piątek, 30 grudnia 2016

Miniatura XXIV: "Mrok" (+18)

But you are unfixable
I can't break through your world
‘Cause you live in shades of cool
Your heart is unbreakable
___________________________________________________

Czuję jego dłonie wędrujące po moich plecach, tak swobodnie, bez pośpiechu, jakby dotyk jego skóry miał mnie ukoić, odgonić smutki i ciemność. Początkowo nasze pocałunki są czułe, współgrające ze sobą usta muskają się delikatnie, szukają wzajemnego ciepła.

Jednak czas jest krótki, a wszystko traci znaczenie, gdy wyrywasz kilka chwil spośród niebezpieczeństw świata codziennego.

Dlatego też pocałunki stają się niecierpliwe, jego dłonie zaczynają szarpać moją sukienkę, która po chwili już nie okrywa mojego ciała. Zaczyna dotykać moich piersi, rozpala mnie. Leżę naga, a on patrzy na mnie krótko, ponieważ nie chce tracić ukradzionego Chronosowi czasu.

Dłonie mojego mężczyzny przesuwają się po moim ciele coraz niżej, aż dotyka mojej gorącej kobiecości. Masuje ją delikatnie, a ja zaczynam wzdychać. Moje zmartwienia rozpierzchają. Istnieje tylko on.

Jestem niecierpliwa, gdy wsuwa we mnie palec i zaczyna nim delikatnie poruszać. Chcę więcej, zawsze więcej, dlatego rozbieram go i napawam się niedoskonale doskonałym ciałem.

Wchodzi we mnie powoli. Jego erekcja wypełnia mnie, a z gardła wydobywa mu się cichy jęk. Gdy zaczyna się poruszać, patrzy mi w oczy. I jest taki moment, gdy jego wzrok jest zbyt palący, zbyt wymagający. Wtedy odwracam głowę, nie chcę widzieć jego miłości. Nie potrafię, wiedząc, że jeszcze kilka oddechów i znów będę sama, powrócę do mroku.

Głaszcze moją twarz i szyję, adoruje mnie. Całuje delikatnie moje usta, jedynie jego biodra spieszą się w pogoni za spełnieniem.

- Jesteś tylko moja – mówi z przekonaniem, łapiąc mnie jednocześnie za biodro. Jego miarowe ruchy doprowadzają mnie na skraj.

Jestem tylko Twoja. I już nigdy nie będę należeć do nikogo innego. Tylko Ty rozświetlasz ciemność wokoło.

Dochodzimy mocno, jednocześnie. Nasze urywane oddechy są gorące, ciała ślizgają się. Opada na mnie, a ja przytulam go do siebie i nie chcę nigdy go wypuścić.

- Kocham Cię – szepcze do mojego ucha.

Pragnę odpowiedzieć, jednakże moje gardło zaciska się i żadne słowa nie opuszczają moich ust. Nie potrafię, wiedząc, iż zaraz odejdzie. A razem z nim zniknie zbawienne światło.

Jak za każdym razem, tak i teraz, wychodzi bez słowa.

Siadam na skraju łóżka i zaczynam się kołysać, uspakajając tym łzy płynące po mojej twarzy.

I już nie ma jasności. Znowu widzę tylko mrok – czernie i szarości.
___________________________________________________
Szczęśliwego Nowego Roku 
Lúthien :* 

piątek, 23 grudnia 2016

Miniatura VIII „Gdyby nie te święta”



Zawsze zastanawiałem się, skąd wzięły się te wszystkie tradycje świąteczne, jakieś

określone ozdoby i kolędy. Przecież Jezus przyszedł na świat w ubóstwie, a nie przy bogatym

okryciu sztucznych mikołajów i innych takich. Bezsensowność tego, co mnie otaczało,

mógłbym wyliczać w tonach. To, co świat robił z różnymi prostymi wydarzeniami i

pamiętliwymi datami, bywało wielce niewyobrażalne, a ja mogłem jedynie stać obok. Stać i

patrzeć, jak wszyscy uganiają się za wielkimi prezentami, sosnową choinką, czy też ozdobami

w kształcie bałwanów, które nijak nie mają się do Świąt Bożego Narodzenia.

Mogłem stać i patrzeć, tak samo nie rozumiejącym wzrokiem, jak wtedy, gdy odeszła

miłość mojego, teraz już marnego, życia. Ja, Draco Malfoy przyznaję, że największym, a

zarazem najpiękniejszym błędem mojej dotychczasowej egzystencji, było zakochanie się w

Hermionie Granger. Nasza historia była niestety krótka, ale za to pełna w chwile, które będę

pamiętał do końca moich dni.


A wszystko miało swój początek w Hogwarcie. Wtedy to, postanowiłem, że się

zmienię, że postaram się naprawić błędy, do których doprowadziło śmierciożerstwo.

Przeprosiłem wszystkich, oficjalnie i na śniadaniu w Wielkiej Sali. Ale to nic nie dało. Ona

cały czas patrzyła na mnie z wyraźną niechęcią i choć omijała mnie szerokim łukiem, to i tak

czułem chłód, jakim mnie obdarzała. I przyszedł taki moment, w którym udało mi się ją

przekonać. Pewnego razu na lekcji eliksirów, Granger pomagała temu niedojdzie

Weasley’owi. Odwróciła się na moment, a Rudy wziął do ręki piołun i odmierzał, ile ma

wsypać. Wiedziałem, że ten eliksir po zderzeniu z piołunem wywołuje wybuch i w jednej

chwili, zasłaniałem swoim ciałem Hermionę, w trakcie, gdy nastąpił huk, a wszystkie włosy

Rona stały się lekko przydymione i postawione na sztorc.

I mimo, że wybuch dawno się skończył, ja wciąż wciągałem lawendowy zapach jej

perfum, jakby to one były moim tlenem.

-Złaź ze mnie Malfoy- otrzeźwiły mnie słowa Gryfonki i natychmiastowo podniosłem

się do pozycji stojącej, by potem podać jej swoją rękę.- Dzięki- mruknęła i wtem zabrzmiał

dzwonek, a ona szybko wymknęła się z klasy.


Od tej chwili jej spojrzenie nie było chłodne, było po prostu obojętne. Czasem,

zdołałem ją przyłapać, jak przygląda się mi, ale były to bardzo ulotne chwile. Niekiedy

odpowiedziała na moje przywitanie, jakby robiła to tysiące razy wcześniej, tak zwyczajnie.

Taka piękna… taka idealna. I przyszedł moment, w którym przekonałem się, co

znaczy „zakochać się”. Pocałowałem ją i włożyłem w ten pocałunek całego siebie. Wtedy to,

uświadomiłem sobie, że Granger, to ta jedyna. Próbowałem, naprawdę próbowałem

zapomnieć, ale czy naprawdę myślisz, że się da?


Uzależniłem się od jej widoku, zapachu, smaku malinowych warg, od całej niej. I

uzależnienie to zabijało mnie lepiej, niż najgorsze narkotyki. Miałem chore wizje, naszej

szczęśliwej i długiej przyszłości, która była tak bardzo sprzeczna z tym, co działo się teraz w

mojej głowie. Na drodze, którą kroczylibyśmy pewnie, stanął nie kto inny, jak Harry Potter-

Wybraniec. I wiesz, widziałem ich jak rozmawiali w bibliotece, widziałem te niechętne

spojrzenia Pottera, kierowane w moją stronę. A Hermiona? Ona starała się załagodzić

sytuację. Zadawała się i z nim, i ze mną, zadając mi ból i uzdrawiając jednocześnie.

Nigdy nie dowiedziałem się, dlaczego odeszła z nim. Może po prostu ich wieloletnia

przyjaźń była trwała i pewna, a nie zachwiana, jak nasza znajomość. Odeszła z nim… kiedy

te słowa obijają się o moją głowę, mam ochotę stłuc te wszystkie, bezsensowne i kolorowe

bombki, które nie symbolizują niczego, co chciałbym zobaczyć.


Jestem nikim. Moje życie zniknęło wtedy, kiedy i Ona mnie opuściła. Mogę jedynie

siedzieć na ławce, rozpamiętywać piękne chwile i nie przejmować się tym, że śnieg otula

moje ramiona i idealnie białe włosy. I mogę tylko kolejny raz przyznać się do największego

paradoksu rodu Malfoy’ów. Wciąż Cię kocham, Granger.

* * *

„I gdyby nie to wszystko, to byłoby dobrze wiesz

A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć”


- Które foremki wybrać?- spytałam swojej mamy, która była pionierką w pieczeniu

takich różnych.

Nie uzyskałam odpowiedzi i momentalnie powróciłam w czasie, jakbym znowu była

w Hogwarcie, a przed sobą miała jego zmęczoną twarz. Pytanie, które powinno mieć

jednoznaczną odpowiedź padło, jednak nie uzyskało słowa „Tak” lub „nie”.


I kolejny raz widzę całego niego. Oraz oczy, niebiesko-szare, które patrzyły na mnie

tak bardzo nie rozumiejącym niczego wzrokiem. Nasza historia rozpoczęła się od uratowania

mnie przed i tak małym uszczerbkiem, jaki mi groził. Ale liczył się gest. Wtedy właśnie

zyskał w moich oczach.


Rozmowy, ciche zaczepki na korytarzach, zazdrość, jaka panowała w moim umyśle,

gdy on miał czelność zadawać się z Astorią. Tak stare rany, a wciąż piekły dawnym bólem. I

pocałunek, który zmienił moje życie. Może to brzmi nieracjonalnie, ale tak właśnie było.

Nigdy nie zapomnę jego dotyku, szeptu tuż przy moich ustach i spojrzenia niesamowicie

przeszywających oczu. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że się zakochałam, tak jak

można tylko raz w swoim życiu.


A później pojawił się Harry, ale nie jako przyjaciel, bo nim był zawsze. Pojawił się

jako czuły i otwarty chłopak. Zaczęliśmy odważniej ze sobą flirtować, a ja usilnie i na marne,

starałam się zapomnieć o blondynie, chociaż i tak spotykałam się z nim od czasu do czasu.

Nie mogłam sobie tego odmówić…


I wybrałam Harry’ego. Wiedziałam, co do mnie czuje, wiedziałam, że kochał mnie

naprawdę. Kochał… odeszłam, a później Potter zostawił mnie dla jakiejś innej czarownicy,

proponując mi przyjaźń. I odszedł tak, jak ja kiedyś.


Chyba największym błędem ludzkości jest to, że nie nikt nie potrafi otwarcie mówić o

swoich uczuciach. Każdy ukrywa to, co mu w duszy gra, bojąc się zdrady, zawodu. I wiesz,

że nie zaryzykowałam. Nie powiedziałam Malfoy’owi, chociaż powinien wiedzieć, żeby mógł

żyć z wiadomością, że ma dla kogo to robić. I gdyby nie to, może wciąż widziałabym twoje

oczy, skarbie.


-Mionka, idziesz? -mama wyrwała mnie z zamyślenia.

- Tak, które wybrałaś?- spytałam, by choć na chwilę wrócić do zwykłej, świątecznej

codzienności.

-Te w gwiazdki, są takie fajne- odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się lekko.- A tak inną

drogą, kiedy poznam jakiegoś odpowiedniego pana?- zapytała, a ja wytrzeszczyłam oczy ze

zdumienia. Co też jej przyszło do głowy? Przecież nie wyglądam staro.

-Mamooo- mruknęłam- nie żartuj.

- No co, przecież mogę spytać- dopowiedziała i uśmiechnęła się ciepło.

- Tak, tak- odrzuciłam i zdałam sobie sprawę, że zostali przy mnie jedynie rodzice.


Byłam strasznie ciekawa, co u niego. Czy już kogoś znalazł, czy jest szczęśliwy. Czy

wszystko mu się układa. Bo tak naprawdę żałowałam i nadal żałuję, że rozeszliśmy się w taki

sposób. Wszystko mogło potoczyć się całkiem inaczej. Wszystko byłoby lepsze, gdybym

potrafiła przyznać się do najprostszego. Jesteś mój, Malfoy, ale wiedz, że nigdy się o tym nie

dowiesz…


To takie irracjonalne. Ludzie boją się zranienia, krzywdy. I myślę, że ja także

obawiam się tego, że on po prostu pewnego dnia zniknie i zostawi mnie z niedopitym

kieliszkiem czerwonego jak krew wina. Pozostawi po sobie miłe wspomnienia, które pojawią

się w głowie, dopiero pod siwą czupryną, gdy już kres wszystkiego będzie bliski. Wtedy to, z

naznaczoną wieloma kreskami dłonią, wezmę swoją różdżkę do ręki i wyślę patronusa do

niego, mówiąc „ Odchodzę, kochanie”.

* * *

„I gdyby nie to, że już nie mamy tylu spięć,

to zbiłbym termometr i wpier*dolił rtęć”



Wieczór Wigilii Bożego Narodzenia trwał, obsypując ulice Londynu srebrzystym

śniegiem. Ludzie śpiewali wesołe kolędy w swoich domach, a w oknach odbijały się

migoczące światełka choinek i innych ozdób. Atmosfera była magiczna i pełna zaraźliwej

radości.


W domu państwa Granger, kominek rozpościerał miłe ciepło, przy którym cała trójka

siedziała i popijała czerwone wino. Z otępienia wyrwał ich dźwięk dzwonka u drzwi.

Mężczyzna, którego oczy były identyczne jak te u córki, wstał i szybko podszedł do drzwi.

-Dziwne, że ktoś nas odwiedza o tej porze- stwierdziła Eve. Hermiona przytaknęła jej

delikatnie.

-Mionko, to do Ciebie- krzyknął, a zdziwiona dziewczyna wstała ze swojego miejsca i

szybkim krokiem wyszła z salonu.


W drzwiach stał nie kto inny, jak Harry Potter.


-Witaj Mionka- powiedział brunet i uśmiechnął się do niej ciepło. Tak naprawdę

przyszedł ją przeprosić i znowu utrzymać wieloletnią przyjaźń, która znaczyła dla niego

bardzo dużo.

- Może wejdziesz?- spytała dziewczyna, nie bardzo wiedząc, co zrobić w takiej

sytuacji.

- Nie, chodźmy na spacer, jeśli możesz- zaproponował, spoglądając na jej twarz.

- Okej, ubiorę się tylko- założyła buty i płaszcz.- Wychodzę- krzyknęła do rodziców i

zamknęła drzwi za sobą.


Przez długą chwilę szli w całkowitej ciszy. Nikt nie wiedział od czego zacząć, ani w

jakie słowa ubrać swoje myśli.


- Hermiono, ja chciałbym wciąż być twoim przyjacielem- rozpoczął delikatnie. – Nie

wiem, czy to jest możliwe, po tym wszystkim, ale wiedz, że ja nigdy nie przestałem kochać

Cię jak siostrę, której nigdy nie miałem- powiedział i postanowił zaczekać na jej

reakcję.


Dziewczyna po prostu szła obok i nie wiedziała, co na to wszystko powiedzieć.

Faktycznie, kochała Harry’ego taką samą miłością, jak i on ją. Wiedziała, że jeżeli teraz nic

nie zrobi, może już na zawsze stracić swojego przyjaciela.

Mijali przystrojone lampkami drzewa w pobliskim parku. Atmosfera Świąt Bożego

Narodzenia unosiła się w powietrzu. Miasto wyglądało bajecznie, przysypane delikatnie

śniegiem.


-Harry- powiedziała Miona ze łzami w oczach- ja też nadal chcę się przyjaźnić.

Chłopak zgarnął ją w swoje ramiona i przytulił z radości. Wszystko powoli zaczynało

się układać.


Usiedli na pobliskiej ławce i zaczęli rozmawiać otwarcie o wszystkim, i o niczym. W

końcu śnieg zaczął prószyć lekko.


- To już ta godzina- zdziwił się Potter- muszę lecieć, czekają mnie odwiedziny w

domu u Evelyn.

- No, to do zobaczenia- powiedziała Herm, a Wybraniec pocałował jej policzek i prężnym

krokiem odszedł w drugą stronę.


Zaczęła rozmyślać o tym , co właśnie zrobiła. Jednak święta mają w sobie to, że łączą

ludzi, pozwalają zażegnać konflikty i zaznać wiele szczęścia. Wszystko ma swoje miejsce i

czas, a takie chwile jak te, są bardzo ważne i nie należy o nich zapominać. Tak jak nigdy nie

chciała zapomnieć o pewnym blondynie, który chyba nieświadomie zabrał jej serce i nie miał

zamiaru nigdy go oddać.


Zdała sobie sprawę, że siedzi sama, w Wigilię, na ławce w parku. Jej przemyślenia

przerwała świadomość, że ktoś intensywnie się w nią

wpatruje.


* * *

„Bo wszystko przed tobą i wszystko przede mną

A nie wystarczy słowo, by coś wiedzieć tu na pewno

I nie wystarczy słowo, by powiedzieć jak jest teraz

I nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać

I że umiem, i że potrafię, że się nie wkur*wię”

Przystojny blondyn właśnie przemierzał uliczki jakiegoś parku. Musiał odreagować.

Rodzice znowu pieprznęli mu wykład o tym, że w jego wieku, to już dawno byli

małżeństwem i spodziewali się syna. Musieli poruszyć ten temat nawet w Wigilię. Chociaż

nie powinien się na nich denerwować, to po prostu nie potrafił zrobić nic innego, bo za

każdym razem przypominali mu, że przecież nie zdobędzie ukochanej dziewczyny.

Kiedyś spotkał się z Potterem, przypadkiem i w ten sposób dowiedział się, że Harry i

Granger rozstali się. Znowu pojawiła się nadzieja, której nikły płomyk wcale nie chciał

zgasnąć.


Otaczające go światła, świąteczne miasto, niosło ze sobą cichy dźwięk kolęd,

śpiewanych w kościelnych chórach. Rozejrzał się. Na ławce nieopodal, spostrzegł skuloną w

zamyśleniu dziewczynę, a przeczucie przebiegło przez jego zmęczony rozum.

Uniosła swoją głowę i spojrzała dookoła. A kiedy jej wzrok padł na Dracona, dreszcz

przeszedł całe jego ciało. Miłość jego życia patrzyła na niego, nie rozumiejącym niczego

wzrokiem. Czas stanął w miejscu, a każdy najmniejszy szelest był niczym. Liczyli się tylko

oni i uczucie, które nigdy nie wygasło.


Nadal była tak piękna, tak cudowna, a oczy hipnotyzowały. Zaczął powoli zbliżać się

w jej stronę, chcąc jak najszybciej poczuć jej zapach i smak malinowych ust, które tak często

nawiedzały go w snach.


Stała tam i wpatrywała się w niego, jak w jakieś zjawisko. Niemożliwość tej sytuacji,

sprawiała, iż można było w nią uwierzyć. Wciąż jego wzrok przeszywał, prześwietlał jak

promień Rentgena.


- Przyrzeknij, że nie odejdziesz- powiedział blondyn, pełnym emocji szeptem.

- Dlaczego mam to zrobić?- spytała dziewczyna lustrując jego twarz. Tak bardzo za nim

tęskniła.

- Bo Cię kocham- stanowczo wypowiedział te słowa i pocałował ją prosto w cudowne usta.

Świat zawirował. To co między nimi kiedyś płonęło, teraz trawił żywy ogień.


Znowu te usta, ten dotyk, cała ona. Wiedział, że zawsze była jego, a tym pocałunkiem

tylko to potwierdziła. Bo on nigdy nie przestał należeć tylko do niej.


- Nie odejdę, Malfoy- mruknęła tuż przy jego ustach, by później znowu zatopić się w

jego idealnych ustach.

* * *

- No gdzie ta Mionka, miała wyjść tylko na chwilę- zamartwiała się Eve, nerwowo

poprawiając obrus na stole.

- Kochanie, jest dorosła, a poza tym jest czarodziejką- powiedział dumnie pan Grangerporadzi

sobie w razie czego.


Dźwięk otwieranych drzwi rozbrzmiał w salonie, a para, siedząca w fotelach przy

kominku, stanęła na równe nogi. W tym samym momencie, do pokoju weszła ich córka z

wysokim blondynem.


- Dobry Wieczór- przywitał się uprzejmie chłopak, wręczając Eve bukiet czerwonych

kwiatów i podając rękę Peterowi.


- Mamo, Tato, chciałam Wam przedstawić Draco Malfoya, mojego przyjaciela…

-Chłopaka- automatycznie poprawił ją blondyn z uśmiechem zwycięzcy na ustach, bez

względu na groźną minę Hermiony.

- Przyszłego męża- dodała Herm, patrząc na reakcję Draco, którego oczy wesoło

zabłyszczały.

- O Boże, Mionko, strasznie się cieszę – powiedziała radośnie pani Granger i przytuliła swoją

córkę.

- To może herbatki? – spytał trochę oniemiały Peter i szybko ulotnił się do kuchni. Nie

mógł uwierzyć, że jego mała córeczka, ma już ślubne plany.

* * *

Dworek w Loughton prezentował się wyjątkowo nie tylko z zewnątrz, ale także w

środku. Piękne dekoracje świąteczne pokazywały niebywały gust Narcyzy i zasoby pieniężne

Lucjusza Malfoy’ów.


- Wiesz, nie możemy tak na niego naciskać…- powiedziała delikatnie Narcyza do

siedzącego naprzeciwko męża.

- Skarbie, on od roku nie miał żadnej, podkreślam, żadnej dziewczyny, czyż nie uważasz to za

dość dziwne… ja nadal jestem przy mojej teorii- odpowiedział spokojnie, uśmiechając się do

ukochanej, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Wesołe potrzaskiwanie palącego się drewna w kominku, przerwał cichy śmiech

dochodzący z holu rezydencji. Zdziwiona Narcyza patrzyła tylko, jak jej jedyny syn

wprowadza do Sali piękną kobietę, tak bardzo nie pasującą do zimnych ścian salonu.


- Dobry Wieczór- przywitała się Hermiona Granger. Trochę obawiała się reakcji

rodziców Draco, ale wiedziała , że nie zrezygnuje z tej miłości. Nie zrobi tego błędu kolejny

raz.

- Mamo, to Hermiona Granger, moja przyszła żona- powiedział z wielkim uśmiechem na

twarzy, a radość syna podzieliła również i Narcyza.

- Lucjusz, pozwól tutaj- zawołała męża, uśmiechając się ciepło.

Słychać było ciężkie kroki na schodach, a zaraz potem w drzwiach pojawił się kolejny

blondyn, złudnie podobny do Dracona.


- Oo – uśmiech wstąpił na twarz mężczyzny – witam serdecznie- powiedział i podszedł w ich

stronę.

- Właśnie mówiłem, że przedstawiam Wam moją przyszłą żonę- dorzucił Draco i spojrzał w

oczekiwaniu na swojego ojca.

- Ha, wiedziałem – Lucjusz głośno szepnął do żony, a ona zareagowała dźwięcznym

śmiechem, który wypełnił salon. – To może usiądziemy?- zachęcił, spełniając rolę

gospodarza.

A za oknem płatki śniegu leniwie opadały na świat, przykrywając wszystko nową,

bieluteńką warstwą. Takie nieświadome, że właśnie w ten czas, czas Świąt Bożego

Narodzenia, tak wiele może się wydarzyć.

* * *

Magią nie są zaklęcia, czy eliksiry.

Magią jest miłość.

Miłość, którą darzysz drugą osobę.

Miłość, którą dostajesz w zamian.

Miłość zrozumiesz wtedy, gdy wokół wszystko runie i zostanie jedynie pył, a obok będzie

wciąż ta wyjątkowa osoba.

Magia to miłość.
________________________________________________________
Cześć :D 
Życzę Ci Wesołych Świąt, które wniosą do Twojego życia odrobinę harmonii i całą masę szaleństwa. :) 
W okolicach sylwestrowej nocy pojawi się krótka nowość dla starszych czytelników :D 
Lúthien :* 

wtorek, 5 lipca 2016

Miniatura VII: "Bo czasem i Diabeł potrafi pomóc" (18+)


I could've shown you America
All the bright lights in the universe
We could have reached the highest heights
A different place, a different life
Remember that night underneath the stars
For a minute I thought the world was ours
All you had to do was show me love 


Hermiona przebywała właśnie w jednym ze swoich ulubionych miejsc w szkole, mianowicie bibliotece. Spędzała tam wiele czasu, ucząc się do Owutemów, które zbliżały się nieubłaganie szybko. Za oknem promienie słoneczne rozświetlały wesoło jezioro, a kałamarnica, którą pieszczotliwie nazwali Dorotką, pływała leniwie.

Przed jej oczami leżał opasły tom, pełen nowych i niezwykle przydatnych zaklęć, który kiedyś polecił jej sam profesor Dumbledore. Właśnie powtarzała skomplikowaną formułę zaklęcia powodującego przyjemny wietrzyk- Fidepulr.*

Z zaczytania otrzeźwił ją dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. W nich pojawił się najbardziej pożądany chłopak w całej szkole- Draco Malfoy. Ideał dla większości dziewcząt, od których nie mógł się opędzić. Szybko spuściła głowę. Przecież nie chciała, by spostrzegł, że przyglądała się jego nienagannemu ciału.

Po kilku chwilach, niby od niechcenia uniosła głowę i trafiła na płonący wzrok blondyna, który pochylał się nad nią, opierając swoje blade dłonie na stoliku przed nią. Widok wart stu… ba, tysiąca galeonów.

-Hej Granger- powiedział i usiadł na krześle naprzeciw.

-H-Hej- rzuciła zdziwiona Gryfonka, zbyt mocno reagując jedynie na obecność ślizgona.

-Ile zajmie Ci przeczytanie tej książki?- spytał swoim zmysłowym i głębokim głosem, a Miona dziękowała Morganie, że właśnie siedziała na mocnym drewnie.

-No tak… nie wiem- rzekła niepewnie.

Draco przyglądał jej się intensywnie. Nawet nie zauważył kiedy ta naczelna kujonka Gryffindoru, stała się najgorętszą laską w szkole… Była niczym trofeum, którego jeszcze nie zdobył. On, główny kawaler w całej tej społeczności.

- Gdybyś mogła, to przekaż mi ją, kiedy skończysz- narzucił miło i lekko się uśmiechając.

-Jasne- odpowiedziała Herm i także pokazała swoje proste zęby.

-To do zobaczenia- pożegnał się i wyszedł, a Hermiona powędrowała za nim swoim rozmarzonym wzrokiem.

Wojna skończyła się już dawno. Urazy zaniknęły prawie w stu procentach, a wszyscy wracali do swoich poprzednich żyć. Okazało się, że wielu spośród śmierciożerców, było szpiegami Zakonu Feniksa, działali na zasadach Dumbledore’a, a łącznikiem był nie kto inny, jak Severus Snape. Także Draco Malfoy zdradził Lorda Voldemorta i jego sługusów.

Wszystkie lata wyzwisk i szarpanin okazały się grą. Grą o wielką stawkę. Grą, w której zwyciężyło dobro i chwała Merlinowi za to. Nawet jeśli w tej grze dusze kilku osób musiały walczyć ze sobą, kiedy tak naprawdę, chciały złączyć się w jedną.

* * *

Zadowolony król Slytherinu wkroczył do Pokoju Wspólnego, wywołując głośne westchnięcia wszystkich ślizgońskich dziewcząt, począwszy od klasy czwartej wzwyż. Z gracją przeparadował wprost do kanapy, przy której siedział jego przyjaciel- Blaise Zabini.

-Uuu, Smoczku, coś ty taki zadowolony?- zapytał spostrzegawczy Diabeł. Ciekawość zawsze brała górę.

-Życie jest piękne, Diabełku…- odpowiedział rozmarzony Smok, w głowie wciąż mając widok zaczytanej Gryfonki.

-Zdradzasz mnie?- oburzył się, na co siedząca nieopodal Pansy zaśmiała się głośno.

-No Tobie coś powiedzieć- uśmiechnął się Draco, doskonale znając żarty Blaise’a.

-Dobra, dobra, spowiadaj się- rzucił Zabini.

-Jeszcze nie mam z czego…- zawadiacki uśmiech wpłynął na twarz Malfoy’a.

-Jeszcze?- czarnoskóry chłopak zaczął się domyślać, co chodzi po tej smoczej głowie.

-Dokładnie…

* * *

Eliksiry. Przedmiot niezwykle precyzyjny, wymagający skupienia. Ale jak, powiedzcie jej, jak można się skupić, współpracując z dwiema najlepszymi partiami w szkole- Draco i Blaise’m? Praktycznie niemożliwe… nawet dla Hermiony Granger.

- Granger, nie obijaj się- ofuknął ją Malfoy, wspaniale naśladując profesor McGonagall.

-Ja? Ja się obijam? A kto siedzi przez pół lekcji i narzeka?- zdenerwowała się Miona… jak mógł zarzucić jej nie pracowanie na zajęciach.

- Kłócicie się jak stare i do tego dobre małżeństwo… jakie to piękne- Blaise otarł teatralnie łzę, która miałaby spływać po jego gładkim policzku. Draco i Hermiona spiorunowali go spojrzeniem godnym oka Bazyliszka, a nawet dwóch oczu.

-Diable…- powiedział ostrzegawczym tonem Smok, mający ochotę zionąć ogniem na swojego przyjaciela, który pozwalał sobie na zbyt wiele, a oburzona trochę prawdziwymi insynuacjami Zabiniego poszła do składziku po jakiś składnik o wyjątkowo dziwnie brzmiącej nazwie.
-Oj tam, oj tam, przecież i tak niedługo będziecie razem…- lekceważąco machnął swoją ręką Blaise, ale widząc spojrzenie Malfoy’a szybko zajął się mieszaniem wywaru i wesołym podśpiewywaniem: Smok, Smok, Smok, zaraz będzie robił bum, bo mu Granger ucieknie w tłum. Draco ruszył za Mioną, zdenerwowany bezpośredniością przyjaciela.

Zadowolony Diabeł patrzył z ciekawością na reakcję Dracona. Znał go tyle lat, dzięki temu wiele odczytać mógł bez usłyszenia zbyt wielu słów. Już wiele razy widział, jak blondyn reaguje na tę piękną Gryfonkę. To jak zaczął się przy niej zachowywać, to jak na nią spoglądał, pędził za nią rozmarzonym wzrokiem, zaczął z nią rozmawiać, uśmiechał się do niej, a nie mroził spojrzeniem, jak to robił w stosunku do większości ludzi. Gołym okiem widać było zmiany… i to te na lepsze.

Przeczuwał to od 6 klasy, ale teraz, gdy sytuacja zmieniła się diametralnie, dostrzegł znaki na niebie i na ziemi, które świadczyły o tym, że niepozorna Hermionka spodobała się Smokowi. Cieszył się, że to właśnie ona- Granger. W końcu jest najlepszą przyjaciółką Ginny, która była najukochańszą dziewczyną Blaise’a. Chociaż Draco się jeszcze do swoich uczuć przed sobą nie przyznał, to jego zapobiegliwy i genialny kumpel ogarnął temat dużo wcześniej niż on. Geniusz, geniusz sam w sobie…

W głowie czarnoskórego chłopaka zaczął układać się przebiegły plan. Plan, który miał diametralnie zmienić biegu dwóch losów, a splecenie go w jeden inny.

* * *

- No znalazłaś to Granger?- zapytał Draco, wchodząc do ciasnego składziku.

-No jeszcze nie- powiedziała spokojnie Gryfonka, chociaż ciało mówiło co innego.

Ślizgon niby przypadkiem otarł swoją dłoń o jej dłoń, wywołując przyjemne dreszcze, a samemu uśmiechając się szeroko. Nie wiedział, że będzie na niego tak reagować.

- Pomóc Ci?- zapytał z niewinnym uśmieszkiem na ustach, sunąc przez jej ciało swoim stalowym wzrokiem.

- No tam wysoko stoi…- powiedziała, rumieniąc się pod wpływem jego przewiercającego spojrzenia.

- Gryfoneczka nie sięga?- zironizował i przeszedł obok niej, a ona poczuła jego nieziemskie perfumy. Fala gorąca przepłynęła przez jej ciało.

Draco wziął z półki słoik z jakąś oślizgłą substancją i wręczył oniemiałej Hermionie wprost w dłonie.

- Dziękuję- wyjąkała.

- Podziękujesz mi w inny sposób…- sugestywnie poruszał brwiami, otarł ramię Miony swoim i wyszedł z zadowoleniem wymalowanym na przystojnej twarzy.

Granger jeszcze przez chwilę uspakajała swój rozedrgany oddech. Ten Ślizgon działał na nią dziwnie… ale może po prostu ona na niego inaczej reagowała ?

* * *

Śniadanie w hogwardziej Wielkiej Sali zawsze przebiegło w głośnej atmosferze. Wszyscy zbierali informacje z całego poprzedniego dnia, to pytali się o prace domowe, to o nowe i najnowsze plotki. Mimo wszystko zawsze wesoły stół Gryffindoru, dziś szczególnie w jednej części miał nieco naburmuszone miny. To samo damska część Slytherinu, która nie mogła wybaczyć czegoś swojemu guru.

Na kolacji dnia poprzedniego, po szkole szybkim lotem przepłynęła pogłoska o domniemanym spotkaniu między uczennicą Hermioną Granger z domu Gryfonką i uczniem Draco Malfoyem z domu Ślizgonem. Najpierw szok, wstrząs, niedowierzanie. Później rozczarowanie, a na koniec złość i zazdrość- tak przedstawiały się uczucia zainteresowanych osób, a ich było wielu. Najbliżsi Miony- Ron i Harry, którzy kręcili swoimi nosami, jedynie Ginny cieszyła się z obrotu sytuacji. W Slytherinie natomiast wszystkie dziewczęta były oburzone tą informacją i rzucały złowrogie spojrzenia w stronę Granger. Cichy uśmiech błądził na ustach Pansy Parkinson oraz Blaise’a Zabiniego, którzy już długo znali Smoka.

Cały Hogwart był poruszony i to niezaprzeczalnie. Tylko jakoś nikt nie pytał, czy to było umówione spotkanie, czy też nie…

Draco Malfoy nie był całkiem zadowolony z obrotu sytuacji. Siedział właśnie przy stole swojego domu w Wielkiej Sali, znosząc ciągłe dogryzki Diabła. Jego wzrok zatrzymał się, a raczej zawiesił na cudownych lokach Hermiony, w które tak bardzo pragnął wpleść swoje dłonie. Miał w planach zdobycie tej dziewczyny, która swoją tajemniczością i reakcjami doprowadzała go do szału. Ale co zrobiłby, gdyby odmówiła, chociaż przyjaźni z jego osobą… to uderzyło by go wprost w smocze serce.

* * *

Diabeł spojrzał na kumpla, który o wiele za długo wpatrywał się intensywnie w stół Gryfiaków. Czas przerwać tę sielankę…

- Eeee, Dracze!- huknął szklanką z sokiem dyniowym o stół, wyrywając blondyna z otępienia.

-Coo?- warknął cicho.

- Mam dla Ciebie małe wyzwanie…- uśmiechnął się chytrze pod nosem.

- Słucham?- zironizował Malfoy, zdenerwowany dziecinnością przyjaciela.

- Dwa tygodnie na pocałowanie Granger…- rzucił krótko, a uśmiech na jego twarzy rozszerzył się na widok miny Dracona.

- C-coo? – zapytał jeszcze raz, jakby niedowierzając Blaise’owi. To było zadanie niewykonalne. Przecież ona nigdy się na to nie zgodzi, ani nic w tym temacie. Ale w sumie, był ślizgonem, przebiegłym i wrednym, jak na takiego przystało.

- No chyba nie tchórzysz… kilka butelek Ognistej chętnie wlałoby się do twego gardła- dogryzł mu Diabeł.

- Nie jestem jakimś Gryfiakiem, żeby to robić- wyrzucił Smok .- Jasne, że się podejmuję – powiedziawszy to, uścisnął dłoń zadowolonemu przyjacielowi. Nawet nie chodziło o ta ognistą. Sama szansa pocałowania Hermiony była wygraną, a co dopiero, że byłby usprawiedliwiony przed przyjacielem.

Plan Diabła powoli zaczął się wypełniać. Zakład już wykonany, czyli faza I za nim. W sumie to ostatnia faza za nim, ale kto tam mu będzie wypominał. Teraz tylko czekać na dalszy bieg wydarzeń, który miejmy nadzieję, że ułoży się po myśli czarnoskórego chłopaka. * * *

Słońce rozlewało się nad błoniami, rozświetlając milionami blasków rozedrgane jezioro. Ciepły wietrzyk otulał twarze roześmianych uczniów, którzy licznie oblegali trawę wokół zamku. Sobotnie popołudnie przyciągało wszystkich swoim urokiem i dawało chwilę spokoju i oddechu.

Pewna para siedziała na małej plaży w dalszym zakątku, chcąc zaznać trochę prywatności. Leżeli obok siebie na kocu, a chłopak bawił się rudymi włosami dziewczyny, przykładając je sobie do buzi i robiąc wąsy, przywołując przy tym radosny śmiech towarzyszki.

- Wiesz, skarbie, że jestem genialny…- rozpoczął Diabeł.

-No bardzo…- uśmiechnęła się wrednie.

- Plan… Mówi Ci to coś ?- zapytał.

- No powiedzmy…

-A co byś powiedziała, gdyby Draco i Miona byli ze sobą?

- No pasują do siebie i cieszyłabym się… No nie mów, że coś wymyśliłeś- oburzyła się Ruda.

-No pewnie, ale nie zdradzę Ci szczegółów- tym razem, to on uśmiechnął się wrednie.

- No wiesz co ? A może za jakąś nagrodę?- jej usta ułożyły się w subtelnym uśmiechu.

-Zależy co masz na myśli, kochanie.

Wiewiórka przybliżyła się do chłopaka i zaczęła namiętnie całować jego usta, schodząc coraz niżej. Już wiedział, że Gin dostanie informację…

* * * 

- Granger, no co Ty robisz?- krzyknął Draco, widząc jak dziewczyna nieprawidłowo miesza w kociołku wywar, jako pracę dodatkową dla pani Promfey.

- Śmiesz mnie pouczać, serio? – zapytała z powątpiewaniem.

- Nie drażnij Smoka… Za to grozi kara- ostrzegł blondyn, zbliżając się znacznie.

- Oj Malfoy, Malfoy, nie te lata skarbie- przejechała palcem po jego idealnej klacie, wywołując u niego przyjemne dreszcze podniecenia.

Zamruczał cicho. Ta dziewczyna pociągała go w takim stopniu, jak jeszcze żadna inna. Kiedy tylko chciał w końcu pocałować jej usta, ona odsunęła się z tajemniczym uśmiechem i jak nigdy nic, dalej zaczęła wykonywać eliksir.

Do końca umowy pozostał mu krótki, dość krótki tydzień. Ale cóż więcej, skoro Granger zaintrygowała go w takim stopniu, że po tym pocałunku, na pewno chciałby o wiele więcej. Ognista, ognistą, a Hermiona u boku to jednak coś o wiele ważniejszego i możliwego. Ale przecież póki jeszcze ma czas, nie podda się i nadal będzie przyswajał do siebie tę piękność.

Widział, że nie tylko on jest na gorącej pozycji. Widział jej spojrzenia, widział to jak zagryzała wargę w jego towarzystwie. Czuł te dreszcze, kiedy tylko niewinnie dotknął jej ręki czy ramienia. Te obserwacje uświadomiły mu jedno- nie walczy sam z tym palącym uczuciem.

* * *

Piwo kremowe, ciemny wieczór za oknem, drewno tlące się w kominku, a obok przyjaciel. Tyle potrzeba, by złapać głęboki oddech.

- Blaise jest cudowny…- rozmarzyła się rudowłosa, zgrabna dziewczyna.

-Kocha Cię, to widać gołym okiem- stwierdziła dyplomatycznie Hermiona, jak zwykle stąpając twardo po ziemi.

- No właśnie Miona, a ty masz kogoś na oku?- zapytała, wracając na planetę.

- Noo, niee…

- A Smok ?- Ruda ukryła swój chytry uśmieszek.

- No daj spokój- Herm posłała przyjaciółce pełne pogardy spojrzenie.

- Dobra, dobra, ja tam wiem swoje- mruknęła cicho.

Hermiona zaczęła intensywnie myśleć. Draco był interesujący. O tak, aż za bardzo. O wyglądzie nawet nie warto wspominać, bo jest idealny. Jego zachowanie dziwiło ją, ale jednak widziała, jak reaguje na nią i zdawała sobie sprawę z tego, jak ona oddziałuje na niego. Nie wspomnieć o niewybrednych snach, w których on był głównym bohaterem… snach niegrzecznych i rozpalających nie tylko serce.

* * *

- Co będziesz robić po szkole ?- spytał zainteresowany Draco.

- Jakaś posadka w ministerstwie, mam nadzieję, że rodzina, dom … wiesz o co chodzi- rozmarzyła się Miona, przymykając oczy.- A ty ?

- Chyba to samo- powiedział niepewnie, gdyż właśnie zdał sobie sprawę, że chciałby, aby to ona była częścią jego przyszłości.

Czy wspominał już, że w ciągu trwania tego zakładu, zdążył zakochać się w Hermionie Granger? Jeśli nie, to teraz to robi. Nie ciągnęło go do niej tylko pożądanie, ale coś więcej. Chciał jej dawać poczucie bezpieczeństwa, być przy niej, podnosić i obmywać rany po bolesnych upadkach, wspierać ją swym ramieniem. Czy to było wiele… niby nie, ale ta Gryfonka była inna niż wszystkie dziewczęta- wyjątkowa. I choć nie wiedział, czy podoła temu głupiemu zakładowi w tak krótkim czasie jaki mu pozostał, to i tak dalej będzie dążył do zacieśniania więzi z tą kobietą, którą widział obok siebie do końca życia…

Do końca całego tego układu pozostały dwa dni. Jeśli go przegra, to straci honor, ale czego się nie robi, by nie skończyło się tylko na jednym pocałunku?

-Ej Malfoy, o czym tak myślisz?- zapytała ciekawa.

- A tak o wszystkim…- odpowiedział i przejechał swoim wzrokiem po jej zgrabnym ciele, co wywołało u niej delikatne rumieńce.

Jak on na nią działał, to było po prostu nie do opisania. Cóż wiele powiedzieć. Marzyła o nim, chciała więcej niż tylko rozmów i uśmiechów, i delikatnych dotknięć, od których robiło jej się gorąco. Na samą myśl o jego ciele, ukrytym pod szkolną szatą miała ochotę zemdleć… tak już się stało, że nie podobał jej się w nim tylko wygląd, ale także cechy charakteru i wszystko inne. Cały on był jej ideałem- nieosiągalnym.

* * *

Ostatni dzień nieszczęsnego zakładu nadszedł , przynosząc ze sobą piękną, czerwcową pogodę. Gorące powietrze przepływało nad błoniami, słońce unosiło się wysoko na niebie, a jezioro kusiło uczniów swą ciepłą wodą. Sobota była czasem, który błogosławili wszyscy… a chwila ta nadeszła, na dodatek w tak pięknej oprawie.

Hermiona wciąż błogo spała w swoim dormitorium. Było dziś wolne, więc mogła sobie pofolgować, tym bardziej, że eseje odrobiła poprzedniego dnia. Wszystko, co zdarzyło się w jej życiu w ciągu bardzo krótkich dwóch tygodni, musiała po prostu odespać. Że właśnie miała bardzo sprośny sen, o tym nikt nie mógł wiedzieć.

Drzwi dormitorium otworzyły się z hukiem, a stanął w nich pewien przystojny blondyn. Było już dobrze po południu, a ona jeszcze nie wstawała. Musiał zgotować jej miłą pobudkę. Podszedł cicho do łóżka i spojrzał na jej zaspaną twarz ukrytą pod kurtyną brązowych loków.

-Kocham Cię- wyszeptała dziewczyna przez sen, a chłopak odsunął się, jakby coś uderzyło go w twarz.

Był pewien, że Granger nie mówi o nim, bo… to było idealnie niemożliwe. Pomimo tego postanowił, że się nie podda, będzie walczył, aż do samego końca.

-Ej, Miona, wstawaj- poruszył jej ramię najdelikatniej jak mógł, a ona od razu otworzyła oczy. Sen, w którym osoba stojąca przed nią wyznaje jej miłość, a ona odpowiada tym samym nie był lekki.

-Co się stało?- spytała zdziwiona i lekko zawstydzona jego obecnością, bowiem była ubrana tylko w letnią koszulkę nocną.

- Za chwilę będzie obiad- poinformował i odsunął się od jej łóżka.

- Dobra, wstaje- powiedziała jak małe dziecko, które nie chce iść do szkoły.

Draco w duchu zaczął podziwiać jej nienaganne ciało. Jak bardzo chciałby, żeby kiedyś było jego, chociaż raz. Już wiedział co zrobi.

Kilka chwil później ubrana Gryfonka wyszła z łazienki i razem skierowali się do Wielkiej Sali na obiad.

-Nie miałabyś ochoty dziś na małe poleżenie na błoniach wieczorem?- zapytał pewny siebie chłopak, w oczach kryjąc nadzieję.

- No spoko, fajnie będzie- ucieszyła się Miona. W poniedziałek rozpoczynali pierwszy egzamin i miała w planach małe odstresowanie.

- No, to przyjdę po Ciebie- rzucił i rozeszli się do swoich stołów z wielkimi uśmiechami na twarzach.

* * *

- Wiesz, czego się dowiedziałam…- rzuciła Ginny do swojego chłopaka. Siedzieli właśnie w jego dormitorium, sami, gdyż Nott, gdzieś wybył.

- Co, co się stało?- zaciekawił się Blaise.

- No Malfoy zaprosił dziś Mionę na spacer- powiedziała z uśmiechem na twarzy.

- No wreszcie, debil jeden mi nawet nie powiedział…- strzelił „focha”.

- No przecież wiadomo, że zaraz się wygadasz- Gin obdarzyła go jednym ze swoich specjalnych spojrzeń.

- I kto to mówi- powiedział i pocałował jej słodkie usta.

* * * 

- To gdzie idziemy?- zapytała Hermiona. Wyglądała cudownie. Luźna bluzka i krótkie spodenki, rozpuszczone włosy. W każdym wydaniu była idealna.

- Niespodzianka- powiedział, uśmiechając się pod nosem.

Po niedługiej chwili, dotarli w jakieś odległe miejsce błoni przy jeziorze. Rozłożony koc czekał na ich przyjście, kusząc przybyszów. Położyli się na nim i zaczęli wpatrywać w gwiazdy ponad nimi.

- Widzisz tam, w tym miejscu jest gwiazdozbiór Węża- pokazał jej Draco.

- Pokaż mi…- poprosiła, a on przysunął się do niej, chłonąc jej zapach całym sobą.

- Tu- powiedział, a ona odwróciła głowę, napotykając jego chłodne usta.

Niewinny całus szybko przerodził się w namiętny pocałunek, któremu nie miało być nigdy końca. Dłonie Malfoya powędrowały na talię dziewczyny, przyciągając ją do swojego ciała, by była jak najbliżej. Hermiona wplotła swoje palce w jego włosy, pogłębiając ich doznania.

* * * 

OD TEGO MOMENTU ROZPOCZYNA SIĘ SCENA 18+, WIĘC OSOBY NIEPEŁNOLETNIE PROSZONE SĄ O JEJ POMINIĘCIE :)


Draco teleportował ich do jego dormitorium, nadal całując gorąco dziewczynę. Położył ją na łóżko, a ona wcale się temu nie opierała, oddając jego pocałunki. Zaczął gładzić jej brzuch, a jego ręce wędrowały ku górze. W końcu oderwał się od jej słodkich ust.

- Chcesz tego?- spojrzał w jej brązowe oczy, które pokochał jak żadne inne.

- Tak- wyszeptała i zdjęła jego koszulkę, by w końcu dotknąć jego umięśnionego torsu.

Blondyn nie mógł opanować cichego jęku, który wyrwał się z ust. Sam dotyk Gryfonki wyzwalał w nim takie odczucia. Szybko zajął się zdejmowaniem kolejnego zbędnego ubrania, mianowicie bluzki dziewczyny, która wylądowała gdzieś w kącie. Jego ręce zaraz chciały jak najszybciej uwolnić jej piersi z okowów stanika, a że był w tym całkiem dobry, to poszło mu to gładko. Wziął jej sutek do ust i zaczął go delikatnie pieścić, a ręką masował drugą pierś, wywołując tym samym ciche jęki. Mógłby ich słuchać całą wieczność.

Później zajął się jej brzuchem i dokładnym jego obcałowywaniem, powoli pozbywając się jej spodenek. Pocałował jej słodkie usta, by znów poczuć to niesamowite uczucie, a ona zajęła się rozpinaniem jego spodni. Kiedy w końcu uporała się z tym cholernym paskiem, spojrzała w jego oczy…

Nie rozpracowała go… szczęście, fart, czy może coś więcej?

Draco odsunął się i spojrzał na jej ciało.

-Jesteś taka piękna… nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę- pozbył się ostatniej części jej ubrania, by zaraz potem zdjąć swoje bokserki. Rozsunął jej uda, pozostawiając swoje dłonie na nich. Zagłębił swój język w jej wnętrzu, wywołując coraz głośniejsze jęki. Dołożył do tego swoje długie palce, dając jej niewyobrażalną rozkosz. Ona wplotła swoje dłonie w jego włosy, nie krępując się wcale. Czuła, że to on będzie tym jedynym.

Coś zaczęło gwałtownie wzrastać w jej wnętrzu, aż w końcu nastąpił cudowny wybuch, który wywołał krzyk dziewczyny.

- Jesteś idealny- zdołała wyszeptać, by zatracić się w rozkoszy.

Przytulił ją do siebie jak najcenniejszy skarb, wciągając jej zapach niczym najlepszy gatunkowo narkotyk. Już wiedział, że to, co miało się zdarzyć dzisiejszego wieczoru, nie zapomni do końca życia.

Kiedy jej oddech uspokoił się, znowu zaczął ją zachłannie całować. Wiedział już, że nie może dłużej czekać… jedna z części jego ciała wyraźnie mu to mówiła. Hermiona spojrzała na jego erekcję, czując jak pożądanie znowu rozpiera jej ciało. Dotknęła jego członka i zamruczała.

Draco zdecydowanie położył ją płasko i patrząc jej w oczy, wszedł w nią, jednak natrafił na barierę, a niezrozumienie pojawiło się w jego niebieskich tęczówkach. Wpił się w usta dziewczyny i wbił się w nią, aż po sam koniec. Nie powiedziała mu, że to jej pierwszy raz…

Cały czas całował jej słodkie usta i powoli zaczął poruszać się w niej. Była taka niewinna w swoich reakcjach, co jeszcze bardziej go nakręcało.

-Oh, tak Draco, szybciej- wymruczała, a on słysząc to pozwolenie przestał się kontrolować.

Głośne jęki rozkoszy wypełniły pomieszczenie. To co właśnie przeżywali, nie mogło być porównywalne do niczego innego.

Pędzili do końca, który miał dać całkowicie nowy początek. Świat zawirował, a oni doszli w tym samym momencie, krzycząc na przemian. Kiedy już emocje częściowo opadły, Draco pocałował ją najczulej jak potrafił.

Zasnęli, wtuleni w swe nagie ciała.

KONIEC SCENY .

* * *

Hermiona powoli otworzyła swoje oczy, wcale nie chcąc tego robić, gdyż było jej miękko i ciepło. Po chwili zdała sobie sprawę, że coś wtula się w jej ciało i na odwrót. Szybko zamrugała, a obraz jaki pojawił się przed jej oczami, można powiedzieć, że odebrał jej mowę.

Nagi Draco Malfoy- dawny szkolny wróg, obejmował ją swoimi ramionami. Dziewczyna przypomniała sobie zdarzenia z nocy i chociaż wcale nie chciała ich zapamiętać, to wiedziała, że to co się wydarzyło, nigdy nie wyfrunie z jej pamięci.

Bo zakochała się, cholernie zakochała się w blondynie, miłością, która zdarza się tylko w filmach. Miłością do samego końca. Już wiedziała, że to nigdy się nie zmieni, że nikt nie przerwie pasma wydarzeń, które rozpoczęły się niecałe dwa tygodnie temu.

Szybko wywinęła się z jego ramion. Nie chciała żałować tej nocy, chciała ją pamiętać. Ubrała się i rzuciła ostatnie spojrzenie na jego spokojną twarz. Tak ciężko będzie im teraz żyć obok siebie… Wyszła i pozostawiła go w krainie snów i marzeń.

* * *

Siedziała samotnie w swoim hogwardzkim pokoju. Cały czas myślała o tym, co miało niedawno swoje miejsce i nie mogła uwierzyć, że to zrobiła. Że się zakochała… a tak bardzo tego nie chciała.

Drzwi gwałtownie się otworzyły , a nich stanął jej nocny towarzysz, jeszcze z mgiełką snu w niebieskich oczach. Szybkim krokiem i bez słowa podszedł do niej i wpił się w jej usta, które tak bardzo pokochał.

- Kocham Cię, nie rozumiesz!- powiedział, gdy oderwał się od niej. Nawet nie wiedział, kiedy w ciągu tych dwóch tygodni, coś mocniejszego i silniejszego zawładnęło jego smoczym sercem.

-Też Cię kocham, Draco…- powiedziała i uśmiechnęła się ciepło. Odpłynęli w kolejnym, czułym pocałunku.

* * * 

Czy kochałeś/Aś kiedykolwiek tak mocno, że mogłabyś/ mógłbyś oddać życie za tę drugą osobę?

Wiedz, że taka miłość istnieje. Doświadczyli jej dawni wrogowie, których uczucie to i pomocna dłoń przyjaciela, połączyła do końca świata, do końca ich życia. Dostali szczęście, które było już zawsze obecne, kiedy mieli ukochanego obok siebie.

Jak mało potrzeba, by jakaś osoba stała się wszystkim?

Ile czasu wystarcza, by słowo „kocham” nabrało wielkiego i ważnego znaczenia?

Czy potrafisz sam/a sobie z tym poradzić?

Czy chciałbyś, by ktoś stał się dla Ciebie tym/tą najważniejszym/ą?

Czy kiedy wspominasz jakieś wspólne chwile, mała łezka radości płynie po twym policzku?

I życzę takiego uczucia Tobie, czytelniku, byś zaznał go i mógł się nim dzielić. Byś nigdy nie zapomniał, co jest w życiu najważniejsze. By oświetlało Ci ono drogę, ku życiu...
_____________________________________________________________ 
Pozdrawiam :D 
Luthien :*

sobota, 25 czerwca 2016

Miniatura V: "Sznurówki"


A jeśli dzieli nas 
Od przepaści krok,
Chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie.

_________________________________________________________________________

- Hej Granger- zawołał głośno Malfoy.- Zawiąż sznurówki- uśmiechnął się wyjątkowo szydersko.

Miona spojrzała na buty. Faktycznie, jej sznurówki były rozwiązane.

-Nie twój interes Malfoy!- krzyknęła zła i odeszła dumnym krokiem.

Ten niemożliwie przystojny blondyn denerwował ją na każdym kroku. Zawsze szukał zaczepki mimo to, że jako prefekt powinien dawać przykład. Ale on nigdy tego nie robił. Był bardzo niegrzecznym chłopcem, co bardzo intrygowało brązowowłosą. Szczególnie, kiedy przechadzał się po wspólnym salonie bez koszulki, ukazując niesamowicie wyrzeźbione mięśnie.

Wtedy, gdy wparadowywał na lekcje o niepojętych porach.

Wtedy, kiedy latał na tej swojej miotle niebotycznie wysoko i niebezpiecznie.

Wtedy, gdy w jego oczach paliły się te niebieskie ogniki.

Wtedy, kiedy przy stołach w wielkiej Sali, sunął okiem przez zgrabne ciało Miony.

Stop…Stop. Starczy, to tylko Ślizgon… Ale za to jaki.

* * *

-Smoku…Smoku!- wydarł się Diabeł, machając Malfoyowi ręką przed oczami.

-Co?- zapytał, niechętnie odwracając wzrok od obserwowanego wcześniej obiektu jego westchnień i najskrytszych planów, marzeń.

-Wgapiasz się w stół Gryfków, jakbyś co najmniej Voldka zobaczył i to z nosem- zironizował Blaise.

-Diable, dobrze wiesz, gdzie mam dom ofiar, zwany Gryffindorem- rzucił Malfoy, a widząc pewną uczennicę wychodzącą z Wielkiej Sali, podążył za nią.

- No bardzo wiem- mruknął Zabini do siebie. Już dawno przejrzał wszystkie myśli Dracona. Jest tak diabelnie zapobiegliwy.

* * *

Po korytarzach Hogwartu słychać było niewyraźne kroki wielu uczniów. Miona podążała właśnie pod klasę Eliksirów, przemierzając ciemne zakątki lochów. W myślach wciąż powtarzała ostatnią lekcję, wiedząc, że Horacy może zapytać. Nie, żeby się bała, ale po wczorajszych widokach, zafundowanych przez jej współlokatora jakoś mało miała chęci do nauki.

Szła spokojnie, nie spodziewała się niczego, a tym bardziej tego, że kilka kroków zza nią stoi Draco Malfoy z różdżką skierowaną wprost na jej buty.

W ułamku sekundy poczuła uścisk w jednym z trampek, wiedząc, że miłe spotkanie z posadzką już na nią czeka. Jednak to nigdy się nie zdarzyło. Wpadła w czyjeś silne ramiona, a jakiś męski zapach otulił jej nos. Otworzyła oczy i spojrzała wprost w szaro-niebieskie tęczówki. Jej wybawicielem był ślizgon, który postawiwszy ją na nogach, wcale nie opuszczał trzymających ją ramion.

* * *

Jej delikatne perfumy otumaniały zmysły. Pragnął tylko poznać smak jej malinowych ust. Ten, który chciał poznać od wielu miesięcy. Jednak powstrzymał się, ostatkami sił. Wiedział, że nie może poddać się temu uczuciu. Musiał poczekać, chociaż wcale nie chciał wypuścić jej z ramion.

-Granger, uważaj trochę- szepnął tuż przy jej uchu. Odsunęła się gwałtownie.

- Dzięki Malfoy- mruknęła, odsuwając się od niego znacznie. Sam dotyk działał na nią w taki sposób, że kolana powoli zaczynały się uginać.

- I wiąż sznurówki, bo nie wiadomo, co by się stało, gdyby mnie tu nie było - rzucił, niby od niechcenia, a Miona sama mało co by nie spadła, bez postawienia żadnego kroku.

- Nie martw się tak o mnie- stwierdziła, nadal pod działaniem jego zapachu.

-Ja się nie martwię, ja tylko ostrzegam- powiedział i odszedł, zostawiając ją z kompletną pustką w głowie.

* * *

Całe Eliksiry była rozkojarzona. Wciąż czuła jego ręce na swoim ciele. W głowie krążył obraz szaro-niebieskich tęczówek. Zatroskana twarz przed oczami… tak lekcja przeminęła na rozmyślaniach i ciągłym uczuciu, ciążącego na jej karku spojrzenia blondyna.

* * *

Kolejna nieprzespana noc. W nieprzerwanym rozmyślaniu o niej. Czy to możliwe, że zakochał się właśnie w niej? Tak, to co czuł gdy widział ją z Nottem. Miał ochotę przywalić mu w ten… tą twarz, ale powstrzymywał się jak tylko mógł. Wiedział, że tym ją zrani. Ostatki sił zawsze zostawiał na chwilę, w której przywali temu debilowi. Czekał na ten moment.

* * *

-Smoku, Co myślisz o Granger ?- mruknął pewnie Blaise.

-Diable, czyś ty na głowę upadł? Granger? Co mogę o niej myśleć?- zapytał, niedowierzając przyjacielowi.

- Takie ciałko, taka inteligencja- z każdym słowem uśmiech wzrastał na twarzy bruneta, a gasł w oczach blondyna.- Chyba czas ją odbić…

- Mówisz serio ?- zapytał. Blaise i Hermiona? To niemożliwe, ale jeśli tak uważa…

- No oczywiście.

- Nie mam nic przeciwko, twój wybór- wyszedł szybko, zdając sobie sprawę z tego, że jeszcze chwila, a równe zęby Diabła mogłyby wyglądać trochę inaczej.

- Już widzę, jak Ci to nie przeszkadza- szepnął cicho, zadowolony ze swojego niecnego planu.

* * *

Brązowowłosa dziewczyna szła korytarzami Hogwartu. Właśnie rozpoczynała patrol wieczorny, zostało jeszcze kilka minut do godziny policyjnej. Przechodziła właśnie obok rozwidlenia schodów, gdy na jednym z nich, ujrzała znajomą czuprynę swojego chłopaka. I tu pojawiał się problem. W towarzystwie pani o rudych włosach. Nie wytrzymała.

-Teodor?- spytała, jak na razie cicho. Chłopak niechętnie odwrócił się w jej stronę.

-Co tu robisz?- spytał dość nieuprzejmie, mrużąc oczy.

-Zrywam z Tobą. To koniec- rzuciła, nie żałując swoich słów. Nott tylko odwrócił się znudzony i namiętnie pocałował jakąś uczennicę Hufflepuffu.

Miona udała, że tego nie widzi i odeszła z wysoko uniesioną głową. Szybko podążyła do mieszkania i dopiero tam pozwoliła łzom płynąć krystalicznym potokiem. Weszła do salonu, gdzie zastała Blaise’a i Draco.

* * *

-Diable, ty tak serio do Granger?-spytał lekko zaniepokojony. Z jednej strony dziewczyna, z drugiej przyjaciel.

-No pewnie, chyba, że Ty chcesz…- rzucił czarnoskóry, a blondyn miał ochotę wykrzyczeć mu w twarz to, ze Granger cholernie mu się podoba i nigdy w życiu nie poznał odpowiedniejszej osoby.

- Nie, ale jesteś świadomy ryzyka…-mając na myśli ryzyko nabicia mu pięknego siniaka w okolicach oka.

- Jakiego ryzyka?- spytał rozbawiony.

-No…-zaczął się plątać Smok.

-Tego, że mi przywalisz, tak?- domyślił się Diabeł i nie zważając na protesty przyjaciela kontynuował- myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz? Myślisz, że nie zauważam, co chcesz zrobić, kiedy widzisz ją z innym? Myślisz, że…- wywód przerwało im wejście Miony do pomieszczenia. Zapłakanej Miony. Jak na komendę Diabeł rzucił: „Cześć” i zniknął.

-Ej, Granger, co się stało?- spytał Malfoy, kompletnie zdezorientowany.

-Śmiej się, no śmiej, śmiało- rzuciła zdenerwowana. Nie miała ochoty widzieć nikogo, a tym bardziej Ślizgona, a do tego znienawidzonego. (Ale czy na pewno?) Szybko ruszyła do dormitorium. Jednak ręka blondyna złapała jej ramię, odwróciła i przycisnęła do klatki piersiowej arystokraty.

Z początku wyrywała się, nie chcąc by on ją przytulał, chociaż wbrew sobie-podobało jej się to. Po kilku chwilach, zmęczona, zapłakała głośno wprost w jego tors, a on gładził jej włosy i szeptał uspakajające słówka.

* * *

Wprawdzie, Draco cieszył się, że może tulić ją do siebie, napawać się jej bliskością. Delikatnie usiadł na sofie, wciąż trzymając ją, jak porcelanową lalkę. Zgubił maskę arystokraty, dumnego i wyniosłego, a stał się sobą. Jak robił to tylko przy niej, Diable i jego matce.

-Dzięki- mruknęła do chłopaka, a nikły uśmiech rozświetlił jej zbladłą twarz. Była niezmiernie wdzięczna chłopakowi za tę chwilę, w której mogła spokojnie poroztaczać, by potem z uniesioną głową dalej pójść do przodu.

- Powiesz mi, co się stało?- spytał delikatnie, a dziewczyna kiwnęła głową. Chciała uwolnić się od tego ciężaru.

- Zerwałam z Nottem- rzuciła- zdradził mnie- dodała, czując wszechobecną ulgę w swoim sercu. Westchnęła głęboko.

Smocze serce Draco podskoczyło i momentalnie upadło, chcąc jak najszybciej dać temu idiocie bolesną nauczkę. Jak można było być tak głupim, by na własne życzenie tracić taka dziewczynę jak Hermiona? Nie rozumiał takich ludzi. Gdyby jemu udało podbić się serce Gryfonki, nigdy by jej nie wypuścił ze swoich ramion…

- Nigdy nie powiedziałabym, że to właśnie Ty wesprzesz mnie w takim momencie…- rozpędziła się Hermiona.

- Ja też- przytaknął jej i uśmiechnął się zniewalająco.

* * *

-Miona, a Ty znowu nie uważasz na lekcji… Co się z Tobą dzieje dziewczyno?- zapytała zatroskana Gin. Bo to właśnie Hermiona zawsze wszystko ogarniała, a nie na odwrót. Ale od kilku dni zachowanie przyjaciółki było co najmniej dziwne. Cały czas chodziła rozkojarzona i potykała się o wszystko. Gdzie zaginęła poukładana panna Granger?

- E tam, Ginny, przesadzasz- machnęła lekceważąco ręką, ledwo nie strącając jakiejś dziwnej, zielonej substancji w niekształtnej fiolce.

- Wcale nie przesadzam, no rozumiem, raz się zdarzyć może, ale tyle czasu?- spytała zrezygnowana. Chciała jak najwięcej wyciągnąć z brązowowłosej, tym bardziej, że kilka razy zauważyła, że dziewczyna zalotnie uśmiecha się do pewnego blondyna. Coś jej tu nie grało i to bardzo.

- Ojeeej, no tak po prostu- powiedziała i podążyła na zaplecze. Nie wie czemu Gin tak się dziwiła… Przecież zachowywała się normalnie, bynajmniej tak jej się wydawało. Bo, może to przez to, że wiele więcej myślała o pewnym zabójczo przystojnym ślizgonie, z którym od dłuższego czasu utrzymywała lepsze kontakty. Och tak, Draco był niesamowity.

Czasami myślała o nim nie tylko w kategoriach przyjacielskich, ale także w tych trochę bardziej zaawansowanych. Ten chłopak intrygował ją i zachęcał do siebie coraz bardziej z każdą kolejną, spędzoną razem chwilą. Tak naprawdę podobał jej się już od czasu, gdy uderzyła go, dość celnie, na trzecim roku czarodziejskiej nauki. Wtedy imponował jej wygląd chłopaka, a teraz… teraz podziwiała go całego. Jego nonszalancję i kulturę, co ceniła bardzo, po siedmiu latach spędzonych i nadal spędzanych w towarzystwie Harry’ego i Rona. Zachowania w różnych sytuacjach i stanowczość.

W głowie wciąż przewijało się wspomnienie dotyku jego dłoni na jej ciele, tego pamiętnego wieczoru. Usłyszała trzask zamykanych drzwi.

- Granger, jesteś teraz na mojej łasce- powiedział Malfoy, zadowolony z obrotu spraw.

* * *

- Gdzie ona znowu poszła?- mruknęła do siebie zrezygnowana przyjaciółka, patrząc na oddalające się plecy Miony. Zachowuje się tak niepodobnie… Inaczej. Chwila, chwila. Nie! ona się chyba zakochała!- doszła do wniosku Gin. Spojrzała na wejście do składziku, gdzie właśnie pewnym krokiem wszedł Draco Malfoy- naczelny przystojniak Hogwartu, który zamknął drzwi. Ha, już wiem co jest na rzeczy- pomyślała żwawo i ruszyła pod drzwi.

W tym samym momencie plany swojego przyjaciela przejrzał Diabeł, który wzorem Wiewiórki już był pod drzwiami.

- Chyba nie należy im przeszkadzać- chłopak poruszał sugestywnie brwiami, na co dziewczyna roześmiała się cicho.

-Tak, dokładnie- powiedziała ucieszona. Rozmawiała z drugim ciachem w szkole. Co za szczęście.

- Ile im dajesz, że będą ze sobą?- spytał, ciesząc się, że może flirtować z tak gorącą laską, jaką była piękna Ginewra Weasley.

-Hm, coś koło tygodnia- rzuciła Ruda.

-Też mi się tak wydaje- powiedział Blaise, wiedząc dokładnie, że już w najbliższym czasie i jego przyjaciel i on, będą mieli przy sobie najfajniejsze dziewczyny w szkole.

- Czy mogę wejść?- zapytał jakiś Puchon, przerywając im miłą rozmowę. Zabini uraczył go takim spojrzeniem, że tylko krótkie „nie” wystarczyło, by chłopak zmył się jak najszybciej z pola widzenia.

- Co oni tak długo tam robią?- zapytała Ginny, trochę zazdroszcząc Hermionie takiej sytuacji, ale także wyobrażając siebie, zamkniętą wraz z czarnoskórym chłopakiem. Ach, te marzenia…

-Dzieci- odpowiedział wesoło Diabeł, na co oboje się roześmiali.

* * *

- Malfoy, to znowu Ty- mruknęła zrezygnowana brązowowłosa dziewczyna. Chociaż tak naprawdę obiecująca była myśl, pozostania z nim takim pomieszczeniu, jednak jej gryfońska duma dawała o sobie znać. Chciała sięgnąć po skórkę Boomslanga, której dostanie okazało się zbyt dużym wyzwaniem, dla niskiej Hermiony. Nie zrezygnowana niczym, podstawiła sobie małą drabinkę, na którą się wspięła.

Właśnie sięgała po słoiczek, gdy jej równowaga mocno się zachwiała, wtedy kiedy poczuła zapach perfum Malfoya. Już po chwili leciała w dół, oczekując na spotkanie z betonową podłogą. W tym samym momencie, Draco złapał ją w swoje ramiona, nie po raz pierwszy ratując ją przed upadkiem.

Przez chwilę patrzyli w swoje wygłodniałe i żądne przygód oczy. Nic więcej nie było im trzeba. Moment później, ich usta już wyrażały całe uczucie, które zrodziło się w nich podczas całego czasu, spędzanego w swoim towarzystwie. Jego wargi pieściły jej malinowe usta zapamiętale, nie mogąc nacieszyć się ich dotykiem. Coraz bardziej pogłębiali pocałunek, który już dawno powinien mieć swoje miejsce.

Ciała stykały się ze sobą. Dłonie dziewczyny we włosach chłopaka. Jego ręce na jej plecach. Słodycz jej ust, głębia jego oczu. Czego chcieć więcej? Pełne namiętności i miłości ruchy. Wszystko przepełnione radością i szczęściem. Pocałunek, który pozostanie w ich sercach do końca życia. Bo ten pierwszy zawsze pozostaje. Mimo wszystko, on zawsze tkwi w pamięci.

Trzask drzwi. Oderwali się od siebie w wyjściu widząc niebotycznie uśmiechniętych Blaise’a i Ginny.

- Teraz to już tylko formalność- krzyknął cicho Zabini do Wiewiórki, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.

-Masz rację- mruknęła Ruda, uśmiechając się do Miony. Razem z Diabłem opuścili zaplecze nic nie wyjaśniając całującej się wcześniej parze, ucieszeni, że to, na co czekali, przyjdzie tak szybko. Bo oboje chcieli szczęścia dla swoich najbliższych przyjaciół.

* * *

Kochani,

Tak bardzo chciałabym, byście byli tu ze mną i mogli widzieć to, czego właśnie doświadczam. Opowiem Wam moje szczęście. Opowiem? Tak to dziwne, ale miłości nie da się inaczej opisać.

Szukałam, wytrwale i nieustannie, osoby, z którą moje życie nabrałoby należytego biegu. Tyle mężczyzn próbowało mnie zrozumieć, tyle łez wylałam w trakcie i po tych związkach. Tyle czasu zajęły mi kolejne próby. Tak naprawdę, nie wiedziałam, że tego Jedynego mam obok siebie.

Jedynego? Brzmi niesamowicie… Spoglądając na mojego synka Scorpiusa, śpiącego w swojej kołysce, widzę Twoje oczy Mamo i Twój zadziorny nos Tato. Ale także widzę w nim mojego męża, z którym tworzymy szczęśliwą rodzinę.

Mojego męża… Mam już 21 lat. Chyba nigdy nie uwierzycie, że miłością mego życia, przeznaczeniem, okazał się mój szkolny wróg- Draco Malfoy. Prawdą jest powiedzenie: „Od nienawiści do miłości” , które całkowicie zmieniło życie nam obojgu.

Zaczęło się od mojej niezdarności, za którą teraz Merlinowi dziękuję. Bo dzięki moim niezwiązanym sznurówkom zaczęliśmy tolerować swoje towarzystwo. A później? Wszystko potoczyło się swoim, niezależnym tokiem.

Zawsze chciałam znaleźć miłość taką, jaką Wy darzyliście siebie nawzajem. I wiecie? Znalazłam ją… Szukałam i znalazłam. Byliście dla mnie wzorem i nadal nim jesteście. Może kiedyś dane nam będzie się spotkać?

Teraz brakuje mi tylko Was. Chociaż wiem, że tego nie przeczytacie jest mi milej, kiedy moja wyobraźnia krzyczy, że obserwujecie to wszystko ze swojego domku w niebie. Wiem, że kiedy moje kolana się uginają, łapiecie moje ramiona i delikatnie podnosicie ku górze. Kiedy moje myśli spowija czarna chmura, zdmuchujecie ją swoim oddechem.

I za to Wam dziękuję,

Wasza Hermiona.
______________________________________________________________
Przepraszam za opóznienie :) 
Wakacje, a ani chwili wolnego :D 
Udanego wypoczynku! 
Pozdrawiam, 
L. 

środa, 15 czerwca 2016

Miniatura IV: „Zgubna Przyjaźń”


Szukaj mnie,
Cierpliwie dzień po dniu. 
Staraj się podążać moim śladem.
Szukaj mnie,
Bo sama nie wiem już,
Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
___________________________________________________________________________


Zabini zaczął zadawać się z Rudą. Dla mnie znaczyło to tylko jedno.

Pogodziliśmy się. Draco Malfoy przeprosił mnie, a ja jego. Za wszystkie lata nienawiści, za wyzwiska, za przykrości, za łzy. Zaczęliśmy powoli przyzwyczajać się do siebie. Miłe rozmowy o sprawach prefektów, lekkie pogadanki na lekcjach. Banalne rozpoczęcie historii. Nie mieliśmy większego wyboru… byliśmy na siebie skazani.

-Oj Granger, Granger, czy ty zawsze musisz postawić na swoim?- spytał cicho Malfoy, podczas wspólnej nauki w bibliotece.

-Tak, na to wygląda- wyszczerzyłam swoje bielutkie zęby.

- Załóżmy się- poirytował się zamiarami dziewczyny.- Jeśli wygrasz ten wyjazd zrobię dla Ciebie wszystko, a jeśli nie, no to Ty dla mnie- zaproponował, jak zwykle pewny siebie.

-Nie wiem…-zagryzłam delikatnie wargę.

-No chyba nie tchórzysz…- podsunął szeptem.

-Co? Ja? Nigdy! Zgoda- podałam mu swoją dłoń, wciąż zdenerwowana przez powiedziany chwilę wcześniej zarzut.

Uścisnęliśmy sobie ręce, nieświadomi do czego doprowadzi nas ten układ.


Dni mijały, a ja pracowałam, chcąc wygrać zakład… niechybnie pogłębiając naszą przyjaźń. Każdą możliwą chwilę spędzaliśmy w swoim towarzystwie.

Poznałam chłopaka, kolejnego ślizgona. Wiele o nim słyszałam wcześniej , jednak nigdy z nim nie rozmawiałam. Tak, Teodor Nott, przystojny, szarmancki, miły. Zaczęliśmy spotykać się regularnie. W końcu zostaliśmy parą, co wywołało wielki szok w Hogwarcie. Cóż wiele dodać mogę dodać. Stabilny związek. Nie wiedziałam wtedy, jaki popełniłam błąd.

Siedzieliśmy w moim prywatnym dormitorium, a rozmowa płynęła nieprzerwanym potokiem. Wyglądał świetnie, z resztą jak zwykle.

- To jak? Jesteś z Nottem?- spytał trochę sztywno, jak na niego.

- Tak- odpowiedziałam po krótkiej chwili. Atmosfera zgęstniała. Spojrzałam na niego, ale momentalnie odwrócił wzrok. Czyżby chciał coś ukryć?

- To szczęścia życzę- powiedział chłodno, całkowicie niepodobnym do niego głosem.

- O co chodzi?- spytałam prosto z mostu, trochę bojąc się jego reakcji.

- O nic… po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa- spojrzał w moje oczy, a ja spostrzegłam, że znowu założył tą swoją „maskę”.- w końcu jestem twoim …przyjacielem- pogarda z jaką wypowiedział ostatnie słowo, jakby uderzyła mnie w twarz.

- To dziwne, że się tak nie zachowujesz…- powiedziałam urażona.

Milczeliśmy kilka chwil , gdy głos chłopaka wypełnił moje uszy.

- Przepraszam Granger- uśmiechnął się do mnie. Nie potrafiłam się na niego gniewać.


Powinnam była zauważyć coś w tej sprzeczce… nie dostrzegłam tego.

Trzymałam notatki z Historii Magii, te, o które tak bardzo mnie błagał. Chciałam mu je dać, oczywiście, ale nie ma niczego bez ładnej prośby.

-Granger, nooo, daj mi je – powiedział, stojąc dwa kroki ode mnie.

Zaśmiałam się perliście, widząc jak zaczyna się denerwować.

- Ładnie poproś Malfoy, postaraj się.

- Proszę, Granger daj mi te notatki- powiedział, uśmiechając się dziecięco.

- A gdzie ładnie?- spytałam.

- Ładnie, proszę , Granger.

- A Hermionka ?- powoli łzy zaszkliły się w moich oczach.

Zdenerwowany zrobił wielki krok w moją stronę, czym spowodował to, że wylądowaliśmy na podłodze w jednoznacznej pozycji. Oparł się na łokciach, próbując nie przygwoździć mnie do podłoża.

- To jak?- spytał, a jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do moich.

- Złaź ze mnie Malfoy- to go najwyraźniej ocuciło, gdyż jeszcze chwila i ja zapragnęłabym poczuć smak jego ust. Wstał, wziął notatki i wyszedł.


Wtedy byłam zaskoczona jego zachowaniem… teraz, wcale mu się nie dziwię.

W końcu nadszedł dzień ogłoszenia wyników konkursu.

Weszłam na śniadanie, usiadłam, nałożyłam naleśniki i nalałam kawy. Wtem usłyszałam głos dyrektorki Minerwy McGonagall.

- Drodzy Uczniowie! Znamy już wyniki konkursu ogłoszonego zaraz na początku tego roku szkolnego. Więc, bezkonkurencyjnie wygrała Hermiona Granger z Gryffindoru- rozległy się oklaski- oraz Ernie MacMillan, Patil Padma, Higgs Terence. Wybrani uczniowie proszeni są do mojego gabinetu po śniadaniu. Smacznego!- krzyknęła wesoło i odeszła z mównicy.

Zjadłam szybko śniadanie i udałam się pod salę transmutacji, gdzie miał miejsce pokój McGonagall. Poczekałam na resztę, przy okazji obmyślając, co tu dać do wykonania Malfoyowi.

* * *
- Zostajecie wysłani na dwu-tygodniowy pobyt do Szkoły Beauxbatons. Wyruszacie za tydzień. Mam nadzieję, że pozostawicie szkole dobre imię. Teraz na lekcję- powiedziała zadowolona dyrektor. Wyszłam i pospieszyłam na Eliksiry.

* * *

Zadanie dla Ślizgona było okrutne, ale przecież to on to wszystko zaproponował.

Patrzyłam rozbawiona , jak Malfoy wchodzi do Wielkiej Sali , wspina się na ławkę, a w ręku trzymając mikrofon, śpiewa „I love sou like a love song”. Głos ,to musiałam przyznać, ma anielski.

Wtedy płakałam ze śmiechu, a zdarzało mi się to najczęściej w jego towarzystwie. Dziwne było to , że kiedy wypowiadał I love you, rzucał ukradkowe spojrzenie w moją stronę.

Zignorowałam to… niepotrzebnie.

Teo stwierdził, że spędzam więcej czasu z Draco niż z nim. Poniekąd było to prawdą. Rozstaliśmy się, a on pozostawił mnie ze złamanym sercem.

- No siemka, jestem – powiedział, wparowując do mojego dormitorium. Właśnie byłam zajęta wypłakiwaniem miliona łez, przez stratę Notta.- Co jest ?-spytał od razu, gdy mnie ujrzał. Wahałam się.

-Przytul mnie- szepnęłam, a on podszedł bez słowa i objął mnie swoimi ramionami. Czułam się przy nim tak inaczej, tak bezpiecznie. W mgnieniu oka uspokoiłam się, wcale nie chcąc wyswabadzać się z jego uścisku. Zasnęliśmy w tej pozycji.


Wtenczas uświadomiłam sobie, że Malfoy mógłby być kimś więcej niżeli tylko przyjacielem. Szybko odpędziłam tę myśl. Wiedziałam, że wszystko skończy się wraz z zakończeniem szkoły.

* * *

Nadszedł wyjazd. Pożegnaliśmy się krótko, jedynie Gin czyniła mi wielokrotne aluzje.

- Wiesz Hermi, ja jak ja, ale Draco będzie tęsknił –rzuciła krótko.

- Puknij się w ten rudy łeb- odgryzłam się. Nie lubiłam, gdy ktoś próbował mi wmówić takie głupoty.

- Sama się przekonasz…- powiedziała tajemniczo i wyszła z dormitorium, zostawiając mnie samą z tysiącem pytań.


Beauxbatons było naprawdę malowniczym miejscem. Zamek niczym z Disneylandu, śliczne dziewczęta, no zależy dla kogo, gigantyczna biblioteka, co bardzo u mnie plusowało. Cieszyłam się, że mogę spędzić czas w tej szkole, jednak mimo wszystko, brakowało mi Gin, Diabła i , choć samej trudno było mi się do tego przyznać, Draco. Pisaliśmy do siebie liściki, opisując, co dzieje się w Hogwarcie.

Właśnie jeden z takich liścików zgubił nas doszczętnie.

W jednej z takich wiadomości padły dwa słowa, które dały nadzieję, a jednocześnie ją odebrały…. „Kocham Cię”. To zniszczyło mój spokój. Stanęłam na krawędzi…

A mimo to, ja odpisałam tym samym. Wtedy jeszcze nie wiedziałam , ze zniszczę tym wszystko.

Wróciłam z Francji, pełna nadziei i perspektyw. Myślałam, że odważymy się postawić ten pierwszy krok… zwątpiliśmy oboje. Minęło wiele czasu, a my wciąż staliśmy w jednym punkcie… punkcie pomiędzy niebem, a piekłem… na ziemi.

Zakończenie roku zbliżało się nieubłaganie. Przyszedł czas na jakże wyczekiwany przez uczniów siódmej klasy bal pożegnalny. Ja wcale nie cieszyłam się z tego powodu. Wiedziałam, że gdy tylko przyjdzie koniec szkoły, szara rzeczywistość uderzy mnie swoim okrucieństwem.

Znowu siedzieliśmy w moim dormitorium, powtarzaliśmy na ostatnie owutemy z Astronomii.

-No jak Granger?- spytał powoli, wgapiając się w swoje notatki.

- Dobrze- odpowiedziałam trochę zdziwiona. Przecież wiedział co się dzieje w moim życiu na bieżącą.

-Idziesz na bal?

-Nie- rzuciłam nie patrząc w jego stronę.

-Jak to , nie? – zapytał niedowierzając.

-Po prostu nie idę.

-Chodź ze mną Granger. Pośmiejemy się , potańczymy…

-No nie wiem- przerwałam mu. W prawdzie dostałam już kilka zaproszeń, ale na wszystkie grzecznie odmówiłam

- Wybieraj jakąś kieckę, idziesz ze mną- powiedział, tryumfując.

- No okej- stwierdziłam trochę nie przekonana. Ale uśmiech, którym obdarzył moje oczy utwierdził mnie w przekonaniu. W końcu to miał być ostatni wieczór w Hogwarcie. Jedyny i niepowtarzalny.


* * * 

Cieszyłam się, że mogę spędzić z Draco tę balową noc. Wybrałam na tę okazję waniliową sukienkę, koronkową do pasa, a na dole rozkloszowaną. Dobrałam do tego czarne szpilki, czarną torebkę ze złotymi koralikami, i złote dodatki. Włosy upięłam w koka, z którego i tak wypadło kilka niesfornych loczków. Oczy, pociągnięte czarnym eye-linerem i wydłużone rzęsy.

Przygotowana, wyszłam z dormitorium na korytarz, gdzie czekał na mnie Draco. Zmierzyłam go wzrokiem, przyznałam, wyglądał elegancko. Jednak dalej nie odrywał ode mnie wzroku.

-Co, coś nie tak?- spytałam speszona.

Nie odpowiadał, ale w końcu zdołał wydusić ciche:

-Wszystko w jak najlepszym porządku, pięknie wyglądasz.

Zarumieniłam się.

-Chodźmy- przerwałam niezręczną ciszę.


Weszliśmy do Wielkiej Sali, specjalnie odmienionej na czas balu. Wszystkich oczy zwrócone były na nas. w sumie, nie dziwiłam się. W końcu , dwójka prefektów, dawnych wrogów, razem? Gdyby mi ktoś powiedział to rok wcześniej, walnęłabym jakimś urokiem.

Usiedliśmy obok Blaise’a i Ginny. Nadszedł czas na pierwszy taniec, który musieliśmy wykonać razem z prefektami Hufflepuffu i Ravenclawu.

Wziął mnie w swoje objęcia i kołysaliśmy się w rytm jakiegoś walca. Tak naprawdę widzieliśmy tylko swoje oczy, zatracaliśmy się oboje.

Tańczyliśmy jeszcze wiele czasu, przerywając tę czynność szklaneczką Ognistej Whisky.

* * *

Było już koło północy, a my leżeliśmy na kocu, w odległej części od zamku, przy jeziorze. Czuliśmy się w swoim towarzystwie świetnie, swobodnie, bezpiecznie. Rozmawialiśmy o tym co będziemy robić w sumie, już po wakacjach.

- Nie wiem Malfoy, będzie mi ciężko- powiedziałam, myśląc o utraconych rodzicach.

A on. On pocałował mnie, wyrażając całe swoje uczucie, całą tęsknotę. Złożył swoje wargi na moich tak, jak ja marzyłam, tylko w swoich najskrytszych snach. Poczułam coś, co budowało się we mnie od pierwszych rozmów, spojrzeń, wspólnych chwil. Właśnie wtedy w pełni poczułam, że to nie tylko mój przyjaciel.

Całowaliśmy się, błądząc rękami po swoich ciałach. Dając sobie poczucie szczęścia, takie, którego nie odbierze nam nikt.

* * *

Ale nasze drogi rozeszły się, jedynie po tym wszystkim pozostała plotka, o tym, że jesteśmy ze sobą. Chociaż to nigdy nie miało miejsca.

On wyjechał do Francji, gdzie pracował dla naszego ministerstwa. Ja pracowałam w tym, angielskim. Później obraliśmy ten sam kierunek- Hogwart. On, zdolny chemik, podjął pracę nauczyciela Eliksirów, a ja… cóż, wzięłam Transmutację. Byliśmy opiekunami odwiecznie zwaśnionych domów. Szkoda tylko, że między nami wciąż tlił się słaby ogień.

* * *

Zmieniliśmy się oboje. Tak naprawdę z braku swojego towarzystwa. (nie)Świadomie zabraliśmy sobie to, co podarował los…zabraliśmy siebie.

Teraz wymieniamy tylko ukradkowe spojrzenia, on niby wodzi za mną swym przejrzyście niebieskim okiem, ja niby przypadkiem to odnajduję. Mówimy sobie tylko krótkie i ciche ‘cześć’… tak niewiele pozostało z tych wspólnych tematów. Wystarczy, że na niego spojrzę, widzę co go dręczy, widzę czasem nikły błysk śmiechu w oczach.

Tak nagle, z tego wszystkiego, pozostała mi tylko mgiełka pięknych wspomnień…takich, które pozostawię w sercu.

Zapamiętam, do końca moich dni.

* * *

Każdy koniec jest początkiem, 

Każda iskra jest zalążkiem,

Każdy ogień jest zniszczeniem,

Każda miłość- ukojeniem. 


Każdy gest jest zbawieniem,

Każde spojrzenie- porozumieniem,

Każdy całus jest rozkoszą,

Każde słowa miłość niosą.
_________________________________________________

sobota, 11 czerwca 2016

Miniatura XXII: "Ratunek" cz. II

____________________________________________________________________
Because I'm crazy, baby
I need you to come here and save me
I'm your little scarlet, starlet, singing in the garden
Kiss me on my open mouth ready for you
_____________________________________________________________________

- To, co powinienem zrobić już dawno – wyznał, a jego usta opadły na rozchylone wargi Hermiony.

Z początku pocałunek był niewinny, ich usta ocierały się o siebie delikatnie. Ręce Draco trzymały małe dłonie dziewczyny. Z chwili na chwilę ich ciała przysuwały się do siebie, a Hermiona uwolniwszy swoje ręce, wplotła palce we włosy Draco.

Ich języki rozpoczęły zmysłowy taniec, pełen walki o dominację. Draco złapał pośladki dziewczyny i posadził ją na blacie, jej nogi objęły go w pasie.

Temperatura w pomieszczeniu rosła. Ich ciała ocierały się o siebie coraz bardziej gorączkowo, ruchy były niecierpliwe, usta zachłanne, oczy przymknięte.

* * *

Księżyc oświetlał ich postacie, gdy Draco przenosił Hermionę do jego sypialni. Położył ją delikatnie na wielkim łóżku ze szmaragdową pościelą i odsunął się.

- Jesteś taka piękna – powiedział, a jego dłoń rozchyliła powoli ręcznik przykrywający ciało dziewczyny.

Jego oczom ukazała się zgrabna sylwetka, skóra jeszcze zarumieniona od gorącego prysznica, który najwyraźniej brała. Draco przysunął się i zaczął pieścić jej piersi, dotykając ich, by później zacząć składać na nich pocałunki.

Hermiona nie wierzyła w to, co właśnie się działo. Nie panowała nad reakcjami swojego ciała, które lgnęło do mężczyzny. Chciała zaznać choć trochę przyjemności, choć trochę radości w tych ciężkich, smutnych dniach.

Nie przyznawała się przed sobą do tego, że Malfoy pociągał ją. Ale teraz, gdy jego nagi tors ocierał się o jej piersi, jego usta wędrowały po szyi, a jego członek ocierał się o jej najwrażliwsze miejsca wiedziała, że ta noc wiele zmieni.

Dłoń Draco wędrowała z jej żeber na biodra. Ona sama drapała jego plecy, zostawiając delikatne ślady.

Hermiona chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej, nawet jeśli jutro On pozostanie taki sam – zimny, nieczuły, ale wciąż chroniący jej życie. Nie wiedziała, co nim kierowało, z jakich pobudek uratował jej życie. Mimo to, była mu wdzięczna.

Mężczyzna przesunął się w dół, a jego usta dotknęły jej kobiecości. Hermionę zalała fala gorąca, wplotła palce w blond włosy Draco i zaczęła go ponaglać, kiedy wsunął swoje palce do środka.

Hermiona pojękiwała słodko, gdy ich dłonie się splotły. Ścisnęła mocno jego rękę, a on odsunął się od złączenia jej ud, położył jej palce na swoim rozporku i pocałował w usta.

- Zgadzasz się? – spytał, patrząc w brązowe oczy dziewczyny, które w ciemności zdawały się mienić złotem.

Ona w odpowiedzi pokiwała jedynie głową, zaczęła rozpinać spodnie Draco i zsuwać je z nóg. Jego członek wyskoczył, pokazując się w pełnym wzwodzie. Popchnęła mężczyznę na plecy i usiadła na jego brzuchu. Złapała w rękę jego penisa i wsunęła go w głąb swojego ciała. Jęki ulgi obojga zakłóciły ciszę panującą w sypialni.

Dziewczyna zaczęła poruszać się w górę i w dół, powoli doprowadzając zarówno siebie jak i swojego partnera na sam szczyt rozkoszy. Hermiona głaskała i drapała klatkę piersiową Draco, on z kolei trzymał ją za biodra, stymulując jej gorączkowe ruchy.

Gdy finał zaczął się zbliżać, Draco przyciągnął twarz Hermiony i pocałował jej usta, chcąc wyrazić tym, że ta noc znaczy dla niego bardzo dużo. Patrzył w jej oczy, gdy zaczęła dochodzić, mocno i głośno, zaraz on sam osiągnął spełnienie.

Dyszeli ciężko, ciało przy ciele, serce przy sercu. Hermiona zeszła z niego, chcąc opuścić jego łóżko, jednak on przyciągnął ja do siebie i przytulił do swojego boku.

- Zostań – wyszeptał. – Jutro porozmawiamy…

* * *

Poranek przyszedł szybko, rozświetlił mroczną sypialnię, gdzie splecione ciała Draco i Hermiony powoli opuszczały krainę snu. Hermiona obudziła się i widząc przed sobą twarz Malfoya, mało co nie krzyknęła.

Dopiero chwile później przypomniała sobie wydarzenia wczorajszej nocy. Po cichu wyplątała się z objęć Draco i poszła w stronę łazienki. Wzięła szybki prysznic i weszła do swojego pokoju, gdy usłyszała krzyk.

- Hermiona?! – wrzeszczał Draco, chodząc po mieszkaniu.

Dziewczyna wyszła na korytarz, a potem do kuchni, gdzie stanęła, patrząc na Malfoya wybiegającego z biblioteki.

- Nigdy więcej tak nie rób! – powiedział podniesionym tonem. Miał rozczochrane włosy i zaspane oczy, stał na środku pomieszczenia w samych bokserkach.

- Nie rób jak? – spytała zdezorientowana dziewczyna.

- Nie opuszczaj mojego łóżka bez mojej wiedzy – odwrócił się na pięcie i poszedł do łazienki.

Hermiona myślała, że się przesłyszała. Czy on oszalał? Jego zachowanie było absurdalne. Szybciej spodziewałaby się tego, że zwymyśla ją za to, iż zaciągnęła go do łóżka po pijaku niż za to, że z niego wyszła. Co za ironia…

Wciąż w lekkim szoku, zaczęła robić śniadanie. Różdżka śmigała w powietrzu, a zapachy unoszące się znad patelni uświadomiły dziewczynę, jaka była głodna.

Zdążyła położyć wszystko na stół, gdy do kuchni wszedł Draco, tuż po prysznicu, w swoim normalnym, uporządkowanym stanie.

- Musimy pogadać – powiedział i usiadł przy stole.

- Słucham – odpowiedziała, ciekawa tego, co też za rewelacje zafunduje jej współlokator.

- Wygraliśmy wojnę – rzekł tak spokojnie, jakby co najmniej oznajmiał, że śnieg jest biały.

- Słucham? My? Harry?

- Tak, Potter pokonał Voldemorta…

- Czyli jestem wolna? – zapytała szybko, przerywając mu.

Draco milczał przez dłuższą chwilę. Wiedział, że nie może jej wypuścić nie tylko dlatego, że śmierciożercy wciąż chcą ją dopaść, ale także dlatego, iż on sam pragnął, by została z nim już na zawsze.

- Nie jestem – Hermiona nie oczekiwała od niego odpowiedzi. Jego cisza oznaczała tylko jedno.

- Póki co, nie możemy ryzykować. Zbyt wielu wciąż chce Twojej śmierci - oświadczył. – Potter niedługo znajdzie to mieszkanie. Mój Strażnik Tajemnicy umarł, więc jeśli mnie wyszukają, zostanę wysłany do Azkabanu, a Ty oficjalnie przywrócona do czarodziejskiego świata pod ochroną Aurorów – Draco prawie dławił się wypowiedzianym przed chwilą zdaniem. To on miał ją chronić.

Hermiona zaczęła płakać. Wielkie łzy toczyły się po jej policzkach. Draco na ten widok wstał od stołu, zaniósł ją na kanapę. Przytulił ją i pozwolił wypłakać całą radość, czy też smutek, jaki czuła.

Dziewczyna nie chciała dla niego takiego losu. Nie chciała dla niego Azkabanu. Straszny los dla mężczyzny, bez którego już dawno umarłaby w lochach twierdzy Voldemorta. Wiedziała, że nie pozwoli, by go zabrali, nigdy.

* * * 

Dni mijały, a para czarodziejów zbliżała się do siebie coraz bardziej. Spędzali razem całe dnie, rozmawiając, śmiejąc się i czytając. Nocami kochali się lub przytulali, opowiadając historie swoich krótkich jeszcze żyć.

Hermiona bezwiednie zakochiwała się w Draco. Jego uśmiech i dotyk dłoni cieszyły ją najbardziej. Wiedziała, że gdy przyjdzie się rozstać, jej serce zostanie z nim. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

Dzień był ponury i szary, siedzieli na kanapie, wtuleni w siebie, gdy za oknem usłyszeli trzask i kroki.

- Trzymaj różdżkę w pogotowiu – powiedział i ukrył ją za ścianą.

Drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł Harry Potter i Ron Weasley – wojenni zwycięzcy, czczeni przez czarodziejską społeczność.

- Proszę, proszę, przyszliście na herbatkę? – spytał Malfoy, wychodząc na korytarz.

- Expelliarmus! – krzyknął Potter i różdżka Draco wyleciała z dłoni.

- I co teraz Malfoy? Idziesz dobrowolnie, czy stosujemy trochę magii? – spytał zadowolony Weasley.

- On nigdzie nie idzie! – zza ściany wyszła Hermiona z różdżką wyciągniętą przeciwko swoim przyjaciołom.

- Hermiona? - powiedzieli jednocześnie zdziwieni.

- Żyję, jak widać – stwierdziła gorzko.

- Ale jak to? – spytał oniemiały Ron, jego twarz stała się czerwona.

- Draco mnie uratował – powiedziała, łapiąc Malfoya za rękę.

- Zostaw go i chodź z nami. Jego miejsce jest w Azkabanie – odrzekł Ron, patrzac wprost na złączone ręce Draco i Hermiony.

- Nie zgadzam się – rzekła hardo. – Albo idziemy oboje, albo żadne.

- Granger, opanuj się. Będziesz wolna – zwrócił uwagę Malfoy, chociaż nie mógł znieść myśli o jej odejściu.

- Nie! Harry, posłuchaj. I tak wszyscy uważają, że jestem martwa. Nie wrócę do naszego świata, już nigdy nie będzie normalnie. Pozwól Draco uciec ze mną. Uratował mnie, nie zasługuje na Azkaban. Proszę…

Cała trójka mężczyzn stała jak oniemiała. Oczy Hermiony ciskały gromy w kierunku Rona, a dłoń wciąż ściskała mocno rękę Draco.

- Hermiono, zastanów się dobrze – poradził Harry, wiedząc, że ta decyzja będzie ostateczną.

- Miona, co Ty wyprawiasz? – wydarł się rudzielec. – Chyba sobie żartujesz.

- Cicho bądź Ron. To moja ostateczna decyzja – powiedziała dziewczyna, patrząc na Malfoya, który wpatrywał się wściekłym wzrokiem w Weasleya. – Kocham go.

Różdżka Rona opuściła jego dłoń i z głośnym łoskotem uderzyła o podłogę. Hermiona z kolei bała się spojrzeć na blondyna, bała się jego reakcji.

- Dobra Ron, spadamy – powiedział Harry. Wiedział, że Hermiona nigdy by im tego nie wybaczyła, gdyby pojmali Malfoya. Miłość do niego miała wypisaną na twarzy.

- Pakuj – powiedziała i wszystkie ubrania i rzeczy z szafek zaczęły wlatywać do pudeł i walizek.

- Niee, nie – zaprzeczał Ron, machając ręką, z której wcześniej już wypadła różdżka.

- Żegnaj Hermiono – powiedział Harry i rozłożył ramiona. Hermiona wzruszyła się i przytuliła go mocno.

- Powodzenia – powiedział do niej i kiwnął głową do Draco.

Harry wziął wciąż oszołomionego nowościami Rona pod ramię i wyprowadził z mieszkania Malfoya.

Hermiona odwróciła się w kierunku pozostałego mężczyzny.

- Teraz się do Ciebie nie uwolnię, co Granger? – spytał z wrednym uśmiechem.

- Nie ma takiej opcji Malfoy – odpowiedziała i jej głośny śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu.

Draco przytulił ją mocno i pocałował jej słodkie usta.

- Opłacało się uratować Cię tamtej nocy – rzekł żartobliwie, głaszcząc jej włosy.

- Teraz jesteśmy kwita – dotknęła jego bladego policzka.

* * *

Za każdym razem, gdy wyglądała przez okno ich domu, widziała ocean. Ciemny, tajemniczy, ogromny. Nieraz fale wzbijały się, niebezpiecznie uderzając o skały pod nimi. Niekiedy woda była gładka, zlewała się z niebem.

Nauczyła się tutaj, że po każdej burzy wychodzi słońce.

I nawet jeśli spustoszenia sieją postrach, naprawianie wszystkiego przynosi nadzieję na lepsze jutro.

Właśnie takie było jej życie z Draco – nieprzewidywalne, pełne pułapek.

Jednakże dla tych chwil, kiedy całował ją i uśmiechał się jednocześnie, warto było żyć.
___________________________________________________________
Komentujcie, pliz :D 
Podrawiam, 
L. ;* 

środa, 8 czerwca 2016

Miniatura III: “Urodzinowy prezent”


Do you remember
Those special times
They'll just go on and on
In the back of my mind 

________________________________________________________________________

Była wszystkim wycieńczona. Zakończenie szkoły, powrót do domu, stracenie wszystkiego co miała. A miała wiele. On był właśnie tym wszystkim. Tak Hermiona Granger była z Draco Malfoy’em, ale ich burzliwy związek zakończył się tuż po Owutemach. Załamana dziewczyna nie jadła, nie piła, nie płakała. Po prostu tęsknota zżerała ją od środka. Czy to było możliwe? Tak, jak najbardziej… a ona była tego żywym dowodem.

Rodzice dziewczyny mogli nic poradzić na jej stan, mimo wszystkiego co robili. W kocu, zdecydowali się wysłać ją na dwu tygodniowy, czarodziejski wyjazd do Hiszpanii. Mieli nadzieję, ze dzięki temu dziewczyna zapomni o całych złych rzeczach, o których oni dokładnie nie wiedzieli, ale się domyślali.

Więc ona pakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wiedząc, że cały ten cyrk i tak nie pomoże. Przecież zapomina się po jakimś czasie… ale ona tego czasu potrzebowała wiele. Już jutro miała wyjeżdżać, by zatracić się w tęsknocie.

* * *

- Mamoo, mam wszystko- powiedziała zniecierpliwiona brązowowłosa, patrząc na swoją bliźniaczo podobną matkę. Jedynie oczy i kilka zmarszczek na jej dostojnej twarzy się różniły.

- Dobrze córeczko, więc zachowuj się dobrze, ale przede wszystkim baw, bo już niedługo wejdziesz w dorosłe życie- powiedział jak zwykle mądry pan Granger, patrząc z dumą na swoją córkę, jednak w tym spojrzeniu kryła się cała troska o jej los.

- Tato, wszystko będzie w porządku- powiedziała z lekko naburmuszoną miną, gdyż ojciec przypomniał jej co czeka ją po wakacjach. A był to staż w Ministerstwie.

Samolot, którym mieli odlecieć czekał już z zapakowanymi bagażami. Wiele młodych czarodziei i czarownic żegnało się właśnie ze swoją rodziną, powoli wkraczając w wakacyjny świat przygód i nowości.

- Do zobaczenia- powiedziała rodzicom Hermiona, przytulając oboje naraz.- Napiszę- zapewniła, uprzedzając pytanie matki.

- Trzymaj się kochanie- odpowiedziała rodzicielka, ze łzami w kącikach zielonych oczu. Ojciec jedynie uśmiechnął się, a córka wyszła na zewnątrz, do grupy , z którą miała jechać.

Nie odwracała się wiedząc, że zobaczy płaczącą matkę… zawsze płakała, gdy wyjeżdżała.

Pewnie wkroczyła do grupy, stając obok wysokiego bruneta, który gdy tylko ją zauważył, odwrócił głowę. Nie zwróciła na niego uwagi. Wsiedli do samolotu, który okazał się magicznym środkiem transportu. Droga minęła szybko, w towarzystwie dziewczyn, Susie i Hanny z wyjątkowo podobnymi zainteresowaniami do Lavender Brown i Parvati Patil . Całą drogę przegadały niczym przekupki na targu, o modzie, kosmetykach i innych bzdurnych głupotach. Z tego wszystkiego Hermiona wyjęła mp4 i założyła słuchawki, puszczając sobie swoje ulubione zespoły, typu: Budka Suflera, Perfect i Linkin Park. Ta muzyka po prostu pozwalała jej odreagować. Zatraciła się w słowach „Jolki, Jolki” i usnęła, nie wiedząc nawet kiedy.

Nowo poznane koleżanki obudziły ją tuż przed lądowaniem, za co była im wdzięczna, gdyż tej części lotu bała się najbardziej. Gdy już wylądowali, odetchnęła z niesamowitą ulgą. Wysiadła z samolotu wprost na zalane gorącym słońcem lotnisko. Podeszli do bramek i przeszli przez nie. Bez żadnych komplikacji, udali się wprost do swojego hotelu, nad pięknym, przejrzystym morzem. Pokój- czerwone ściany, dębowa podłoga i metalowe dodatki, gustowny- przypadł jej z Susie i Hanną i z jednej strony cieszyła się z tego powodu, bo już je znała i nawet polubiła. Rozpakowały się szybko, gawędząc przy tym miło i ruszyły na kolację.

Stołówka była miejscem pełnym stolików, przeróżnych kanap i krzeseł. Odcienie brązu panowały na ścianach, a podłoga była ze szlachetnego drewna. Dziewczyny usiadły przy jednym ze stołów. Jedno wolne miejsce wciąż było puste, ale jakoś nie rwały się do tego , by ktoś miał je zapełnić.

-Można się dosiąść?- podszedł do nich pewien chłopak, czarne włosy, niebieskie oczy, wysoki i dobrze zbudowany. Przystojniak- można byłoby stwierdzić.

- Taak, jasne- powiedziała oczarowana jego wyglądem Susie. Usiadł naprzeciw Hermiony, wbijając w nią pełne zaskoczenia spojrzenie. Wyglądała prześlicznie, mimo cieniów pod oczami i wychudzonego ciała.

- Jestem Matt- przedstawił się, obrazując na twarzy rozbrajający uśmiech.

- Susie- uśmiechnęła się zalotnie blondynka , o jaskrawo zielonych oczach.

-Hanna- powiedziała obojętnie, gdyż była zainteresowana swoim telefonem. Hermiona nie powiedziała nic, nie zwracała uwagi na całą tę rozmowę. Jej myśl zajmowało palące uczucie, że ktoś obserwuje każdy jej ruch.

- A Ty ślicznotko?- zapytał, a ona zmierzyła go spojrzeniem godnym bazyliszka w czasie uczty.

-Hermiona- wyrzuciła chłodno i beznamiętnie. Od Niego się tego nauczyła…

-Uoouu- odsunął głowę, jakby odrzucony tonem dziewczyny. Dania pojawiły się na stolikach, w końcu hotel był czarodziejski. Jedli, słuchając żartów nowego kolegi, a Susie i Hanna szczebiotały wesoło. Gorzej być nie może- pomyślała Miona. Nie tknęła nic ze swojego talerza, chociaż wszyscy piali zachwyty nad hiszpańską kuchnią. Nie była głodna. Wszyscy byli w połowie posiłku, ona wyszła do pokoju. Miała dość słuchania śmiechów dziewczyn, kiedy ona nie była w nastroju.

- Hej Miona- zawołał ktoś, a ona miała wrażenie, że skądś zna ten głos. Odwróciła się.

-Diabeł?- zapytała niedowierzając w to, co widzi. Przed nią stał wysoki brunet, którego przecież tak dobrze znała ze szkoły, a tym bardziej z siódmej klasy. Wpadła w jego objęcia, ciesząc się, że go widzi.

- Co tu robisz?- spytał.

- Rodzice mnie tu wysłali- powiedziała obojętnie, a on zlustrował ją wzrokiem. Schudła bardzo, była blada. Inna.

- Co ty ze sobą zrobiłaś? Dziewczyno, teraz wracamy tam, a ty jesz coś. Widziałem, że nic nie jadłaś, nie wywiniesz się- powiedział opiekuńczym tonem, zaciągając ją z powrotem do Sali. Usiedli przy pustym stoliku Hermiony.

-Dobra, a teraz powiem Ci nowości- zaproponował, pilnując przy tym, by cokolwiek zjadła.

-Noo?- zapytała ciekawie. Obecność Blaise’a zawsze poprawiała jej humor.

- Smok też tutaj jest…- mruknął entuzjastycznie, a ona zdławiła się pitym właśnie sokiem.

-Anapneo- szepnął Zabini , z różdżką skierowaną na dziewczynę. Momentalnie odzyskała oddech.

- Cooo?- zapytała głupio, a sens słów wypowiedzianych przez przyjaciela nadal do niej nie docierał.

-To, co słyszałaś.

- O nie, ja tego nie zniosę. To za dużo- powiedziała.

- Unika Cię.

-To dobrze, wręcz cudownie- stwierdziła z wyrzutem.

Zjadła w ciszy, a Diabeł odprowadził ją do pokoju, sam znikając tuż za rogiem. Przebrała się i wyszła na spacer po brzegu morza.

Zaczęło się od wspominania względnie niewinnych chwil, wspólnych potyczek, kłótni pogodzeń. Później zaczęły się pocałunki, ten pierwszy wyrażający wszystko , te kolejne, dające poczucie szczęścia. Każde spojrzenie, każde pragnienie. Wróciły. Chciała płakać, pomogłoby. Ale nie mogła. Obiecała sobie, że nie będzie i dotrzymywała złożonej obietnicy. Usiadła, wsłuchując się w szum niebieskich fal.

Momentalnie zrobiło jej się słabo. Zakręciło jej się w głowie, a mięśnie straciły napięcie. Zemdlała.

* * *

Wyjazd. Rodzice nalegali na niego, z nieznanych mu powodów. Nagle po wojnie zaczęli się nim interesować. Ale odpowiadało mu to, bo zawsze chciał, żeby właśnie tak było. Na lotnisko teleportował się sam, po krótkim pożegnaniu z rodzicami. Nie widział takiej potrzeby, przecież niedługo się zobaczą.

Dotarł na lotnisko, gdzie spotkał się z Diabłem. Tak, Lucyfer też jechał na podryw.

-Witaj Blaise- powiedział, widząc szczerzącego się do niego przyjaciela.

- Szczęść Boże Smoku- przywitał się, jak to było w jego zwyczaju, a uśmieszek nie schodził z jego przystojnej twarzy.

-Coś ty taki wesoły?- spytał lekko zirytowany.

-No w życiu nie zgadniesz kogo widziałem…- jego oczy błyszczały zdradliwie.

- No nie wiem, może Merlina?- zironizował zdenerwowany blondyn.

- Hermionę, Hermionę Granger- rzekł usatysfakcjonowany, gdyż doskonale wiedział, że jego przyjaciel wciąż ją kocha, chociaż się tego wypiera do tej pory. Obserwował reakcję przyjaciela: szok, zdziwienia, strach, a na końcu niezbyt prawdziwa złość.

- Nie wkręcaj mnie, i tak ci nie wierzę- a oczy wciąż zdradzały zainteresowanie.

- Nie chcesz nie wierz, ale raczej ją poznałem… to na pewno była ona- stwierdził z przekonaniem.- Tylko strasznie schudła i pobladła… naprawdę nie wiem czemu- zasiał poczucie winy w Malfoy’u.

Wsiedli do samolotu, a na samą myśl, że gdzieś w nim siedzi ona , nie dawała spokoju arystokracie. Podróż minęła mu szybko, gdyż większość czasu spał, śniąc o niej. Wysiedli z samolotu, a całkiem duża grupa nie pozwoliła zobaczyć jej, mimo to, że niecierpliwie się rozglądał. Poszli do hotelu, a on wciąż jej nie widział. Rozdali im klucze. Pokój przypadł mu z Diabełkiem i jakimś chłopakiem w okularach imieniem Peter. Rozpakowali się i ruszyli na kolację. Usiedli przy jednym ze stolików w kącie. Rozmawiali o quidditchu.

- Wiesz, my z Draco, w Hogwarcie byliśmy w drużynie Slytherinu…- zaczął się chwalić Zabini.

Wtedy to właśnie zobaczył ją. Weszła w towarzystwie dwóch wymalowanych dziewczyn. Faktycznie, wyglądała niedobrze, jednak wciąż była piękna. Patrzył na nią, wiedząc ile stracił… Ale czy stracił, czy może jest jeszcze jakakolwiek szansa ? To się jeszcze okaże...

Usiadła tyłem, a on jak oczarowany wbijał w nią swój przeszywający wzrok. Dania pojawiły się na stole,, ale nie poświęcił im większej uwagi. Jadł, nie wiedząc co wkłada do ust. Nagle ona wstała i wyszła, a zaraz za nią poderwał się Diabeł, tłumacząc się toaletą. Dokończył kolację i poszedł do pokoju. Blaise wsiąkł, ale jakoś się tym zbytnio nie przejął. Usiadł na swoim łóżku, wiedząc, że czekają go męczarnie, miłosne, a to chyba najgorsze, co może spotkać mężczyznę. Peter włączył jakiś hip-hop, a że Malfoy szczerze tego nie znosił, wyszedł, w planach mając mały spacer.

- Ooo, Smoku, gdzie się wybierasz?- zapytał Zabini, widząc zamyślonego przyjaciela.

- Idę na spacer- odpowiedział, a Diabeł zaśmiał się.

- Jak chcesz, ja tam idę wyrywać gorące hiszpanki- rzekł radośnie.

- Powodzenia, które Ci się przyda- zironizował.

- Żart to Ci się wyostrzył- powiedział niby obrażony.- Na razie – pożegnał się, a Draco kiwnął mu głową.

Poszedł na plaże by pomyśleć. Po wojnie wiele rzeczy się zmieniło. Zmienił się także on. Zakochał się na zabój. I stracił tę miłość, gdy teraz właśnie mógłby mieć ją na zawsze.

Najbardziej dziwiło go jednak to, że rodowy pierścień babci Black, właśnie został wyjęty ze skarbca i poddany odnowieniu. To przypominało mu o tym, że rodzice liczyli na to, że będzie z jakąś porządną panną. Nie chcieli wybierać mu żony. Czasy się zmieniły i stwierdzili, że on sam musi wybrać tą , którą pokocha.

Ojciec zawołał syna do swojego gabinetu, zaraz na drugi dzień po przyjeździe z Hogwartu. Zapukał, a usłyszawszy ciche „proszę”, wszedł. Obok niego siedziała moja matka, a ich ręce splecione były ze sobą. Teraz już go to nie dziwiło.

- Draco, chcieliśmy z Tobą porozmawiać- powiedział Lucjusz ciepłym tonem. Obydwoje chyba zauważyli jego przygnębienie. Trudno.- Otóż, ostatnio, jesteś jakiś inny, nie odzywasz się, zamykasz w sobie. Chyba znamy tego powód…- tajemniczość ojca zbiła go z tropu. A co jeśli wiedzą? Jeśli Diabeł się wygadał? Zabiję.

- Wydaje wam się- stwierdził siląc się na uśmiech, chociaż wyglądało to tak, jakby zobaczył testrala.

- Draco , powiedz co Cię gnębi- mruknęła cicho Narcyza, patrząc w oczy syna. Ona wie… panika ogarnęła jego ciało.

- W sumie , to nie o tym chcieliśmy rozmawiać- łagodnie naprostował starszy Malfoy. – Jak wiesz, skończyłeś Hogwart, pracę masz od września zapewnioną. Chyba domyślasz się czego brakuje?- zapytał. Tak, wiedział czego oczekują. Dziewczyny…

- Dziewczyny, która przypadnie wam do gustu- szepnął gorzko.

- A dlaczego niby ta dziewczyna ma nam przypadać do gustu ?- spytał mężczyzna. Teraz to dowalili, a zaraz będzie wywód na temat tego, że musi być czystokrwista i takie bzdury.

- A nie?- zironizował zdenerwowany.

- Nie, Draco- odezwała się kobieta.- To Ty będziesz z nią do końca swoich dni, nie my… My mamy siebie- dodała.

- Jak, jak to?- zaskoczenie wzrastało w nim z każdym, wypowiedzianym przez Cyzię, słowem.

- Tak to- powiedział zniecierpliwiony Lucjusz. – Zależy nam tylko na Twoim szczęściu. Nie będziemy zwracać uwagę na krew, ani inne wpajane Ci w dzieciństwie bzdury. To twoje życie, musisz o nim sam decydować- stwierdził mądrze.- My- zacisnął dłoń na dłoni żony- możemy jedynie Ci pomagać.

Nie wierzył w to co słyszy. Czyli mógłbym być z Granger. Tak ją kochałem, z nią chciałem być do końca. Ale zostawiłem ją i teraz nie sądzę, że mogłaby znowu mi zaufać. I tak wszystko stracone.

- Mam nadzieję, że przemyślisz nasze słowa- dopowiedział ojciec.- Możesz iść.

Wyszedł oszołomiony tymi informacjami. Teraz wszystko zależało od niej.

* * *

-Jak sądzisz, kochanie, przyzna się do tego?- spytała Narcyza swojego męża.

- Dajmy mu czas, to wszystko jest dla niego nowością- rzekł Lucjusz.- Chociaż to jakaś porządna dziewczyna i jakie ona miała oceny, nawet lepsze od naszego syna- zaśmiał się wesoło, a żona zawtórowała mu.

* * *

Tak, ta rozmowa była dla niego gigantycznym szokiem. Do tej pory nie powiedział im nic o Hermionie, bojąc się ich reakcji.

Rozmyślałby tak jeszcze długo, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. Jednak gdy tylko spojrzał , jak pewna dziewczyna pada bezwiednie na piasek, ruszył ku niej biegiem, wiedząc, że musi pomóc.

Kiedy podszedł jego serce zabiło tysiąc razy mocniej i głośniej. Przed nim leżała Hermiona. Nie zastanawiając się długo wziął ją na ręce i aportował się do najbliższego szpitala.

Zaniósł ją do Izby Przyjęć, a tam magomedycy od razu ją przyjęli. Więcej nie mógł zrobić. Teleportował się do hotelu, poinformował organizatorów i Diabła, prosząc o anonimowość. Tylko to chciał jej ułatwić.

Nawet teraz czuł na sobie jej zapach, słaby oddech, jej lekki ciężar. Jak on ją kochał. Wszystko powróciło. Musi zdobyć ją na nowo. To przecież tak się nie skończy.

* * *

Otworzyła oczy, a wszechobecna biel ją oślepiła. Pierwszą jej myślą, było to, gdzie jest i co tu robi. Nagle zmaterializowała się przed nią jedna z magopielęgniarek i zaczęła mówić trochę za szybko.

- Zasłabłaś na plaży- wyjaśniła krótko. Tak, to akurat Hermiona pamiętała.- Przyniosła Cię tu osoba, która chce pozostać anonimowa. Ktoś czeka na Ciebie na korytarzu i pozwolę mu wejść jedynie gdy wypijesz eliksiry- tu zagroziła palcem i podała jej Eliksir Wiggenowy, a po tym jak pójdzie jej gość, kazała wypić Eliksir Słodkiego Snu, który pozostawiła na szafce.

Wyszła, a po krótkiej chwili wpadł zatroskany Zabini. Ucieszyła się na jego widok, jednak miała nadzieję, że to może pewien blondyn.

- Mionka, no nareszcie- powiedział i przytulił się do jej wychudzonego ciała.- Tak się martwiłem, dobrze, że Smm… sama nie byłaś oczywiście- próbował zataić fakt i udało mu się, bo dziewczyna była otumaniona wywarami.

- Ja też się cieszę Diabełku- odpowiedziała niemrawo, patrząc w okno.

- Wypij ten eliksir, później do Ciebie przyjdę- zapewnił i siłą wcisnął jej środek nasenny. – Dobranoc- dodał, a jego uśmiech był ostatnim co zdążyła zapamiętać.

Wielkim plusem tego eliksiru było to, że zasypiało się od razu, a snu nie zakłócały sny i koszmary. Ale też nie można było stosować go w zbyt dużych ilościach, gdyż wywoływał skutki uboczne. Wszystko dobre w umiarkowanej ilości.

Obudziła się wypoczęta. Poleżała kilka chwil, a do pokoju weszła magopięlegniarka z wypisowym.

-Dzień Dobry Hermiono- przywitała się grzecznie, a Miona jej odpowiedziała.- Dzisiaj wracasz już do ośrodka, ale masz się oszczędzać, a przypilnuje Cię ten przemiły czarnoskóry chłopak- uśmiechnęła się niby do siebie.- Możesz się ubrać, bo on już czeka na Ciebie na korytarzu, to się razem teleportujecie, bo sama, broń Boże, nie możesz.

Granger podziękowała z wdzięcznością, ubrała się i wyszła do wiecznie uśmiechniętego Blaise’a.

-Mioonka, no łap się i lecimy- zaoferował jej ramię, a ona się go złapała.

Aportowali się przed hotelem.

- W sobotę, robię tutaj takie mini urodziny, bo jak wiesz, niedługo będę hot 18, ale w sumie ja zawsze jestem hot, ale nie zawsze 18, więc myślę, że wpadniesz ?-spytał z nadzieją.

- No jasne Diabełku, przecież nie opuściłabym takiej imprezy - uśmiechnęła się.

- No to super- stwierdził, chociaż tak naprawdę, to był jego iście diabelski plan, ułożony w nocy. W sumie urodziny miał, ale imprę chciał zrobić w Londynie, ale taka okazja… to nie mogło tak po prostu przejść koło zdradzieckiego nosa.

Doszli do swojego piętra, pożegnali się, a Hermi ruszyła w stronę swojego pokoju. Dziwiło ją to, że Blaise organizuje jakieś urodziny, ale w sumie zawsze lubił zwracać na siebie uwagę i balować. Taka jego natura.

Jeszcze lepszym faktem było to, że osoba, która dostarczyła ją do szpitala nie chciała się ujawnić. W duszy wciąż miała nadzieję, że to On okaże się tym, który ją „uratował”, ale jak do tej pory nikt się nie przyznał, więc mogła sobie tylko marzyć. Takie już było jej życie… Opierające się na domysłach, gdybaniach, niestabilne i często ją zawodziło.

* * *

- Smoku, właśnie dostarczyłem Granger ze szpitala- wydarł się Zabini, szczerząc przy tym równe, białe zęby.

- Taak?- zainteresował się blondyn.- Wszystko z nią w porządku?- przeżywał katusze sumienia i duszy, bo wiedział, czym spowodowany był stan byłej Gryfonki.

- Tak, ma o siebie dbać i się nie przemęczać- oznajmił brunet.

- To dobrze. Przypilnuj jej- powiedział przyjaciel z troską.

- No jakbym nie słyszał tego od innych- udał wielce obrażonego i poszedł do łazienki.

Smokiem tymczasem zawładnęły przemyślenia. Diabeł organizuje urodzimy… co on mu kupi, skoro przyjaciel ma wszystko… Ooo, nawet nie będzie musiał kupować, wystarczy teleportować się w pewne miejsce. To postanowione. Tylko czekać na wykonanie.

* * *

Sobota zbliżała się nieubłaganymi, wielkimi krokami, aż w końcu przyszła z wielkim hukiem. Spodziewana impreza była niemożliwie rozgłoszona, tłumy dziewczyn malowały się i szykowały kreacje na to właśnie wydarzenie, a chłopcy układali włosy i pryskali się jakże ukochanymi przez dziewczęta perfumami.

Hermiona właśnie spinała swoje włosy w luźnego koczka, z którego wypadało kilka kręconych pasm. Zrobiła sobie lekkie kreski, nałożyła trochę srebrnego cienia. Założyła czarną, przylegającą do ciała sukienkę bez ramiączek. Górę zdobiła srebrna koronka, a dół był obszyty świecącą tasiemką. Idealnie na nią pasowała. Gdy tylko jej nozdrza otulił zapach bananowych perfum, wzięła małą srebrną torebkę, założyła czarne szpilki i wyszła z pokoju.

* * *

- Co tu robisz?- spytała niechętnie, patrząc na przybysza.

- Też się cieszę-warknął.- Za trzy godziny tu jestem i zabieram Cię gdzieś- oznajmił szybko.- I nie zadawaj pytań- dodał widząc otwarte usta dziewczyny. Teleportował się, zostawiając ją bez żadnych wyjaśnień. Ciekawość zwyciężyła... Zaczęła się ubierać.

* * *

Weszła na salę pełną przeróżnych osób. A w oddali dostrzegła jubilata. Raźnym krokiem podeszła do roześmianego Blaise’a .

- Diabełku mój Ty- zaczęła uśmiechnięta- życzę Ci tego, czego Ty sam sobie życzysz, bo wiesz co chciałbyś- powiedziała, wręczając prezent.

- Dziękuję Ci Mioneczko- wycałowali swoje policzki, a Hermiona odeszła do baru. Ojj, ja już wiem czego sobie życzyć… zostania wujkiem blondwłosych dzieciaczków.. Uśmiechnął się sam do siebie, a wprost przed nim zmaterializował się Draco.

- Mój staruchu- krzyknął.- Wiesz, czego Ci nie życzę- zawsze byli bardzo mili w stosunku do siebie.- Długo zastanawiałem się co Ci dać, ale chyba to wynagrodzi wszystko- powiedział , a zaraz obok niego, wyłoniła się rudowłosa piękność. Ginny.

W oczach Blaise’a wybuchła radość. Wziął ją w objęcia, nie chcąc wcale puścić. Zaciągnął ją na korytarz, chcąc porozmawiać na osobności, zostawiając blondyna samego, zadowolonego z trafności „podarunku”.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić Smok poszedł do baru i zamówił szklaneczkę Ognistej. Usiadł na jednej z kanap i filtrował wzrokiem tłum w poszukiwaniu jej sylwetki. Nie znalazł. Jednym haustem dopił Whisky i skierował się w stronę wyjścia z hotelu, a parne powietrze uderzało go z każdym krokiem. Przeszedł przez ulicę, mając w planach usiąść na ławce, postawionej wprost z widokiem na rozległe morze. Zatrzymał się. Tam ktoś siedział. Dziewczyna, poznał po budowie.

Podchodził coraz bliżej, aż w jego oczy rzucił się brązowy koczek na głowie intruza. Zlustrował ciało.

- Granger?- spytał z niedowierzaniem.

* * *

Wypiła Whisky zaraz po tym, gdy przy Diable zmaterializował się blondwłosy chłopak. Ten widok wciąż bolał. Wyszła tuż przed tym, jak Ginny miała ujawniać swoją obecność. Gdzieś w oddali słychać było grzmoty, a delikatne błyski rozdzierały czerń nieba.

Skierowała się na ławkę, którą wypatrzyła z oddali. Usiadła, rozkoszując się ciepłą nocą i pachnącym powietrzem. Ale głos, który usłyszała za sobą, to nie mogła być prawda…

* * *

-Granger?- spytał z niedowierzaniem.- Nawet nie wiesz…- odwróciła się, hardo patrząc w jego pełne tęsknoty tęczówki.

Kolejna błyskawica z wrzaskiem rozdarła nocne niebo.

-Czego nie wiem, no czego?- zapytała ironicznie.- Chcesz się jeszcze wyżyć na głupiej szlamm…- zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Wyrażającym wszystko, co się z nim działo, kiedy tylko widział ją od ich rozstania. Tęsknota, ból, radość , troska, a wreszcie to najważniejsze… miłość.

Całował ją. A ona tak po prostu te pocałunki oddawała. Tyle razy chciała, żeby te wargi znów spoczęły na jej ustach. Tyle razy jej myśli zajmował jego zapach. A teraz miała go przy sobie, nigdy nie chcąc znowu stracić. Wiedziała, jak nierealne to marzenie jest.

Oderwali się od siebie, a Miona patrzyła na niego pytająco.

- Hermiono, zrozumiałem wiele… wiele jeszcze chciałbym zrozumieć i dostrzec, a wiem , że jedynie Ty mi w tym potrafisz pomóc – jego uczucia sypały się niczym piasek, spomiędzy małych rączek kilkuletniego dziecka. – Kocham Cię, to wiem na pewno.

Otworzyła oczy ze zdumienia. To było niemożliwie.

-Ty nie jesteś prawdziwy… - myślała, że to jakaś fatamorgana.- Jesteś tylko w mojej głowie, która nie może sobie poradzić- mówiła jakby do siebie.- Tak, Draco, kocham Cię, ale Ciebie tu nie ma.

-Eeej , to ja…- powiedział załamany. Wtem dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała na niego. To naprawdę on. Wcisnęła mu na usta namiętny pocałunek, a on bez sprzeciwów go oddał.

A grzmoty stawały się coraz bliższe, błyski coraz wyraźniejsze, a kropelki deszczowej ulewy zaczęły sączyć się na nich, splecionych we wzajemnym szczęściu i bezpieczeństwu.

* * *

Wróciła z wyjazdu. Inna. Rodzice zauważyli tę zmianę, widzieli, że coś się wydarzyło, a jej humor tylko to potwierdzał.

Bowiem myślała o nim. O tym, co przeżyli w ostatnich dniach. O tym, że zakochali się na nowo. Przekonali się, że ta miłość była pewniejsza, niżeli przepowiednie profesor Trelawney. I to trzymało ją przy życiu…

* * *

- Matko, Ojcze- wykrzyknął uradowany, gdy wszedł do ogromnej posiadłości jego rodziny; Malfoy Manor. Zaaferowani , przyszli przywitać syna.

- Co się stało ?- zapytał starszy Malfoy, całkowicie zdziwiony zachowaniem syna.

- W najbliższym czasie przedstawię wam swoją narzeczoną- szczęśliwy wyściskał Narcyzę i Lucjusza i wesołym biegiem ruszył po schodach, pozostawiając oniemiałych rodziców.

- Żono, czy mi się wydaje, czy on właśnie wygląda jakby był zakochany?- zapytał z niedowierzaniem małżonki, której reakcja była w pełni podobna do jego reakcji.

- Masz całkowitą rację i chyba nawet wiem, kogo odnalazł…- powiedziała, jednoznacznym wzrokiem patrząc na męża.

* * *

Minął pełen wrażeń rok.

Czarnoskóry mężczyzna przechadzał się po jednym z pokoi swojego obszernego domu. W końcu nie co dzień kończy się 19 lat. Usiadł na sofie, czekając na swoją ukochaną, mającą za kilka chwil wrócić. Tak wiele zmieniło się w jego życiu. Znowu z nią.

Jego przyjaciel natomiast był żonaty… tak Draco Malfoy był żonaty, ale to nic. A z kim był w związku małżeńskim? Z Hermioną Granger. Tak, to była jego mała zasługa, a minęło od niej właśnie trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Dzięki „małej” imprezie tak wiele zmieniło się w jego życiu.

Usłyszał szczęk otwieranych drzwi, a rudowłosa kobieta wpadła do pokoju.

- Cześć- powiedziała wesoło , a on tylko przyciągnął ją do siebie i pocałował. Oderwała się od niego.- Mam dla Ciebie wiadomość- uśmiechnęła się.- Będziemy mieli synka- krzyknęła, a w tym samym momencie pokój rozświetlił blask patronusa. Smok.

- Hermiona urodziła, bliźniaki, chłopczyk i dziewczynka – usłyszeli głos młodego Malfoy’a .

Radość Blaise’a nie znała końca. Jego wymarzony, urodzinowy prezent wtargnął do rzeczywistego świata. Będzie miał synka, a do tego jest zajebistym wujkiem blond bliźniaków z kręconymi włosami, szarymi oczkami i dobrymi serduszkami… Teraz może nazwać siebie szczęśliwym.

* * *

Co to?

Czy to miłość wtargnęła do Twojego życia?

Czy to tylko sen?

Nie, to nie sen…

To piękna rzeczywistość, na którą w pełni zasłużyłeś.

Rzeczywistość kolorująca Twoje, niegdyś szare, niebo…

w tysiące urokliwych barw.
___________________________________________________________
Wakacje, przybywajcie! :D
Pozdrawiam, 
Lúthien :*