie co zrobi…tak to dobra decyzja.
* * *
 -No powiem Ci szczerze Smoku, że jesteś okrutny -mruknął Blaise z uśmiechem wymalowanym na twarzy, gdy tylko dowiedział się o szczegółach planu.
-Wiem wiem Diable, nie musisz mi przypominać. Wystarczy, że Granger robi to stanowczo za często -rozmyślał.
-Popieram dziewczynę -pokiwał w geście zrozumienia. Draco posłał mu tylko wredne spojrzenie.
-No co? -zaśmiał się Zabini.
–Nie ważne -bąknął blondyn, nie chcąc roztrząsać tematu. Najwidoczniej dalej nie docierało do niego to, że jakiś kompletny idiota dobiera się do jego obiektu westchnień.
-Uważaj Smoku, bo walniesz w ścianę -krzyknął czarnoskóry chłopak, widząc przyjaciela z głową spuszczoną w dół. Gdy tylko o niej myśli, totalnie odlatuje. Ślizgon w porę się zorientował i wszedł z Pokoju Wspólnego. Co się z nim dzieje -pokręcił głową Diabeł i ruszył w ślady blondyna.
                                                                       * * *
Pierwsze promienie jasnego słońca wdarły się do dormitorium, rozświetlając je tysiącami refleksów i odbić. Kilka promieni padło na zaspaną twarz młodej Gryfonki, także na jej rozwiane po całej poduszce brązowe loki. Otworzyła oczy, mrużąc je delikatnie. Weekend. Cieszyła się tym, w końcu bardzo ciężki tydzień był już za nią.
Wstała i ruszyła do salonu, gdzie stał zegar. Najwyższy czas kupić jakiś do siebie- mruknęła cicho. Weszła do pomieszczenia, patrząc wprost na czasomierz na naprzeciwległej ścianie. Miała jeszcze pół godziny do lunchu.
 Pech chciał, że na sofie rozwalony leżał blondyn. Przesunął wzrokiem po jej kuszącej, satynowej koszulce nocnej i momentalnie zrobiło mu się nadzwyczaj gorąco, a Hermiona zarumieniła się lekko.
Powstrzymywał się przed tym, żeby się na nią nie rzucić, co pogorszyłoby tylko ich relacje. Wyglądała tak ślicznie i zachęcająco, że jego myśli zabrnęły gdzieś daleeeko, a widoki te wspominał w najnudniejszych chwilach dnia.
- Granger, ubierz się, nie chcę oślepnąć- syknął, wbrew sobie, bo tak naprawdę Gryfonka wyglądała strasznie seksownie. Ale czego się nie robi, by choć trochę ją zdenerwować.
-Malfoy, to samo możesz powiedzieć, patrząc w lustro- uśmiechnęła się kpiąco.
- CO?- zbulwersował się blondyn… przecież on był idealny. Szybkim krokiem podszedł do dziewczyny.
- To co słyszałeś- odpowiedziała spokojnie, chociaż bliskość chłopaka działała na nią niesamowicie. Zrobiło jej się gorąco, a dziwne uczucie zafalowało w jej brzuchu.
            Zdenerwowany blondyn pchnął ją delikatnie, aczkolwiek stanowczo na sofę i znalazł się nad nią.
- Tak będziesz pogrywał?- spytała zirytowana. Nie ma zamiaru znosić go, ale chyba także tego, że jej ciało zbyt intensywnie na niego reaguje.
-Tak, dokładnie tak- powiedział i nie mogąc się powstrzymać, pocałował dziewczynę.
            Kiedy tylko poczuła jego wargi na swoich, spanikowała. Nie chciała tego, broniła się przed tym, co powoli zaczęło kreować się w jej sercu. Nie mogła sobie na to pozwolić. Po tym wszystkim, po prostu tak należało.
            Odepchnęła go. Wstała i szybko poszła do swojego dormitorium, zostawiając chłopaka samego i rozgoryczonego. Bez żadnego słowa. Bowiem nie ładnie jest okłamywać siebie.
            Pewien ból delikatnie wzrastał w jego sercu, gdy patrzył jak Hermiona zatrzaskuje za sobą drzwi. Nie chciała tego pocałunku, ba tego małego całuska. Od niego, Pożądanego nr 1 w całym Hogwarcie, ba w całym czarodziejskim świecie.  Po tym wszystkim co zrobili oboje, wiedział, że przez to może ją stracić. Wiedział, ale nadal nic nie zrobił. Bowiem nie ładnie jest okłamywać siebie.
                                                                       * * *
            Są takie momenty, kiedy czujesz, że zdradzasz siebie. Mimo, że robisz wszystko dobrze, mimo że tak Ci się wydaje, tak nie jest. Błędy zawsze ujrzą światło dzienne, tak samo kłamstwa, które odpłacą się większą złośliwością. Szczyt zdrady osiąga się wtedy, kiedy rozum zaczyna dominować nad złamanym sercem. Bowiem nie ładnie jest okłamywać siebie.
            Jednak wielu to robi. Wielu ludzi pozwala rozumowi na podejmowanie decyzji. Wtedy wiadomo, że dobra materialne zawsze znajdą się ponad szczęściem osobistym.
                                                                       * * *
            Śniadanie przebiegało w pełnym spokoju. Przy stole Gryfonów wesoło huczeli uczniowie, w tym Miona, Gin i Diabeł. Wszyscy pojadali naleśniki z różnymi dodatkami, ciesząc się, że dziś będą w końcu mogli wyjść poza mury zamku, do uroczej wioski Hogsmeade.
- I wtedy, wtedy on wyskakuje zza tej zasłonki z tekstem „ Gdzie jest kurwa ta Ognista?”- opowiadał rozbawiony Blaise, a głośnym śmiechem wtórowały mu dziewczęta. Hermiona czuła na sobie wzrok stalowych oczu Malfoya.
- To było dobre- rzuciła Ruda, która dzięki wstawiennictwu czarnoskórego chłopaka odzyskała humor. Wprawdzie Zabini nie zrobił nic więcej, oprócz rzucania zniewalających uśmiechów w jej stronę i miłych rozmów, pełnych rozmyślań na temat wyglądu dzieci Miony i Smoka. Jednak dzięki tym gestom, dziewczyna podniosła się na duchu.
-Nooo , wyjątkowo…- powiedziała Miona, której uśmiech poszerzył się, kiedy właśnie w jej kierunku zaczął podążać Terry.
-Ej Ruda, chyba wyjdzie na to, że pójdziemy razem do Hogsmeade…- powiedział i wyszczerzył równe ząbki. Gin nie zastanawiała się długo i zgodziła się.
-Hej Hermiono!- zawołał Terry i pocałował dziewczynę w zarumieniony policzek.
- Cześć-  odpowiedziała, upijając łyk zbawiennej kawy.
- Pójdziesz ze mną do Hogsmeade?- spytał, siadając obok niej.
- Jasne- odrzekła, wiedząc, że i tak nie ma innego wyboru.
- Zdecydowałaś się?- spojrzał w jej oczy, pełen nadziei, a ona w odpowiedzi pocałowała jego usta, mocno zatapiając się w tym pocałunku. Gdzieś usłyszała trzask zbitej filiżanki. Przerwali po chwili. Właśnie zobaczyła jak Malfoy wychodzi wkurzony z Wielkiej Sali. Ha.Dobrze Ci tak!- pomyślała.
                                                                       * * *
            Ślizgoni jak i reszta uczniów jedli śniadanie przed wypadem do Hogsmeade. Ich przywódca i książe: Draco Malfoy pił właśnie gorącą kawę i jadł kanapki. Astoria uwieszona na jego ramieniu była tylko bardzo zbędnym dodatkiem do jego osoby. Jego spojrzenie skupiało się to na czytanym Proroku Codziennym, to na krótkim rzucie na stół Gryffindoru. Był ostro zirytowany, widząc Diabła przy znienawidzonym stole Gryfków. Nie lubił tego uczucia. On kochał być zniewalający i seksowny, a nie wkurzony. Nie miał na to zbyt dużego wpływu. A doznanie wzrosło, kiedy do obserwowanej grupki podszedł Krukon. Samo podejście było ryzykowne, ale siedzenie koło Granger to był szczyt. EJ, Malfoy, uspokój się-powiedział cichy głosik w jego głowie. Posłuchał go… do czasu, gdy Gryfonka pocałowała Boot’a. Wtedy to trzymana w ręku szklanka mocno uderzyła o blat, rozbijając się w drobny pył. Wyszedł. Nie miał ochoty tego dłużej oglądać.
                                                                       * * *
-Ruda, Ruda, Ruda, gdzie się schowałaś, bo jak Cię znajdę, niespodziankę dostaniesz…- śpiewał Blaise głośno, szukając wzrokiem Rudej czupryny Gryfonki. Byli na obrzeżach Zakazanego Lasu, na małej polance przy Wrzeszczącej Chacie. Dzień minął im  niezwykle szybko, chyliło się ku zachodowi.
            Najpierw odwiedzili Zonka, gdyż Gin chciała kupić coś braciom, święta zbliżały się wielkimi krokami. Później odwiedzili Miodowe Królestwo, zaopatrzając się w tony słodyczy. Następnie krótka wizyta u Derwisza i Bangesa, po pióra i zwoje pergaminów. Obładowani wkroczyli do zatłoczonych Trzech Mioteł i wypili po kufle Kremowego Piwa.
            A teraz ganiali się gdzieś na odludziu- szczęśliwi, że obok mają właśnie siebie.
- Haha, Blaise, co to za piosenka ?- roześmiała się w głos Ginny.
- Fajna, nie?- spytał, a zaraz potem, na twarzy dziewczyny wylądowała wielka kulka białego puchu.
- Wyjątkowa- rzuciła i wpadła z wielką siłą na niego. Ale cóż mogła zrobić drobna ruda osóbka w porównaniu do tęgiego chłopaka. Zabini zachwiał się lekko, a sam wrzucił w ją w wielką zaspę, a dziewczyna chcąc nie chcąc, pociągnęła go za sobą.
            Wylądowali tak blisko siebie, jak jeszcze dawno nie byli. Ciała rozpaliły się, mimo powietrza mrożącego im twarze. Serca wybiły kilka razy szybszy rytm. Spragnione usta oddychały głęboko, lekko rozchylone. Kilka centymetrów dzieliło ich wargi.
                                                                       * * *
            Kawiarnia Madame Puddifoot była przytulnym miejscem, w szczególności dla zakochanych par. Stoliki w ustronnych miejscach, romantyczny wystrój, kwiaty, obrusy w kratę, mianowicie wszystko, z czym kojarzyły się słowa „kocham Cię”. Wiele par powiedziało sobie te dwa, jakże ważne słowa, właśnie w tym miejscu. Wiele par zaręczyło się tu, rozpoczęło znajomość, pierwszy raz pocałowało. Nawet takie chwile, należy pamiętać.
            W rogu pomieszczenia, siedziała pewna brązowowłosa dziewczyna wraz z przystojnym brunetem. Wełniany sweter do ud przykrywał zgrabne ciało dziewczyny. Jedną rękę trzymała przy kubku z gorącą kawą, a drugą na dłoni chłopaka. Oczami wodziła to po kawiarni, to po twarzy chłopaka, który wciąż coś do niej mówił. Gołym okiem widać  było jej znudzenie i pewną dozę niechęci.
-… różne rodzaje mioteł, do różnych celów- paplał lepiej, niż ślizgonki przed kolejną imprezą w Slytherinie.
            Było jej strasznie nudno. Straaasznie. Miała ochotę położyć się w łóżku w dormitorium i poleżeć, odpocząć po tym burzliwym tygodniu. Bo musiała przyznać. Była zmęczona. Mordęga i udręczenie kolejnymi problemami przerastały jej możliwości. Teraz poniekąd wszystko się uspokoiło, jednak nie zdawała sobie sprawy, że to cisza przed burzą.
-Wracamy?- spytała z nadzieją w oczach.
- Jeśli chcesz…- rzucił troszkę zawiedziony.
            Wstali, poszli po kurtki, Terry szarmancko zarzucił jej płaszcz na ramiona i wyszli na zewnątrz. Wiatr i śnieżyce niemożliwie utrudniały szybkie przejście do szkoły.
            Terry odprowadził Hermionę wprost pod portret Szalonego Czarodzieja, gdzie po długim i namiętnym buziaku, Miona weszła do salonu.
                                                                       * * *
            Śniegowe gwiazdki wpadały w ich włosy, a oni wciąż trwali tak, zapatrzeni w swoje oczy. Żadne nie chciało wykonać dalszego kroku, ale żadne też nie chciało się odsunąć. Zbyt piękne wspomnienie, właśnie budowało swoje fundamenty na tych kilku chwilach.
            Jednak Diabeł momentalnie odsunął się od dziewczyny, pomógł jej wstać. Oszołomienie objęło obojga z nich.
Blaise: zdał sobie z czegoś sprawę.
Ginny: nadal pod wpływem bliskości ślizgona.
- Przepraszam, nie powinienem był Cię popychać- powiedział po dłuższej chwili.
- Nic się nie stało- a tak naprawdę, zbyt wiele.
- Chodźmy do szkoły, strasznie późno- rzucił Zabini.
- Noo, chodźmy- potwierdziła Ruda.
            Zasypane Hogsmeade wyglądało uroczo. Małe domki i dachy przykryte białą pokrywą, wszystko wydawało się takie czyste i sterylne. W niektórych domach widać było już kolorowe lampki i światełka. W końcu święta coraz bliżej.
            Gmach zamku zbliżał się z każdym krokiem.
- Jedziesz na święta do domu?- spytał Blaise.
- Tak, chyba tak. A ty?- odpowiedziała zamyślona Gin. W sumie nie wiedziała, czy pojedzie do domu, gdzie będzie musiała znosić obecność Harry’ego i Rona. Będzie ciężko.
- Nie wiem jeszcze.
- Jak widzisz swoją przyszłość?- spytała ni stąd ni zowąd.
- Co to za pytanie?- uśmiechnął się ciepło.- Zapewne jakaś posadka w ministerstwie, żona, dzieci, dom z ogrodem, dobra miotła- dodał.
-Nie, nic, tak pytam- także się uśmiechnęła. Po prostu zżerała ją ciekawość, co taki przystojniak planuje.
            Weszli do Hogwartu, gdzie pochodnie  rozświetlały korytarze, czyniąc je mrocznymi.
- To na razie- powiedziała Gin, której włosy w tym świetle wyglądały jakby płonęły żywym ogniem.
- Cześć- uśmiechnął się zniewalająco Blaise. Wyglądała tak ślicznie. Właśnie w takim jej obrazie zakochał się… ale czy na pewno?
            Skierował się w stronę Lochów. Pokonywał schody i kręte korytarze. Stanął przed ukrytymi w ścianie drzwiami i szepnął : Czysta Krew, a ukazało się przed nim przejście. Wparował do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, a wszystkie damskie spojrzenia od razu znalazły się na nim, zachwycone. No, bo która szanująca się dziewczyna, chociaż na chwilę, nie spojrzałaby na idealnego, niesamowicie przystojnego i dobrze zbudowanego Blaise’a vel Diabła? Chyba żadna…
            Pewnie usiadł na fotelu, przy jednym z kominków, uprzednio samym wzrokiem wyganiając stamtąd jakichś pierwszaków. W końcu, kto nie bałby się takiego chłopaka, nawiasem mężczyzny.
            Prężnym ruchem, wyczarował sobie tacę z butelką Ognistej i szklanką. Przecież należała mu się chwila odpoczynku, po tak obfitującym w zdarzenia dniu, który nota bene, jeszcze się nie skończył.
            Jego myśli głównie zajmowała pewna dziewczyna, której uśmiech wciąż miał przed sobą. Ale nie tylko uśmiech. Całą sytuację, w której ich oddechy zaczęły się mieszać,  a serca przyspieszać. To dziwne, że właśnie tylko przy niej zachowywał się inaczej. Kiedy tylko ją widział, serce podskakiwało, a uśmiech sam wpływał na usta. Lubił tę dziewczyną, jak żadną inną.
            Przejście w ścianie rozsunęło się, odsłaniając Księcia Slytherinu, największą konkurencję Blaise’a tymczasem jego przyjaciela. Dwaj najlepsi, najpiękniejsi, do tego zgrani. Cóż więcej mówić. BFF( Best Friends forever, ever, ever and ever xD przyp. Lúthien).
Smok przysiadł się do Diabła.
- No, wiesz, gdzie musimy iść- rzucił, popędzając trochę przyjaciela, który był zbyt melancholijny, jak na to, co właśnie ich czekało.
                                                                       * * *
Pewna czarnowłosa dziewczyna upinała włosy i kończyła nakładać makijaż. Jeszcze tylko podkreśliła swoje spore usta czerwoną szminką, założyła przykrótką sukienkę i wychodząc włożyła czarne szpilki, które wydawały się lekko uginać pod jej ciężarem. Szła korytarzem rozmyślając o tym, co się zaraz wydarzy. Ona, nigdy nie doceniona Gryfonka, teraz ma okazję spotkać się sama, z najprzystojniejszym facetem w Slytherinie i całej szkole. Zmierzała do łazienki prefektów, w której miała się z nim spotkać. Na samą myśl ściskało ją w środku na tyle mocno, że ledwo łapała powietrze ,a ręce trzęsły jej się tak bardzo, jak Ronowi spodnie, kiedy widzi pająki. Stukot jej 15-centymetrowych szpilek odbijał się od murów zamku, który w ten dzień był całkiem pusty.
Kolejna "piękność" Slytherinu szykowała się na randkę swoich marzeń. Ona jednak postawiła na prostotę i ubrała wygodne buty, krawat w kolorze jej domu, a włosy przedzieliła grzebieniem robiąc idealny przedziałek. Spryskała się perfumami o zapachu bliżej nie określonym i wyszła z komnat. Obie dziewczyny prawie w tym samym momencie znalazły się w umówionym miejscu. Było tak zupełnie ciemno, prawie nic nie było widać ale można było dosłyszeć się jakiegoś szurania i cichych szeptów. To on- pomyślały obie dziewczyny po cichu zbliżając się do celu.
                                                                       * * *
- No ile jeszcze będziemy czekać?- pytanie retoryczne wypłynęło z ust czarnowłosego chłopaka. Wyczekiwali przybycia dwóch piękności, które mimo wszystko, grubo się spóźniały.
-No nie wiem- rzucił-po Ginny, to mógłbym się spóźnień spodziewać, no ale Hermiona?- dodał.
-Faktycznie- stwierdził Harry, powoli zaczynając się denerwować.
- Chyba serio, obie się zmieniły- rudzielec zaczął snuć domysły.- Nie dość, ze towarzystwo, to jeszcze wygląd. A o zachowaniu nie wspomnę…-wymieniał ożywiony, jednak przyjaciel go nie słuchał.
            Właśnie zdawało mu się, że ktoś wszedł, a drzwi trzasnęły bardzo cicho, jednak nie zauważył nikogo. Po chwili włączył się do rozmowy.
-Ej, niedługo mecz z Hufflepuffem- poinformował Ron’a.
- Przecież ich rozgromimy- rudy machnął niedbale ręką, mało nie strącając okularów z nosa towarzysza.
- Nie należy lekceważyć nikogo, nawet Puchonów…- rozpoczął, ale przerwało mu stanowcze otworzenie drzwi. Oboje mieli nadzieję, że zobaczą w nich Gryfonki. Jednak tu spotkał ich zawód. Ktoś wyrzucił Proszek Natychmiastowej Ciemności i nic, ani nikt nie mógł przebić się przez ten mrok.
            Na początku spanikowali, nie wiedząc co się dzieje. Jednak po chwili na obu ciałach znalazły się jakieś ręce… damskie ręce.
-To wy?- spytał Ron.
- Tak- odpowiedziały mu dwa zmieszane głosy.
Harry poczuł na swoich ustach, czyjeś usta. Wargi, które całowały go zachłannie i namiętnie. Wargi, które twierdził, że należały do Gin. Całkowicie zatracił się w pocałunku, błądził swoimi rękoma, po jakby trochę większym ciele. Ginny chyba przytyła.
            Kilka chwil później i Rudzielec zaczął całować się z dziewczyną, którą myślał, że jest Hermiona. Gdzieś w głębi, czaiła się jakaś sprzeczność, ale odrzucił ją na samo dno. W końcu, to musiała być Miona.
            Nagle, gdzieś tuż obok, błysnęły flesze, a głośny śmiech wypełnił Łazienkę. Pary oderwały się od siebie oszołomione, widząc, że proszek opadł, a w pomieszczeniu zrobiło się jasno. Zobaczyli tylko jak ktoś zamyka drzwi i śmieje się w głos.
            Oniemieli spojrzeli na swoje towarzyszki, a to, kogo ujrzeli, mało co nie przyprawiło ich o wymioty.
            A oto przed nimi stały dwie dziewczyny w całej swojej okazałości. Jednak nie te, których się spodziewali. Bowiem oto przed nimi, tak samo mocno zdziwione Gryfonka, Eloise Midgoen i Ślizgonka, Milicenta Bulstrode. 
_____________________________________________________________________________
  Armin van Buuren ft. Sophie Elis Bextor- Not Giving Up On Love
Heeej :)
Witam Was, samotnie, gdyż Neta619 baluuuuje na 18 i pije ( beze mnie, foch!) :) 
Rozdział,późno, ale jest i to dłuższy :)
Muszę trochę poskarżyć na Netę, która w 2 tygodnie pełnej strony nie napisała, więc wprawdzie w ciągu chyba 6 ciężkich, szkolnych dni, napisałam 5 stron :)  Neta będzie Was ostro przepraszać :) 
Poziom raczej wysoki nie jest, ba nawet średni, no ale cóż,  starałam się  ;) 
 Aaaaa, opinię poproszę, co do wysłanych miniaturek :) 
 PYTANIA: ASK
GG: 9122505- jak ktoś chciałby popisać, czy coś, ja chętnie xD 
Pozdrawiam cieplutko,
Lúthien ;*
A kiedy chcecie Miniaturkę V ? :)  

Jeśli są jeszcze jacyś chętni na przeczytanie Miniaturki I i Miniaturki II cz.I(18+), proszę o kontakt na GG: 9122505, e-mailu verstehe.euch.nicht@gmail.com . Zachęcam oczywiście :)

niedziela, 8 września 2013

Rozdział XII



 I teraz każde słowo, które pada z naszych ust,
Coraz większy miedzy nami z dnia na dzień stawia mur.
____________________________________________________________________________
Z niedowierzaniem patrzył na to, co się dzieje w jednym z przedziałów biblioteki. Ruszył prosto do dormitorium przyjaciela. Biegł nawet nie zwracając uwagi na przyglądających mu się przechodniów. Pali się czy co?- zapewne tak myśleli. Ale ogień, jakim zionie Smok, na wieść o tym co się stało, wyrządzić może więcej szkód niż podpalenie kilku dormitoriów. Wparował szybko do pokoju trzaskając drzwiami. Zauważył blondyna przywiązującego zwitek pergaminu do nóżki rudej płomykówki.
-Diable, zawału można dostać, stało się coś? -wyksztusił wystraszony chłopak.
-Wiele, oj wiele, ale zaraz Ci powiem. Poza tym, co napisałeś ? -zeszedł na chwilę głównego tematu swojej wizyty.
-Zaraz Ci przeczytam –zapewnił.  
-Kogo wybrałeś? -dociekiwał.
-Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie -odwrócił się, i szepnął coś do puchacza.
-Złośliwy plan czas zacząć -dodał, i rozsiadł się na kanapie ze szklaneczką wybornej whisky. Ta, twoje plany są tak błyskotliwe i przebiegłe jak Weasley -pomyślał.
-To co tam chciałeś Diable? Bo wparowałeś tu jak Granger na zajęcia.
-A właśnie, a propos twojej Hermionki -zaczął.
-Jakiej mojej? -warknął. Zdenerwował się na słowo ”twojej”. W tym właśnie tkwił problem. Nie była jego…
-Dobra, nie ważne, słuchaj. TWOJA Mionka prowadza się i obściskuje w bibliotece z Boot'em -wyrzucił to z siebie najszybciej jak tylko mógł.
Draco słysząc to co mówi jego przyjaciel aż zachłysnął się swoim trunkiem. Co robi? Nie, to niemożliwe. Poczuł bolesne ukłucie w okolicach serca.
-A co mi do tego? -chciał jakoś zamaskować swoje rozczarowanie.
-Jak to co? Jesteś kompletnym idiotą, jeśli tego nie widzisz-rzucił na odchodnym.
-Poczekaj, przeczytam Ci co napisałem.
Mogłabyś zjawić się o 19 w Łazience Jęczącej Marty.
Bardzo mi na tym zależy…
Draco.
PS Wyślij odpowiedź tą samą sową.
-Taki sam napisałem do obu- powiedział zadowolony.
-Kto?- rzucił zaciekawiony Blaise.
- Powiem Ci wieczorem…- uśmiechnął się złośliwie, patrząc jak przyjaciel odwraca się i wychodzi. Właśnie w tym momencie przytłoczyła go szara rzeczywistość.
O co mu chodziło. Czyżby Granger była o niego zazdrosna? Ale niby czemu miałaby być? Ona przecież ma swojego Terry'ego. I to chyba o nim pisała w swoim pamiętniku...znali się wcześniej? -rozmyślał Malfoy popijając Ognistą. Myśl o tym, co wyprawia teraz Gryfonka w bibliotece nie dawała mu najmniejszego spokoju. Ale przecież nie mógł niczego się spodziewać… Wiedział teraz na pewno, że dziewczyna nie pisała o nim w pamiętniku. Bo kto myślałby w ten sposób o  byłym śmierciożercy?
            Jego przemyślenia przerwało pohukiwanie jednej z sów. Czyli jedna już załatwiona. Czekać na kolejną. Zaczął chodzić to w tą, to w drugą stronę, nie mogąc przestać myśleć o brązowowłosej. Nie mógł uwierzyć. Zdenerwowany w oczekiwaniu na odpowiedź, mimo wszystko wybiegł i w kilku wieeelkich krokach był już pod biblioteką. Uspokoił oddech i wszedł pewnie, a jego wzrok padł od razu na stolik w najdalszej części pomieszczenia. 
Czyli jednak, Diabeł się nie mylił. Granger sobie kręci z jakimś idiotą, super. Jego umysł zalała fala uczuć. Jego zazdrość stopniowo przerażała się w złość na dziewczynę za to, że nieświadomie sprawia mu ból i sam na siebie za to, co się z nim dzieje. Jego bezradność w tej sytuacji go przerażała, bo co niby miał zrobić? Odejść w spokoju i upijać się w ciszy na sofie, czy pozwolić ponieść się emocją i odwalić scenę zazdrości? Ale to mogłoby skończyć się bójką. Postanowił, że w te czy w te stronę i tak skończy z Ognistą w ręku. Inaczej nie potrafił już zagłuszać swoich uczuć.
                                                           * * *
Piątkowy ranek zawitał na hogwardzkie błonia. To było jak powiew świeżego powietrza, między spracowanymi uczniami. Bo każdy wiedział, że jeśli jest piątek, a do tego znał dni tygodnia, to dane mu były dwa dni odpoczynku po całym tygodniu ciężkiej pracy.
            Hermiona właśnie jadła dosyć wczesne śniadanie. Nie  mogła ostatnio spać, gdyż jej myśli zajmował pewien chłopak, a nawet dwóch. Irytacja, coraz większa irytacja, kiedy do pomieszczenia wpadł Książe Slytherinu- sam Draco Malfoy, a co dziwne pozbawiony swojej dziewczyny. Krzywy uśmiech zagościł na twarzy Gryfonki.
Coraz więcej osób zaczęło zalewać Wielką Salę swoim gromkim śmiechem i gwarem.
Patrzyła, jak kolejne osoby przechodzą obok niej, spokojnie popijając błogosławioną kawę. Nagle przy swoim uchu usłyszała cichy szept.
- Cześć Mionko- przywitał się, a ona od razu rozpoznała Terry’ego. Usiadł obok niej.
- Hej- odpowiedziała i uśmiechnęła się słodko, wiedząc, że całą sytuację ogląda niejaki blondyn.
-Jak się czujesz?- zapytał śmiało, nalewając sobie kawy.
- Dobrze- stwierdziła, spoglądając na niego uroczo spod swoich długich rzęs. – Muszę iść do dormitorium- powiedziała po kilku chwilach, pocałowała go w policzek i wyszła, nieświadoma tego, że podąża za nią Ślizgon.
Była już na pierwszym schodku, gdy czyjaś ręka złapała ją natarczywie. Odwróciła się, napotykając stalowe tęczówki szanownego Malfoy’a.
                                                           * * *
- Czego chcesz?- warknęła z miną mordercy, co wyglądało dosyć dziwnie.
            Tak właściwie, to nie wiedział. Czuł, że musi za nią pobiegnąć. Tak nakazywało mu serce, które mówiło żeby zamknąć jej usteczka przecudownym pocałunkiem, natomiast rozum, chciał zadać jej ból, godny tego, który trawił go od wewnątrz, gdy tylko spojrzał na nią i tego całego Terry’ego.
- Chciałem POINFORMOWAĆ, że nie będę dzisiaj uczestniczył w patrolowaniu korytarzy- skłamał gładko, tak, jak wiele razy już  to robił.
- Spoko- machnęła lekceważąco ręką i już miała odejść, gdy zatrzymało ją ciche:
- Ładnie się to tak zabawiać kilkoma naraz?- wypowiedział to  takim sposobem, że balustrady mogłyby zostać oszronione.
- Nie twój interes- powiedziała, nawet nie odwracając się do niego . Ruszyła szybkim krokiem na siódme piętro.
                                                                       * * *
            Numerologia- przedmiot niemożliwie podobny do mugolskiej matematyki. Septima Victor rozpoczęła swój wyjątkowo nudny wykład, co kilka chwil zadając jakieś pytanie za punkty. Lekcję Hermionie umilał siedzący z nią Terry i czyniący całkiem śmieszne uwagi dotyczące lekcji.
- Wiesz, że profesor Victor ma romans z Horacym ?- spytał, a ona zachichotała i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Granger, Boot, ciszej- upomniała ich po raz wtóry nauczycielka, obdarzając zdegustowanym spojrzeniem.
            Kolejną lekcją były Starożytne Runy, na których, na jej nieszczęście, brakło Terry’ego. Nie mając innego wyjścia, usiadła sama w ławce, a chwilę potem, zmaterializował się obok niej wesoły Diabeł. Zaprosiła go do ławki, a on usiadł chętnie, wiedząc, że rozjuszy tym jego kochanego Smoczka.
            Właśnie szeptał jej coś bardzo sprośnego do ucha, a ona zaczęła śmiać się cichutko.
- Panno Granger- Bathsheda Babbling spiorunowała ją wzrokiem- Gryfoni i Ślizgoni tracą po pięć punktów- powiedziała, ale ani Miona, ani Blaise nic sobie z tego nie zrobili.
            Historia Magii upłynęła stosunkowo szybko i wyjątkowo nudno. No, zależy dla kogo. Przecież Hermiona robiła pieczołowite notatki i chłonęła każde słowo profesora. Tylko ona potrafiła się oprzeć jego sennemu głosowi.
                                                                       * * *
            Zmęczona weszła do swojego pokoju, przebrała się i wyszła z pomieszczenia. W końcu, miała iść na spacer z Terrym. Cieszyła się, że ktoś w końcu zwrócił na nią uwagę. Przecież nie była jakoś specjalnie ładna, więc cieszyła się z tego powodu.
            Szybko przemierzyła Wielkie Schody, a w Sali wejściowej ujrzała Terry’ego. Pocałowała go w policzek i ruszyli do wyjścia.
            Śnieg, który niedawno przykrył błonia Hogwartu, świecił jasno. Z nieodpartą chęcią, popchnęła chłopaka na wielką zaspę, śmiejąc się przy tym w niebogłosy.
- Tak pogrywasz?- spytał, a w oczach czaiło się szaleństwo. Szybkim ruchem złapał ją i pociągnął do siebie. Lekka niczym piórko-pomyślał.
            Wydała z siebie krzyk oburzenia, gdy biały puch wylądował w okolicy jej szyi. Nie pozostała mu dłużna.
            Długo jeszcze ich śmiechy rozbrzmiewały nad całym gmachem szkoły, gdy w końcu zmęczeni usiedli, a ich oddechy wymieszały się ze sobą.
- Nie wstaję jutro z łóżka- rzuciła Hermiona, śmiejąc się wesoło.
- No wiesz… - jedna z jego brew podjechała znacznie do góry.
- Zboczeniec- powiedziała, obdarzając go krótkim spojrzeniem, a on  w odpowiedzi zaczął powoli zbliżać się do jej twarzy. Nagle jego wargi wylądowały na jej ustach, rozgrzewając je swym gorącem. Całowali się długo, a Mionie podobał się sposób chłopaka. Był delikatny, a zarazem namiętny. Tak inny… NIE,NIE o tym teraz nie myśli.
            Poddała się chwili.
            Oderwali się od siebie, wtedy, gdy zabrakło im oddechu.
-Hermiono, chciałabyś zostać moją dziewczyną?- spytał z niemą nadzieją w oczach. Po tym,co mu teraz zaoferowała, miał ochotę na wiele więcej.
                                                           * * *
Wszedł szybkim krokiem do swojego dormitorium. I tak jak się spodziewał już gasił emocje Ognistą whisky. Ten dzień był na prawdę koszmarny, niczym wykłady Binns’a na Historii Magii. Zdążył opróżnić większą zawartość butelki kiedy usłyszał jak ktoś wchodzi do ich pokoju wspólnego. W ciszy wstał z fotela i ruszył w stronę tajemniczego gościa. Serce podeszło mu do gardła na samą myśl, że to może być ona. Jej zapach, jej piękne oczy i ten czarujący głos. Nie wytrzymałby. Tak bardzo chciał znów poczuć smak jej malinowych ust. Rozmarzył się po całości, kiedy ktoś złapał go za ramię.
-Znowu się upiłeś Smoku? -uśmiechnął się Zabini. Chłopak od razu wrócił z powrotem na ziemię.
-Siedź cicho Diable -mruknął i rozsiadł się na sofie.
-Co ona z tobą robi -spojrzał badawczo na przyjaciela, kręcąc głową. Blondyn tylko westchnął i upił łyk napoju z gwinta.
-Dobra, nie ważne. Mów jak tam się plany miewają -spytał zaciekawiony.
-Wszystko zmierza w dobrym kierunku -uśmiechnął się sam do siebie. -A powiesz mi chociaż którą dostanie Harry? -dociekiwał.
-No nie wiem, nie wiem -droczył się, a jedna z potwierdzających sów wleciała do pomieszczenia.
-No prooooszę cię, Smokuuu -marudził.
-To miała być niespodzianka.
-Oj dobra, dobra, nie lubię niespodzianek -naciskał Zabini.
-No niech ci będzie, przygotuj się na szok -mruczał ucieszony Draco.
-No mów w końcu -denerwował się podekscytowany Diabeł.
-Milicenta Bulstrode i Eloise Midgoen…
____________________________________________________________________________
Witamy, witamy :)
Co o rozdziale? Hmm, sami oceńcie :D
O pierwszym tygodniu? 
Tragedia. Mamy 4 razy po 8h i raz 6h... Nie, wyjdziemy z siebie i staniemy obok, serio xD
Nie wiemy, kiedy kolejny rozdział, ale będzie, to na pewno xD
Teraz Info od Lúthien:
Miniaturka, jest już w przygotowaniu... Będzie Dramione, no i nie uwierzycie, że na pomysł wpadłam w przerwie między połowami meczu, który grałam z kolegami w piłkę nożną, wiecie, oczywiście, zaraz wzięłam telefon i zaczęłam pisać :D taka historia :D  Teraz jestem Lúthien,  bo ten doiczlandzki mi bokiem wychodzi ;*
BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NA TE JAKŻE CIĘŻKIE CZASY,
 Lúthien, Neta619 ;** 
<3

WAŻNE!

Jeżeli są tutaj jacyś czytelnicy, którym się nie chce komentować pod każdym postem, prosimy, niech chociaż raz to zrobią, a my będziemy mieć większą motywacje. Naprawdę, zależy nam na tym ;)) 
Pojawiła się opcja obserwowania przez Google, zapraszamy :)




poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział XI



What are we supposed to do,
After all that we've been through.
When everything that felt so right is wrong,
Now that the love is gone.


 __________________________________________________________________________    
            Rzuciła się na łóżko, płacząc gorzko i głośno. Zrobił to… Przeczytał. Odkrył jej tajemnice. Na pewno spostrzegł się, że pisała o nim. Jak teraz spojrzy w jego piękne oczy?  Jak mu się pokaże? Właśnie… zranił ją i to bardzo mocno. 
            Usłyszała pukanie.
-Hermiona!- wołał chłopak, nie zwracając uwagi na nic. Najbardziej irytowało go to, o kim mogła tak pisać brązowowłosa. Ona najwidoczniej była zakochana, a on, idiota zadurzył się właśnie w niej.
-Odejdź, nie chcę cię widzieć- krzyknęła przez łzy.
            Zdenerwowany Draco wyjął różdżkę i celując w drzwi wypowiedział Alohomora, a one natychmiast ustąpiły. Pewnym krokiem wszedł, widząc zapłakaną twarz Gryfonki.
- Powiedziałam, że nie mam zamiaru oglądać Ciebie i tej Twojej cholernej pewności siebie!- jej oczy ciskały gromy. – Nienawidzę Cię- szepnęła zamykając swoje oczy, sprawiając ból nie tylko jemu, ale także sobie.
- I vice wersa- powiedział wbrew sobie, nieświadomie zadając cios wprost w jej, ale także jego serce. Odwróciwszy się bez słowa, wyszedł na korytarz i szybko popędził do pokoju wspólnego Slytherinu.
            Przemierzył korytarze, a wypowiedziawszy hasło do ściany wszedł do pomieszczenia.
Omiótł wzrokiem salę. Astoria? – ładna, ale głupiutka. Dafne- mini kopia Astorii. Pansy- nie, odpada, za dużo przeze mnie przeszła. Tracey- hmm, całkiem, całkiem, jakby na to spojrzeć… No to weźmie Tracey.
-Tracey, chodź tu- powiedział władczym tonem, a dziewczyna uradowana podskoczyła i podeszła do swojego księcia. Ten pocałował ją nachalnie, a ta ucieszona oddała pocałunek.- Chodźmy, kochanie- rzucił na tyle głośno, aby cały pokój zamarł, a każda dziewczyna patrzyła zazdrośnie na koleżankę z domu.  Sama zainteresowana była zdziwiona, ale nie zamierzała czynić protestów. W końcu sam Draco Malfoy potwierdził, że są parą.
            Pociągnął ją w stronę jego prywatnego dormitorium, a odprowadzani byli przez wiele zazdrosnych spojrzeń. Kiedy drzwi za nimi zatrzasnęły się w pomieszczeniu wybuchła wrzawa godna tej z ula.
            Ściana otworzyła się, a z niej wyłonił się zawsze uśmiechnięty Blaise Zabini. Kiedy spostrzegł, atmosferę panującą w Slytherinie od razu podszedł do Theodora Notta, siedzącego przy jednym z zimnych kominków,
- Co się dzieje?- zapytał, ogarniając spojrzeniem pokój.
- Smok właśnie obwieścił, że chodzi sobie z Tracey Davids – odpowiedział, trochę zły, bo jemu od dawna podobała się ta dziewczyna.
-Co zrobił?- krzyknął Blaise, dobrze wiedząc co hula w duszy przyjaciela.- Popierdoliło go do reszty…- skomentował pod nosem, wpadając na miejsce obok Pansy. Przywołał Whisky i pociągnął klawy łyk prosto z butelki.
                                                                       * * *
            Weszli do prywatnego dormitorium Draco, wybudowanego na rzecz jego nauki do SUM-ów, ale wiadomo w jakich celach tak naprawdę to wykorzystywał. I dziś był ten właśnie dzień.
            Zamknął drzwi i rzucił się na dziewczynę, szybko zrywając ubrania z niej i z siebie. Całował ją nachalnie, a Tracey wcale nie wyrażała sprzeciwu, była wręcz zadowolona z obrotu spraw.
            Gdy Smok zaspokoił swoje potrzeby, rzucił:
- Możesz już iść, a i jesteś moją dziewczyną.
            Dobrze wiedział, że każda dałaby się pokroić za taką szansę. A sprawę z tego zdawała sobie również Davids, która bez szemrania ubrała się, pocałowała go lekko na pożegnanie i wyszła.
On poszedł pod prysznic, ubrał się i zadowolony wyszedł do pokoju wspólnego. Musiał odreagować, po prostu musiał. To, co szalało w jego wnętrzu, kiedy powiedziała, że go nienawidzi. Ten ból, niewyobrażalny i pustka; wszechobecna, wypełniająca każdą komórkę jego ciała. A potem jego słowa. Wypowiedział je wbrew sobie, w przypływie złości.
Zranił ją, ale tym samym nieświadomie, siebie. Nawet nie wie, co zobaczy w jej oczach, gdy w nie spojrzy. Nie zdaje sobie sprawy, jakie trudności go czekają. Nie ma pojęcia o tym, że oboje wymierzą ciosy naprzeciw sobie.
- Smooooku!- wydarł się Zabini, widząc przyjaciela wychodzącego z drzwi, podchodząc do niego szybko.- Musimy porozmawiać- powiedział dziwnym tonem i pociągnął go ku wyjściu do dalszej części lochów. Wyprowadził go, wręcz siłą i wepchnął do jakiejś klasy, a zamknąwszy drzwi wyszeptał : Muffliato.
- No więc? Co to miało do cholery znaczyć ?- zapytał Blaise, patrząc na blondyna, a cała postawa czarnoskórego wyrażała niechęć.
- Nic, po prostu znalazłem sobie dziewczynę… Nie wiem, czemu się dziwisz- mruknął zadowolony.
- Co wygadujesz ?! Tak po prostu sobie dziewczynę znalazłeś, no dodatkowo Tracey Davids. Nie okłamuj mnie Smoku- powiedział groźnie. – Co się kurwa stało ?- spytał rozeźlony. Zależało mu na blondynie, w końcu przyjaźnili się wiele lat. Znali się bardzo dobrze i niewiele mogło ich rozłączyć.
- Diable, ja po prostu chcę pobyć w związku- stwierdził.- szkoda, że nie z tą dziewczyną- dodał w myślach.
- Co z Mioną ?- spytał prosto z mostu, nie łapiąc jego życiowych postanowień.
- A co ma do tego Granger? – wkurzył się Draco. Musiał o niej wspomnieć, musiał. Zawsze wie, gdzie uderzyć.
- Nie okłamuj mnie…
- Nie wierzysz mi – przerwał Blaise’owi.
- Dobrze wiesz co mam na myśli – rzucił Zabini.- Będziesz tego kurwa żałował- dodał- ale to tylko i wyłącznie Twoja sprawa. Poza tym, wiesz co musimy zrobić… odnośnie zemsty na Potterze i Weasleyu. Musisz znaleźć kogoś odpowiedniego.
-Zajmę się tym, spokojnie, mam takie wtyki, że sam Dumby by się nie powstydził- zażartował lekko Draco.
- Dobra, to ja spróbuję jutro wszystko już załatwić.
-Na sobotę wieczór, tak?- spytał.
-Tak- powiedział na odchodnym i wyszedł, lekko podenerwowany.
            Co temu Diabłu po jego piekielnej głowie chodzi? Może on myśli, że kocham Granger? Nie no w sumie to nie wiem czy  ma racje, ale kurwa no, niech sobie nie robi jaj, że wie. To niemożliwe. Z resztą, ja sam nie mam pojęcia, jak to jest kochać kogoś. Przecież nigdy tego nie robiłem. Mimo wszystko, matkę i ojca darzyłem miłością, ale całkowicie inną. Jakie to wszystko skomplikowane- westchnął głośno i wyszedł z klasy. – aaa, już wiem kogo dostanie Potter… jeszcze tylko pomyślę nad Weasleyem i prawie załatwione- ucieszył się na tę myśl. Ich plan zaczął powoli raczkować.
Skierował się do swojego mieszkania, w duchu licząc na spotkanie z Gryfonką, jednak nic takiego się nie stało. Po kremowym piwku poszedł spać, ten prawie już skończony, odznaczył się na nim ciężko.
                                                                       * * *
            Płakała, nie mając pojęcia, co dalej będzie. Nie przespała nocy, wiedząc kogo spotka w snach. Przecież znienawidziła go, niee, nie tak… jego postępowanie.
- Tak się po prostu nie robi- mruknęła do siebie, zaraz po tym, jak przytłumione promienie słoneczne zaczęły wdzierać się przez okiennice dormitorium na jej twarz. Zrezygnowana wstała z łóżka, wiedząc, ze musi stawić czoło dniu, a długa kąpiel w łazience prefektów na piątym piętrze, była do tego jak najlepszą zachętą. Szybko wzięła potrzebne rzeczy, rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Przemierzyła krótkie korytarze, dzielące ją od celu i już była w pobliżu wejścia do łazienki, przy pomniku Borysa Szalonego. Wypowiedziała hasło, które ujawniła im McGonagall na początku roku i weszła do środka.  Rozebrała się, pozostając w samym bikini i zdjęła z siebie rzucone wcześniej zaklęcie . Odkręciła jeden ze zdobionych złotem kurków, a woda popłynęła z niego kryształowym strumieniem, a z kolejnego jej ulubiony brzoskwiniowy płyn. Po kilku minutach wielka wanna wypełniła, a brązowowłosa weszła do niej.
            Chwila relaksu. O tak, tego potrzebowała. Nie mogę pokazać mu, że to coś dla mnie znaczyło. Muszę być twarda. Po prostu muszę. Odpoczywała sobie dość długo, kiedy nagle drzwi otworzyły się, a do środka wyluzowanym krokiem wszedł prefekt naczelny Ravenclavu- Terry Boot. Kiedy spostrzegł dziewczynę na jego twarzy wykwitł czarujący uśmiech.
- Cześć Hermiono!- powiedział radośnie, nie wierząc w szczęście jakie go spotkało.
- Terry? Witaj- przywitała się nieco mniej entuzjastycznie. Chłopak przystojny, wysoki, brunet o czysto zielonych oczach, krótkich włosach i czarującym uśmiechu.
-Widzę, że ktoś tu nie może spać- stwierdził, patrząc na zatopioną w wodzie Gryfonkę. Rozebrał się do kąpielówek i dołączył do dziewczyny.
- A no, nie mogłam zasnąć- powiedziała zgodnie z prawdą. Zbliżył się do niej i delikatnie położył rękę na jej ramieniu.
- Jesteś taka piękna, nawet niewyspana- skokietował gładząc jej skórę, a Miona nawet się nie opierała. Uśmiechnęła się uwodzicielsko, w końcu, coś jej się od życia należy.
- Powiedz, miałabyś coś przeciwko małemu spacerowi po błoniach w piątek? – spytał z nadzieją w oczach.
            Gryfonka wahała się chwilę. Jednak chęć zapomnienia , które było tak bardzo potrzebne, zwyciężyła.
- Jasne. Dam Ci znać. Idę, muszę się jeszcze spakować- poinformowała chłopaka i dała mu buziaka w policzek, a on zadowolony leniwie przeciągał wzrokiem po jej prawie nagim ciele.
            Wytarła się puchowym ręcznikiem, ubrała się, uśmiechnęła do chłopaka i wyszła. Skierowała się do swojego dormitorium.
            Terry wciąż nie wierzył, że udało mu się umówić z najgorętszą dziewczyną Hogwartu. Ma szczęście.  
            Dotarła do portretu i wypowiedziała hasło. W salonie siedział blondyn, co było bardzo dziwnym zjawiskiem o tej porze dnia. Chłopak wstał, otworzył usta aby coś powiedzieć, ale ona przyspieszyła, a on usłyszał tylko trzaśnięcie drzwiami.
            Zastanawiało go to, gdzie ona była o tej porze. Przecież zawsze wstawała na śniadanie, nigdy wcześniej nie wychodziła nigdzie. Nie dała mu nawet dojść do słowa. Uraziła tym jego dumę. Załamał się. Co on będzie się przejmował słowem jakiejś Gryfonki? No właśnie… ale tu pojawiał się problem. Tą dziewczyną była Granger.
                                                                       * * *
            Weszła do pokoju, bezwiednie rzucając się na łóżko. Wiedziała, że on chciał coś powiedzieć… Pewnie: „Głupia szlama”, albo cos w tym rodzaju. A wiele mógł powiedzieć.  Jednak nie zdała sobie sprawy z tego, że mogły to być słowa przeprosin.
            Przebrała się w szkolne szaty, spakowała książki i wyszła do salonu. Draco wciąż tkwił tam i gapił się na przeciwległą ścianę. Nie zwróciła na niego uwagi i przeszła przez pokój.
                                                                       * * *
-Ginny, zjedz coś- wmuszała w przyjaciółkę, która za nic nie chciała wziąć niczego do ust.
- Nie mam ochoty- odpowiedziała znudzona rudowłosa, wpatrując się bezczynnie w pusty talerz.
            Nagle zmaterializował się przed nimi Zabini i przysiadł się naprzeciw dziewcząt. Gin patrzyła na niego całkowicie zdziwiona.
- Cześć- zawołał smutno, wiedząc jaki szok przeżyje za chwilę przyjaciółka.
- Hej- przywitały się dziewczyny jednocześnie.
-Co się stało? -zapytała Miona, widząc nastrój Diabła.
-Zaraz zobaczysz- powiedział i jak na potwierdzenie jego  słów do Wielkiej Sali luźnym krokiem wparował Draco Malfoy, jak zawsze perfekcyjny, za rękę ze ślizgonką- Tracey Davids. Przeparadowali przez pół Sali i usiedli obok siebie przy stole Slytherinu.
            Hermiona już wiedziała, co miał na myśli Blaise. Szybkim ruchem wstała i rzuciła do czarnoskórego: Spraw, żeby coś zjadła- tu spojrzała na Rudą głowę przyjaciółki. Na co on tylko kiwnął głową, a Miona wyszła nie zaszczycając nikogo cennym spojrzeniem, jej czekoladowych oczu.
                                                                       * * *
            Dzień minął jej nadspodziewanie szybko. W szczególności, że unikała go i jego „dziewczyny” jak ognia. Wszystko psuło jej nastrój, pomimo incydentu na eliksirach:
            Rzuciłam torbę ciężko na ławkę. Jak mogłam się spodziewać, fretka usiadła ze swoją- tfu- partnerką. Odpowiadało mi to. Nie chciałam oglądać ani jego, ani tej wywłoki. Przeżyłam szok, gdy jak nigdy nic koło mnie usiadł Theodor Nott. Tak, ten właśnie ślizgon. Moja mina wyrażała wszystko.
- Cześć Hermiono- powiedział, uśmiechając się zalotnie.
- yyy…eee cześć- odpowiedziałam zdziwiona. Miałam tak zwany w mugolskim świecie „mindfuck”. Co on tu robił?
- Wiesz, takiej pięknej pannie nie wypada siedzieć samej- uprzedził moje pytanie,, a ja  chcąc nie chcąc ,roześmiałam się w głos, przyciągając tym spojrzenie blondwłosego zwierza. Uśmiechnęłam się satysfakcjonująco. Co mi szkodzi troszeczkę porozmawiać z tak przystojnym chłopakiem, na dodatek całkiem miłym. Najwidoczniej nie wszyscy ślizgoni są źli- pomyślałam z wizją Diabła w głowie.
- Witajcie- rzucił Slughorn w wyjątkowo szampańskim  humorze. Wszyscy się uspokoili.- Na dzisiejszej lekcji zrobimy małe sprawdzenie umiejętności. Dobierzcie się w pary, najlepiej tak jak siedzicie- powiedział, a wszyscy rzucili się na siebie.
-Razem?- spytał, a ja tylko uśmiechnęłam się uroczo, tym samym zgadzając się. Co nie uszło jego uwadze.
- Ja wybiorę eliksir, który będziecie ważyć. Oczywiście gra toczy się o cenne punkty- rzucił i zaczął chodzić po klasie.
-Miona, mogę tak do Ciebie mówić? – zapytał.
- Jasne- odpowiedziałam i wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu. Zaczęliśmy rozmawiać na błahe tematy, okazało się, że Teo to bardzo inteligentny chłopak, przy tym miły i bardzo elegancki.
- No więc , co by wam tu dać- zaczął Horacy, zaraz po dojściu do ich stanowiska.- To musi być coś trudniejszego, tak, więc niech będzie Płynne Szczęście– powiedział, a ja uśmiechnęłam się… banalne.- Powodzenia- dodał.
            Szybko zrobiliśmy  eliksir i zadowoleni dostaliśmy po 20 punktów dla domów. Kilka razy w ciągu pracy, dłoń chłopaka delikatnie dotykała mojej dłoni, bądź ramienia, co definitywnie irytowało Malfoya, który wyrażał to dosyć głośnymi i denerwującymi prychnięciami. Szczyt złości osiągnął, kiedy Teo szepnął mi na ucho podziękowania za udaną lekcję, wyglądało to jakby muskał je wargami. Wtedy to Książe  Slytherinu demonstracyjnie zrzucił  fiolki stojące na ławce, co skomentowane było dziwnym spojrzeniem reszty, a w szczególności rozbawionego profesora.
            Uśmiechnęła się na to wspomnienie… jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Szybko przemierzyła korytarze. W salonie zastała blondyna, ze swoją ukochaną. Pff. Przebrała się i wyszła do biblioteki, nie mając zamiaru nawet na niego patrzeć.
            Spostrzegła Terry’ego.
-Hej- powiedziała, a ten spojrzał na nią rozmarzonym wzrokiem.- Chciałam powiedzieć, że jutro będę czekać po ostatniej lekcji przed Wielką Salą – rzuciła, a on uśmiechnął się szeroko.
-Cieszę się – powiedział i zaprosił ją żeby usiadła.
            Spędzili czas w bibliotece, śmiejąc się, ucząc, rozmawiając, a całej tej sytuacji przyglądała się ktoś, kto dobrze wiedział, komu o tym powie.
______________________________________________________________________________
Witamy w ten tak mało szczęśliwy dzień ...
Tak, my też musimy iść do szkoły. 
Tak, my też mamy załamkę po dzisiejszych widokach w naszej jakże zacnej szkole. 
Tak, my mamy jutro aż 7 godzin. 
Tak, jesteśmy niezmiernie zawiedzione widokiem pewnych osób, a brakiem niektórych.
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI !
Komentujcie ludziska ;* 
Gorące pozdrówki, bo u nas to tak wieje, że dziś ichhassedich mało co by kiecki nie zgubiła xD 
Neta619, ichhassedich ;***

UWAGA!

Na prawym pasku, na samym początku jest ankieta, dotycząca następnej miniaturki. 
Bardzo proszę o dokonanie wyboru, całuje,
ichhassedich ;*