środa, 27 listopada 2013

Rozdział XXII



Ku zdziwieniu popatrz na nią i na niego
Niebo spotkało piekło, piekło spotkało niebo
Nie pytaj dlaczego los płata takie figle
Na tym polega piękno, miłości zawsze żywej
________________________________________________________________________
            - A co powiesz na to?- zapytał Draco, a usta Miony owinęło chłodne powietrze. Tylko tyle wystarczyło, by ich wargi szybko się połączyły. Delikatny pocałunek prędko zamienił się w namiętny i bardzo rozpalający, a jednocześnie pokazujący wszystkie uczucia.
            Chętne dłonie chłopaka wylądowały na plecach dziewczyny, wywołując u niej niesamowite dreszcze. Ona natomiast swoje ręce wplotła w jego miękkie włosy. Draco zdecydowanym ruchem popchnął ją w stronę łóżka, które delikatnie ugięło się, kiedy on przylgnął do niej swoim ciałem. Jedna z jego dłoni zaczęła gładzić wnętrze jej uda, a usta zapamiętale pieściły jej szyję wywołując przy tym ciche jęki, wydobywające się z jej słodkich ust.
            Ale jak to już w tego typu sytuacjach bywa, swoją rolę musiał odegrać najlepszy przyjaciel, który mocno potraktował drzwi swoją nogą i wparował do pomieszczenia, śmiejąc się w głos, chcąc obudzić swojego przyjaciela o 4 nad ranem. Jak miło było mu zawsze robić takie niespodzianki po imprezie.
            Całująca para, odskoczyła od siebie w ekspresowym tempie i szybko zaczęła poprawiać niewidoczne zagniecenia. Mina Draco wyrażała tylko jedno- chęć jak najszybszego mordu i zadośćuczynienia za popełnione i haniebne czyny.
            - O Slytherinie największy… małe Dramiony robiliście?- zapytał rozbawiony, widząc minę przyjaciela. Trochę mu było szkoda, że przerwał im taką miłą zabawę, no, ale w końcu Miona może sobie uświadomi, że Smok to coś więcej niż tylko przyjaciel.
            - Wypierdalaj Zabini!- krzyknął Malfoy, o mało co nie rzucając się na tego debila, który miał się zwać jego przyjacielem( bff < best friend forever, ever, ever and ever ( XD)>) .
- Nie, to ja już pójdę- powiedziała Miona, rozbawiona, a jednocześnie troszkę zawiedziona zaistniałą sytuacją. Uśmiechnęła się do Draco i szybkim krokiem wyszła do salonu.
            - Co ty robisz, Diable…- załamał się nad swoim losem blondyn, w głowie którego piękna i dość nieczysta wizja wypływała leniwie przed szare oczy.
-Dobra, chciałem dobrze…
- A wyszło jak zwykle- dopowiedział Draco i zaczął zdejmować swoją koszulę.
            - Ej, nie jestem aż tak zdesperowany- krzyknął Blaise, za co oberwał nieskazitelnie białą poduszką prosto w twarz.- Za co?
- Za chore żarty… - odpowiedział Malfoy i dokładnie opatulił się kołdrą.- A tak w ogóle, to jak ja się tutaj znalazłem?- spytał wtulając głowę w poduszkę.
- No po drodze ciekawe rzeczy opowiadałeś mi i Wiewiórce…- powiedział tajemniczo i zanim Smok zdążył o cokolwiek zapytać, już go w pomieszczeniu nie było.
            Myśli chłopaka samoczynnie skierowały się w stronę pewnej Gryfonki, która raz na zawsze zajęła pewne miejsce w jego oziębłym sercu. Nawet nie chciał myśleć o tym, co mogło stać się, gdyby Diabeł nie przerwał tej jakże miłej chwili słabości obu stron. Bo przecież czy nie obiecywał sobie, że przestanie? Że zakończy tę chorą i zabijającą go znajomość? Że w końcu będzie potrafił sobie odmówić?
            Ale ona była… Była nią. Była jedyna, i chyba tą jedyną. Zakochał się raz i już na zawsze. Na początku wmawiał sobie, że to nie to, że ona tylko go pociąga swym ciałem i wyglądem. Później coraz bardziej wpadał, wpadał w tę przepaść zwaną miłością. Niby cóż mógł powiedzieć 18-latek? Jednak on mógł wiele… życie po prostu go doświadczyło. Ciężkie dzieciństwo, śmierciożerstwo… Wiele przeszedł i zmienił się, zmienił się na lepsze.
            I nadzieja, nadzieja, którą ostatnio stało się jego życie.
                                                                       * * *
            Późny ranek powitał Hogwart, budząc przy tym poimprezowych uczniów, którzy ledwo mogli otworzyć swoje ciężkie powieki. Hermiona odsuwała właśnie ciężkie kotary, które zasłaniały dopływ światła do jej pokoju. Włosy w nieładzie, resztki wczorajszego makijażu i cienie pod oczami pokazywały całą prawdę o imprezie, która na długo zapadnie w jej pamięć.
            Godzinę później w pełni odświeżona i gotowa na starcie z gwarem panującym na obiedzie w Wielkiej Sali, ruszyła do salonu, gdzie jak zwykle miała zastać swojego współlokatora. Leżał wręcz rozwalony na kanapie, włosy rozwiane były w całkowitym nieładzie, były lekko mokre. Nawet po takiej nocy, wyglądał genialnie.
            -Idziemy?- spytała Miona zaraz po tym otrząśnięciu się z uczucia, jakie wywołał wzrok Ślizgona na jej ciele.
- Tak- odpowiedział, ziewając przy tym głośno.
- Jak się wczoraj bawiłeś ?- spytała dziewczyna, tak po prostu, by nawiązać jakąś rozmowę. Nie wiedziała, że to, o czym powie chłopak zakłuje ją w pewnym miejscu.
- Szczerze… to coś mało pamiętam- rzucił i zniewalający uśmiech ozdobił  jego twarz, która momentalnie się rozpromieniła od tego gestu.
            - Naprawdę?- zawód w głosie Hermiony było słychać z odległości mili morskiej.
- A czy jest coś…- mózg Malfoy’a zaczął coraz intensywniej myśleć, a kolejne fakty układać się w całość.
- Dobra nieważne- mruknęła Herm trochę zawiedziona, że chłopak nie pamięta tego, co między nimi zaszło.
            - A już, pamiętam- przypomniał sobie i zadowolił, że chociaż takie piękne wspomnienia zostaną tylko dla niego, gdy odejdzie i już nigdy nie powróci. – Przepraszam, jeśli to w jakikolwiek sposób Cię uraziło- szepnął arystokratycznie, ujął jej dłoń i pocałował delikatnie, a Miona zachichotała cicho.
            Draco otworzył drzwi do Wielkiej Sali i przepuścił ją. Okazało się, że Diabeł i Gin już siedzą przy stole Slytherinu i gawędzą wesoło. Para skierowała się w ich stronę.
            - No witam, witam przybyłych !- krzyknął radośnie Diabeł, wskazując im miejsca.- Jak się spało? Mam nadzieję, że osobno- dopowiedział cicho i rzucił tajemniczy uśmiech do Rudej, siedzącej naprzeciw niego.
- Dzięki Tobie wspaniale- udał entuzjazm blondyn i opadł na miejsce obok przyjaciela.
- Wiem, genialność wrodzona…
            - Wracacie na święta?- spytała Miona chłopców.
- Tak, musimy pojawić się w dworku Gerdey…- szybko odpowiedział Blaise.- Ale może wrócimy- uśmiechnął się do rudowłosej- bo Smok będzie tęsknił za swoją brązowowłosą niewiastą- powiedział z przekonaniem, na co Ginny zaśmiała się perliście, a Herm i Draco skomentowali to tylko lekko zdegustowanymi spojrzeniami.
- A ty za swoją Wiewióreczką, nieprawdaż?- dopytał wrednie Malfoy.
- I tu się, bracie, nie mylisz… 100 punktów dla Gryffindoru, szastam punktami jak Minerwa normalnie- śmiech całej czwórki ogarnął swym echem pomieszczenie.
            - Kiedy Ty zmądrzejesz?- zapytała Ruda.
- Czas bliżej nieokreślony...- odpowiedziała Miona- będziesz miała zabawnego męża- Hermiona zgodnie z zasadą „jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie” odpłaciła się przyjaciółce i pokazała swój zdolny język( XD).
            - Takie plany… Gin, ja nie wiem czy jestem na to gotowy- szepnął konspiracyjnie Diabeł z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
                                                                       * * *
            Siedząca niedaleko Pansy Parkinson uśmiechnęła się na widok całej czwórki. Cieszyła się, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Miała nadzieję, że Smok nie zawali szansy, jaką dostał od losu. Ale może on o tym jeszcze nie wiedział. Ona była już świadoma, że teraz szczęścia w życiu może szukać w pokochanym mężczyźnie, bez względu na wszystko. Ta możliwość dawała jej nadzieję na to, że kiedyś będzie dobrze i życzyła tego także Draconowi i Blaise’owi.
            Jednak czasem ta nadzieja potrafi być zgubna, jak wszystko w życiu. Ale nigdy nie należy się poddawać, zawsze trzeba walczyć do końca, walczyć o swoje, walczyć o życie. I chociaż wiedziała, że będzie jej, ciężko w zdobyciu swojego celu, to miała zamiar w końcu go osiągnąć i dopóki ostatni liść nie spadnie z już prawie suchego drzewa, dopóty będzie je podlewać, by rosło i dawało swój owoc.
                                                                       * * *
            Ron Weasley właśnie opierał swoją zmęczoną głowę na ręce i intensywnie rozmyślał o wszystkim. Żałował, cholernie żałował swoich czynów, szczególnie tych, godzących w jego przyjaciół, tych, których stracił. Wszystko mogło potoczyć się innym tonem, biegiem, gdyby nie jego durne zachowania. Naprawdę cieszył się, że przeprosił Hermionę.  I nawet nie liczył na to, że ona wybaczy mu jego zachowanie, to osiągnął swoje katharsis. Chciał być w porządku nie tylko z nią, ale także z sobą, co w pewnym stopniu mu się udało. A teraz, teraz miał Padmę, dziewczynę, której powierzył swe chwiejne serce. I ma nadzieję, nadzieję na to, że wszystko się ułoży.
            Miłość wyzwala, miłość daje szczęście. Miłość pozwala osiągnąć w życiu wiele, wiele stracić, wiele zyskać. Miłość wybacza błędy. Miłość chce Twojej siły, chce, abyś był wyżej. Miłość unosi Cię i kieruje Tobą, jak wiatr nadaje szybkość i kierunek liściu, który spadł z najbliższego drzewa, aby potem z pomocą swojego gwiżdżącego sojusznika, unieść się ponad wszystko. 
                                                                       * * *
            Kolejny Gryfon – Harry Potter, podsumowywał cały rok, który już niebawem miał swoje zakończenie. Można powiedzieć, że miał wszystko: sława, pieniądze, kobiety, które na jego widok można powiedzieć, że mdlały. Ale nie spotkał tej jedynej. Tej, dzięki której jego życie nabrałoby sensu. Przez pewien czas myślał, że to Ginny Weasley jest miłością jego życia, ale zgubne to były rozważania. Nie tego szukał w kobietach. Stabilizacja i spokój, to coś, do czego jego dusza usilnie dążyła, czego nieznużenie szukała. A nie wiedziała, że sens, który próbował znaleźć, jest całkiem blisko.
            Życie bez sensu, to nie życie. Sens… jak to wytłumaczyć? Sensem może być wszystko, dla jednych kilka kart kredytowych w portfelu, dla drugich najzwyklejszy upominek, dla trzecich kawałek chleba, dla kolejnych sukcesy w pracy. Ale są też tacy, których głównym celem jest miłość, ta jedyna, ta do samej śmierci do samego końca. Bo czy podlewanie uschniętego drzewa, które już nie wypuści liścia i nie da owoców, ma sens?
                                                                       * * *
            Są takie momenty, kiedy chcesz powiedzieć „dość”.  Nie masz już ochoty ani siły brnąć w to dalej. Wszelkie działania wyniszczają twoją duszę, twoje „ja”. Gdy wszelka nadzieja odpłynęła w głębiny, niczym wrak słynnego Titanica. Czasem zwykły gest zamracza twoje możliwości, rozprasza je. Ktoś nieświadomie zadaje Ci ciosy, które kończą się powolnym i długotrwałym procesem, który Cię zabija.
            A oni? Oni robią to sobie wzajemnie i nieświadomie. Kochają i nienawidzą… Chcą całować i chcą udusić pocałunkami. Jednoczesne i sprzeczne uczucia pokazują wszystko osobom trzecim, tylko nie im. Oni są ślepi, oni giną w ciemnościach, czekają na światło, które przynosi słowo „kocham”… 
______________________________________________________________________________
Witamy :)
Zaskoczeni? 
Tak, my też :D 
L. tak jakoś naszło, że powiedziała sobie, że Was rozpieści i oto rozdział :D
Bardziej wymagający niż zwykle, tak przynajmniej L. się wydaje ;D

Komentarze napędzają naszą wenę, więc

 KOMENTUJEMY ! :)

Pozdrawiamy cieplutko, 
L. i P. ;**
GG: 9122505

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział XXI cz. II



 Just surrender yourself to the rhythm
with your Hands up in the sky
Feel the energy deep inside your system
and leave the world behind
 __________________________________________________________________________
             Robiło się coraz ciemniej, a z czasem zabawa powoli się rozkręcała. Hermiona zgrabnie poruszała się na parkiecie w rytm wolnej piosenki z jakimś Gryfonem. Każdy jej drobny ruch wyłapywał swoimi stalowo-szarymi tęczówkami Draco Malfoy. Mimo tylu różnych serc, które dzisiejszego wieczoru zostały mu ofiarowane on pragnął tylko tego jednego. Problem w tym, że do tego serca nie da się dostać, a przynajmniej nie przez niego.
            W jego głowie kłębiło się tysiące myśli. Próbował je uciszyć swoim ulubionym trunkiem, co jednak nie dawało większych rezultatów, a przyprawiało go tylko o delikatne zawroty głowy. Obraz zamiast się rozmazywać zaczął się wyostrzać coraz bardziej. Był w stanie dowidzieć każde dotknięcie przez kogoś innego jej ręki, złapanie w talii bądź drobne szepnięcie do ucha. Miał ochotę ją jak najszybciej stamtąd zabrać, żeby tylko nie dopuścić do tego, by ktoś się do niej zalotnie uśmiechnął. Chciał każdemu z tych podrywaczy po kolei dać po twarzy. Mimo to, tylko biernie się przyglądał jak ta piękna dziewczyna o brązowych włosach proszona jest do tańca przez coraz większą liczbę adoratorów z różnych domów. Chcąc uśmierzyć dziwny, ból w sercu złapał za butelkę z ognistą i nie rozstawał się z nią przez kolejne dwie godziny.
            Hermiona właśnie tańczyła z dawnym przyjacielem Ron'em. Wszystko, co się ostatnio między nimi wydarzyło, zdawało się odejść w zapomnienie. Chyba najwyraźniej rudzielec zrozumiał co zrobił źle, a przede wszystkim to, że nie można nikogo zmusić do miłości. Jeśli Herm ma być szczęśliwa z Malfoy'em, niech tak będzie.
            Na twarzy brązowowłosej gościł delikatny uśmiech. Jak to dobrze jest w końcu odetchnąć wolnością. Pogrzebać topór wojenny i delektować się tą chwilą spokoju. U Weasley'a też się jakoś poukładało. Pogodził się ze stratą przyjaciółki i myślał, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Starał się chociaż, by ich relacje były poprawne. Aby każdy z nich mógł iść swoją drogą. Ron na swojej ścieżce postawił Parvati Patil. Piękną Gryfonkę o brązowych oczach i długich, ciemnych włosach. Miona pogratulowała mu związku i życzyła szczęścia i wytrwałości. Ma nadzieję, że z nią chłopak ułoży sobie życie.
            Blaise i Ginny od samego początku dominowali na parkiecie. Po kilku głębokich łykach procentowych drinków i niezliczonej ilości wspólnych tańców, nie dało ich się od siebie oddzielić, przez co znacząca część dziewczyn była zawiedziona. Zazdrość malowała się na ich twarzach, a z oczu skierowanych wprost na nich, uderzały błyskawice.
            Nikt nie spodziewałaby się, że tych dwoje może coś połączyć. Nawet oni sami nie zdawali sobie z tego sprawy. Takie bywa życie. Najwięksi wrogowie zostają naszymi przyjaciółmi, a przyjaciele przestają istnieć, dla nas. Przypadkowa osoba może dać nam więcej szczęścia, niż nam się wydaje. Tak właśnie było z tą parą- nietypowe połączenie w rezultacie, dające wybuchową mieszankę.
            Wirowali w rytm muzyki przemieszczając się po całym placu. Nikt nie był w stanie popsuć im humorów tej nocy.
            Głowa jednego z najprzystojniejszych chłopaków w szkole była już w zachwianym stanie trzeźwości. Zdawało mu się, że wszędzie widzi ją. Jej brązowe włosy między tłumem, który w żyłach miał już trochę promili.
            Kolorowe kreacje dziewczyn mieniły się w nieco przygaszonym świetle. Każda z nich wyglądała pięknie. Świecące cienie na powiekach każdej z nich, dodawały im uroku i wdzięku. Jednak żadna nie prezentowała się tak olśniewająco dzisiejszego wieczora jak Hermiona Granger, pozornie cicha i spokojna kobieta dzisiaj była obiektem pożądania. Była niemal rozchwytywana przez uczniów z różnych domów. Każdy chciał dostać od niej ten jeden taniec. Nie ma co ukrywać. Oficjalnie stała się chyba najładniejszą dziewczyną w całym Hogwarcie, czego nie mogła znieść grupka Ślizgonek wciąż podpierających ściany. Jak widać ich czas minął, a one same miały na to wpływ tak, jak na rośnięcie włosów.
            Impreza rozkręciła się na dobre, a w raz z nią również Draco. Można było o nim powiedzieć, że pijany wydawał się jeszcze bardziej seksowny niż zwykle, co jest prawie niemożliwe. Kilka rozpiętych guzików na górze koszuli oraz jego blond włosy roztrzepane w artystycznym nieładzie działały na płeć przeciwną jak lep na muchy. Fanek przybywało tak szybko jak whisky w rękach chłopaka. Mógł mieć je wszystkie, a dalej pragnął tylko tej jednej. Spostrzegł ją tańczącą z pewnym krukonem. Nie zważając na słowa jego adoratorek ruszył chwiejnym krokiem prosto w jej stronę.
                                                                       ***
            Blaise szalał właśnie z rozbawioną Ginny, która od czasu do czasu zerkała na równie dobrze bawiącą się przyjaciółkę. Żartowali, śmiali się, popijali whisky. Ten wieczór był idealny. Tylko chyba czegoś tutaj brakowało. A raczej kogoś. Główny przedstawiciel płci męskiej, obiekt wzdychań prawie każdej hogwarckiej uczennicy. Zabini dostrzegł go w gronie, a raczej tłumie dziewczyn zza ramienia Gin.
            Wyraźnie kierował się ku nic nie przeczuwającej Mionie. Podszedł do niej szybkim krokiem i wyrwał z objęć jakiegoś chłopaka. Złapał ją w pasie i mocno przyciągnął do siebie. Spojrzał na nią, wyraźnie obserwując jej reakcję. Nie zdziwiła się zbyt tym zachowaniem. Uśmiech nie schodził jej z twarzy możliwe, że dzięki działającej cuda ognistej. Już był coraz bliżej jej twarzy, gdy nagle za ramię złapał go nikt inny jak Diabeł.
            -Nooo stary... Co mówiłem? Dzieci na końcu- uśmiechnął się.
-Czego chcesz Diable?? Właśnie przerywasz mi poważną konwersacje -wypowiedział to z idealną precyzją podpitego poety.
-Niby jakiej? Mimicznej? -spojrzał na roześmianą Herm.
-Oj tam, oj tam -zrobił skwaszoną minę.
-Chodź, chyba za dużo już w siebie wlałeś -podszedł do niego z zamiarem wyprowadzenia z pomieszczenia.
-No czekaj...jeszcze po jednym -odwrócił się i sięgnął po butelkę.
-Po tym jednym to się będziesz musiał sam doczołgać na siódme piętro -spojrzał na niego.
-No niech ci będzie -uśmiechnął się.
-Chodź nie marudź -wziął go pod rękę razem z Gin i wyszli z sali.
                                                                       ***
            Ledwo zdążyli zamknąć za sobą drzwi, a Draco już zaczął namawiać przyjaciół na piwo (if you know what i mean xDDD). Blondyn przestępował z nogi na nogę, w kółko marudząc coś pod nosem. Bujali się to w lewo to w prawo, tworząc obraz nieźle upitych nastolatków wracających z imprezy. Blaise cały czas żartował z przyjaciela i razem z Wiewiórką pękali ze śmiechu. Malfoy po chwili zamyślenia, kiedy odzyskał orientację w terenie, odwrócił głowę w stronę rudych loków.
            -Ej, bo ja mam sprawę do Ciebie. Taką no wiesz, bo ten tego no...Hermioneczek-cukiereczek to mnie lubi tak mini, trochę coś? -Gin widząc minę chłopaka nie mogła powstrzymać śmiechu.
-Taaaak, na pewno Smoku. A teraz idź spać -pogłaskała go po włosach i spojrzała na rozbawionego Zabiniego. Wręcz nie mógł tego nie skomentować.
-No wiesz Smoczku, ona cię na prawdę lubi. Powinieneś rozważyć propozycję związku-pokiwał do niego głową, na co Ruda zatkała usta ręką, aby nie wybuchnąć śmiechem.
            -A no bo widzisz...ona jest taka ładna, i na Merlina, ta Hermionaa! Musi być moja! -krzyknął podnosząc jedną rękę do góry. -Kocham ją, ona jest cudowna -położył głowę na ramieniu Ginny. -Wiecie, taka idealna, subtelna, delikatna, kochana i tak ślicznie pachnie, te oczy...no kurwa zajebista z niej laska -zaakcentował końcówkę na co wszyscy się roześmiali.
            -My to wiemy Smoku, jej to powiedz -namawiał Blaise.
-Tak, koniecznie. Ale teraz wrócimy do Ciebie, a ty grzecznie pójdziesz spać, dobrze? -spytała Ruda.
-Dobra, dobra -spuścił głowę w dół i chwile później już wprowadzali go do jego sypialni. Już nie miał siły im nic odpowiedzieć. Rzucił się na łóżko i momentalnie zasnął.
                                                                       ***
             Hermiona jeszcze ponad dwie godziny tańczyła i rozmawiała z chłopakami z różnych domów. Rozluźniła się i była niemal rozchwytywana. Bawiła się nieziemsko. Bal Bożonarodzeniowy na pewno zapadnie jej głęboko w pamięci, o ile w ogóle będzie cokolwiek z niego pamiętać. Złapała w pośpiechu za jedną ze stojących butelek whisky i wyszła na korytarz uprzednio żegnając się z prawie każdym. Zmierzała na siódme piętro wesoło przeskakując z nogi na nogę, obracając się i pijąc trunek.
            Kiedy weszła do pomieszczenia stanęła momentalnie, kiedy jej wzrok wylądował na kanapie. Bowiem na niej, przytuleni do siebie spali smacznie Blaise i Ginny.
            Westchnęła głęboko, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wiedziała, że to odpowiedni partner dla Gin. Opiekuńczy, troskliwy, kochający.
             Miała zamiar iść pod prysznic, ale zorientowała się, że Draco chyba już wrócił do dormitorium. Ostrożnie otworzyła drzwi od jego pokoju w nadziei mając znalezienie eliksiru na kaca, który jutro będzie zbawieniem. Spojrzała na śpiącego blondyna, z rozpiętą koszulą i włosami porozrzucanymi po poduszce. Kilka kosmyków padało na jego twarz układając się w artystycznym nieładzie, który w jego wykonaniu prezentował się niesamowicie seksownie.
            Na półce spostrzegła swoje wybawienie i po cichu podeszła. Ślizgon jednak otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę. Hermiona mimo wszystko nie mogła pohamować śmiechu.
            -Z czego się śmiejesz?- mruknął łapiąc się za bolącą głowę.
-Pierwsze oznaki kaca widzę -puściła mu oczko.
-Taaa, jak widać -zbadał brązowowłosą od góry aż po sam dół. Patrząc na nią swym czarującym wzrokiem wyobrażał sobie różne sceny, które kończyły się tak samo. Nie mógł dłużej w sobie tego dusić. Chciał ją dotknąć, poczuć. Pragnął tego od zawsze, jednak nic z tym nigdy nie mógł zrobić. To pragnienie z czasem zaczęło przeobrażać się w marzenia. A dzisiaj miał tą okazję, szansę by coś się między nimi zmieniło. Chciał tego tak bardzo. Nie wycofa się, za długo czekał. Stało się to zbyt wielkie, aby mógł to w spokoju kontrolować.
            Wstał z łóżka i oparł się nonszalancko o baldachim. Jego rozpięta koszula ukazywała jego dobrze zbudowane ciało.
            -Będziesz tak stała i mnie podziwiała, czy weźmiesz tą fiolkę? -spojrzał na nią, widząc te iskierki w jej oczach.
-No już idę -odwróciła się by wziąć eliksir, kiedy poczuła delikatny ucisk na swoich biodrach. Przysunął ją do siebie od tyłu, a głowę oparł o jej ramię. Jego usta muskały jej szyję, a po jej ciele przeszły dreszcze. Odchyliła głowę, a on odwrócił ją w swoją stronę. Dotknął jej policzka i zbliżył się do jej twarzy. Ich czoła się stykały , a ich wargi dzieliły zaledwie milimetry.
________________________________________________________________________________
Witamy ;*
Ciężki tydzień naszej niestety nieczarodziejskiej edukacji za nami i stwierdzamy, że cisną, pod ten koniec półrocza... :( 
Ale optymistycznie i do przodu brniemy wciąż :) 
Nie wiemy, kiedy kolejny rozdział, gdyż kolejne ciężkie dni przed nami, a L. jeszcze ma w poniedziałek zawody ( kciuki trzymajcie) :) 
Ach, i podziękowania za komentarze, wejścia i wszystko :)
No i mówiąc o komentarzach, to wiecie co robić :D
Buziole ciepłe i żeby śniegowi jeszcze się nie spieszyło bardzo, 
L. i P. ;** <3

środa, 13 listopada 2013

Rozdział XXI cz. I

 If the sky comes falling down, for you, 
there’s nothing in this world I wouldn’t do. ____________________________________________________________________________
           Stroje zawieszone w szafach czekały na swoją prezentację. Dziewczęta zakręcały papiloty na włosach i robiły różnego rodzaju manicure. Chłopcy natomiast lenili się cały wieczór, bo im do wyglądania bosko, nie potrzeba było wiele.
            Jedna para uczniów pracowała nieznużenie w Wielkiej Sali, przy ostatnich poprawkach w Wielkiej Sali. Dwójka Prefektów Naczelnych do godziny patroli tu dokładała, tu odejmowała różne dekoracje, aż w końcu zmęczona Hermiona uśpiła się na krześle.
            - Tu ?- zapytał Malfoy, ale nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie. Odwrócił się, a jego oczom ukazał się widok Granger, spokojnie sobie śpiącej.
            Po cichu dokończył wszystko, wziął dziewczynę na ręce i zaniósł na siódme piętro. Położył ją w łóżku i przykrył kołdrą. Odgarnął z jej twarzy kilka brązowych loków i spojrzał na nią. Tylko we śnie wyglądała tak… magicznie.
            Wiedział już, że wpadł. Zakochał się bezpowrotnie. Że nic nie zniszczy tego uczucia. I nie mógł sobie wyobrazić, co się stanie, kiedy ona odejdzie. Kiedy skończą edukację i ich wspólna droga się rozejdzie.
            Ale przecież ma jeszcze pół roku. Całe pół roku w jej towarzystwie. Chociaż tyle- pomyślał i wyszedł, pozostawiając za sobą wszelkie przemyślenia.
                                                                       * * *
            Sobotni ranek powitał zaspany Hogwart, dosypując na jego błonia kolejną warstwę biało-srebrnego puchu. Skrzaty rzewnie uwijały się w kuchni w przygotowaniu do balu i śniadania. Dzień ten dla wszystkich był dniem bardzo ważnym… Bal Bożonarodzeniowy był jedyną legalną imprezą uczniowską w ciągu roku szkolnego w tej czarodziejskiej szkole. Dlatego wszyscy przez długi czas wyczekiwali tego czasu, aż w końcu nadszedł on, czyniąc wiele radości.
            Hermiona Granger przebudziła się i przeciągnęła, zdając sobie sprawę, że jest u siebie w dormitorium. Tym samym nie wiedziała jakim cudem się tu znalazła. Wstała i poszła wziąć szybki prysznic, by potem biegiem dotrzeć na śniadanie, gdyż była już lekko spóźniona.
            Wparowała do Sali, gdzie odbywało się śniadanie, widząc, że Gin siedzi wraz z Diabłem i Smokiem.
            - Cześć Hermionko- zawołał Blaise, od razu gdy zobaczył brązowowłosą.
-Hej Wam- odpowiedziała i przysiadła się do stolika.
- Jak się spało?- spytał zadowolony czarnoskóry.
- No właśnie, Malfoy, jak to się stało, że znalazłam się w moim łóżku?- zapytała Miona, ściągając brwi.
- No uspałaś się, to Cię zaniosłem- ironiczny uśmiech wykwitł na jego twarzy.
- Ooo, jak romantycznie- dogryzł Zabini, a Gin zaczęła się śmiać z miny Herm, która wyrażała wyraźną chęć mordu.
            Miona nalała sobie kawy i zignorowała głupie chichoty swojej przyjaciółki. Jak Malfoy mógł ją tak bezprecedensowo wziąć ją na ręce i nieść przez cały Hogwart. A co jeśli ktoś ich widział… z resztą niósł ją największy przystojniak w szkole, a dziś dodatkowo z nim pokaże się na balu…
- Skończyłeś w Wielkiej Sali wszystko- zapytała Dracona.
- Tak, ale musisz zatwierdzić, bo nie wiem czy dobrze.
-Dobra, to chodźmy.
                                                                       * * *   
            -Wiedziałem, zdzira jedna- mruknął zdenerwowany Krukon, Terry Boot, widząc jak miłość jego życia oddala się wraz z naczelnikiem Slytherinu.
            Chłopak nie zdawał sobie sprawy, że to on doprowadził do takiej sytuacji. Gdyby potrafił czekać, może to właśnie on wychodziłby teraz z pomieszczenia z Gryfonką za rękę.
                                                                       * * *
            Draco otworzył drzwi Wielkiej Sali, przepuszczając przez nie zaintrygowaną Hermionę. Jej oczom ukazało się pięknie ustrojone pomieszczenie, pełne gustownych dekoracji.
            Stoły, ustawione były pod ścianami, a jeden główny na podeście- dla wszystkich gości i nauczycieli. Mównica dyrektorki przestawiona została na bok i przystrojona granatowym i bordowym łańcuchem. Na środku lśnił piękny parkiet, a obok niego miejsce dla kapeli. Bar podświetlony był czerwono-niebieskim światłem, które dawało mu spokojną aurę. Choinki, pachnące igliwiem, przystrojone były w białe światełka i duże bombki. Pod zaczarowanym sufitem- jasnym niebem- zawisł kryształowy żyrandol. Piękna fontanna lodowa stanęła obok wejścia do Sali.
-Pięknie…- zauroczyła się Gryfonka, oceniając efekt ich pracy.
- No, wyszło nam- uśmiechnął się Smok.
            Wyszli z pomieszczenia i ruszyli na siódme piętro, rozmawiając o głupotach. Hermiona przystanęła przy portrecie Grubej Damy.
- Idę do Gin- powiedziała do chłopaka, uśmiechając się słodko.
- Granger, to kremowy krawat?- spytał.
- Co?  Kto Ci powiedział?- zdziwiła się.
-No Weasley’ówna mi powiedziała, że taki- mruknął.
- A to ruda małpa, mi nie chciała powiedzieć- rzuciła i roześmiała się. Wiedziała, że Gin ma dla niej specjalną sukienkę na święta, ale za nic nie chciała powiedzieć jaką. Teraz chociaż zna jej kolor.
- Odwal mi się, Granger- powiedział seksownie Malfoy, a przechodząca obok dziewczyna spojrzała na niego dziwnie.
            Miona rzuciła mu zdegustowane spojrzenie, ale mimo to w jej oczach tliły się iskierki uśmiechu. Podała hasło portretowi i weszła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, a Draco odszedł do ich dormitorium.
                                                                       * * *
            -Jestem, Gin!- krzyknęła Herm, siadając na łóżku. Słyszała szum wody w prysznicu i niewyraźne odkrzyknięcie swojej przyjaciółki. Z ciekawości, zajrzała do szafy, w której wisiały dwa czarne futerały na ubrania. Zaintrygowana brązowowłosa wyjęła je, chcąc jak najszybciej zobaczyć co jest w środku. Położyła je na łóżku i delikatnie odsunęła zamek błyskawiczny, a jej oczom ukazała się pierwsza sukienka.

            Delikatna i niebieska, idealnie pasująca do rudej głowy Ginny. Krótka i lekko okrągła, z szerokim pasem na talii, będzie uwidaczniać jej nogi. Pozbawiona pleców, co dodawało jej ostrości.
            Dalsze oglądanie przerwał jej trzask drzwi i wyłonienie się z nich Gin.
            -Miona, co ty wyprawiasz?!- krzyknęła oburzona i szybko podeszła do przyjaciółki.
- No nic- uśmiechnęła się.
- Dobra, szczęście, że tylko moją widziałaś… zmykaj pod prysznic- powiedziała głosem godnym pani Weasley, a razem z rękoma opartymi na biodrach, bardzo ją przypominała.
 - Już, już- mruknęła Hermiona i poszła do łazienki.
            Ginny z miną sadysty otworzyła drugi futerał , tym samym ukazując jego zawartość- kolejną sukienkę, tyle że kremową.

Sukienka była lekko zaokrąglona na dole, do połowy ud. Na biuście, przypięte były czarne guziczki, które ciągnęły się do  pasa,  uwydatniającego talię. Cała kreacja  była wyważona i idealnie nadawała się na taką okazję, jaką  był Bal Bożonarodzeniowy.
            Zadowolona Hermiona wyszła z łazienki po to, by zobaczyć swój prezent pod choinkę.
- Ginny, matko, genialna- ucieszyła się brązowowłosa , nie mogąc oderwać wzroku od ubrania.
- Zobaczymy, jak będzie pasować…- zmartwiła się Gin, ale zaraz potem uśmiechnęła.
            Dziewczęta wzięły się za przygotowania. Miona pomalowała sobie paznokcie czarnym lakierem, a Gin złotym. Następnie zdecydowały, że zrobią naturze małego figla i tym sposobem rude włosy zostały pięknie pokręcone i upięte, a te brązowe idealnie wyprostowane i rozpuszczone luźno.
            Kolejnym trudnym krokiem było zrobienie odpowiedniego makijażu. Herm namalowała sobie delikatne kreski eye-linerem i wytuszowała rzęsy. Na usta nałożyła trochę czerwonej szminki, którą delikatnie roztarła. Efekt był oszałamiający- oto w lustrze stanęła Hermiona Granger, całkowicie inna.
            Gin natomiast postawiła na złote cienie do oczu i oczywiście tusz do rzęs. Jej brązowe oczy idealnie podkreślał złoty kolor, a wydłużone rzęsy powiększały je znacznie. Usta były muśnięte smakowym błyszczykiem.
            -Wkładamy kiecki! - krzyknęła radośnie Ginny, gdyż powoli zbliżała się godzina rozpoczęcia balu. Złapała swoją sukienkę i biegiem ruszyła do łazienki.
            Hermiona uśmiechnęła się w duchu i zaczęła powoli zakładać swoją kreację. Właśnie zapinała tylni suwak, gdy z drzwi wyskoczyła mała, ruda piękność.
            - Genialnie Ci Gin- powiedziała, a rudowłosa uśmiechnęła się promiennie. Herm zapięła wszystko i pokazała się przyjaciółce.
- Mionka, o Ciebie to się chyba zabiją – mruknęła zgodnie z prawdą.
- Nie gadaj głupot- Herm zarumieniła się delikatnie.
            - Mamy jeszcze pół godziny, ale znając naszych chłopców, to nawet sobie krawatów nie zawiążą- stwierdziła Ruda.
- To idziemy do mnie…- zarządziła wesoło Herm i obie założyły swoje szpilki. Miona czarne, a Gin brokatowo złote.
            Każdy, kto widział te dwie piękności przechodzące przez Salon Gryfonów na dłużej niż na chwilę zawieszał na nich wzrok. Wyglądały pięknie i to było tego wieczoru wyraźnie niezaprzeczalne.
                                                                       * * *
            -Kurwa, no zawiąż mi to- denerwował się blondyn, gdyż jak to zwykle, nie mógł sobie poradzić z krawatem… tak samo jak jego nieszczęsny przyjaciel Blaise Zabini.
-Jakbym umiał to bym to zrobił- powiedział jak zwykle rozbawiony Diabeł, rozwalony na kanapie.
-Co ja z Tobą mam…- załamał się Draco, a jego wywód przerwało pojawienie się dwóch pozaziemskich istot, które weszły przez portret.
            Szczęki chłopaków głośno rozbiły się o drewnianą podłogę, z towarzyszącym temu charakterystycznym trzaskiem. Dziewczyny wyglądały genialnie- to było mało powiedziane. Mogłyby występować w konkursach na jakieś miss i zapewne wygrałyby je.
            - Zbierzcie protezy, bo leżą pod stopami- powiedziała złośliwie Ginny, a chłopacy otrząsnęli się z transu. - Chodź Blaise, poprawię Ci ten krawat po drodze- oznajmiła, a chłopak rzucił uśmiech do Miony i znikł zaraz za rudowłosą.
            Hermiona kobiecym krokiem podeszła do blondyna i złożyła swoje palce na jego szyi tak, aby móc poprawić fatalnie zawiązany krawat. Przez jego ciało przepłynęła fala gorąca, gdy tylko poczuł nieziemski zapach dziewczyny. Miał wielką ochotę wziąć ją w swoje ramiona i zacałować na śmierć.
            Jej dłonie delikatnie błądziły, sprawnie zawiązując ostatnią część ubrania, a już po chwili oczy oceniały efekt. Nie zdała sobie sprawy, że jej dłonie wciąż znajdują się na klatce piersiowej chłopaka i parzą jego bladą skórę.
            Zawstydzona zdjęła je i odeszła kilka kroków, porażona bliskością ślizgona.
-Chodźmy , bo kilka minut zostało- mruknął Draco i podał jej swoją rękę, a ona ujęła ją delikatnie.
            Chopak wciąż nie mógł się otrząsnąć z szoku, jaki wywołała na nim Gryfonka. Uważał, że była piękna pod każdym względem, ale dzisiejszy strój uwydatnił wszystkiej jej atuty. Te nogi, ta figura, te usta, których tak bardzo chciał znów posmakować… czy to było tak wiele?
                                                                       * * *
            - Dobra, ile dajesz czasu na to, że będą razem?- spytała chłopaka Gin, kiedy wstąpili do jakiejś pustej klasy, by zawiązać niesforny krawat.
- Nie wiem, ale znając Smoka i jego nieprzewidywalność to gdzieś około dwóch miesięcy- rozmyślił się Blaise, patrząc jak ruda w spokoju ocenia końcowy efekt swojego zadania.
- Nooo, miejmy nadzieję, że się zbierze i Miona też- mruknęła cicho i odsunęła się od czarnoskórego. On po prostu nie mogąc się powstrzymać, szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie.
                                                                       * * *
            Najgorętsza para wkroczyła dostojnym krokiem do świątecznie wystrojonej Wielkiej Sali. Wszystkie spojrzenia skierowane zostały na nich, a niektórzy nauczyciele, widząc dwójkę „nie lubiących się” osób razem, aż oniemieli ze zdziwienia. Oczy uczniów najpierw dokładnie rejestrowały ten widok, by później przenieść wzrok na rozmówcę i wszystko szczegółowo z nim omówić.
            Takim oto sposobem swoje wielkie wejście zaliczyli Hermiona Granger i Draco Malfoy- skrępowani spojrzeniami, które były wyraźnie kierowane w ich stronę. 
___________________________________________________________________________
Niespodziewanka <3  
Witajcie Skarby ;* 
Cóż więcej powiedzieć, jak Wam się podoba: rozdział ( L. się starała :)) i nowy wygląd bloga (aut. Pyskatej <3) ?
Więc komentujcie, bo wiemy, że potraficie, a że Wam się nie chce ;* 
Pozdrawiamy,
L. i P. ;**
PS: Projekty autorstwa L. ( pomińmy, że jeden na kochanym(-.-) Wosie XD i że są dziwne xd)
Miniatura w sobotę ;)
Jeszcze raz: nie zapomnij i skomentuj :)  

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział XX



 You'll never fly, if you're too scared of the height.
You'll never live if you're just too scared to die.
____________________________________________________________________________         
            Kolejny dzień w czarodziejskiej edukacji płynął leniwie w hogwardzkiej szkole. Wszyscy byli wyjątkowo senni, wciąż myśląc o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia.
            Hermiona przeciągała się leniwie na Transmutacji- jej ulubionym przedmiocie. Wszystkie lekcje dzisiaj były z jej ukochanymi uczniami, Ślizgonami. A transmuta była ostatnią z nich… na szczęście.
- Transmutacja złożona to proces…- ciągnęła swój wykład profesor McGonagall, chcąc nauczyć czegoś tych siódmoklasistów. W końcu w tym roku mieli zdawać Owutemy, najważniejsze egzaminy, co nie omieszkała powtarzać im przy każdej okazji.
            -Czy ona nie ma lepszych tematów- szepnęła Ruda w stronę przyjaciółki, która uśmiechnęła się. – No serioo…
- Panno Weasley, proszę przestać rozmawiać- surowy głos profesorki zabrzmiał w klasie.- Czy wy zdajecie sobie sprawy, że niecałe, podkreślam, pół roku pozostało wam do egzaminów? To nie są żarty…- rozpoczęła swój wywód, przy okazji wspominając, że widzi tu tylko jedną osobę, która zda przedmiot bez problemów, mianowicie Pannę Granger.
            Draco Malfoy siedział wielce znudzony, wpatrując się intensywnie w plecy pewnej brązowowłosej dziewczyny. Jak ta dziewczyna zmieniła się w ciągu tego półrocza. Hermiona zawsze go intrygowała, ale nigdy nie mógł do niej zagadać, nie mógł nic zrobić, bo po prostu mu nie wypadało, jako bogatemu czystokrwistemu arystokracie. Ale teraz, po prostu go to nie obchodziło, chciał być wreszcie szczęśliwy. Po tym całym śmierciożerstwie, po tym wszystkim pragnął spokoju i stabilizacji. I chociaż nie był pewien, czy Granger będzie chciała towarzyszyć mu w tej drodze, to nie spocznie, póki nie spróbuje.
            Nim się spostrzegł, dzwonek rozbrzmiał w klasie i wszyscy zaczęli pakować swoje torby i radośnie wychodzić z pracowni.
- To Granger, skarbie, widzimy się za godzinkę pod Wielką Salą- krzyknął Malfoy z ironicznym uśmieszkiem na przystojnej twarzy i odszedł w stronę lochów.
            Hermiona tylko uśmiechnęła się i pokręciła głową. Smocze poczucie humoru, zawsze sprowadza się do jednych myśli…
                                                           * * *   
            Przygotowania Wielkiej Sali do balu Bożonarodzeniowego zdawały się trwać wieczność. Jednak jedyny plus w tym wszystkim był chyba taki, że wreszcie mogli spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie. Hermiona jak zwykle udawała, że nie zauważa największego ciacha w szkole koło jej boku, jednak w jej głowie kłębiło się milion myśli i sprzeczek. Kiedy od czasu do czasu niechcący dotknął jej ręki przy odbieraniu kolorowej szarfy z jej dłoni, momentalnie przez jej ciało przechodziły dreszcze. I kolejna bitwa w jej głowie. Gdyby nie opór ciężko zbrojnej armii moralności i zdrowego rozsądku, już dawno skończyli by na podłodze wokół czerwono-zielonych dekoracji, całując się bez opamiętania. Jednak mimo Ślizgona, który notorycznie ją rozpraszał, udało im się idealnie wyeksponować urok tej sali i nadać świąteczny klimat. Nie obyłoby się bez rozkazywania, wyzywania i wzajemnego obrzucania się dodatkami. Ubieranie niemal kilometrowych choinek było nie lada wyzwaniem. Draco, przez swoje uwagi co do wystroju, o mało nie został uduszony niebieskim łańcuchem. Na ziemi wylądowało również kilka bombek i parę gwiazdek.
            -Mógłbyś się wziąć do roboty, a nie tylko stoisz i obżerasz się tymi czekoladowymi serduszkami -warknęła Miona, spoglądając na chłopaka, który siedział na jednej z ławek.
-Są przepyszne, co się czepiasz?- zaśmiał się Malfoy.
-Uważaj, bo ci wejdą w tyłek -dogryzła mu brązowowłosa, zawieszając ozdoby.
-Masz coś do mojego seksownego tyłka? -wstał z miejsca i spojrzał na Gryfonkę.
-Nawet dużo -wróciła na ziemię, i podeszła po resztę okrągłych kulek.
-Marudzisz. Zazdosćisz, bo Terry takiego nie ma -roześmiał się.
-Że co ty powiedziałeś?! -pięści Herm mocno się zacisnęły.
-Nic, nic...- mruknął blondyn, sięgając po kolejne słodkości. Miona podeszła do chłopaka, paraliżując go spojrzeniem. Wzięła z jego ręki czekoladowe serce i rozgniotła na drobne kawałki.
-Eeeej, łamiesz mi serce -spojrzał na nią z miną zbitego psa.
-To ty je w ogóle masz? -uśmiechnęła się do niego, na co on odpowiedział jej swoim ironicznym wyrazem twarzy. Nie dał po sobie tego poznać, ale te słowa go zabolały. Nawet bardzo. Wciąż uważa go za bezdusznego, wrednego i podłego Ślizgona? Chyba dalej tkwił w punkcie wyjścia. Musiał coś z tym zrobić, bo dłużej nie wytrzyma stojąc w miejscu, między rajem a piekłem.
            Hermiona już odwracała się do niego plecami, w celu poprawienia reszty dekoracji, by móc jak najszybciej wskoczyć pod prysznic i wejść do ciepłego łóżka, gdy nagle poczuła ucisk na swojej ręce. Przyciągnął ją do siebie i spojrzał w jej głębokie, brązowe oczy. Pomyślał, teraz albo nigdy.
            -Pójdziesz ze mną na bal? - wypalił.
            Dziewczynę zamurowało. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Kompletnie się tego po nim nie spodziewała. Ale zaraz, nie może się zgodzić. Ma Terry'ego, na pewno on chciał z nią iść, ale czy zgodziłaby się? Po tym co ostatnio zrobił na imprezie w Slytherinie? O nie, to było za wiele, musi z tym skończyć. Nie ma sensu dłużej ciągnąć tego związku. A Draco, on zawsze przy niej był. Bronił jej, wyciągał z kłopotów. Tylko przy nim czuje się bezpieczna. Spojrzała na niego. On nie jest w stanie jej skrzywdzić. Ale czemu to robi? Czyżby coś do mnie czuł?
            -Mam cię pocałować księżniczko, żebyś wybudziła się z tego rozmyślania? -uśmiechnął się.
-Yyyy, nie, zatkało mnie -nie wiedziała co powiedzieć.
-Widać, to jak? -spytał.
            Nie widziała sensu w tym co on próbuje zrobić, osiągnąć. Nie wyobraża sobie tego, że Malfoy miałby pokazać się z nią na balu. Ale właściwie dlaczego miałaby się nie zgodzić? Ufała mu i wie, że przy nim, nic jej się nie stanie.
            -Dobrze, zgadzam się -posłała mu swój uśmiech i wyszła z Wielkiej Sali.
–Do zobaczenia -powiedział za nią blondyn i uśmiechnął się pod nosem. -Jestem mistrzem- powiedział sam do siebie a szczęście malowało się w jego oczach.
                                                                       ***
            Poranek. Słońce delikatnie przebijało się przez ośnieżone okno. Hermiona leniwie podniosła się z łóżka i ruszyła do łazienki. Po krótkim prysznicu wysuszyła swoje włosy i upięła je w wysoki kucyk. Nałożyła trochę tuszu na rzęsy i malinowy błyszczyk. Kiedyś tego nie robiła, ale w ostatniej klasie zaczęła bardziej przywiązywać wagę do swojego wyglądu. Wystarczyło parę muśnięć pędzlem z różem na policzki, by wydobyć z tej pozornie cichej dziewczyny, gorącą laskę.
            Ubrała się i chwile później już zasiadała do śniadania, w innej, specjalnie przygotowanej sali. Przywitała się z Gin i nalała sobie kawy.
-Jak tak przygotowania? -spytała Ruda.
-Mimo wszystko znakomicie. Już prawie wszystko gotowe, jeszcze tylko dzisiaj zajrzę na chwile zrobić ostatnie poprawki i gotowe - uśmiechnęła się na samą myśl.
-To cudownie, już nie mogę się doczekać tego balu -ekscytowała się wiewiórka.
-Ja też, na pewno będzie bajecznie -rozmarzyła się Miona przegryzając tosta.
-A z kim idziesz? -zaciekawiła się.
-Z Malfoy'em -mruknęła.
-No nie gadaj...na prawdę? Zaprosił cię? -Gin nie mogła ukryć zdziwienia, ale również radości.
-Tak, wczoraj. A ty z Blaisem? -spojrzała na rozanieloną przyjaciółkę.
-Ależ oczywiście -podparła rękami brodę i rozłożyła się na stole.
-Będzie nieziemsko -szepnęła. Miona posłała jej ciepły uśmiech. Zniknął on jednak z twarzy, gdy po paru minutach spostrzegła Terrego, idącego w jej kierunku. Usiadł koło brązowowłosej, z zamiarem pocałowania ją w policzek, na co ona szybko się odsunęła.
            -No co jest?- spytał.
-Zapomniałeś o tym, co zrobiłeś na ostatniej imprezie? -warknęła.
-Oj nie przesadzaj. W końcu jesteś moją dziewczyną, chyba coś mi się należy...
-Żartujesz sobie ze mnie...-zdenerwowała się Herm. –
Nie, kochanie nie dąsaj się, przecież się kochamy. Nie chciałem zrobić nic złego, ale na małe pieszczoty ze swoim chłopakiem mogłabyś się zgodzić -dotknął jej uda. Miona szybko wstała z miejsca.
-Byłym...-spojrzała na niego przelotnie i skierowała się do wyjścia.
            -Chodź Gin -mruknęła i po chwili już jej nie  było _____________________________________________________________________________
Witamy, 
na szybko, 
przepraszamy, 
komentujcie, prosimy, 
pozdrawiamy, 
L. i P. ;*

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział XIX



 Chcesz romantyka? Dla ciebie będę ch*j wie kim
Jutro wieczorem, jeśli znów mi się nie urwie film
Będę rycerzem, jeśli wcześniej się nie wku*wię i
Nie wyląduję gdzieś na mieście w jakimś klubie z kimś
Kto również lubi pić.
 _____________________________________________________________________________
            Impreza rozkręciła się na dobre. Alkohole lały się strumieniami, wprowadzając wszystkich w znakomity nastrój. Uczniowie rozluźnili się, a w głowie wciąż krążyły im kolejne takty granej piosenki. Cały parkiet szalał w rytm Bałkanicy ( L. i P. mają zajebiste wspomnienia xD)
            Ginny i Blaise tańczyli gdzieś z boku, wcale nie wpasowując się w nuty granego hitu. Kołysali się lekko, wtuleni w siebie nawzajem.  Cieszyli się, że chociaż w tej chwili, mogą się tak zachowywać.
            Jednak były też osoby, które zazdrośnie patrzyły na parę. Ślizgońskie dziewczęta pożerały wzrokiem Diabła, a zabijały nim Rudą dziewczynę. To samo, tylko odwrotnie robili chłopcy z Gryffindoru- nieliczni, którzy przyszli się rozerwać.
            -Idziemy na spacer?- spytał Blaise.- Nie mogę patrzeć na tych Gryfiaków- stwierdził i uśmiechnął się ciepło.
- No ja też, tyle że na te ślizgonki- dodała Gin.
- No to przywołam jakieś kurtki i wychodzimy.
-Ciekawe, gdzie zniknęli nasi zakochańce…- zastanowiła się rudowłosa.
- Smok próbuje swoich sił zapewne- zażartował Diabeł.
            Chwilę później szli już chłodnymi i ciemnymi korytarzami Hogwartu po to, by wyjść na błonia. Gin ubrana w puchową kurtkę Zabiniego wyglądała jak dorodna, ruda bombka, czego on nie omieszkał zauważyć.
- Hahahahahah, Ruda bomba jest mooja – wyszeptał jej do ucha, muskając je delikatnie. Dziewczyna jęknęła rozkosznie pod wpływem tej pieszczoty.
            Wyszli na zaśnieżone błonia i od razu rudowłosa próbowała wrzucić towarzystwa w wielką zaspę śniegu… ale co mogła zrobić mała gryfonka, w porównaniu do postawnego ślizgona? Chwilę później oboje leżeli umorusani w białym puchu, a jedyne światło leżało jakiś metr od nich i sączyło się z różdżki Blaise’a.
- Pójdziesz ze mną na bal?- spytał Diabeł z niemą nadzieją oczach i błyskiem na białych zębach.
-Tak- wykrzyknęła radośnie i niespodziewanie pocałowała chłopaka, kładąc swoje wargi na jego ustach.
            Zdziwiony Blaise zaraz zaczął oddawać całusy, ciesząc się, że do tego właśnie doszło. Mimo, że to poniekąd pokazało, co łączy ich oboje.
            Po długiej chwili oderwali się od siebie i z uśmiechem wrócili do zamku. Chłopak odprowadził Gin pod portret Grubej Damy, a sam udał się do Lochów.
                                                                       * * *
            Siedzieli na kanapie w dormitorium Dracona. Na niektórych przedmiotach leżała gruba warstwa szarego kurzu. Na stoliku obok paliła się jedna, czerwona świeczka, która tworzyła romantyczny nastrój.
            - Co chcesz robić po zakończeniu szkoły ?- wypalił Malfoy, w duchu mając nadzieję, że te plany choć w małym stopniu były związane z jego skromną osobą.
- Nie wiem, jakoś nie mogę o tym myśleć… A ty ?
- Zapewne jakaś ciepła posadka w Ministerstwie.
- Ja złapię posadę w Szpitalu Merlina, a później, kto wie, może rodzina, mąż, dzieci…- jej marzeniem było to, by chłopak siedzący obok stał się częścią jej świata.
- Fajnie, że wiesz mniej więcej co będziesz robić…- ja wiem tyle, że bez Ciebie upadnę i już nigdy nie wstanę.
            Chłopak przysunął się do niej znacznie, pragnąc znów poczuć smak tych niesamowitych ust. Obojgu w głowie szalała Ognista Whiskey, którą wcześniej bogato lali do gardeł. Jego dłonie powędrowały na jej kształtną talię, a jej wplotły się w jego platynowe, miękkie włosy. Tego potrzebowali…
            Głośne pukanie przerwało miły moment, a oni gwałtownie odsunęli się od siebie. Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła Tracey Davids, była dziewczyna blondyna.
            - Skarbie, co Ty tu robisz z tą szlamą ?- spytała przybyła, patrząc wrogo na Gryfonkę.
- Davids, kurwa, nie jesteśmy już razem!- zdenerwował się Malfoy, gdyż idiotka przerwała mu małe „sam na sam” z Granger.
- Co?- rzuciła głupio Hermiona, która dopiero teraz otrząsnęła się z szoku wywołanego przez dotyk chłopaka.
- Granger! Nie zabieraj mi Smoka! On jest mój szlamo!- rzuciła, podnosząc znacznie swój piskliwy głos.  
- Że co ja robię ? – tym razem stanowczy głos Miony zabrzmiał w pokoju.- To nie mój problem, że on już Ciebie nie chce. Z resztą my jesteśmy tylko przyjaciółmi- podkreśliła ostatnie słowo, nie wiedząc, że zraniła tym siebie, ale także pewnego chłopaka, którego serce zaczęło delikatnie i niewidocznie krwawić. – Musisz nad sobą popracować Davids.
- Tylko przyjaciółmi? Proszę Cię, Granger nie ośmieszaj się ! Przy Smoku nie da się być tylko jakąś koleżanką…- wypluła Tracey.
- Da się, tyle że ty po prostu nie umiesz i nigdy nie opanujesz takiej sztuki- stwierdziła gorzko Herm, zdając sobie sprawę z tego, że Ślizgonka poniekąd ma rację.
             Draco w ciszy przysłuchiwał się rozmowie, czy raczej przekrzykiwaniu się dziewcząt. Bardzo zraniły go słowa brązowowłosej. „Przyjaciele”, słowo, które od tej pory miało krążyć w jego głowie, bez żadnych postojów.
            - Wyczuj, że już niczego do Ciebie nie czuję Davids, czy to tak trudno zrozumieć?- załamał ręce nad głupotą koleżanki, czy raczej byłej laski z jego domu.
- Powiem Ci jedno, Draco. Nigdy, ale to nigdy, nie zdobędziesz Granger… nie chciałeś mnie, więc nie będziesz miał też jej- wyrzuciła jak jakąś najgorszą klątwę.- Nie chciałeś szczęścia przy mnie… nie będziesz miał go nigdzie- dodała na odchodnym, a Draco udał, że te słowa nic dla niego nie znaczą.- A i Granger… jesteś tylko kolejną zabawką- powiedziała i wyszła, trzaskając dębowymi drzwiami.
            -Skąd się biorą tacy ludzie?- spytał Draco, przywołując butelkę Ognistej, gdyż bez niej, nie przetrawiłby tych słów.
- Wracajmy na górę…- zaproponowała Miona, chcąc jak najszybciej położyć się spać.
- Nie wiem czy jest sens… Może zostańmy tutaj?- wypił szklankę trunku jednym haustem.
- Ale przedzielamy łóżko poduszkami- zawyrokowała brązowowłosa, gdyż szczerze nie chciało jej się ciągnąć na ostatnie piętro.
- Dobra, dobra.
            Chwilę później oboje leżeli wtuleni w swoje poduszki. Każdy na skrawku łóżka, byleby tylko nie dotknąć drugiej osoby, gdyż groziłoby to szybkim zrzuceniem z siebie ubrań i gorącymi doznaniami.
             Hermiona wciąż w swojej głowie układała słowa Tracey. Czyżby ta ,mimo wszystko pusta, dziewczyna zauważyła coś, czego ona nie dostrzegła? W końcu Blaise i Gin wciąż czynili im jakieś konkretne iluzje, ale czy to wszystko miało jakieś znaczenie? Czy było w tym coś ukrytego? O tym dopiero miała się przekonać.
                                                                       * * *
            Ciężki, niedzielny poranek pobudził zaspany, po imprezowy Hogwart do życia. W jednym z ślizgońskich dormitoriów, czarnoskóry chłopak właśnie wypijał dawkę eliksiru na kaca- zbawiennego płynu. Chciał jak najszybciej odwiedzić swojego przyjaciela, by naopowiadać mu o tym, co zdołał zrobić. Szybko ubierał kolejne części garderoby, w końcu miał do pokonania wiele schodów.
            Kilka minut później wpadł przez portret Szalonego Czarodzieja do salonu dwójki prefektów. Szybko wparował do pokoju blondyna z wrzaskiem.
-Wstawaj złamasie !- krzyknął i momentalnie się zamknął widząc puste i idealnie zaścielone łóżko.
            Jego mózg wszedł na wyższe obroty, co było wyjątkowo trudne po takiej nocy. Wyszedł i sprawdził pokój Miony, ale tam też nikogo nie zastał. W tym momencie zaczął się lekko martwić, jednak zaraz po chwili przypomniał sobie o jeszcze jednym miejscu, w którym mógł znajdować się Draco.
            Wszedł do kominka i teleportował się do prywatnego dormitorium Malfoya w Slytherinie. Kiedy wyłonił się z zielonych płomieni, jego oczom ukazał się jakże uroczy widok. Dwójka dawnych wrogów, śpiąca w swoich ramionach. Miona leżała oparta o klatę Malfoya, a on obejmował ją ramieniem. Obraz jak z bajki… jednak zawsze musiała znaleźć się czarownica, czytaj: Blaise, która miała w planach zepsucie tego słodkiego widowiska.
- Wstawajcie śpiochy ! – wydarł się na całe pomieszczenie, a para podniosła się jak na zawołanie.
            Zabini dał im chwilę do rejestracji otoczenia.
- No więc, czy to już ?- spytał, a oni spojrzeli na niego jak na debila.- Już niedługo będą małe Dracony i Hermiony ?- udał, że łza płynie z jego oka i wytarł ją teatralnie. Już chwilę później, na jego twarzy wylądowała poduszka rzucona przez rozzłoszczonego Dracona.
- To ja będę już lecieć- powiedziała zawstydzona Hermiona.
- Ależ Miona, w tym wieku to nic dziwnego- powiedział, co wywołało jeszcze większe rumieńce na jej twarzy, a sama posłała mu groźne spojrzenie.
            To, że spędziła noc w towarzystwie Malfoya chyba nic nie znaczyło. Chyba… Wzięła garść proszku Fiuu i przeniosła się do salonu na siódme piętro.
- Co ty gościu opowiadasz?- zapytał dalej zły Draco.
- Caaałą prawdę- rzucił niedbale Zabini, podając przyjacielowi Eliksir na kaca.
-Jaką znowu prawdę, człowieku…- krzyknął po wypiciu naparu.
- No przecież lecicie na siebie nie od dziś i widać to strasznie, więc się nie wypieraj, bo zawsze to robisz- również zdenerwował się zachowaniem przyjaciela.- Zaprosiłeś ją na bal?
-Nie wiesz nawet co tu się wczoraj wyprawiało. Nie miałem głowy do tego…
-Kiedy ty ją masz- mruknął cicho Diabeł.
- Terry wkurzył Mionę, poszliśmy do dormitorium i wparowała Tracey i zaczęła jej wygarniać, a na koniec dodała, że nigdy jej nie będę miał. No kurwa, miała rację…- rozżalił się Draco.- No i ciekawe co byś zrobił w takiej sytuacji?
- Olał bym to wszystko i i tak bym się spytał…
- A ty i Ruda?- chciał jak najszybciej zejść z bolesnego tematu Hermiony Granger.
- Zgodziła się… widzisz, wszystko się da wykonać.
-To inna sytuacja- stwierdził zgodnie z prawdą Draco.
- Ech, tobie tłumaczyć- zrezygnował Blaise i opuścił pomieszczenie, a blondyn pozostał sam ze swoimi myślami.
            Cała sytuacja z wczorajszego wieczora dziwnie go przytłoczyła. A w szczególności tekst, dotyczący Hermiony, tej jedynej dziewczyny, której nigdy nie zdobędzie i nigdy nie będzie miał. Przecież oni mieli rację… czy Granger chciałaby związać się z byłym śmierciożercą, ślizgonem, dupkiem i egoistą? 
_________________________________________________________________________
Witamy!

I ja, Lúthien , z miejsca przepraszam za opóźnienie, gdyż miałam pewne problemy zdrowotne ( plecy :((( ) i nie mogłam pisać przy komputerze, dlatego taka obsuwa. 
I rozdział jest krótki i słaby, bynajmniej tak wydaję się mi(L.) XD
KOMENTUJCIE, bo motywacja słabnie niestety! :(
( to wszystko przez szkołę :( ) 
Jeszcze raz, jeśli przeczytasz, skomentuj :)
Pozdrawiamy, 
Lúthien, Pyskata ;**  

 Obiecana miniaturka w przygotowaniu~ L. :)