Cały mój świat,
znika za szkłem,
gdy nie ma Ciebie.
_________________________________________________________________________
Oczy Hermiony spojrzały wprost w
stalowoszare tęczówki blondyna, który pewnie trzymał ją w swoich ramionach.
Chwila niechybnie przedłużyła się do minuty, a potem jeszcze dłużej.
Blaise niezauważalnie wyszedł, by
dać im trochę prywatności. Może wreszcie te dwa matołki się pogodzą- powiedział
do siebie w duchu.
Tymczasem Draco postawił Gryfonkę
na podłogę, nie mogąc oderwać wzroku od jej czekoladowych oczu, które prześladowały
go podczas każdej bezsennej nocy.
-Dzięki Malfoy- odpowiedziała w
końcu, chcąc jak najszybciej odejść od niego. Ta bliskość działała na nią zbyt
intensywnie i nie potrafiła tego powstrzymać na żaden sposób.
- Nie ma za co- zbliżył swoją
twarz do jej, a dłonie, które trzymał na jej talii przyciągnęły ją nieznacznie.
tak bardzo pragnął wreszcie ją pocałować, a potem przeprosić za swoją głupotę i
znowu wycałować. Ale ona chyba nie miała takich planów.
-Muszę już iść- wyszeptała wprost
w jego usta i wyrwała się z jego uścisku. Chciała jak najszybciej wyjść.
Przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu nie było bezpieczne.
Drzwi trzasnęły, a blondyn pozostał sam, wraz z denerwującą
myślą, że Granger nigdy już nie będzie jego…
*
* *
- Miona?- spytał zdziwiony
Zabini, który siedział spokojnie na jednej z ławek. Wstał. – Co się stało?
- Nic Diabełku, wypadła mi ważna sprawa- wywinęła się
zwinnie i jak najszybciej opuściła salę. Zdziwiony Diabeł wparował do składzika
i zastał tam Draco z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Dobra,
spowiadaj się- powiedział czarnoskóry, patrząc na towarzysza pełnym udawanej
grozy wzrokiem.
- Spierdoliłem-
odparował Malfoy ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. Co innego miał powiedzieć
Diabłu? Przecież to cała prawda.
Chłopak bez
zastanowienia podszedł do przyjaciela i objął jego ramiona w pocieszającym
geście. Wiedział, że jest mu ciężko w tej sytuacji i wiedział, że musi jak
najszybciej zainterweniować inaczej Smoczek wykończy się psychicznie. Musi jak
najszybciej znaleźć Gin.
- Chodźmy
już na kolację- zaproponował Draco, odsuwając się od przyjaciela i wyraźnie
unikając jego wzroku. Chciał, by Diabeł zaczął cieszyć się swoim życiem, a nie
wciąż zamartwiać o niego. Ale z drugiej strony, gdyby nie on, to ciężar
wszystkiego, co się właśnie działo byłby zbyt duży.
- Wiesz, zastanawiam się, jak kurwa Bóg długo musiał przy
nas majstrować, byśmy oddali swe ślizgońskie serca Gryfonom…- oznajmił
filozoficznie, rzucając uśmiech gdzieś w daleką przestrzeń.-I nie, nie
zaprzeczaj, dobrze wiem, co się dzieje w Twoim sercu- powiedział, spoglądając
na niego z sprytnym błyskiem w oku, co Draco nie omieszkał zauważyć.
-Oj Diable,
Diable- powiedział, wchodząc do Wielkiej Sali, w której gwar wesołych uczniów
poruszał płomykami świec wiszących pod sufitem.
*
* *
Hogwart
wciąż tonął w bieli śniegu, pozostając raz po raz przysypany nową warstwą,
która wesoło skrzyła się w blasku słońca. Luty już zawitał na błonia, a gruby
lód przykrył jezioro, gdzie młodsi uczniowie wesoło spędzali czas.
Korytarze,
które uczniowie znali już niemal na pamięć zmieniły się nie do poznania. Bowiem
w każdym zakątku widać było jakieś kolorowe, świecące i zaczarowane serca,
które mieniły się w trakcie dotyku. Kolor zasłon na korytarzu na drugim piętrze
był wściekle różowy, co chyba miało przypominać niegdysiejsze panowanie
Umbridge w szkole. Poza tym zbliżały się Walentynki. I tym razem pojawił się
widoczny podział, który o dziwo łączył nawet ślizgonów i gryfonów.
Tak oto,
jedna grupa, w której pojawiły się na zabój zakochane dziewczęta i chłopcy,
którym jak najbardziej do gustu przypadły dekoracje, zaczęła walkę na
prychnięcia z drugą stroną, która miała dokładnie gdzieś całe to święto
zakochanych, a na widok wszystkich różowych dodatków ochotę mieli na zwrócenie
zjedzonego posiłku.
*
* *
Wyczekiwane
przez wielu święto wypadło akurat w sobotę. Tym sposobem, mało pobłażliwa
McGonagall zgodziła się na wyjście uczniów do Hogsmeade, by chociaż w pewnym
stopniu uniknąć oglądania całujących się wszędzie uczniów.
Ginny
Weasley była w trakcie zakładania na siebie czarnych, skórzanych spodni, które
podkreślały jej drapieżną urodę. Do tego niebieska bluzka, by chociaż trochę
złagodzić ubiór, do tego delikatna biżuteria. Przecież nie można wyglądać zbyt
dobrze.
Wyszła z
pokoju i skierowała się do dormitorium jej przyjaciółki, Hermiony. Znała hasło
do portretu i nie omieszkała go od czasu do czasu użyć. Na kanapie zastała
Malfoya, który wiązał swoje buty.
- Siema
Smoku- powiedziała wesoło. Strasznie cieszyła się, że idzie na romantyczną
randkę z Blaisem. – Idziesz do Hogsmeade?
- Cześć-
odpowiedział.- Tak, idę.
- Herm u siebie?
- Nie wiem, nie rozmawia ze mną- powiedział, a gorycz, którą
usilnie próbował ukryć i tak wylała się wraz z jego słowami.
Gin
zapukała do drzwi Hermiony, a gdy usłyszała ciche pozwolenie, weszła.
- Hej Gin- mruknęła Miona, nie odrywając wzroku od czytanej książki.
- Hermi, idziesz, prawda?- zapytała z nadzieją. jej
przyjaciółka nie mogła tak po prostu i wciąż pokonywać proste drogi: Wielka
Sala, dormitorium, sale lekcyjne, Wielka Sala, dormitorium.
- Nie, jakoś słabo się czuję- powiedziała i spojrzała na
odstawioną Rudą.- Łaaał, Gin, Diabeł Ci się nie oprze…
- Ha, dziękuję. Może pójdziesz do skrzydła?- nie zamierzała
opuścić. Dobrze widziała, co się z nią
działo.
- Nie, chyba się prześpię, czy coś, poczytam- odpowiedziała.
Nie miała ochoty na wychodzenie gdziekolwiek, tym bardziej, że mogłaby minąć
się z blondynem, z którym po ostatniej sytuacji w składziku na eliksiry… nie,
nie myśl o tym.
- Dobrze-
odpuściła.
*
* *
Herbaciarnia
Madame Puddifoot była
miejscem typowym dla zakochanych par, chcących zaznać trochę swobody i napić
się pysznej herbatki. I tegoż dnia utarg miał wzrosnąć o kilka zer, gdyż w
Walentynki, para, która nie przekroczyła progu tego miejsca, była parą
nieszczęśliwców, jak głosiły plotki, które dziewczęta przekazywały sobie
szeptem.
W odległym
kącie Sali, przy stoliku nakrytym ładnym, beżowym obrusem siedziała wdzięczna
para. Ruda dziewczyna, która uśmiechała
się na każde słowo czarnoskórego, przystojnego chłopca.
- I wpada
Snape w samym ręczniku owiniętym wokół bioder i krzyczy: „ Gdzie mój różany
szampon?”- zabawiał Blaise i patrzył, jak oczy jego dziewczyny rozświetlały się
w dźwięcznym uśmiechu, którego mógłby słuchać przez całą wieczność.
- Skąd Ty bierzesz takie pomysły? – zapytała, a w oczach
pojawiły się łzy, będące skutkiem tłumionego śmiechu.
- Jesteś moją inspiracją- wymruczał.
-Taaaak?- zapytała.- Wyglądam jak nietoperz?- wydęła wargi w
niemym oburzeniu.
Diabeł
zaśmiał się wesoło. Byli naprawdę dobraną parą. Tak wiele ich łączyło. Oboje
mieli ciekawe charakterki, wyglądali jakby faktycznie byli z piekła. Ale cóż…
miłość nie wybiera, nieprawdaż?
Kilka chwil
później byli już gdzieś poza wioską, na wdzięcznej polance pełnej śniegu i
starych drzew. Ginny siedziała oparta o jedno, a Blaise stał nad nią.
- Wstań,
przeziębisz się…- rzucił z troskliwą nutą, która zabrzmiała w jego ustach
nadzwyczaj dziwnie w takim wydaniu.
- Ale tu
jest pięknie- powiedziała rozmarzonym tonem. Nagle czyjeś silne dłonie
pociągnęły ją do góry. Kochany Zabini.
- Tak,
wyjątkowo, ale wizja Twojej rychłej choroby psuje mi to wyobrażenie- próbował
ją zastraszyć, jednak słabo mu to wyszło.
- Oj tam- przyciągnęła go do siebie i poczuła ciepło, jakie
emanowało od jego ciała.
Chłopak
oparł ją o pień drzewa i pocałował czule, wkładając w ten akt całą swoją
miłość. Przy niej czuł, że naprawdę jest tym, kim powinien być, że jego
obowiązkiem jest podanie jej dłoni, gdy upada i trzymanie jej ręki w każdym
momencie życia, by miała w nim wsparcie.
- Ginny?-
zapytał, a ona spojrzała w jego oczy.
-Tak?
- Kocham Cię- mruknął wprost w jej usta, by znowu złożyć na
nich swoje wargi. To było jak uzależnienie, być może nawet coś więcej…
*
* *
- Ech,
zakochałem się- powiedział rozmarzonym głosem Zabini, nie patrząc na dwójkę
przyjaciół, których miny były z goła odmienne.
- Jakbyśmy
tego nie widzieli- stwierdziła Pansy, poprawiając swoje czarne włosy.
- Taa, w szczególności, kiedy nie możesz ogarnąć
rozmarzonego wzroku i śpiewasz „ Ty jesteś ruda, na pewno ruda, szalona ruuuda,dobrze to wiem” … Disco polo ?()
– zapytał, patrząc na swojego przyjaciela, który najprawdopodobniej był na
najkrótszej drodze do szaleństwa.
- Serio on
to śpiewa?- spytała Ślizgonka, popijając łyk Whisky.
- Taaaaaa, nie wspomnę, że czasem pod prysznicem-
powiedział. Raz był w dormitorium wraz z Blaisem, a raz wracał do dormitorium
prefekta. Różnie z tym bywało. I często słyszał śpiewającego Blaise’a, ale
Szalona Ruda była na szczycie jego hitów.
- Nie, tego
naprawdę nie musiałam o nim wiedzieć- odparła Pansy, spoglądając na Diabła,
który roglądał się po pokoju wspólnym. Miał zamiar upić się dziś do
nieprzytomności i nic nie stało na przeszkodzie. Szczęście należało sowicie
oblać.
- A tak w
ogóle, to jak z Harrym?- zapytał Blaise, wyszczerzając swe białe zęby.
- Dobrze, a jak ma być?- odparowała.
- Chcemy poznać jakieś pikantne i mało grzeczne szczegóły-
stwierdził Draco, wyrywając się z
zamyślenia.
- Smoku, mowa o Potterze… i Ty mówisz o „pikantnych i mało
grzecznych szczegółach”? Pansy, oczekujemy jakichkolwiek szczegółów!-
zażartował, ale widząc minę przyjaciółki nagle spokorniał.
- Spytał, czy będziemy razem…- rumieniec wkroczył na jej
policzki.
- A ty się zgodzisz i będziecie żyć długo i szczęśliwie…
zajebisty scenariusz- podsumował Blaise z pełną aprobaty miną, kiwając
dodatkowo głową, co dało niesamowicie śmieszny efekt.
Miło było
porozmawiać z przyjaciółmi, przy dobrej gatunkowo Whisky, o najróżniejszych
tematach. Czas mijał nieubłaganie szybko, a Diabeł w końcu został sam, w
towarzystwie wdzięcznego trunku, który mile palił jego gardło. Draco poszedł na
górę do swojego dormitorium, a Pansy była już zmęczona tygodniem.
-Tylko Ty
mi zostałaś- powiedział czule do butelki i pociągnął łyk wprost z niej.
Czas mijał, aż w Pokoju Wspólnym
pozostało jedynie kilka osób w tym wyraźnie chętna, jedna z Greengrassównych. Podeszła
do Diabła zmysłowym krokiem i usiadła obok. Zanim chłopak zdążył się odezwać,
przycisnęła swoje wargi do jego.
Trochę podpity Zabini zachował
trzeźwość umysłu na tyle, by odepchnąć ją od siebie na bezpieczną odległość. Jednak
co się stało, się nie odstanie.
* * *
Draco przemierzał korytarze Hogwartu jak
najszybciej i najciszej. Nie chciał spotkać na swojej drodze pani Noris, bądź
co gorsza samego Filcha. Wizja ta była mało przekonująca.
Nie
pozwolił swojemu umysłowi na myślenie o niczym innym, jak o bezpiecznym
dotarciu do dormitorium. Coś w jego głowie krzyczało, że tego wieczoru, to
właśnie tam powinien się znajdować.
Ulga
wymalowała się na jego twarzy, kiedy ujrzał portret. Wypowiedział hasło i
wkroczył do mieszkania. Teraz mógł być już spokojny.
Ale tylko jedno spojrzenie na salon sprawiło,
że każda część jego ciała zamarła.
- O kurwa- mruknął, patrząc na Hermionę Granger, jego
ukochaną Gryfonkę, leżącą na podłodze bez jakichkolwiek oznak życia.
_____________________________________________________________________________
Witajcie :)
Jesteśmy załamane statystykami... 9 komentarzy na 100 wyświetleń posta? To jest druzgocące.
Mamy nadzieję, że postaracie się. To nie jest tak, że wymagamy tego, tylko miło jest, jeśli ktoś napisze kilka słów. Miło jest, kiedy mamy świadomość, że ktoś to czyta :)
Trzymajcie się , pozdrówki,
L. i P. ;*
We will be coming back for you one day.
Rozdział super ;) Co ta Greengrassówna sobie wyobraża? Niech spada! A co się stało Hermionie?! Dlaczego w takich momencie skończyłaś>?! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńjeju w takim momencie musiałaś to skonczyc, teraz bede z niecierpilowoscia czekac na kolejny rozdzial :) a i przy okazji genialny ten rozdzial zreszta jak wszystkie :)
OdpowiedzUsuńO ja. Się porobilo. Uwielbiam parking blini. Uwielbiam teksty zabiniego. Uwielbiam twój blog
OdpowiedzUsuńNie zabijajcie Hermiony :P Rozdział świetny, kurczę, nie wiem co mam robić teraz. Czekam na nexta. Życze weny. Nie martwcie się, też mam dużo wyświetleń, a mniej komentarzy :(
OdpowiedzUsuńOoo coś czuje że za chwile się pochodzą :D
OdpowiedzUsuńŚwietny blog, weny życzę <3
CUDO!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńTylko jedna rzecz : niech Hemriona będzie żywa...jako trup gorzej wygląda
I ten Diabeł! Coś ty Zabini zrobił?!
Super, ale no niestety znów wyrażę swoją dezaprobatę na hasło "disco polo". Ja rozumiem, żyjemy w Polsce i takie rzeczy się przyklejają, ale no suma sumarum to o czym piszecie dzieje się w Anglii. A jest to jedyne moje, ale. Tak to rozdział super i czekam na więcej :3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNiepokoję się co się dzieje z Mionką. Ona musi żyć!
Hahahah, wyobrażenie Diabełka śpiewającego disco polo, hahahah, po prostu świetne :P A co do tej sytuacji z tą Greengrass, to przynajmniej tyle, że ją odepchnął wtedy. Ale jak sama powiedziałaś co się stało, się nie odstanie :/
Czekam z niecierpliwością na nexta :)
Życzę weny ;*
e_schonheit
Zapraszam do mnie na : make-me-happy-dramione.blogspot.com :)
Rozdział super ;)
OdpowiedzUsuńPara Ginny i Blaise po prostu wymiata. Dobrze, że chociaż u nich się układa...
Harry i Pansy razem - bardzo fajnie, lubię ten parring chociaż żadko się pojawia w opowiadaniach...
No i najważniejsze... co z Mioną???
Czekam na następny rozdział ;)
Pozdrawiam
Świetnie:)
OdpowiedzUsuńChociaż końcówka...
ale cóż to za życie bez dramatyzmu ;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.