czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział XXVI

Więc nie mów, że mnie kochasz na zawsze i zaśnij,
                Jutro okłamiesz mnie po raz ostatni.
______________________________________________________________________
                                                           * * *
            Jego myśli popędziły jak oszalałe. W jednej chwili dobiegł do niej i zaczął szturchać, wypowiadając jej imię. Brak jakiejkolwiek reakcji otrzeźwił go w kilka sekund. Sprawdził jej puls, który był nikły, ale był.
            Wziął ją na ręce i biegiem ruszył do Skrzydła Szpitalnego, nie wiedząc, co podać za przyczynę jej omdlenia. Szybko przemierzał kolejne kondygnacje, chcąc jak najszybciej oddać dziewczynę w dobre ręce. Nie chciał dopuszczać do siebie myśli, że byś może ją straci. Przyspieszył kroku.
                                                                       * * *
            -Solidna dawka Eliksiru Wiggenowego i Słodkiego Snu powinna starczyć- mruknęła Poppy Promfey jakby do siebie.
- Wystarczyć do czego?- spytał zirytowany blondyn, wpatrując się w bladą twarz Gryfonki.
- Do tego, by odpoczęła, a później obudziła- powiedziała kobieta i wyszła z pomieszczenia po wspomniane wcześniej specyfiki. Jej jasny szlafrok powiewał zgodnie z ruchem jej bioder.
            Skrzydło Szpitalne nigdy nie było najmilszym miejscem. Kojarzyło się z chorobą nieszczęściem i bólem. Ale chyba żaden ból, jakiegokolwiek doświadczył, nie był tak mocny, jak ten, który odczuwał w tej chwili.
            To, o czym myślał, kiedy niósł jej bezwiedne ciało, nie równało się z niczym… nawet strachem, który przeszedł, należąc do śmierciożerców. To była pustka, ogromna, wypełniająca całą jego podświadomość, całe serce. Może byli pokłóceni, może to i jego wina… ale nadal była Hermioną, jego Granger.
            Rozmyślania przerwała pielęgniarka, która weszła do pomieszczenia z dwoma fiolkami w dłoniach. Lekkim krokiem podeszła do dziewczyny i powoli zaczęła potrząsać jej ramię. Ta na chwilę otworzyła oczy i za chwilę je zamknęła.
            -Hermiono…- powiedziała Poppy, wybudzając ją delikatnie- wypij- podstawiła pod jej nos najpierw jeden eliksir, który z pewnym oporem zniknął, a następnie drugi.
            Jeszcze na chwilę przed zapadnięciem w długi sen, Hermiona spojrzała wprost w stalowoszare oczy, które przyglądały jej się z niebywałą intensywnością. Tylko, czyje to oczy?
            - Za ile się wybudzi? – zapytał blondyn, patrząc na Gryfonkę.
-Myślę, że dopiero jutro popołudniu . Chłopcze, idź się prześpij, powiadom przyjaciół, ja zajmę się nauczycielami- spojrzała w jego stronę. Miała dziwne przeczucie, że uczennica nie tylko zasłabła, że to coś więcej.
            Draco z niechęcią opuścił Skrzydło Szpitalne, ostatni raz spoglądając na leżącą tam dziewczynę. Skutki wypitej Whisky dawały mu się we znaki… a może to nie alkohol, tylko wciąż buzujące w nim uczucia, które niczym nie dały się ugasić?
                                                                       * * *
            Stwierdził, że jak na razie nie będzie budził ani Weasley, ani Diabła, ani Pottera. Sam musiał się przespać, a poza tym, powie im zaraz na śniadaniu. Ciężka noc.
            Wszedł do salonu, nie patrząc na miejsce, skąd jeszcze godzinę temu zbierał nieprzytomne ciało współlokatorki. Wszystko kumulowało się w nim od chwili, gdy tylko zobaczył ją tego wieczoru. Zbyt wiele emocji wybuchło, zbyt wiele uczuć wypłynęło na jego twarz, zbyt wiele zdenerwowania widoczne było w jego niespokojnych ruchach.
            Wiele przeszkód stało na jego drodze do szczęścia, na drodze do jej serca. I choćby wyciął sobie to serce i dał jej na rękę, to i tak ktoś wytrąciłby je z jej dłoni, i zdeptał jakby już go nie było.
            Ale ono wciąż istniało i było z nim… a raczej trwało przy Niej, wciąż rozpamiętując wszystkie najlepsze, łączące ich wspomnienia. Te chwile, w których czuł, że łączy ich coś więcej niż tylko miłość. Łączy ich coś, czego nie da się nazwać, coś nieobjętego, niepojętego i niedoświadczonego. Coś, co nigdy nie doświadczyło złego.
            I mimo, że on był zły, że zawsze będzie naznaczony piętnem dawnej, śmierciożerskiej niewoli, to i tak czuł, czuł, że coś ciągnie go w Jej stronę, że to tam powinien być zawsze i na zawsze.
                                                                       * * *
            Poranek w Hogwarcie zawsze był pełen ospałości, tym bardziej, że zima nie odpuszczała i nie zachęcała zmęczonych uczniów do wyjścia z ciepłych łóżek. Śnieg prószył delikatnie, a indywidualności gromadziły się w Wielkiej Sali, by zjeść przyzwoite śniadanie.
            Draco Malfoy zerwał się z łóżka. I tak przespał tylko 2 godziny, więc jego wygląd mówił sam za siebie. Blada twarz była jeszcze bledsza niż zwykle, włosy w nieładzie, a oczy przyspane. Szybki prysznic pobudził go do ciężkiego dnia.
            Wyskoczył z dormitorium i szybkimi krokami przemierzał kolejne schody, zmierzając do Wielkiej Sali. Popchnął wielkie drzwi i znalazł się obiektem głośnych westchnień damskiej populacji szkoły. Żeby tylko ta konkretna tak robiła, to by mu w zupełności wystarczyło.
            Ruda Weasley’ówna siedziała przy stole Gryffindoru, wraz z Potter’em. A to dobrze, nie będzie musiał kilka razy wyjaśniać.
            - Cześć- powiedział Smok, gdy tylko podszedł do nich, po czym usiadł obok.
- Cześć. Coś się stało? – spytał Wybraniec, nie przyzwyczajony do Malfoy’owskiego towarzystwa.
- Tak. Muszę Was zmartwić. Granger jest w Skrzydle Szpitalnym. Znalazłem ją wczoraj nieprzytomną w salonie.
- Co?- zapytała Ginny, której po usłyszaniu tych niemiłych rewelacji, zakręciło się w głowie.
-To. Na razie nie wiadomo, co się stało. Dziś ma się wybudzić.
- Musimy do niej iść- powiedział szybko Harry, już wstając ze swojego miejsca.
- Dobra, idźcie, ja muszę jeszcze poczekać na Blaise’a- rzucił spojrzenie w stronę drzwi, w których właśnie pojawił się czarnoskóry chłopak.- O Diable mowa. Za chwilę do Was dołączymy- rzucił i wstał, kierując się w stronę swojego przyjaciela, który wrogo patrzył jak Gin wychodzi w towarzystwie Wybrańca z Wielkiej Sali, nawet go nie zauważając.
- Co się dzieje, Smoku?- zapytał, gdy usiedli przy ślizgońskim stole, gdzieś z dala od gumowych uszu wielu zazdrosnych uczennic Slytherinu. Blaise był w trakcie nalewania sobie filiżanki kawy, widocznie wypita wczoraj Whisky dawała mu się we znaki. Oczywiście połowa pobudzającego napoju wylądowała na stole.
                                                           * * *
- Ale jak to ? – zapytał Zabini, wyciągając różdżkę.
- No po prostu wszedłem, nie,  i patrzę, a ona leży na podłodze i w ogóle się nie rusza…- zrelacjonował Draco, a emocje wieczoru ponowiły się w jego sercu.
- O Merlinie, stary…- mruknął Diabeł, spoglądając na blondyna współczującym wzrokiem. Wszystko, co ostatnio dzieje się w ich życiach nie posuwa się w stronę lepszej sytuacji.
            -Daj spokój, do tej pory nie wiem, jak ja w ogóle dałem radę myśleć- dopowiedział.- Ale nie chcę o tym rozmawiać.
- To zrozumiałe – stwierdził filozoficznie Blaise. Wczorajsza Whisky dawała mu się we znaki. Nie wziął eliksiru na kaca, ale poranne rewelacje otrzeźwiły go w bardzo spektakularny sposób.
            Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z impetem, a do środka wpadła Astoria wraz z Dafne. Pierwsza z sióstr wyraźnie szukała kogoś przy stole jej domu, a kiedy jej wzrok padł na Diabła, ironiczny i perfidny uśmieszek wpłynął na jej usta.
            Blaise dobrze wiedział, o co chodzi. Ten śmieszny „pocałunek”, który niestety miał miejsce. Tylko zastanawiało go to, dlaczego ta dziewczyna tak chamsko śmiała mu się w oczy, kiedy większości wcale nie było do śmiechu.
            - Wiesz, co wczoraj ta idiotka Greengrass zrobiła?- spytał Diabeł. Czuł, że musi mu to powiedzieć. W końcu i mimo wszystko, to jego przyjaciel.
            - Która?
- Starsza...
- No co zrobiła?- spytał z rozbawieniem, chociaż tak naprawdę miał ochotę płakać.
- Pocałowała mnie…- ubolewał Zabini, bawiąc się filiżanką.
- Ha, to pewnie było całkiem przyjemnie- powiedział Draco, ewidentnie nabijając się z kolegi.
            - Dobra, dobra- uwieńczył swoją wypowiedź, posyłając groźne spojrzenie Smoku. – Tylko najgorzej martwi mnie to, że ona tak prowokacyjnie patrzy w moją stronę…
            - Już nie pierdol kochanie, idziemy do Granger- zirytował się Malfoy i wstał.
                                                                       * * *
            Harry i Gin usiedli u boku Hermiony. Oboje byli oszołomieni tym, co się stało. Nie znali powodu, dla którego ich przyjaciółka leżała teraz w Skrzydle Szpitalnym, bez jakiegokolwiek znaku z jej strony. Każde z nich myślało o czymś innym, a jednak o tym samym.
            - Zaniedbałam ją- przyznała się szeptem Ginny, której cicha łza przemknęła spod powiek.- Cały czas myślałam o Blaisie, a ona najwyraźniej nie chciała mi w tym przeszkadzać- kolejna kropla wylądowała na twarzy i zsuwała się po niej.- Powinnam była coś zauważyć- zakończyła, czekając na reakcję siedzącego obok chłopaka.
            Poczuła jak Wybraniec łapie ją w swoje objęcia. Tylko tyle potrzebowała. Harry, Harry, w którym kochała się od pierwszego jego zobaczenia na dworcu King’s Cross, kiedy to on, wraz z Ronem, rozpoczynał swoją naukę w Hogwarcie.
            Czuła, że jest kimś więcej, niż tylko dawną miłością.
- Gin, nie zadręczaj się- szepnął- to nie Twoja wina. – Poczuł zapach jej włosów, bicie jej serca, tuż obok swojego.
            Drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się, a w nich stanęli Blaise i Draco. Na widok przytulonych ze sobą Gryfonów, Zabini zacisnął mocno swoje szczęki, a Malfoy znacząco chrząknął. Para odskoczyła od siebie w mgnieniu oka.
            Ginny spojrzała na swojego chłopaka, który wpatrywał się w Potter’a z miną godną samego bazyliszka. Później jego wzrok przeniósł się na nią i wyrażał coś, czego nie mogła odgadnąć.
            - Ja już pójdę- mruknęła i wstała.
- Ja też- dopowiedział Potter i wyszli z pomieszczenia, odprowadzani wściekłym wzrokiem Diabła, który już miał ochotę wypróbować swoje diabelskie moce na pewnym irytującym Gryfonie.
                                                                       * * *
            - Blaise, nie denerwuj się- powiedział Draco, siadając na łóżku Gryfonki i dyskretnie badając jej stan wzrokiem.
            - Przecież ja, się, nie, denerwuję- wysapał, usiadłszy na krześle naprzeciw blondyna. Oczywiście, że był zdenerwowany… ba, on  był wkurwiony. Nie był typem wielkiego zazdrośnika, ale co do Pottera, zawsze miał jakieś głębsze obiekcje.
            - Tylko się obejmowali, nie dramatyzuj, w końcu to przyjaciele- stwierdził pocieszająco.
- Taa, ciekawe co Ty byś zrobił, gdyby Mionka obściskiwała się za Twoimi plecami- na sam wydźwięk tego imiona blondyn spiął się.
-Dajże spokój, skończmy temat- odparował, spoglądając w stronę Diabła, który skrzyżował ręce na piersi, wyraźnie dając do zrozumienia, co ma na ten temat do powiedzenia.
            - Dobrze, że wyszedłeś wczoraj wcześniej…
-Tak. Też tak uważam.
            Po kilku minutach Blaise wyszedł, tłumacząc się, że ma coś do załatwienia.
                                                                       * * *
            - Gin, ja idę do kuchni odwiedzić Stworka- oznajmił Harry.- Idziesz ze mną?- spytał.
- Nie, muszę coś przemyśleć- odpowiedziała i uśmiechnęła się.
- Okej- powiedział i skierował się w swoją stronę.
             - Harry!- zawołała po chwili, a chłopak się odwrócił.
-Tak?
-Dziękuję, że jesteś- rzekła, co on skwitował czarującym uśmiechem.
            Ruda odwróciła się i szybkim krokiem skierowała się w stronę wieży Gryffindoru. Po drodze mijała różnych uczniów, którzy  w biegu załatwiali swoje codzienne sprawy.
            Myślała nad tym, jak zareaguje Blaise. Nie chciała, by widział w Harrym kogoś więcej, niż tylko przyjaciela. Ale Diabeł, jak to Diabeł, człowiekiem ugodowym nie jest, a tym bardziej w sytuacji dotyczącej jego dziewczyny. Nie czuła się winna, o nie. Nie robiła nic złego. Tylko najgorsza była myśl, że może on doszukiwał się w tym nikłym akcie, czegoś więcej, niżeli tylko przyjacielskiego gestu.
            Obraz Hermiony, jej przyjaciółki, pojawił się w jej świadomości. Tak bardzo się o nią martwiła. Jej nie powinno nic się dziać. Powinna siedzieć teraz w dormitorium i jak zwykle uczyć się do Owutemów, które i tak zda najlepiej. Powinna godzić się z Draconem i jak najszybciej dążyć do swojego szczęścia.
            - Ej, Weasley- krzyknął jakiś kobiecy głos, na co Ruda się odwróciła. Kilka kroków za nią stała Astoria Greengrass na czele swojej słynnej, ślizgońskiej bandy.
- Czego?- odwarknęła zła, że ktoś przerywa jej spokojne dojście do dormitorium.
- Tak, sobie pomyślałam…
-To Ty myślisz ?- przerwała jej zdziwiona Ginny. – Niebywałe zjawisko – dodała.
- Diabłu to jakoś nie przeszkadzało, kiedy wczoraj wieczorem, zajmował się mną… - rzuciła niby od niechcenia, wrednie spoglądając wprost w oczy rudowłosej.- … w mało grzeczny sposób.
            - I tak Ci nie wierzę- zripostowała Gin i odeszła z dumnie uniesioną głową.
 Mimo wszystko ziarno niepewności zostało zasiane.
_______________________________________________________________________
Będą komentarze, będzie niespodzianka... i nie mamy na myśli miniaturki :) 

                                                                      ASK!


                                                           

14 komentarzy:

  1. Suuuper!!!!!!!!!!!!!!! Astoria yyyyyyhhhhhhhhhhhhhhh wredota!
    Życzę duuuuuuuuuuużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja nie lubię Astorii :/ !! Mam nadzieję, że Ginny nie pokłóci się o to z Diabłem!
    Rozdział super :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm ciekawe co się stało Herm? No bo przecież tak z niczego raczej nie zemdlała...
    A ja się cieszyłam, że przynajmniej związek Ginn i Blaise`a kwitnie a tu się czarne chmury nad nimi zbierają... Oby sobie wszystko wyjaśnili ;)

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie na wi dze astori. Ona jest jakąś chora na umyśle. Co się dzieje z miona? Biedaczka :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny blog, jeden z lepszych jakie kiedykolwiek czytałam na temat Dramione. Tak trzymaj ;) nie mogę się już doczekać następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  6. w ogóle to tacy ludzie jak astoria powinni byc tempieni jak chwasty ale na bank cos wymyslisz i bedzie happy end a hermiona zasłabła bo? ........ ze zmeczenia ? dziwnie troche ale pisz pisz czekamy na ciag dalszy

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział,
    Zastanawiam się, co z Mionką? Bo bardzo mnie zaintrygowały słowa "Tylko, czyje to oczy?"
    Ach, jak ja nie cierpię wogóle Greengrass'ównych, a po tym co powiedziały Gin, to coś czuję, że Ruda i Diabeł szybko się nie pogodzą.
    Życzę weny ;*
    e_schonheit

    OdpowiedzUsuń
  8. Nieźle :D
    Co się dzieje z Mionką i jak dalej potoczą się dzieje Gin i Diabełka... oto jest pytanie :
    Czekam na więcej.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.
    panstwoweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział fajny, zdenerwowałam sie na Blaisa, całował sie z tą wredną...
    Podobało mi sie. Zycze weny i czekam na nexta. I zapraszam do siebie na nowosc ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny rozdział :)
    Jak zawsze swoją drogą. Czekam na niespodziankę :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Astoria chyba w każdym opowiadaniu jest wredną i pustą idiotką. :)

    -----
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Astoria..
    Ugh.
    Nie będę się na forum nie ładnie wyrażać.

    OdpowiedzUsuń
  13. SUPEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEER roździał^^

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już tu jesteście, pozostawcie po sobie jakikolwiek ślad ;)