niedziela, 6 grudnia 2015

Miniatura XXI (18+)

Ever since my baby went away
It's been the blackest day
All I hear is Billie Holiday 
It's all that I play
_____________________________________________

Moje myśli są zasnute mgłą. Nie wiem, co robię.

Wciąż ją widzę, gdy przyciskam jej ciało do ściany mojego mieszkania. Ma szeroko otwarte oczy i oddycha ciężko. Ale ja już nie potrafię przestać. Chcę dotknąć jej ciała, chcę ją pocałować, chcę by zaczęła przeze mnie krzyczeć.

Przyciskam swoje usta do jej, moja dłoń wplata się w brązowe loki. Gdy rozchyla wargi, wsuwam między nie język i prawie jęczę z rozkoszy. Smakuje winem, którego kieliszek dopiero wypiła.

Oddaje pocałunek i zaczyna wplatać swoje dłonie w moje włosy. Czuję dreszcze, gdy ociera się o nagą skórę. Zaczynam coraz gwałtowniej dotykać jej pięknego ciała.

Biorę ją na ręce i niosę w stronę sypialni. Zasysam jej dolną wargę, a ona wydaje z siebie słodki jęk. Kładę ją delikatnie na łóżku i odsuwam się, zdejmując koszulkę. Ona robi to samo, moje dłonie lądują na jej piersiach, zaczynam ściskać je i szczypać.

Przyciąga mnie do siebie i zaczyna całować mocno, a jej nogi oplatają moje biodra. Mój członek zesztywniał i zaczął boleśnie uciskać spodnie. Zdejmuję jej stanik, a ona zaczyna zsuwać to, co pozostało.

Moje pocałunki schodzą coraz niżej na brzuchu, aż w końcu rozpinam jej spodnie i rzucam je w daleki kąt pokoju. Moja dłoń zaczyna bawić się jej kobiecością. Coraz głośniejsze jęki wypełniają pomieszczenie.

Ale ona nie jest wcale taka niewinna, na jaką wygląda. Masuje mojego penisa przez materiał bokserek. Czuję się jakbym odpływał, nie ma nic innego, prócz jej dłoni w tym miejscu, jej ust na moich ustach i jej ciała pod moim ciałem.

Oboje zdejmujemy z siebie ostatnie części garderoby i ona przejmuje inicjatywę. Rzuca mnie na plecy i siada okrakiem na moich udach. Bijące od niej ciepło drażni moją skórę.

Pochyla się nade mną i znów całuje mnie mocno. W tym samym czasie łapie mój członek i powoli wprowadza w głąb siebie. Obojgu nam wyrywa się okrzyk i zaczynamy ostateczny taniec ciał.

Unosi się nade mną, jej piersi kołyszą się. Trzymam ją za biodra, kontrolując jej ruchy. Nasze oddechy są urywane, głośne.

Powoli zbliżam się do końca. Czuję jak zaciska się na mnie, zaczyna krzyczeć, gdy dosięga ją orgazm. Odlatuję i dochodzę wewnątrz niej, znaczę ją.

Kilka minut później opadamy wymęczeni. Daję jej długiego całusa.

- Jesteś tylko moja – mówię szczęśliwy, obejmuję ją mocno i zasypiam.

Ale kiedy się budzę, jej już nie ma.

Na stoliku leży skrawek kartki.

Wpadam w szał, gdy czytam słowa. W ścianie pozostaje wgłębienie, a moja pięść krwawi.

W dłoniach ściskam kawałek papieru, marne słowo, wyrażające fałszywą skruchę. „Przepraszam” pisane zgrabnym, kobiecym pismem.

- Niech Cię cholera, Granger – mruczę do siebie. – Jeszcze Cię znajdę.
_________________________________________
Prezent na Mikołajki ode mnie :P
To jeszcze nie koniec :) 
Lúthien 

poniedziałek, 2 listopada 2015

Miniatura XX: "Już wiem"

Oh my heart it breaks every step that I take
But I’m hoping at the gates
They’ll tell me that you’re mine
____________________________________________

Patrzę na Nią wśród kolorowych świateł. Głośne dźwięki ogłuszają moje ciało, ale moje oczy wiedzą, czego szukają.

Szukają Jej.

Kolejny raz Ją widzę, właśnie tutaj, znowu ma na sobie sukienkę. Ta jest całkiem inna od poprzedniej. Delikatna, zwiewna, adekwatna do gorącego wieczoru, który nas otacza. Tańczy z kimś. Nie wiem, kim on jest, ale chcę Ją od niego odciągnąć.

Gdyż to ja powinienem być na jego miejscu.

Wszystkie inne ciała zlewają się, twarze niczym się od siebie nie różnią. Jedynie Ona jest wyraźna, widzę każdy szczegół, który składa się na Jej obraz.

Odsłonięte ramiona, nogi, szyja, rozpuszczone włosy pokręciły się od wilgotnego powietrza, szminki już dawno nie ma na Jej ustach, paznokcie są krótko obcięte, oczy są zmęczone, ale wciąż żywe.

Niespodziewanie i Ona odwraca się w moją stronę, a w spojrzeniu błyska rozpoznanie. Uśmiecha się, prawie zwalając mnie tym z nóg.

Już wiem, że będzie moja, choćbym miał poruszyć niebo i ziemię.

* * * 

Piję za dużo, ale nie jestem w stanie się opanować. Moje ciało rwie się w Jej stronę, aż w końcu wygrywa i biorę Jej dłoń. Zaczynamy tańczyć. To dopiero początek. Noc trwa, ale świt zaczyna nas doganiać.

Nie powinienem Jej o to prosić. Całuje mnie delikatnie przez ulotną chwilę.

I już wiem, że kompletnie wpadłem.

* * *

Patrzę na Jej uśmiech. Jest urocza, zawsze gdy zaczyna mówić o czymś z pasją. Ma swoje zdanie, ale szanuje moje, nawet jeśli jest całkiem różne od Jej własnego. Mam wrażenie, że coraz bardziej ulegam.

Trzymam Jej dłoń.

Już wiem, że nigdy nie chcę jej puścić.

* * *

Całuje mnie, a ja czuję narastające pożądanie. Chcę dotknąć każdego skrawka Jej skóry. Wplatam palce w Jej włosy, druga dłoń trzyma Ją za szyję. Nasze usta są złączone, czuję Jej palce w okolicach serca. Wydaje mi się, że czas stanął w miejscu.

Cicho mruczy, a ja staram się opanować.

Już wiem, że pragnę tylko Jej.

* * * 

Czuję, że jakiś zły omen stara się przerwać nasze szczęśliwe chwile. Ona zaczyna się wycofywać. Widzę Ją, ale mam wrażenie, że stoję przy zamkniętej skrzyni, do której złamałem klucz.

Ona mnie uspokaja, mówi, że wszystko jest w porządku. Tłumaczy, że to chwilowe.

Już wiem, że chcę Jej wierzyć.

* * *

Wchodzę no naszego mieszkania. Zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Jest cicho i ciemno. Niepokój rozbłyskuje w mojej głowie, a ja zaczynam Jej szukać. Zaglądam do każdego pomieszczenia, ale Jej nigdzie nie ma.

Drzwi naszej sypialni są otwarte, a gdy jestem w środku widzę, że biżuteria leży tam, gdzie zawsze. Otwarta księga pokrywa stolik nocny, a łóżko jest zaścielane.

Wtedy do mojej świadomości dociera straszna prawda.

Rozglądam się po pokoju. Jej zdjęcie stoi na szafce, a czarna wstęga pokrywa ramkę.

Upadam na kolana.

I już wiem, że odeszła.

Moja Hermiona…

_____________________________________________
Witam :)
Dziękuję za komentarze pod rozdziałem. :)
Cieszę się, że jesteście ;*
Wkrótce coś więcej :)
Tymczasem zapraszam na krótką miniaturkę i proszę o komentarze! 
Pozdrawiam, 
L. ;* 

środa, 21 października 2015

Rozdział II: Szansa

Już czas nauczyć się wypatrywać tęczy, gdy pada,
Zwłaszcza, kiedy pada w nas.
A gdy zmrok zapada, mrokowi nie dawać szans
I kierować się ku światłu gwiazd.
________________________________________________

Hermiona wstała rano z lekkim bólem głowy, który był echem poprzedniego wieczoru. Zasnęła dopiero późno w nocy, a przez jej umysł wciąż przelatywała leżąca w torebce wizytówka. Myślała o tym, by zadzwonić na ten numer.

Zrobiła sobie kawę i usiadła z telefonem w ręku. Aż w końcu wybrała numer i nacisnęła zielony przycisk.

- Słucham? – usłyszała męski, zaspany głos. Speszyła się, wiedząc, iż obudziła tego człowieka.

-Dzień Dobry. Czy to pan Anthony Ryder? – spytała, a gdy potaknął, kontynuowała -Dostałam ten numer…

- Skąd go masz? – powiedział nagle rozbudzony głos, a Hermiona trochę zwątpiła.

- Dostałam od barmana w Dragon Moon – odrzekła spokojnie. Głos w słuchawce westchnął delikatnie.

- Możemy umówić się na spotkanie i porozmawiać – zaproponował rzeczowym tonem niejaki Anthony, a Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze robi. – Oczywiście na tle zawodowym – dopowiedział. – W moim biurze w Dragon Moon.

Zimna kalkulacja, która właśnie odbywała się w umyśle dziewczyny zdecydowała.

- O której mam się zjawić?

- O 21.00.

* * *



- Jak się czujesz tatusiu? – spytała Hermiona, patrząc na jej bohatera, który w tej przerażającej bieli, sam wyglądał jak anioł.

- Dobrze córeczko – uśmiechnął się uspakajająco.

Hermiona odwzajemniła uśmiech. Wiedziała, że poranna decyzja o zadzwonieniu do agencji była słuszna. Nie mogła skazać ojca na los, którym go obdarowano.

- Jak minął Ci wczorajszy dzień, słonko? – spytał tata, oglądając jej szczupłą twarz. – Jadłaś śniadanie?

- Tatoooo, nie martw się o mnie. Jadłam – skłamała, krzyżując palce za plecami.

- Muszę się martwić – powiedział, uśmiechając się ciepło.

Dziewczyna usiadła na łóżku obok leżącego ojca, który złapał ją za rękę. Nie chciała nawet myśleć o tym, że mogłaby go stracić. Zbyt wiele pięknych chwil było jeszcze przed nim, jak i również przed nią.

- O czym myślisz? – zapytał ją ojciec, a jego pobladła twarz wyrażała zainteresowanie.

Hermiona spojrzała na niego i uśmiechnęła się uspakajająco.

- Myślę, że wiem skąd zdobędę pieniądze na zastawkę – wyrzuciła jednym tchem, obserwując reakcję swojego rodzica, który próbował przybrać groźną minę.

- Mionka, mówiłem Ci, że nie ma takiej mowy. Nie będziesz się zaharowywać – powiedział póki co spokojnym tonem.

- To praca tylko na wieczory – powiedziała i uścisnęła jego rękę.

- Co to za praca?

- Tylko pół etatu w elitarnym klubie – wypowiedziała to słowo mając świadomość tego, iż kłamstwo ma bardzo, bardzo krótkie nogi.

* * *

Mieszkanie Narcyzy Malfoy było wyjątkowo eleganckie. Stare meble i piękne, wytłaczane tapety czyniły je miejscem przytulnym i wygodnym. Półki były pełne książek i magicznych zdjęć z pięknych czasów.

Sama Narcyza była niezwykłą czarownicą. Zawsze zaangażowana w sprawy społeczne i tak znajdowała czas dla swojego jedynego syna. Dziś właśnie zaprosiła Dracona na kolację. Miała cichą nadzieję, iż przyprowadzi on ze sobą kogoś więcej, dlatego na stole zawsze pojawiało się dodatkowe nakrycie. Czasem zjawiał się Anthony, który uwielbiał jej kuchnię. Jednak nie jego wyczekiwała ona najmocniej.

Dzwonek zadzwonił i kobieta poszła otworzyć swojemu synowi.

- Witaj mamo – Draco pocałował ją w policzek.

- Cześć synku. Czemu sam? – zapytała. – Myślałam, że przyjdzie z Tobą Tony.

- Niestety miał spotkanie służbowe – odpowiedział, siadając przy stole. – Mhm, ale pyszności.

Narcyza uśmiechnęła się. Czas, gdy Lucjusz odszedł z ich życia, stał się najpiękniejszymi, radosnymi chwilami.

* * *

Hermiona wyszła spod prysznica, coraz mocniej się stresując. Wzięła różdżkę i wysuszyła swoje blond włosy. Zrobiła makijaż i ubrała się w czerwoną sukienkę przed kolano. Wiedziała, że wygląda bardzo wyzywająco, jednak taki był cel. Musiała zdobyć pieniądze dla ojca. Za wszelką cenę.

Tak bardzo żałowała wielu sytuacji ze swojego życia, ale nigdy, przenigdy nie chciałaby mieć innych rodziców. Mamę już straciła. Nie pozwoli umrzeć i ojcu, który był jedynym stałym elementem w jej życiu.

Wyszła z mieszkania i teleportowała się w uliczkę przy Dragon Moon. Jak najszybciej opuściła ciemny zaułek i stanęła w krótkiej kolejce do wejścia.

- Powodzenia – szepnęła do siebie.

* * *

- Moja przyjaciółka po raz kolejny została babcią – powiedziała podekscytowana Narcyza, gdy odłożyła list. – To dopiero radość.

Draco spojrzał krzywo na mamę.

- Czy to jakaś insynuacja? – spytał, uśmiechając się do niej.

- Ależ skąd – odpowiedziała, upijając łyk wina. – Naprawdę chciałabym mieć wnuka – rozmarzyła się. – Albo wnuczkę.

- Przyjdzie na to czas – odrzekł Draco, jak zawsze, gdy na wierzch wypływał właśnie ten temat.

- Mam nadzieję – powiedziała sugestywnie Narcyza, szturchając syna.

* * *

Hermiona stanęła pewnie przy barze. Nie miała pojęcia, gdzie ma się kierować, ale kiedy barman ją zauważył, sam podszedł i przeprowadził ją na tyły klubu, do drzwi z napisem „biuro”.

- Powodzenia, ślicznotko – rzekł i odszedł.

Dziewczyna wzięła kilka głębokich oddechów, zapukała i weszła.

* * *

Anthony siedział przy biurku, czekając na nową kobietę. Mieli ze Smokiem niemałe problemy. Brakowało mu konkretnej sztuki, która maksymalnie zadowoli Maxa, a takich było naprawdę mało. Wszystko sprowadzało się do tego, iż Max nie grał czysto. Musieli mieć się na baczności na każdym kroku.

Rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, a chwilę potem pojawiła się w nich średniego wzrostu blondynka w krwistej sukience. Tony’emu dosłownie opadła szczęka.

- Dobry wieczór – odezwała się, skupiając swój wzrok na jego twarzy.

- Dobry wieczór – odpowiedział, uśmiechając się zachęcająco. – Usiądź proszę. Jak masz na imię?

- Elizabeth – zdradziła, sadowiąc się naprzeciw niego.

- Rozumiem, że jesteś dziewczyną, która dzwoniła do mnie rano? – spytał, gapiąc się na nią jak w obrazek. Zdążył pojąć, iż rozwiązanie problemów jest w zasięgu ręki. Należy to tylko dobrze rozegrać.

- Tak.

- Wspaniale – odpowiedział. – Pewnie chcesz spytać, na czym to wszystko polega? – Gdy potaknęła, kontynuował. – W tych całych usługach towarzyskich chodzi o to, byś towarzyszyła mężczyznom w spotkaniach, typu: bale, wernisaże, również te prywatne imprezy.

- Rozumiem. Jak ze stawką? –spytała, a Tony prawie podskoczył z radości.

- Od 2000 do 5000 za konkretne spotkanie. Wszystko zależy od tego jakie ono było – odpowiedział, uspakajając się.

- Mogę odejść w każdym momencie?

- Tak, jeśli coś Ci nie odpowiada mówisz o tym mi, bądź Smokowi i rozwiązujemy problem – wytłumaczył. – Smok to mój wspólnik. Będę prosił tylko o Twoje CV.

- Żaden problem, podeślę jeszcze dziś – odpowiedziała, uśmiechając się grzecznie.

- W takim razie dziękuję i do zobaczenia – powiedział i uścisnął małą dłoń swojej nowej pracownicy.


Elizabeth opuściła gabinet, pozostawiając zadowolonego z siebie Anthony’ego w samotności.

________________________________________________
Witam :)
Mam nadzieję, że dzięki temu choć jednej osobie dzień stanie się lepszy.
Pozdrawiam, 
L. ;*


sobota, 26 września 2015



"ja sięgam wgłąb szuflady po ołówek
aby spisać joint pod którąś ze starych próbek,
nagle opieram dłoń o podbródek, 
przychodzi on
i już wiem, że dziś nie napisze nic."

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział I: Gorzka rzeczywistość

I don’t even know what I’m saying 
But I’m praying for you
___________________________________________



- Ale skarbie, dlaczego to robisz? – spytała dziewczyna, a Draco spojrzał na nią, jakby widział ją po raz pierwszy.

- Przecież ci mówiłem, że to będzie tylko jednorazowy numerek – powiedział, przewracając oczami. Powoli tracił cierpliwość.

- Przecież byłam dobra…

- Słuchaj, idź już, bo się spieszę – zirytował się, otwierając drzwi.

- Zostawię Ci tu moją wizytówkę – dziewczyna rzuciła kartkę na stojący w holu kredens.

- Niepotrzebnie – stwierdził i zamknął za nią drzwi.

Co za kobieta… Już na samym początku zastrzegł, że rano ma się wynosić, ale nie, oczywiście, one nigdy nie rozumieją. Za każdym razem ostrzega, jednak rano jest to samo. Nie miał ochoty na to, by jakieś przypadkowe laski wypełniały jego życie. Może i były dobre w łóżku, ale nic więcej go nie interesowało. Tak od tego pamiętnego momentu, o którym śni co noc.

Draco Malfoy lubił swoje życie. Było bogate, szalone i pełne władzy. Każdy chciałby tak żyć. Świat, który stworzył, dawał my możliwości jakie miało niewielu. Czuł się w nim chciany. Za dnia był wpływowym arystokratą, nocą natomiast rządził swoim podziemiem.

Każdego dnia przed jego oczami przewijały się różne piękności, które chciały zdobyć pracę. Jednak w żadnej nie dostrzegł tego, co widział w swojej ukochanej. Tęsknił tak cholernie mocno. Dlatego właśnie zatracał się w pracy i innych, bezimiennych kobietach, które nigdy jej nie dorównają.

* * *

Biblioteka Publiczna w Londynie była tego popołudnia pełna ludzi. Każdy rozglądał się za pozycją dla siebie, a pracownicy uwijali się. Dało się słyszeć lekki szmer.

W jednym z zakątków dwójka przyjaciół rozmawiała zawzięcie.

- Na którą jutro masz? – spytał mężczyzna, odkładając jeden z opasłych tomisk na miejsce.

- Na popołudnie. Ale rano pójdę do taty – odpowiedziała, wpisując pozycję na listę.

- Idziemy wieczorem do klubu – zawyrokował chłopak, uśmiechając się do towarzyszki.

- Nie ma mowy człowieku!

- Ależ tak, Hermiono… Musisz wyjść do ludzi. Poza tym, nie naprawisz ojcu zastawki tym, że będziesz siedziała w domu – powiedział delikatnie Michael. Chciał, by jego przyjaciółka wreszcie dała upust stresowi, który towarzyszył jej od dłuższego czasu. – O 19 jestem u Ciebie.

- Dobra. I tak Cię nie przegadam – zrezygnowała, kręcąc głową.

- Też Cię kocham – rzucił, wychodząc zza regału.

Hermiona westchnęła ciężko. Jej problemy zaczęły się od choroby ojca. Skąd miała wziąć 20.000 na nową zastawkę? Myślała o dodatkowej pracy, jednak żadna nie była na tyle dochodowa, by zebrać taką sumę. A czas uciekał, a ona z każdą chwilą rozmyślała o bardziej drastycznych rozwiązaniach.

* * *

Draco siedział w biurze, pogrążony w papierach, gdy z jego kieszeni wydobyły się dźwięki Metallici. Odebrał i podniósł telefon do ucha.

- Potrzebuję nowej dziewczyny – powiedział stały klient. Draco znał gościa i znał też powód, dla którego Cassie zrezygnowała.

- Na kiedy? – spytał profesjonalnie, odkładając pióro.

- Na sobotnią galę.

- W piątek dostaniesz ostateczne informacje i pogadamy o wynagrodzeniu – zadeklarował, po czym przerwał połączenie.

Problemy, problemy. Nie miał dobrej kandydatki na kolejną zdobycz tego klienta. Jednak był on jednym z ważniejszych gości, który płacił również nie małą kasę za dyskrecję. Gdyby mógł już dawno przestałby wchodzić z nim w układy. Ale nie mógł, co ciągnęło za sobą kolejne zobowiązania.

Wziął do ręki komórkę i napisał sms-a do Tony’ego, a ten pojawił się w drzwiach kilka chwil później. Miał na sobie garnitur, a jego włosy były jak zawsze perfekcyjne.

- Co się dzieje Smoku? – zapytał, błyskając swoim błyszczącym uśmiechem.

- … chce nową dziewczynę na sobotę – oznajmił spokojnie Draco, patrząc na swojego wspólnika i przyjaciela.

- O cholera… Skąd my cokolwiek wytrzaśniemy? Ja pierdole. – Emocje ogarnęły Tony’ego, który usiadł na krześle naprzeciw blondyna.

- Właśnie to mnie zastanawia…

* * *

Zrezygnowana Hermiona stała w kolejce przed wejściem do klubu o uroczej nazwie „Dragon Moon”. Jak twierdził jej przyjaciel Michael i jego dziewczyna – było to świetne miejsce na zapomnienie o wszystkim. Hermionie jednak nie chciało się w to wierzyć. Bo niby jak miała zapomnieć o tym, że potrzebuje 20.000 na operację dla ojca? I najgorsze w tym wszystkim było to, że kompletnie nie wiedziała, ile czasu zajmie jej zebranie takiej sumy.

- Mionka, daj już spokój, uciułamy to – powiedziała Dolly, chcąc ją pocieszyć.

- Ej, miałaś jej nie przypominać – zbeształ ją delikatnie Michael.

- Przepraszam, ale widzisz, jaką ma minę – Dolly spojrzała na Hermionę sugestywnie dając jej do zrozumienia, że czas się uśmiechnąć.

Hermiona zignorowała docinki przyjaciół. Patrzyła w stronę wejścia i zmniejszającej się stopniowo kolejki. Chciała mieć ten wieczór za sobą. Przypomniały jej się czasy, gdy każdego piątku wychodziła z nim do klubu. Dlatego teraz nie lubiła nigdzie wychodzić. Za każdym razem miała wrażenie, jakby wracała do miejsc i osoby jakie opuściła już dawno. I słusznie. Na pewno słusznie.

* * *

Białe i czerwone światła oświetliły ich twarze, gdy tylko weszli do środka. Drewno, czerwień ścian, ledowe lampki, wszystko wyglądało bogato i gustownie. Michael pociągnął dziewczyny w stronę baru, gdzie dźwięki muzyki nie były głośne. Usiedli na stołkach barowych i zamówili drinki.

- Ostatnio, kiedy tu byłem, było dużo więcej ludzi – oznajmił Michael, rozglądając się po sali.

- Ostatnio, kiedy tu byłeś, była sobota – przedrzeźniła go Dolly, dając mu buziaka w policzek. – Hermi, nie smuć się – dodała. – 20.000 to nie milion, damy radę.

- Nie chcę was tym obarczać – odpowiedziała brunetka i upiła łyk drinka, którego barman przed nią postawił, patrząc jej prosto w oczy.

- Już dajmy temu spokój, hajs to tylko hajs, na pewno się uda – jak zwykle optymistycznie podszedł do sprawy Michael. – Pijcie i idziemy tańczyć – zarządził z diabelskim uśmiechem.

Kilka minut później cała trójka wyruszyła na parkiet. Micky i Dolly tańczyli tak, jakby odprawiali rytuały w podzięce za deszcz. Po kilku piosenkach i odepchnięciu dwóch zbyt nachalnych mężczyzn Hermiona wróciła do baru i zamówiła kolejnego drinka.

Rozglądała się po sali, patrząc na tańczących, a gdy się odwróciła, barman właśnie postawił przy niej kieliszek.

- Dziękuję – powiedziała, a on znów jej się przyjrzał, po czym zaczął szukać czegoś pod blatem.

- Przepraszam, dziewczyno – zwrócił się do niej barman, a ona odwróciła się.

- Tak?

- Masz – podał jej kremową, wizytówkę. – Być może to rozwiąże Twoje problemy – powiedział i uśmiechnął się.

- Możesz mi powiedzieć coś więcej? – spytała Hermiona, zdziwiona zachowaniem mężczyzny.

- To numer do osoby, u której możesz zarobić dobre pieniądze za pokazanie swojej pięknej twarzyczki – wyjaśnił i odszedł, puszczając do niej oczko.


Hermiona zaczęła przewracać w dłoni nabytek i przyglądać mu się. Właściciel wizytówki nazywał się Anthony Ryder, a pod numerem telefonu napisane było: „Agencja usług towarzyskich”.

___________________________________________
Lana del Rey- American
Witam :)
Oto przedstawiam pierwszy rozdział. 
Nie jest taki jaki chciałabym aby był, ale cóż, wszystkiego mieć nie można, nieprawdaż? ;) 
Komentujemy! ;) 
Pozdrawiam, 
L. ;* 

piątek, 17 lipca 2015

Prolog - "Tam, gdzie raniłem najbardziej, najmniej potrafię wybaczać"

And I know, you're gonna be away a while
But I've got no plans at all to leave
Would you take away my hopes and dreams?
And just stay with me
____________________________________________________

Tyle lat tkwiłem we własnym świecie, przekonany, że moje postępowanie jest wspaniałe. Och, jak bardzo się myliłem. Teraz czuję, że straciłem wiele, nie tylko przez swoje własne decyzje.

Byłem głupi, bo wierzyłem w miłość. Naprawdę, robiłem to. Dopóki kilka zwykłych sytuacji, nie zachwiało moimi poglądami.

Jak na przykład, oglądanie jej pleców, gdy odeszła.

O tak, kieliszek w mojej dłoni roztrzaskał się w drobny pył.

Ale to nie ma znaczenia.

Już nie potrafię wyobrazić sobie normalnego życia. Nie ma już mnie. Zostałem sam, sam z własnym przeznaczeniem. Sam…

Ognista Whisky nigdy nie ukoi moich nerwów, a lot na miotle nie wyzwoli mojej siły. Mam tylko to miejsce, w którym ustalam własne reguły.

Jestem pusty. Nie ma we mnie niczego, co zatrzyma mnie w drodze do zatracenia. Pozostało tylko wierzyć, mieć tę głupią nadzieję, która i tak zwiedzie moje myśli, powodując moje rychłe szaleństwo.

Łudziłem się, że moje podziemie da mi wszystko, czego potrzebuję. Mówili, że takie życie to prawdziwe szczęście.

Kłamali.

* * * 

Szpitalny korytarz świecił niebieskawym, zimnym światłem. Poczekalnia obfitowała w plastikowe, niewygodne krzesła, które o tej porze były w większości puste. W recepcji samotnie siedziała jedna z pielęgniarek i piła kolejną z kolei kawę. Co jakiś czas rozbrzmiewały kroki nocnej zmiany pielęgniarek.

Na jednym z krzeseł siedziała samotna dziewczyna, która wpatrywała się w zegarek. Jednak czas spędzony w tym miejscu dłużył się niemiłosiernie. Czekała.

Wreszcie z OIOM-u przyszedł zmęczony doktor.

- Twój ojciec ma uszkodzoną zastawkę aortalną – poinformował samotną kobietę, która wstała by go wysłuchać. – Bez niej serce pracuje nieprawidłowo, stąd Twój tata wylądował tutaj.

- Co to oznacza? – spytała dziewczyna, a jej oczy powiększały się z chwili na chwilę ze strachu.

- Jej naprawa jest niemożliwa, jednakże można wymienić ją na inną – rzekł doktor, patrząc na dziewczynę ze współczuciem. – Koszt operacji pokrywa fundusz, ale zastawka nie jest refundowana…

- Ile? – spytała zduszonym głosem.

- 20.000 – powiedział mężczyzna, a dziewczyna zaczęła cicho płakać.
________________________________________________________
Ed Sheeran - One
Witam :)
Przedstawiam prolog mojego nowego opowiadania/serii miniaturek.
Mam nadzieję, iż komentarze się pojawią i będę dzięki temu miała dla kogo kontynuować historię. :)
Jeśli ktoś jest zainteresowany pdf'em "Miłości..." lub miniaturek kontakt e-mailowy to: verstehe.euch.nicht@gmail.com
Życzę miłego weekendu wszystkim :) 
Pozdrawiam, 
L. ;*  

sobota, 4 lipca 2015

Miniatura XIX: "Tatuaż" cz. III + "W zgiełku dni, w morzu dat własny swój znaczę ślad"

Halo, halo czy jest tu ktoś? ;) 
Oto III i ostatnia część tej miniaturki. Mam nadzieję, że się spodoba ;)

Jako iż dzisiaj miajają 2 lata, odkąd pamiętnego popołudnia założyłyśmy razem z Pyskatą bloga, chciałam serdecznie podziękować wszystkim, którzy byli na początku, w trakcie i na końcu. Cieszę się bardzo, że dotrwałam do tego momentu i nawet nie wiem kiedy zleciało tyle czasu. ;) 
Dziękuję tym, którzy są ze mną nadal. Mam nadzieję, że będziecie mnie wspierać w moim nowym projekcie, który niedługo się pojawi. Ale już nie zdradzam nic więcej :)
Życzę wspaniałych, niezapomnianych wakacji! 
Całuję za wszystko, 
L. :* 
______________________________________________________
Tę część dedykuję Kejt oraz Pyskatej <3
______________________________________________________
We both know the history of violence that
surrounds you
But I’m not scared, there’s nothing to lose now
that I’ve found you.
______________________________________________________
- Punktualna jak zawsze - powiedział Draco, wpuszczając dziewczynę do swojego mieszkania. Wyglądała pięknie w tych włosach, które spływały lokami po jej zakrytych ramionach.

- Draco, ja naprawdę chcę skończyć to raz na zawsze... - zaczęła Hermiona pewna swojego zdania. Wiedziała, że Malfoy nigdy nie pokocha jej na tyle by pozostać z nią na zawsze. Oczy zaszły jej łzami.

- Niczego nie kończymy, cholera jasna! - Czy ona naprawdę nie rozumiała tego, że za chwilę przestanie się kontrolować i rzuci się na nią bez żadnego ostrzeżenia? Czy ona nie widzi, że jest tak cudownie piękna, a on chce mieć ją tylko dla siebie? - Posłuchaj mnie! Mam dość tego, ze odrzucasz mnie za każdym cholernym razem.

- Ale...

- Spójrz mi prosto w oczy i powiedz, ze mnie nie chcesz - powiedział Draco zduszonym głosem i zrobił zdecydowany krok w stronę dziewczyny.

Jeśli naprawdę powie mu, że go nie chce to będzie koniec. Będzie dalej egzystował pozbawiony nadziei i perspektyw, a jego życie straci jakikolwiek sens.

Draco patrzył na Hermionę, która bladła z chwili na chwilę.

- No słucham, słucham, dobij mnie. Powiedz, że masz innego! - powiedział Malfoy, tracąc kontrolę.

W tym samym momencie z ust Hermiony wyrwał się szloch, a łzy zaczęły płynąc po twarzy. Dziewczyna starała się opanować emocje które rozsadzały jej serce, jednak każde słowo wypowiedziane przez Draco siało jeszcze większe spustoszenie niż poprzednie. Tak bardzo chciała, by to co mówił, okazało się prawdziwe.

Mężczyzna nie zastanawiając się długo przyciągnął dziewczynę do siebie i otoczył ją ramionami.

- Nie, nie – próbowała się wyrwać, jednakże Draco trzymał ją mocno. Zbyt wielką ulgę przynosił mu jej dotyk.

Nagle Hermiona poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i już wirowała w czasoprzestrzeni uczepiona barków Malfoya.

***

- Malfoy! Co Ty robisz do cholery? - zaczęła krzyczeć na mężczyznę, który uśmiechał się jak opętany.

Dopiero po chwili zarejestrowała miejsce w jakim się znajdowali.

Nowy Jork wyglądał niesamowicie, gdy wszystkie kolorowe światła miasta rozświetlały ulicę. Ale metropolia ta wyglądała jeszcze lepiej, gdy patrzyło się na nią z dachu wysokiego wieżowca.

- Hermiono Granger, wyjdziesz za mnie? - powiedział jej towarzysz, co ostatecznie odwróciło jej wzrok od niesamowitego widoku. Spojrzała na klęczącego mężczyznę jak na wariata. Zaczęła mrugać, nie dowierzając temu, co miała tuż przed nosem.

- Proszę nie każ mi dłużej czekać - szepnął do niej, spoglądając w jej piękne oczy.

- Tak!- krzyknęła, a na jej palcu znalazł się rodowy pierścień zaręczynowy Malfoyow.

- Kocham Cię - powiedział Draco, oniemiale patrząc na swoją narzeczoną.

- Pocałuj mnie, bo się rozmyślę...
***
     
-Jak to spieprzysz, to się do Ciebie nie odzywam! 

- Ależ kochanie, Ty nie możesz chwili wytrzymać beze mnie… 

- To poczujesz jak to jest, gdy będę mogła wytrzymać. 

*brzęczy maszynka* 

- Aua! Robisz to specjalnie! 

- Ależ skąd, no skarbie. Taka praca. Poza tym, sama chciałaś. 

Hermiona spojrzała na swojego męża jak na wyjątkowy okaz smoka norweskiego kolczastego. 

- Jesteś niemożliwy. 

- Ale za to mnie kochasz - uśmiech rozświetlił twarz mężczyzny.

Na nadgarstku kobiety krok za krokiem pojawiał się czarny napis: 

Nikt nie wie na pewno, czego szuka, 

dopóki tego nie znajdzie.
_________________________________________________________
Lana del Rey - Honeymoon
Proszę, zostawcie chociaż kropkę w komentarzu, abym wiedziała, iż jesteście ;) 

piątek, 1 maja 2015

Miniatura XIX: "Tatuaż" cz. II

I will love you till the end of time
I would wait a million years
Promise you'll remember that you're mine
Baby, can you see through the tears?
________________________________________________

Marco nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Z tego, co zdołał wywnioskować wynikało, że – Zakochałeś się – stwierdził ponuro.

Malfoy spojrzał na niego jak na wyjątkowo brzydki okaz sklątki tylnowybuchowej, niegdyś hodowanej przez Hagrida.

- Co Ty pieprzysz? – zapytał inteligentnie, podnosząc brwi ku górze.

- Draco, nie udawaj głupiego. Ewidentnie jesteś w niej zakochany – uśmiechnął się pobłażliwie. – Wystarczyło widzieć Twoją minę, gdy delikatnie –podkreślam – zasugerowałem, żebyś dał mi ją wytatuować. – Mario sięgnął po swoją różdżkę i wyczarował butelkę whisky oraz dwie szklaneczki. Nalał obficie i powiedział – No to zdrówko zakochanego.

* * *

Mieszkanie wyglądało tak jak zawsze. Było ciepłe, pełne koloru, bezpieczne i przytulne. Wszędzie poupychane były książki, nie tylko magiczne, znajdowały się tu także egzemplarze powieści Jane Austen czy Hardy’ego. Jedno z okien rozciągało się na całą ścianę, światła miasta przebijały się przez szybę. Dom.

Właścicielka zrzuciła szpilki i ruszyła w stronę łazienki. Włączyła światło i pochyliła się nad umywalką, patrząc w swoje zmęczone odbicie.

Blond włosy były potargane, tusz spływał, tworząc ciemne okręgi pod oczami, a rumieńce pokazywały ilość alkoholu wypitego tego wieczoru. Opłakany stan.

Zdjęła swoją sukienkę i wrzuciła do kosza. Rozebrała się do końca i weszła pod prysznic, gdzie zaczęła zmywać trudy tego wieczora ze swojego ciała.

W jej życiu znów pojawił się on. Draco Malfoy. Zmora jej szkolnego życia. Wiele można było powiedzieć o tym, co ich łączyło. Ale przeszłość była wciąż przeszłością. Czasami jednak wracała do człowieka, rykoszetem odbijała się we własnych oczach. Drwiła, ucząc jednocześnie.

Dlaczego tak zareagowała na jego widok? Dlaczego nie mogła teleportować się zaraz po tym, jak wyszła z salonu? Dlaczego on musiał wyglądać tak diabelnie przystojnie, w tych tatuażach i przydługich włosach? Dlaczego chciał koniecznie przypomnieć jej te wydarzenia, które doprowadziły do takiego stanu ich relacji?

Ta noc była przeklęta, tak jak ta, gdy ich ciała złączyły się w jedno. Nienawiść nie jest dobrym motorem działań. Zdradliwa, chwyta za słabości i próbuje zamieszać uczuciami innych. W tym wypadku też tak było. Przecież nienawidzili się od zawsze. Jak widać istnieją czynniki łagodzące.

Wystarczyło trochę alkoholu, dobrej muzyki.

Hermiona pamiętała to dokładnie. To, jaki był dla niej delikatny. Jak pieścił jej ciało zapamiętale, a ona odpłacała się mu tym samym. Jak doprowadzał ją do krawędzi wielokrotnie. Z nikim innym nie dane było jej przeżyć tego samego.

Ale gdy ranek rozświetlił umysły, a słońce wdarło się do oczu, zahamowania i uprzedzenia wzięły górę. Jak wszystko, co kruche, tak i ten szybko zbudowany domek z kart runął, rozsypując się dookoła nich.

Dziewczyna wyszła spod prysznica i z ciężkim westchnieniem położyła się do zimnego łóżka. Gdy sen nie przychodził długo, włożyła do uszu słuchawki i z usypiającym głosem Enyi odpłynęła.

* * *

Sobotnie śniadanie, jedzone wspólnie z Ginny było już swoistą tradycją. Tym razem jednak, obie przyjaciółki pojawiły się w swojej ulubionej knajpce nieco spóźnione.

- Widzę, że twarz dziś niebywale wyjściowa – rudowłosa dziewczyna gładko skomentowała wygląd Hermiony.

- Twoja również, moja droga – panna Granger odpłaciła się z wrednym uśmiechem.

Kelner podszedł, a dziewczyny zamówiwszy jedzenie odłożyły karty i rozsiadły się wygodnie.

- Mionko, jak tam Twój tatuaż? – zapytała ciekawa przyjaciółka.

- Nijak. Nie zrobiłam go – powiedziała Hermiona, patrząc na swoją filiżankę kawy.

- Oooooooch, to dobrze, już po twojej minie przewidywałam, że wytatuowałaś sobie jakiegoś gołego faceta – roześmiała się Ruda, jednakże widząc brak reakcji towarzyszki spoważniała. – Ej, co się dzieje?

- Widziałam wczoraj Malfoy’a – wyrzuciła z siebie blondynka, nie robiąc przerw między wyrazami.

- Nie żartuj sobie…

Hermiona wzruszyła ramionami w geście poddania się.

- Wydaje mi się, że ja… że ja wciąż go kocham – ujawniła dziewczyna, chowając twarz w dłonie.

Mina Ginewry wyrażała wszystko. Jej otwarte usta nie mogły się pozbierać po tym, czego dowiedziały się uszy.

- Ale, ale jak?

- On tam pracował, w tym salonie. W rezultacie wybiegłam, ale zdążył mnie zatrzymać. – Kontynuowała z bladym uśmiechem. Pokrótce streściła swojej przyjaciółce odbytą z Draco rozmowę i zamilkła.

- Och Hermiona…

Pewnie zastanawiacie się, jakim cudem Gryfonka zakochała się w Ślizgonie?

Hermiona również nie mogła tego pojąć.

* * *
Hermiono, 

Proszę Cię o rozmowę. Wiem, że nie zasłużyłem na nią, jednak wciąż mam nadzieję, że dasz mi szansę. Proszę Cię tylko o jedną, gdyż mam świadomość, ze od Ciebie drugiej takiej nie dostanę.
Pewnie zastanawiasz się, dlaczego muszę z Tobą porozmawiać. Mamy kilka spraw do wyjaśnienia. Myślę, że wiesz co chodzi mi po głowie.
Przybądź w sobotę wieczorem. Proszę.

Draco.

PS: Stamford Street 150, Londyn
PPS: Pamiętaj, jaką wagę niosą moje prośby.


* * * 

Draco Malfoy krążył niespokojnie po swoim nowoczesnym mieszkaniu. Zwykle w sobotnie wieczory przesiadywał w salonie, wypełniając ludziom pustki w duszach za pomocą zwykłych – niezwykłych rysunków.

Ale nie dziś. Dziś czekał na gościa. Nie wiedział, czy się pojawi, ale nadzieja płonęła jak niegdyś pochodnie na Hogwarckich korytarzach. Dopóki noc się nie skończy i światło dnia nie wkradnie się do środka będzie płonąć.

Żałował słów, które wypowiedział do niej poprzedniego wieczora. To było łatwe, wykrzyczeć, co leżało na sercu. Gorzej było, gdy konfrontacja miała być spokojna i przemyślana. Rozważna.

Rozważna jak ona. Hermiona.

Ciche stukanie rozległo się w mieszkaniu, przerywając rozmyślania właściciela.

- Przyszła – szepnął do siebie, wziął głęboki oddech i przemierzył drogę dzielącą go do drzwi.

Pociągnął za klamkę i mocnym ruchem otworzył drzwi.

Ciepło jej brązowych oczu spotkało się ze szarym zimnem jego spojrzenia.
_____________________________________________
Witam ;)
Mam mieszane uczucia, co do drugiej części.
Nie wiem czemu, ale jest jakaś nostalgiczna, z resztą sami oceńcie. ;) 
Poza tym, proszę zostawić jakieś linki do Waszych blogów,
 a z pewnością do nich zajrzę i umieszczę na bocznym pasku obserwowanych :) 
Co myślicie o szablonie? :) <chyba potrzebowałam tej zmiany XD> .
Miłej i ciepłej majówki życzę! 
Dziękuję komentującym i zaglądającym. 
Pozdrawiam i całuję, 
Lúthien ;* 

wtorek, 14 kwietnia 2015

Miniatura XIX: "Tatuaż" cz. I

Z dedykacją dla Marzeny aka Piernicek xD. 

______________________________________________
Everybody's saying that you're not good for me
Your friends all swear that you've changed but I still keep it O.G.
This tune could be a reminder of how it all used to be
So shut up and come on, sing our song
And let's go back to the basics

Londyński bar tętnił życiem, jak przystało na piątkowy wieczór. Kolorowe światła błyskały wokół tańczącego tłumu, barman napełniał szklanki kolorowymi napojami. Skąpo ubrane dziewczęta tańczyły zalotnie, a mężczyźni przyglądali się im w zachwycie.

W jednej z lóż osobliwa grupa świętowała dwudzieste urodziny swojej przyjaciółki. Czekoladowy tort zdobił stół, kieliszki od szampana były w połowie opróżnione. Każdy po kolei składał życzenia uśmiechniętej solenizantce.

2 godziny później…

- Ginny, ja nie chcę takiego życia – powiedziała Hermiona do przyjaciółki, męcząc kolejny kieliszek wina.

- Ależ kochana, przecież nie masz na co narzekać…

- Nie mam? Nie mam?! Nie mam to ja mężczyzny – jęknęła głośno i przeciągle, wyrażając swoją frustrację. – Muszę coś zrobić. Która godzina?

- Po 23. – Ginny spojrzała na swój zegarek.

- Idziemy!

* * *

- Herm nie rób tego! – Spanikowana Ginewra ciągnęła przyjaciółkę za rękaw skórzanej kurtki. – To nie jest dobry pomysł.

- Oj Gin, co Ty wiesz – spojrzała na szyld salonu tatuażu. – Zawsze o tym marzyłam. – Powiedziała ucieszona i popchnęła drzwi.

Nosy dziewcząt uderzył zapach środków do dezynfekcji i tuszu. Jeden klient siedział samotnie w poczekalni, przeglądając wystrzępione katalogi. Usiadły, Ruda wzięła do ręki album, a Hermiona poczęła wymyślać, jakie dzieło ozdobi jej ciało.

Dzisiaj były jej 22 urodziny. Mimo, że w mugolskim świecie jest to wiek szaleństw, w czarodziejskim jest to czas na ustatkowanie się i założenie rodziny. Ustatkowanie się? Ok. Jest dobrze płatna praca, piękny dom, malownicze wakacje. Co do rodziny – najpierw należy spotkać tego jedynego. A to już nie było takie proste.

Ostatni związek Hermiony trwał rok i zakończył się boleśnie – oskarżeniem o wymyśloną zdradę. Bezczelny Christian, który większość ich związku przebył w delegacjach. Na początku owszem, zdobył gryfońskie serce swoją czułością i oddaniem, ale potem było już tylko gorzej. I kiedy pewnego wieczoru wracając z podróży nie zastał swojej partnerki w mieszkaniu, po jej powrocie urządził dosłowne piekło. Skończyło się spakowaną walizką i dwoma zbitymi wazonami, niegdyś przywiezionymi przez Chrisa z Chin.

Tak to wszystko wyglądało. Praca, mieszkanie, łóżko, praca, mieszkanie, łóżko. Miała dość patrzenia na szczęśliwe rodziny, jakie pozakładali jej przyjaciele. Sama chciałaby mieć kochającego męża i synka.

- Mionka, wiesz, że muszę się już zbierać, bo Blaise będzie się martwił – powiedziała Ginny, przerywając tym samym przemyślenia towarzyszki. – Czasem naprawdę zastanawiam się, czemu jeszcze nie kupiliśmy sobie tych telebimów…

- Telefonów Gin – poprawiła z uśmiechem Hermiona.

- No przecież to powiedziałam. Wracasz ze mną? – spytała z błaganiem w oczach Ruda.

- Nieee.

- Proszę?

- Nic nie wskórasz. Już zdecydowałam – odparła solenizantka z kocim uśmiechem na twarzy.

- Och, wiem, że tego pożałuję – westchnęła Ginewra. Pocałowała przyjaciółkę i opuściła salon.

Kolejne minuty mijały, a była Gryfonka coraz intensywniej rozmyślała nad rysunkiem, jaki ozdobi jej ciało. Wahała się pomiędzy różą i cierniem, a kwiatem magnolii. Dzisiaj chciała poczynić pierwszy krok. Tak naprawdę nie wiedziała, czemu akurat tym krokiem miał być tatuaż, ale marzyła o nim odkąd kiedyś na jednej z imprez zauważyła piękny, pełen kolorów rysunek egzotycznego ptaka. Gdy właściciel się poruszał, ptak poruszał się z nim.

Drzwi do jednego z pomieszczeń otworzyły się, ukazując młodego mężczyznę w białym ubraniu, tunelami w uszach. Miał wytatuowaną całą rękę, jednak z daleka Hermiona nie mogła dojrzeć, co rękaw przedstawiał. Chłopak miał jasne, przydługie włosy. Podszedł do recepcji, wszedł za kontuar i zaczął przeglądać papiery.

Dziewczyna w pierwszej chwili miała wrażenie, iż skądś zna osobę, która przed chwilą weszła do poczekalni. Te włosy, te rysy. Nie przypominała sobie jednak, żeby ktoś z jej znajomych został tatuażystą w londyńskim salonie.

Wtedy mężczyzna odezwał się, podnosząc głowę. – Pan James, zapra… - zamilkł na widok siedzącej obok wywołanego mężczyzny kobiety.

- Malfoy! – krzyknęła Hermiona w momencie, gdy usłyszała znajomy głos.

- Granger! – odkrzyknął Draco, niedowierzając temu, co ujrzał. A ujrzał całkiem sporo. Poczynając od złotego blondu włosów, które bardzo pasowały do twarzy dziewczyny, do krótkiej, czarnej sukienki, która opinała ciało dziewczyny, gdy wstała z krzesła niemo wpatrując się w dawnego wroga.

- Nie wierzę – powiedziała dziewczyna. Że też oczywiście musiała trafić akurat na niego.

- Mario! – krzyknął Draco, co zdziwiło Hermionę. Przecież Malfoy jest niewierzący.

Wtem z innego pomieszczenia wyszedł kolejny mężczyzna, kompletnie różny od Malfoya. Miał czarne jak sadze, krótsze włosy i przyjazny uśmiech na twarzy.

- Co tam Draco? – spytał, rozglądając się po pomieszczeniu, a gdy jego wzrok padł na Hermionę zagwizdał cicho.

- Weź pana Jamesa – zawyrokował.

- O nie, nie mów, że bierzesz tę lalunię dla siebie – powiedział obrażonym głosem i zrobił krok w stronę stojącej nieopodal dziewczyny. Jednak nie dane mu było wykonać kolejny, gdyż kumpel złapał go za koszulkę i stanowczo odciągnął. – Eeeej, co robisz?

- Nie ma kurwa mowy, żebym Ci ją oddał. Ja ją znam…

- Ooo… - zawiedzenie było słyszalne w głosie czarnowłosego. – Dobra. Pan James, zapraszam – powiedział i zaprowadził czekającego mężczyznę do gabinetu, zostawiając dwójkę starych znajomych samych.

Przez moment wpatrywali się w siebie, niedowierzając temu, co się działo. Minęły 3 trzy lata od ich ostatniego spotkania. Trzy lata niedopowiedzeń, które krążyły w ich głowach od tamtej nocy, która diametralnie zmieniła wszystko, co działo się między nimi.

- Niee, to po prostu jakiś żart – mruknęła Hermiona, przerywając kontakt wzrokowy z Draco. Obróciła się na swoich wysokich, różowych szpilkach i ruszyła w stronę drzwi.

- Nie tak szybko Granger – krzyknął rozeźlony mężczyzna, a gdy dziewczyna nie zareagowała ruszył za nią.

Gdy poczuła dłoń Malfoya na swojej, obróciła się gwałtownie, aż się zachwiała. Głupie buty – przeklęła w myślach. Nie zdążyła nawet zareagować, kiedy znalazła się w mocnych i bezpiecznych ramionach byłego Ślizgona.

- Nie rób tego – szepnęła Hermiona, zmieszana tym, że wyrwanie się z jego ramion było dużo trudniejsze niż niegdyś.

- Nie rób czego, Hermiono? – odparł, próbując spojrzeć dziewczynie w oczy, ale ona cały czas uciekała wzrokiem.

- Nie udawaj! – zdenerwowała się dziewczyna, wyrywając się z objęć Malfoya. Zrobiła zdecydowany krok w tył i skrzyżowała ręce na piersiach. – Myślisz, że jednym słowem sprawisz, że rzucę Ci się w ramiona?

- Ty mi coś zarzucasz? Ty? Przecież to Ty trzasnęłaś drzwiami, nawet mnie nie wysłuchałaś!

- Miałam Cię słuchać po tym, co mi powiedziałeś? – spytała, omijając go wzrokiem, tak jakby jego widok ją ranił. Draco już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak Gryfonka szybko go uciszyła. – Nie pozwolę Ci znów mnie zniszczyć.

Po tych słowach teleportowała się, zostawiając osłupiałą postać na środku słabo oświetlonej ulicy.

* * *

Co do cholery? – było pierwszą myślą, jaka pojawiła się w głowie wracającego do salonu blondyna. Usiadł w poczekalni i wręcz załamał ręce. To, co przed chwilą miało miejsce wciąż do końca do niego nie dotarło. Nie wiedział, ile przesiedział w istnym osłupieniu, dopóki Mario nie szturchnął go delikatnie w ramię, podając mu hojnie wypełnioną szklankę mugolskiej Whisky.

- Możesz opowiadać, mamy czas – powiedział tatuażysta, sadowiąc się wygodnie obok blondyna.

Po krótkiej chwili rozmyślań Draco rozpoczął. – Chodziłem z nią do szkoły. Od samego początku do końca mojej edukacji. Od pierwszego spojrzenia się nienawidziliśmy – uśmiechnął się, ogarnięty wspomnieniami. – Zawsze była mądrzejsza, sprytniejsza i odważniejsza. Byłem od niej lepszy jedynie w sporcie. Bynajmniej, z roku na rok padały coraz cięższe słowa. Raz nawet uderzyła mnie pięścią w twarz – dotknął policzka. – Nie powiem, cholernie bolało. A potem był pewien bal i ona wyglądała jak jakaś księżniczka, która uciekła z bajki.

Mario przysłuchiwał się w ciszy, zdziwiony otwartością, z jaką przyjaciel mówił o tej dziewczynie.

- Byłem wściekły, bo świadomość stopniowego spadku mojej nienawiści do jej osoby zaczęła oplatać mi zmysły. I znowu było gorzej. Minęło kilka lat, a my spotkaliśmy się w klubie. Od słowa do słowa, od kieliszka do kieliszka, od kolejnego utworu do kolejnego wylądowaliśmy w moim mieszkaniu. Chyba nie muszę mówić, co się wydarzyło. Rankiem do domu wparowała Pansy i zrobiła taką awanturę, że za jej krzyki do dziś przepraszam sąsiadów. Wtedy powiedziałem do Hermiony, że to nie jest odpowiedni moment na rozmowy, chociaż wcale tak nie uważałem. Chciałem tylko, żeby ta wariatka Parkinson w końcu zrozumiała, że to czas, żeby wyszła. Ale nie, nasza kochana Mionka musiała zrozumieć to jako wyproszenie jej osoby. No i wyszła.

- Kurwa.

- Potem widzieliśmy się na weselu u Blaise’a i Ginny, ale ona starała się zrobić wszystko, by tylko mnie omijać – westchnął ciężko. – Ja natomiast nie mogłem odpuścić okazji do ponownego spotkania. Tamtą noc wciąż pamiętam i to bardzo dokładnie. Przez jakiś czas pracowaliśmy razem w ministerstwie, ale moje prośby nic nie zdziałały – wstał. – Widziałeś, co się działo dziś. Nie wiem, co robić. – zakończył, a ciszę w salonie wypełniał jedynie spokojny rok.

Marco nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Z tego, co zdołał wywnioskować wynikało, że – Zakochałeś się – stwierdził ponuro.
______________________________________________________
Witam :) 
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają. 
To już 160.000, jestem zszokowana. XD
Życze powodzenia gimnazjalistkom na zbliżających się testach. 
Pozdrawiam i całuję, 
L. ;*  

poniedziałek, 23 lutego 2015

"Bądźże moją, Granger"


__________________________________________________________

W Hogwartu korytarzach,
na jeziora plażach 
uczniowie przechadzają się. 


Tutaj chłopiec, 
tu dziewczynka, 
chętnie integrują się.


Słońce świeci jasno, 
wietrzyk ciepły wieje, 
doznania mieszają się. 


Nagle krzyk, 
wielka wrzawa,
hałas rozprzestrzenia się: 


„Malfoy! Złaź ze mnie!” –
piskliwy głos
wśród obecnych niesie się. 


Sytuacja nieprawdopodobna, 
całkiem zabawna, 
wszyscy śmieją się. 


Gdy Gryfonka uwięziona 
leży pod Ślizgonem, 
namiętnie całując z nim się.


Pewien „rudy” siedzi oburzony, 
pewna „czarna” stroi fochy, 
zdziwienie poszerza się. 


Wtem niespodziewanie, 
blondyn rzecze:
„Bądźże moją, Granger.”


Okrzyk oburzenia, 
a może zachwycenia 
na błoniach pojawia się. 


W wielkiej trwodze, 
Być może strachu
Dziewczyna odzywa się: 


„Panie Malfoy,
aktorzyna z Ciebie
całkiem niezły okazał się.


Twe wyznanie 
zdobyło serce me.
Widowisko skutecznym stało się.”

______________________________________________________
Odpiszę na Wasze e-maile, obiecuję. 
Pozdrawiam, 
L. ;*