środa, 31 grudnia 2014

Miniatura XVIII: "Moja miłość"




No one's gonna take my soul away.
I'm livin' like Jim Morrison.
Headed towards a fucked up holiday.
Motel, sprees, sprees and I'm singing.
Fuck yeah, give it to me this is heaven, what I truly want.
Is innocence lost,
Innocence lost.

Byliśmy szaleni. Bardzo szaleni. Ona i ja. Wiele razy wplatałem dłonie w jej brązowe loki, hotelowe łóżko skrzypiało pod naszym ciężarem. Patrzyła mi w oczy i mówiła: „No dalej”, a ja nie nigdy nie pozwalałem jej czekać. Żaden mężczyzna by a to nie pozwolił.

Każdy kolejny wieczór miał ten sam schemat.

In the land of Gods & Monsters,
I was an angel, livin' in the garden of evil,
Screwed up, scared, doing anything that I needed,
Shinning like a fiery beacon.

Najpierw szliśmy do baru. Siadaliśmy na stołkach, zamawiając szampana. Wystarczył tylko kieliszek, by nasz świat stał się lepszym miejscem. Potem zaczynaliśmy tańczyć. Wszystkie oczy były zwrócone w naszą stronę, widziałem, jak mężczyźni patrzą na nią i miałem ochotę wydrapać im pieprzone oczy. Taki już byłem, wierzyłem, że jest moja.




Wchodziła na parkiet i zapominała o całym świecie. Była nieświadoma, że zawsze jest obserwowana, nie obchodziło ją to. Poruszała się jak doświadczona kusicielka, którą z resztą była. Miała głodne wrażeń spojrzenie, gdyż każda chwila zbliżała nas do kolejnego kroku.

Trzask teleportacji i znajdowaliśmy się w luksusowym klubie nocnym. Niebieska poświata pokrywała nasze twarze za każdym razem. Wtedy rozdzielaliśmy się na moment. Ona szła za kulisy, ja do naszej stałej loży.

In the land of Gods & Monsters,
I was an angel, looking to get fucked hard.
Like a groupie incognito posing as a real singer.
Life imitates art.



Potem wychodziła, wyglądając jak spełnienie marzeń każdego mężczyzny. Chciwe oczy oglądały się za jej smukłym ciałem. Podchodziła do mnie, wysokie szpilki kołysały jej biodra. Zaczynała tańczyć, tak, by nasycić moje oczy. Pochylała się i całowała gwałtownie, namiętnie.

To tylko wstęp.

Następnym krokiem była teleportacja do wynajętego pokoju hotelowego. Tam rozbierała mnie i wyczyniała takie rzeczy, o których marzy każdy mężczyzna. Jej biodra ruszały się rytmicznie, gdy unosiła się nade mną, całując moją szyję. Potem zawsze brała w dłoń mojego penisa i pieściła go, dopóki nie doszedłem, mocno i głośno.

Gdy odzyskałem siłę, przewracałem ją na plecy i zajmowałem się nią. Moje usta wylądowały na jej piersiach, a dłoń zbliżała się do jej rozgrzanej kobiecości. Och, była gorąca w swoich reakcjach. A ja byłem chłodny, a opanowanie malowało się w moich szarych jak niebo o wschodzie słońca oczach. Kiedy sprawiłem, że przyjemność rozlała się po jej ciele, dawaliśmy sobie chwilę wytchnienia, aby dotrzeć do finału.

Siadała na mnie okrakiem i nieustannie całując, gładkimi ruchami ręki pobudzała mój sprzęt do działania. A później wślizgiwała się na mnie, krzycząc cicho z rozkoszy. Potem zaczynała się poruszać, a ja pieściłem jej smukłe biodra. Całowała mnie gorąco, pamiętam każdy pocałunek… Który mężczyzna mógłby coś takiego zapomnieć?

Nasze spotkania trwały kilka miesięcy. I poznała jego.


Pamiętam, jak na nią patrzył w barze. Każdy mężczyzna patrzył, ale żaden nie odważył się podejść.

Ale on tak.

Doceniła go, spoglądała na niego jak na kolejną, wyjątkowo przystojną zdobycz, odzianą w drogi garnitur.

To było jak grom z jasnego nieba. Uderzyło we mnie, niczym fala zalewa surfera, niczym wiatr łomocze w okiennice. Ja ją kochałem. I widziałem, jak odchodzi z nim. Odchodzi z innym…

Moja miłość. Moja Hermiona.
* * *
You got that medicine I need.
Dope, shoot it up straight to the heart please.
I don't really wanna know what's good for me.
God's dead, I said 
"Baby that's alright with me"

Oślepiło mnie światło, jasność biła w moje zmęczone oczy. Kompletnie nie pamiętałem, co się stało i dlaczego leżę na łóżku szpitalnym, a czujne oko pielęgniarki świeci mi światełkiem w oko. Drzwi trzasnęły.

- I jak? – spytał głos. Znałem go aż za dobrze.

- Granger? – wychrypiałem, a ona dała krok do przodu i spojrzała w moje oczy, nie zdradzając niczego.

- Wydaje mi się, że wszystko w porządku – odezwała się pielęgniarka i wyczuwając sytuację, wyszła.

Przez moment kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Widok jej twarzy po tylu latach wstrząsnął mną doszczętnie. Szukałem jej w całym pieprzonym USA. A ona była tu, w Londynie.

- Miałeś wypadek, ale wygląda na to, że ktoś nad Tobą czuwał – uśmiechnęła się. – Myślę, że jutro dostaniesz wypis.

- Jesteś z nim? – spytałem jej pleców, a ona zatrzymała się gwałtownie.

- Nie.

- To dobrze…
* * *

When you talk it’s like a movie and 
You’re making me crazy,
Cause life imitates art
If I get a little prettier 
Can I be your baby?
You tell me, “life isn't that hard”.

Fajerwerki strzelają wokół nas, a my patrzymy sobie w oczy. Znów jesteśmy młodzi, znów jesteśmy szaleni. Mimo, że za nami 30 lat wspólnego życia, znów jesteśmy razem. Chłodny szampan znowu zalewa nasze gardła. Czuję się tak, jakby wcale nie minął ten czas, jakbym przeżywał wszystko od początku.

Ale to poniekąd prawda. Kochałem, kocham i będę kochał.

Moja miłość żyje we mnie, a ja żyję dzięki niej.

I każdego dnia przeżywam moją miłość na nowo, wystarczy, że spojrzę w jej oczy, które nigdy się nie zmieniają.

- Kocham Cię Draco – szepta moja miłość i całuje mnie, dokładnie tak jak wtedy, gdy wszystko się zaczęło.

Moja miłość. Moja Hermiona.

________________________________________________

Życzę Wam, aby ten nowy 2015 rok:

przyniósł chociaż trochę magii do Waszego życia,

sprowadził spokój i wyciszenie 

lub pobudził Wasze dusze, 

był pełen sukcesów, które uradują Wasze serca, 

sprawił, że miłość przyjdzie i zamiesza w poukładanym świecie,

dostarczył Wam szczęście, jakiego nie doświadczyliście.

Wasza Lúthien.

sobota, 6 grudnia 2014

Miniatura XVII: "Królowa Granger" (18+)

Dedykuję Necie aka Pyskatej. 
________________________________________________________

If you love me hardcore, then don't walk away,
It's a game boy, 
I don't wanna play,
I just wanna be your's,
Like I always say, 
Never let me go.
________________________________________________________

Hermiona Granger –

Królowa Stowarzyszenia Wiecznych Dziewic. 



Brzmiał napis na liściku, leżącym przed oczami brązowowłosej dziewczyny. Grr. Głupi Malfoy. Co on sobie do jasnej Morgany wyobraża? Naprawdę uważa to za zabawne? Hermiona westchnęła ciężko. Może gdyby sam nie zaliczył połowy Hogwartu, odnosiłby się z większym szacunkiem do dziewczyn? Jego przystojna buźka szła w parze z narcystyczną osobowością. Także to, że był cholernie arogancki i przy tym tak pożądany przez przeszło połowę żeńskiej części szkoły wpływało na jego opinię, która teraz znajdowała się na poziomie znacznie wyższym, niż w rzeczywistości być powinna.

Hermiona odwróciła się i z niesmakiem spojrzała na Ślizgona, uśmiechającego się wrednie pod nosem. Wiedziała, że Malfoy nie odpuści jej do końca szkoły, czyli jeszcze przez długich 5 miesięcy. Była też druga strona medalu, mianowicie to, że była Gryfonką i nie mogła sobie pozwolić, by byle jaki wąż plamił jej własny, lwi honor.

Odwróciła się, próbując skupić uwagę na Profesor McGonagall, która po raz setny omawiała zasady przystępowania i kolejności Owutemów. Po chwili Ginny nachyliła się w jej kierunku.

- Draco się gapi – szepnęła, uśmiechając się znacząco.

- I co w związku z tym? – spytała Hermiona, zrezygnowana ciągłymi docinkami przyjaciółki.

- No nie wiem… - W tym samym momencie w sali rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec lekcji i dziewczęta zaczęły się pakować.

Hermiona odwróciła się na pięcie, dała krok w przód i wpadła wprost w twardy tors. Uniosła oczy i napotkała zimne, szare spojrzenie, prześladujące ją w koszmarach.

- Uważaj jak chodzisz, Granger – szepnął Malfoy, tuż przy jej uchu. Odsunęła się, gwałtownie wciągając powietrze wraz z zapachem jego perfum. Przepchnęła się obok i wypadła na korytarz, zapominając o pozostawionej Ginny.

Jak ja go nienawidzę! – krzyczała w myślach. Czy naprawdę musi być taki, taki… grr. Nie ma słów, żeby to opisać. Zdenerwowanie wzięło górę i Hermiona pognała ku dormitorium prefekta. To się tak nie skończy.

* * *

- Znowu poniedziałek – jęknął donośnie Zabini, patrząc na swoją poranną kawę pełnym pożądania wzrokiem.

- Nie dramatyzuj, Diable, jeszcze pięć dni i weekend. – Pocieszył przyjaciela Draco.

- Nawet jeśli jest weekend to co robimy? Zakuwamy… To niesprawiedliwe.

- Ej, pierwszorzędny kłamco, wszystko robisz, ale na pewno się nie uczysz. Takie kity, to Ty możesz Dafne wciskać, a nie mi.

- No dobra, masz rację. – Stwierdził Blaise, rozglądając się po Sali. – Ale z drugiej strony, spójrz na taką Granger, całe życie kuła jak nikt, a teraz nie dość, że jest ładna, to jeszcze mądra. My jesteśmy tylko ładni – dodał, patrząc na reakcję przyjaciela.

- Co Ty dziś pierdolisz? – zakrztusił się Malfoy, w ciężkim szoku patrząc na szczerzącego się kumpla.

- No przyznaj, że Granger jest całkiem ponętna… - Diabeł poruszył znacząco brwiami. – Wiesz, ja mam Ginny, ale przecież mam rację, nie?

- Granger jest niezła, ale wredna i nienawidzi nas tak, jak nikogo innego – Draco wzruszył ramionami, wracając do jedzenia.

- Haha, Ty to umiesz mnie rozśmieszyć. Ona nienawidzi Ciebie, a nie mnie – oznajmił. – I to jest tylko i wyłącznie Twoja wina.

- Masz na myśli te głupie żarciki? Przecież ona na pewno nie bierze ich na poważnie – starał się wybronić z głupiej sytuacji.

- Ty tam wiesz swoje. Tylko nie chcesz się przyznać – powiedział Diabeł, wstając.

Draco westchnął. Jego przyjaciel miał po części rację. Granger była naprawdę ładna. Miała śliczne oczy, włosy i figurę, a do tego charakteryzowała się wysoką inteligencją. Mało było w Hogwarcie takich dziewczyn, jak ona. Ba… nie było takiej żadnej.

Na dodatek, właśnie ona, kompletnie nie zwracałaby na niego uwagi. Gdyby nie to, że cały czas jej dokuczał, bądź specjalnie na nią wpadał, zapewne nie wiedziałaby o jego dalszym jestestwie.

To właśnie sprawiało, że ostatnio chodził tak zdesperowany. Mieszkanie z nią w połączonych dormitoriach to jedno, a głupie odzywki to drugie. W rzeczywistości, znał jej plan dnia praktycznie na pamięć. Zawsze wstawała i chodziła spać o tej samej porze. Na obiady i kolacje szła z Ginny. Uczyła się zaraz po lekcjach. Potem czytała, albo słuchała muzyki. Czasem nawet przyłapał ją na śpiewaniu. Miała aksamitny głos.

Draco spojrzał na zegarek. To będzie długi dzień.

* * * 

Eliksiry jako ostatnia lekcja w piątek nie były dobrym pomysłem. Jedyną przytomną osobą była Hermiona, wesoło mieszająca w garnku. Nikt już nawet nie pytał, dlaczego Naczelna Prefekt od poniedziałku chodzi wiecznie uśmiechnięta.

Draco spojrzał na rozanieloną dziewczynę, która dostała kolejne W. Nagle, odwróciła się w jego stronę i przejechała palcami po swoich ustach.

Czy on miał przywidzenia? Czy właśnie Hermiona Granger – Królowa Stowarzyszenia Wiecznych Dziewic, zmysłowo poruszyła palcami, a jemu od tego widoku zrobiło się gorąco? Malfoy odwrócił głowę, stwierdzając, że zapewne miał omamy, od zbyt częstych wizji z udziałem jej osoby, jakie nawiedzały go w snach. To nie mogło się zdarzyć. Jednak ciągły uśmieszek na jej ustach wskazywał na coś zupełnie innego.

Dzwonek rozbrzmiał, a Draco szybko wyparował z klasy, nie chcąc zrobić jakiejś głupiej rzeczy, której potem będzie żałował. Na jego nieszczęście, torba zaczepiła się o klamkę i cała zawartość wysypała się na zimną posadzkę lochów. Zaklął cicho i kucnął, by ogarnąć.

Nagle, opalona i ozdobiona gustownym pierścionkiem dłoń złapała za jedną z książek i podała mu ją. Powoli uniósł oczy, przesuwając wzrokiem po rozpiętym mundurku, który odchyliwszy się, ukazał kształtne piersi.

- Dzięki – powiedział, oniemiale patrząc w twarz Hermiony.

- Nie ma za co – uśmiechnęła się, podając mu kolejną książkę tak, aby jej dłoń dotknęła dłoni blondyna. Wstała i ponętnie kręcąc biodrami, weszła na schody, zostawiając Draco w całkowitym braku orientacji oraz niemożliwością wypowiedzenia słowa.

* * *

Coś wisiało w powietrzu. Draco czuł to całym sobą, poczynając od głowy pełnej widoku kawałka nagiego, młodego ciała swojej współlokatorki, kończąc na tej męskiej części ciała, która wciąż odczuwała lekki wzwód.

Zachowanie Granger nie było normalne. Nigdy nie rzucała mu takich spojrzeń, ani ukrytych wyzwań. Pałała wręcz nienawiścią. A dziś? Dziś zachęcała go, prowokowała. Napięcie między nimi rosło z chwili na chwilę.

Westchnął głęboko, wstając z kanapy. Poszedł ku drzwiom, by iść na kolację. To będzie długi wieczór.

* * *

Hermiona była już gotowa. Czekała w dormitorium, schowana pod peleryną-niewidką. Ogarnęły ją wątpliwości. A co jeśli to wszystko się nie uda? Jeśli się zbłaźni lub co gorsze, Draco zacznie z niej szydzić? Nie dowie się, jeśli nie spróbuje. A musiała. Musiała mu udowodnić, że jest kłamcą.

* * * 
(od tego momentu osoby poniżej 18 omijają)

Uśmiechnięty Malfoy wparował do swojego pokoju. Miał zamiar chwycić za miotłę i polatać nad jeziorem. Zaczął się przebierać, podśpiewując znane hity Beatlesów, gdy nagle niewidzialna siła pchnęła go na łóżko. Potem poczuł więzy na swoich nagich ramionach.

- Co jest kurwa? – powiedział inteligentnie, rozglądając się i szarpiąc więżące go sznury. W pewnym momencie poczuł zapach jaśminowych perfum i znieruchomiał. - To chyba jakiś koszmar.

- Nie kochanie… To jedno z Twoich marzeń – powiedział głos, który Draco natychmiast rozpoznał.

- Nie, Granger...

Peleryna – niewidka opadła na podłogę, odsłaniając Granger w szkolnej szacie z herbem Gryffindoru.

- Cześć Draco – uśmiechnęła się słodko i podeszła krok bliżej. – Co by tu teraz z Tobą zrobić, hmm? – zaczęła delikatnie pocierać palcem po wargach. – Diabełek na pewno Cię nie wyratuje, drzwi do dormitorium zamknięte… mamy caały wieczór.

- Granger, Ty sobie żartujesz, prawda? – spytał przerażony blondyn, patrząc wprost w brązowe oczy.

- Nigdy. Nie. Wkurzaj. Lwicy. – powiedziała, spoglądając na niego z błyskiem w oku. – A teraz… - wyczarowała knebel, który wsadziła mu do ust. – Nie dałeś mi wyboru.

Chłopak dosłownie doznał paraliżu. Co tu się dzieje do cholery? Granger w takiej wersji chyba podobała mu się nawet bardziej. Ale, jeśli ma zamiar zrobić to, co podejrzewał, to nie pozbiera się do końca życia. I najwidoczniej na to się zanosiło.

W pokoju rozbrzmiały ciche, wibrujące tony „Coli”, a dziewczyna zaczęła swoją grę - delikatne poruszania biodrami w rytm piosenki. Następnie jej palce ruszyły w kierunku pierwszych guzików swojej szaty. Jeden za drugim, aż w końcu zmysłowo zsunęła ją z ramion, ukazując specjalnie wybrany na ten wieczór komplet koronkowej, czarnej bielizny. Nagie ciało błyszczało w ogniu świec, których dym roznosił po pomieszczeniu różany zapach.

Draco znieruchomiał. Jedynie jego zaciśnięte pięści zdradzały jakąkolwiek reakcję na to, co widział. A widok ten nie był nawet podobny do tego, który widział w snach. Nieprawdopodobieństwo tej sytuacji wręcz skłaniało go do myślenia, że to jest jeden z tych rzadkich, ale najlepszych nocnych mar, przenoszących człowieka w inny wymiar. Tak się właśnie czuł. Jakby to, co się działo było tylko iluzją. Ale kiedy Granger wdrapała się na łóżko i zaczęła zdejmować jego spodnie, poczuł jej gorące dłonie sunące po jego nogach i wiedział, że to, co się dzieje, to prawda.

Gdy na chłopaku pozostały tylko czarne bokserki, dziewczyna położyła się obok niego, kładąc swoje ręce na jego klatce piersiowej, a piosenka zmieniła się na „Faded”.

- Jak myślisz, zrozumiałeś już swój błąd? – spytała, drażniąc swoim oddechem jego twarz.

Blondyn pokręcił stanowczo głową. Nie miał pojęcia, o czym może mówić ta pokręcona, ale cholernie seksowna Gryfonka. Czuł, że więzy na jego nadgarstkach zostawią po sobie ślady, jeśli będzie się szarpał, ale nie miał innego wyjścia. Jego ciało właśnie tak reagowało. Chciało zdominować, a nie być zdominowanym.

- Nie? – uniosła twarz. – W takim razie, nie zapomnisz tej nocy do końca swoich dni. – Odsunęła się od niego i siadła na nim okrakiem. – Zmienisz zdanie…

Nagle, wyjęła z ust Dracona knebel, a jej własne opadły na jego. Szarpał się niemiłosiernie. Tak bardzo chciał ją dotknąć. Tak bardzo chciał zrobić coś więcej, niż tylko czekać, być na jej łasce. Nie miał pola do popisu. W ogóle nie miał żadnego pola. A ona całowała go tak, że zapominał o całym świecie. W trakcie trwania jego rozległych eskapad miłosnych nie czuł czegoś takiego. Teraz wiedział, że popełnił błąd. Już nigdy nie powie, że Hermiona Granger jest królową dziewic.

Walka zgłodniałych języków trwała, kiedy ponownie głos Lany del Rey rozbrzmiał w „Burning desire”. Dziewczyna oderwała się od niego, dysząc ciężko. W milczeniu patrzyli sobie w oczy, kiedy Hermiona przypuściła atak na jego szyję, całując szybko pompującą krew tętnicę.

Malfoy wydał z siebie jęk przyjemności.

- Rozwiąż mnie – wydyszał. – Błagam, nie wytrzymam…

Brązowowłosa położyła mu tylko palec na ustach i kontynuowała swoje działania, zaczynając coraz niżej schodzić z pocałunkami.

- Przepraszam, cholera, przepraszam – szeptał Draco, mając nadzieję, że na to Hermiona zareaguje. Nic bardziej mylnego.

Dziewczyna położyła dłoń na podbrzuszu chłopaka, a on znieruchomiał.

- Nie zrobisz tego… - powiedział, ale ona tylko zaczęła głaskać nabrzmiałą męskość współtowarzysza.

- To da Ci wiele do myślenia. – powiedziała. – Taka mała lekcja, mhm, etyki.

Złapała za gumkę od bokserek i sprawnym ruchem ściągnęła je w dół, uwalniając sterczący penis chłopaka.

- Boże, Granger, jeśli doprowadzisz mnie do końca, to zatrzymam Cię na zawsze – rzekł, nie zdając sobie sprawy, że mówi to na głos.

Hermiona znieruchomiała, a w jej sprytny umysł wkradł się diabelski pomysł.

- To dobre rozwiązanie – szepnęła, jakby do siebie i gorącymi ustami objęła męskość Dracona, z którego ust wyrwał się długi jęk.

Zaczęła lizać go i dmuchać na przemian, sprawiając mu niewypowiedzianą przyjemność. Ale to nie o to przecież chodziło. Dlatego, kiedy poczuła, że chłopak jest już blisko, odsunęła się.

- Co Ty wyprawiasz? – spytał, nie mogąc skupić na niej wzroku.

- Daję Ci nauczkę – szepnęła i pocałowała go w usta. Chwilę potem trzymała w ręku fiolkę z eliksirem Słodkiego Snu, której zawartość wlała do gardła swojej ofierze. – Słodkich snów – powiedziała i były to ostatnie słowa, jakie Draco miał zapamiętać.

* * *
(koniec sceny)

Pierwszym, co zarejestrowały oczy, było jaskrawe światło, które sączyło się przez okna. Dziwne, przecież zawsze zasuwał zasłony. Potem pojawił się ból w nadgarstkach. Czerwone pręgi odznaczały się na bladej skórze.

- Co do cholery?

Próbował wstać i poczuł niemiłosierne niezaspokojenie w jego męskiej sferze ciała. Zaczął składać fakty.

Okno,

niedopalone świece,

nadgarstki.

Granger. To nie był sen.

Ona tu była.

- Ja pierdolę…

* * *

Nie spała całą resztę długiej nocy. Tego, co wydarzyło się w sypialni obok, nie mogła porównać z żadną inną chwilą. Dlaczego do tej pory czuła, że ten wieczór coś zmieni, że udowodni coś więcej? Miała wrażenie, że już nigdy nie będzie umiała wyrzucić z pamięci widoku śpiącego Draco, tak bardzo nieświadomego tego, co mu zrobiła.

Żałowała. Naprawdę nie wiedziała, że ta decyzja tak wpłynie na jej psychikę. Do tej pory czuła usta chłopaka i to, z jaką mocą oddawał jej bezradne pocałunki. To było niesamowite. I przerażające jednocześnie.

* * *

Ginny zauważyła, że coś jest nie tak. Hermiona była zamyślona, a Malfoy gapił się na nią otwarcie, i najwidoczniej zrezygnował z głupich docinek. To wszystko było nadzwyczaj dziwne. Szczególnie to, że kolejne tygodnie mijały, a sytuacja dalej była taka sama. Bardzo ciekawiło ja to, co musiało zajść między nimi, że nawet słowem się do siebie odzywali. Diabeł twierdził, że przejdzie, ale ona mu nie wierzyła. Nawet kiedy spytała Mionę, ta zbyła ją krótkim: „Że niby co się miało stać” i przeszła do innego tematu. Takie zachowanie było nadzwyczaj dziwne.

* * * 

Obudziła się z głośnym krzykiem, zdyszana. Kolejny koszmar nawiedził ją w trakcie snu. Była zmęczona, znów nie mogła zasnąć do późna. Poprawiła swój brązowy warkocz. To wszystko przez to, że nie mogła przestać myśleć o Malfoy’u, o tym, jak uważnie jego szare oczy śledziły jej każdy ruch i o tym, jak ona za każdym razem go unikała. Tak bardzo chciała zapomnieć, ale mimo tego, że minęło kilka tygodni od tamtej nocy, wciąż jasne wspomnienie żyło w jej podświadomości.

Już miała wstać, aby otworzyć okno, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się, ukazując jej współlokatora.

- Co Ty tu robisz? – spytała delikatnie zdziwiona. Nie rozmawiała z nim od tamtej pamiętnej nocy.

- Granger, krzyczałaś – powiedział, jakby to było całe wytłumaczenie.

- Miałam zły sen – oznajmiła szeptem, gdyż Draco zrobił kilka kroków w jej stronę.

- Może z Tobą zostać? – spytał, a nadzieja w jego sercu zapłonęła żywym ogniem.

- To nie jest dobry pomysł…

- Czemu? – przerwał jej szybko. Pragnął wyjaśnień. Po prostu chciał wiedzieć, czemu wtedy stało się tak, a nie inaczej. Czemu odeszła.

- Bo… bo ja – zaczęła się jąkać, szukając w głowie jakiejś sensownej odpowiedzi.

Nim zdążyła się zorientować blondyn leżał tuż obok, jego nagi tors błyszczał w nikłym świetle. Chwilę później poczuła, jak jego dłoń wplata się w jej, a on sam przyciąga ją do siebie.

- Nie wiem, co mi wtedy zrobiłaś Granger, – mówiąc „wtedy” dziewczyna od razu zrozumiała, że chodzi o tamtą noc – ale się w Tobie zakochałem. – Spojrzał jej w brązowe oczy. – Kocham Cię.

Hermiona uniosła głowę, nie wierząc w to, co właśnie usłyszała.

- To niemożliwe… - szepnęła.

Wtem Draco delikatnie ją pocałował.

To jest miłość. To uczucie bezpieczeństwa bez względu na wszystko. Te chwile, dające radość. Te wspomnienia, zostające już na zawsze. Ten magnez, przyciągający dwa ciała. Te oczy, które patrzą tak, jakby zawierzały życie. Te usta, które kuszą słodyczą. Te dłonie, zawsze służące pomocą.

Te dwa słowa, zbierające wszystkie objawy w jedno.

- Kocham Cię, Malfoy…
_____________________________________________________
Witam :)
Tak pod te Mikołajki, prezencik ode mnie : )
Mam nadzieję, że się spodoba, 
gdyż troche mam mieszane uczucia, no ale, to już Wy oceńcie :) 
Pozdrawiam gorrrąco, 
Lúthien ;*