piątek, 14 marca 2014

Rozdział XXX

Z dedykacją dla Kejtidżi - przede wszystkim za rozmowę. 

I'm addicted to you, 
Hooked on your love, 
Like a powerful drug
I can't get enough of”
___________________________________________________________________
                                     
            Ostatnie dni roku szkolnego w Hogwarcie przemijały nadzwyczaj szybko. Z mrugnięciem oka minął tydzień, który przyniósł ze sobą oczekiwania i opowieści, przekazywane z ust do ust przez rozgrzanych słońcem uczniów.
            Lekcje były lekkimi powtórkami, szczególnie praktycznymi i nawet nauczyciele nie zadawali sobie wiele trudu, również tęsknie wyczekując tego wolnego czasu, w którym odpoczęliby od podopiecznych  i innych trudnych spraw.
            Gwar rozmów w Wielkiej Sali wcale, a wcale nie cichł. Śniadanie zawsze było żywym wydarzeniem, a większość uczniów paplała wesoło to o tym, to o tamtym. W powietrzu unosił się zachęcający zapach potraw, a słońce wpadało przez wielkie okiennice, oświetlając całe pomieszczenie.
            Uczniowie Slytherinu obmyślali co lepsze, głupie odzwyki, czy też dowcipy, które mogliby zrealizować jeszcze w te ostatnie dni. Co niektóre panny głośno rozprawiały o paryskich pokazach mody, na które koniecznie muszą się wybrać, a panowie z kolei o Mistrzostwach Świata w Quidditchu, które miały odbyć się w tym roku w Polsce.
            Krukowi byli w zarozumiałych nastrojach. Niektórzy przechwalali się, jakie będą mieli średnie końcowe i oceny z eliksirów. Inna połowa marzyła tylko o popołudniu na błoniach z ciekawą książką w dłoni.
            Puchoni spoglądali po sobie zaspanym wzrokiem, a sok dyniowy szybko znikał z dzbanków. Wiedzieli jedynie, że imprezy w środku tygodnia  nie są najlepszym rozwiązaniem.
            Gryfoni nie byli radzi z tego, że to już koniec roku i muszą się udać do domu, gdzie czekają na nich rodzice, z tysiącem pytań i uścisków. Ale przecież, nawet podczas wakacji może zdarzyć się jakaś przygoda?
            Draco i Blaise siedzieli przy swoim stole, niemrawo żując śniadanie.
- Powinienem Ci przylać, za tę akcję z Ginny – rozpoczął Blaise. Mimo, że minęło już wiele czasu od tego zdarzenia, chwila, by  wygarnąć wiele rzeczy przyjacielowi nadarzyła się dopiero dziś.
            - Nie sądzę – odrzekł lekko Draco, odwracając się w jego stronę z ironicznym uśmieszkiem.
            - Tak bezczelnie mnie okłamać, no wiesz co… - kontynuował Diabeł, chcąc wreszcie wydobyć cokolwiek z blondyna. Ostatnio można powiedzieć, że zamknął się w sobie. Jeśli odpowiadał na pytania, to jedynie wkurzającymi monosylabami.
            - Tak wiem, jesteś mi wdzięczny… nie ma za co, nie ma za co – powiedział, przeglądając wzrokiem Wielką Salę.
            - Nie no, nawet za to być Ci nie walnął, ale kurwa, mógłbyś zacząć ze mną rozmawiać jak jakiś normalny, cywilizowany czarodziej? – zapytał brunet, uderzając pięścią w stolik, a naczynia stojące na nim zabrzęczały.
            - Nie mógłbym…
            - Czemu?
            - Bo nie jestem normalny – stwierdził ze złością Draco i szybko wstał.
            Przemierzył Wielką Salę, ale drzwi otworzyły się i wyłoniła się z nich Hermiona Granger. Stanęła na jego widok, niby trafiona jakimś urokiem.
            On również przystanął i spojrzał w jej czekoladowe oczy, które prześladowały go każdej nocy. Czuł, jak coś się zmienia. Coś odchodzi. Coś, co już nigdy nie powróci. Próbował zatrzymać tę chwilę, ale wymykała mu się przez palce, jak woda przez zaciśnięta pięść. Nie chciał, by cokolwiek zmieniało się kiedykolwiek. Chciał, by pomiędzy nimi wszystko było tak, jak w Boże Narodzenie.
            I wiedział, że jednak coś pękło, i w nim, i w niej. Hermiona pewnym krokiem przeszła obok, a Draco poczuł tylko jej słodkie perfumy, które przypominały o każdej straconej chwili.
                                                                       * * *
            Ginny usiadła pod jednym z drzew, przy którym siedział zamyślony Diabeł, wpatrujący się w błyszczące jezioro. Dobrze wiedziała, co go dręczyło… bo dręczyło też ją.
            -Nie myśl o tym – powiedziała delikatnie, wiedząc, że choć na chwilę odwróci jego uwagę.
- Martwię się. On ewidentnie ją kocha, a tu co… jak zwykle – westchnął z irytacją, patrząc na swoją dziewczynę. – Nas to potrafili pogodzić, ale sobie, to nie dadzą pomóc.
- Tacy już są.  Oboje boją się siebie nawzajem – wyjaśniła dziewczyna.
- Chyba musimy poczekać – powiedział Blaise.
- Też mi się tak wydaje. Wiele rzeczy muszą sobie poukładać w tych roztrzepanych głowach…
- Ale jedno wiem na pewno. Chyba nigdy w życiu im się nie odwdzięczę za to, co zrobili dla nas – zakończył prawie szeptem, zamykając oczy.
            I właśnie w tym momencie Ginny pomyślała dokładnie to samo.
                                                                       * * *
            Przedostatni dzień był cały zajęty przygotowaniami do zakończenia roku. Hermiona jako prefekt, musiała zająć się wieloma sprawami. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby tym czynnościom nie towarzyszył ciągły, palący, obserwujący wzrok pewnego blondyna, jej współlokatora, notabene osoby, do której uczucie tak chętnie skrywała.
            Cóż mogła poradzić, że ten chłopak, a właściwie mężczyzna oddziaływał na nią mocniej, niż ktokolwiek inny? Przecież nie miała na to żadnego wpływu i chyba to najbardziej ją denerwowało.
            Delikatnie podniosła szarfę z herbem Hogwartu. Jeszcze tylko kilkanaście godzin. Tylko kilkanaście godzin…
                                                                       * * *
            Patrzenie na nią, sprawiało mu przyjemność. Wyważone, staranne ruchy, zmysłowa gracja. Naprawdę wiele można rzec o niej, ale na pewno nie to, że nie jest piękna na swój sposób.
            Dla niego była boginią. Kleopatrą o brązowych oczach, prawie złotej skórze i lokach, układających się jak sprężyny. Raz kusicielką, raz małą dziewczynką. A kiedy indziej, obiema w wybuchowej mieszance.
            Wiele wyszukanych epitetów krążyło po jego głowie, kiedy tylko na nią spoglądał. Naprawdę wiele niewypowiedzianych, tak idealnie skrywanych przemyśleń i słów, które powinny ujrzeć światło dzienne.
            Nie rozmawiali ze sobą. Jedynie jakieś ciche „cześć” wypływało z ich ust. Przeważnie traktowali się jak powietrze. Jak coś, czym oddychamy, jednak tego nie widzimy. I to był ich paradoksem… próbowali zapomnieć.
            Niestety, nie wszystko można było załatwić w ten sposób.
                                                                       * * *
            Wieczór przyniósł ze sobą złocisty zmierzch i ciepły wiatr, który delikatnie rozwiewał jej loki. Kto mógłby pomyśleć, że to już jej ostatni wieczór w tej szkole. Tak wiele tu przeżyła, tak wiele nauczyła. Ciężko będzie tak po prostu pozostawić za sobą tyle lat życia w tych murach, które zawsze zapewniały jej bezpieczeństwo.
W pierwszej klasie poznała Rona i Harry’ego, jej przyjaciół. Wtedy to ocalili Kamień Filozoficzny przed Lordem Voldemortem. Wtedy to w jej życiu po raz pierwszy pojawił się Malfoy i na zawsze chciała, by z niego zniknął.
Drugi rok nauki był pełen niespodzianek. Przygotowywanie eliksiru Wieloskokowego
w łazience Marty, późniejsze wypicie go i stanie się po części kotem – akurat to nie było miłe. Spetryfikowanie przez Bazyliszka też nie należało do najlepszych wspomnień. A chyba tym, co kłuło najbardziej, była pierwsza „szlama” ze  ślizgońskich ust.
            Kolejny rok był na pewno bardziej napakowany zagadkami, niż ten poprzedni. Dokładnie pamiętała to śmieszne wróżbiarstwo, a także to , jak świetnie przywaliła Malfoyowi, prawie łamiąc mu nos. Piękne czasy zmieniacza czasu oraz ratowania Syriusza, który okazał się dobrym człowiekiem i osobą, która dawała Harry’emu nadzieję.
            Czwarty rok w całości minął na ciągłym zamartwianiu się o Wybrańca, który brał udział w Turnieju Trójmagicznym oraz bzdurami wypisywanymi przez Ritę Skeeter. Ale najważniejszym wydarzeniem, które zapamiętała, to Bal Bożonarodzeniowy spędzony wraz z Krumem. A także spojrzenie Draco, które coś wyrażało… tylko nigdy tego nie rozszyfrowała.
            Kolejny rok był pełen różowej Umbridge, jej brygady inkwizycyjnej i walką z nimi. Był to także czas po powrocie Voldemorta, czas niebezpieczny. Walka w ministerstwie była bardzo kosztowna. Utrata Syriusza wiele znaczyła nie tylko dla Harry’ego, również dla niej.
            Szósta klasa przyniosła wiele łez i zawodów, w szczególności na Ronie, w którym była zakochana. Tego czasu, w którym tak wiele osób było zagrożonych, wolała wcale nie pamiętać.
            Później była wyprawa związana z horkruksami. Najbardziej zapadły jej w pamięć odejście Rona i tortury zaserwowane przez zwariowaną Bellatrix. A później Bitwa o Hogwart, w której tak wiele serc przestało bić na zawsze.
            Ten rok był zwariowany pod każdym ze względów. Zadawanie się ze ślizgonami, kłótnie z Gryfonami i to, co się stało i jak się stało. Harry i Pansy byli ze sobą szczęśliwi. Nie obchodził ich świat, wreszcie znaleźli oparcie, którego oboje  szukali wiele dni. Ron i Parvati  odnaleźli się po wielu latach, choć tak naprawdę byli obok siebie.
            Wszystko szło w jak najlepszym kierunku.
                                                                       * * *
            W salonie nie było nikogo. Najwyraźniej, jej współlokator wyszedł świętować zakończenie roku. Ona też miała taki zamiar. Jej wzrok skierował się ku barkowi, skąd wyjęła kilka butelek piwa kremowego.
            Z takim zaopatrzeniem mogła spokojnie zająć się pakowaniem i uprzątnięciem swojej sypialni.
            Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem, które słyszała każdego dnia. Jednak ciężko jej będzie rozstać się ze szkołą.
            Po kolei brała do ręki ubrania, książki i wszystko inne, skrupulatnie wkładając je do kufra. Mogła użyć prostego zaklęcia. Ale nie chciała, bo w ten sposób żegnała się z Hogwartem już na zawsze.
            I nie tylko ze szkołą chciała się pożegnać. Chciała zapomnieć o tych miesiącach udręki, które powoli robiły z jej twarzy maskę. Może, jeśli odetnie się od niego, wszystko minie? Wzięła do ręki butelkę i pociągnęła łyk… ten smak zawsze będzie jej się kojarzył z Hogsmeade, z Gospodą Pod Trzema Miotłami.
            Na koniec została jej szafka nocna. W niej trzymała rzeczy, które były najważniejsze, dawały jej najwięcej. Zajrzała do pierwszej szuflady, z której wyciągnęła swój pamiętnik…
            - Kiedyś go spalę – mruknęła do siebie, już wyobrażając sobie, jak płomienie liżą wszystko, co w tym roku zaciągało ją powoli na dno.
            W drugiej szufladzie były jej korespondencje. Wyjęła listy i pieczołowicie ułożyła w kufrze. Jednak jej wzrok przyciągnęła zamknięta koperta, na której bardzo znanym pismem napisane było jej imię.
            Wzięła w dłoń swoje znalezisko, chcąc jak najszybciej poznać jej zawartość.
            Wtem w drzwiach stanęła jej przyjaciółka, a Hermiona w panice schowała go do kieszeni szaty przygotowanej na jutro.
            - Heej – przywitała się Ruda, wesoło wypełniając wesołością  pomieszczenie.
- Cześć, cóż to Cię do mnie sprowadza? – spytała zdziwiona dziewczyna, patrząc nieco podejrzliwie na rudowłosą.
- Idziesz. Ze. Mną. Na. Małą. Imprezę – wyrzuciła z siebie pełnym nadziei głosem, który nie zwiastował niczego dobrego dla brązowowłosej.
            - Ginny, ja? W tym wieku? – spytała, mając cichą nadzieję na to, że uda jej się uniknąć tego wyjścia.
- Mionka, Mionka, Mionka – poczęstowała towarzyszkę spojrzeniem godnym pani Weasley. – Wbijaj się w jakiś fajny ciuszek i hop – siup na jednej nóżce – dodała. – A jak nie to się obrażę…
- Ej, nie ma tak – powiedziała zdezorientowana Herm, ale patrząc w maślane oczka Gin, poddała się. – Dobra, ale nie odstawiam się, idę w czym chcę.
- No okeeej – ucieszyła się Ruda. – Będę za 30 minut!
                                                                       * * *
            - Nie wiem, czy to dobry pomysł – szepnęła Hermiona, kiedy to wraz z przyjaciółką, podążały do Pokoju Życzeń.
            - Nie narzekaj, nie będziemy długo – upewniła ją Ruda, uważając tymczasem, by nie wywinąć jakiegoś orła na śliskim marmurze.
            Miona natomiast już wiedziała, jak będzie wyglądać cała ta impreza. Gin wywinie się gdzieś z Diabłem, Harry będzie balował z Pansy, Ron z Paravati, a ona będzie siedzieć sama. Chociaż, może napije się jakiegoś porządnego alkoholu.  
            Wiedziała, że zmieniła się, że ten rok wiele nowego wniósł do jej życia. Tylko, jak wiele?
                                                                       * * *
            Widział jak wchodzi. Jak jej włosy falują przy każdym najmniejszym ruchu. Jak uśmiecha się do Diabła, który nagle pojawił się obok niej. Jak obejmuje wzrokiem salę, przyglądając się tańczącym.
            Wiedział, że lubi tańczyć. Wiedział, że jest w tym niesamowita, a w szczególności wtedy, kiedy tańczy właśnie z nim.
            Widział, że patrzy w stronę baru, ustawionego pod lewą ścianą. Wiedział też, że przyszła się napić i to sporo… Dokładnie tak, jak on.
            Kładzie rękę na ramieniu Blaise’a, który chyba właśnie opowiedział żart. Śmieje się, ale ten śmiech nie jest prawdziwy. Ona udaje, robi to z taką premedytacją, tak dobrze to ukrywa. Ale on wie. On wie, że coś jest nie tak.
            Nagle, chyba wyczuwa, że ktoś na nią patrzy. Odwraca wzrok i spogląda wprost w jego rozżarzone oczy. On wstaje, stawia kroki, ale ona stoi w miejscu. Traci kontrolę.
            Diabeł i Ruda wycofują się, widząc, co się dzieje.
            On stawia swoje kroki dalej, ale ona zaczyna się cofać do wyjścia. Nie chce tego spotkania, boi się go. Wie, że wiele rzeczy nie powinno się w ogóle stać. Wie też, że jest owocem zakazanym, czymś, czego on nigdy nie powinien dotknąć.
            Ale czy to nie te zakazane smakują najlepiej?, odpowiadają jej jego oczy.
            Dziewczyna już naciska klamkę, odwraca się i szybkim krokiem wychodzi.
            On wie, ze to złe, że nie powinien, ale idzie za nią, przemierza, te kilka metrów, jakby były jedynie krokiem w drodze do szczęścia.
            Prawie wybiega z Pokoju Życzeń. Widzi ją na końcu korytarza, kiedy skręca w jedną jego odnóg. Idzie za nią.
            Kroki odbijają się echem od ścian i toczą się po całym zamku. Ale nie dbają o to. Ona idzie przed siebie, prawie biegnie. Ale on i tak ją dogania. Łapie ją w pasie i przypiera całym ciałem do ściany.
            Ale ona nie chce tego dotyku i pragnie jednocześnie. Jest rozbita. Nie unosi głowy, nie chce z bliska patrzeć na te oczy, które w snach pokazują jej własne lęki.
            Jego place już są na jej podbródku, podnosząc go ku górze. Chce widzieć jej oczy. Ten ostatni raz.
            Maska pokrywa obie twarze.
            On chce widzieć ją, nie imitację.
            Jego usta opadają na jej wargi.
“But I’m burning, burning cause you set my soul on fire
Girl I don’t know what I’ll do”
            On wie, wie, że to co robi, zawsze będzie przy nim, że to uczucie zostanie, nigdy nie odejdzie.
            A ona czuje, że ten pocałunek jest pożegnaniem. I godzi się z tym.
            Nagle gorączka jego ust opuszcza jej wargi.
            - Nigdy Cię nie zapomnę – wyszeptuje wprost w jej malinowe usta, a na jego twarzy widać wewnętrzną bitwę. Rozrywa swoje serce na dwie połowy… jedna nieświadomie zostaje w jej dłoniach. Odpycha się od ściany i odchodzi.
            Nie odwraca się. Ona stoi, nie wiedząc do końca, co się dzieje. Analizuje jego słowa, i już wie, że to koniec. I gdy tylko słyszy, że kroki oddaliły się znacznie, fala łez zaczyna cieknąć po jej twarzy. Łzy straty i gniewu jednocześnie.
            - Ty draniu – szepcze dziewczyna. – Ty draniu…
            Nie wie, jak udało jej się dotrzeć do  dormitorium. Jak udało jej się zasnąć, tego też nie wie. Teraz wie tylko jedno… to definitywny koniec.
                                                                       * * *
            - Witajcie, na zakończeniu kolejnego roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart – rozpoczęła Minerwa McGonagall. – Myślę, że ten czas był dla Was kolejnym ważnym krokiem w drodze do dorosłości – kontynuowała, ale Hermiona wyłączyła się całkowicie. Wczorajsze wydarzenia wciąż szalały w jej głowie, nie dając żadnej chwili wypoczynku. Chciała wreszcie rozsiąść się w szczelnie zamkniętym przedziale lokomotywy i zatopić w jakiejś miłej lekturze.
            - Żegnajcie, siódmoklasiści, życzę Wam powodzenia! A z resztą, mam nadzieję widzieć się we wrześniu, do zobaczenia – zakończyła profesorka, a Miona wstała żwawo, by po raz ostatni spełnić obowiązki Prefekta Naczelnego.
                                                                       * * *
            - Nie wierzę, że to już koniec – westchnęła Ruda, siedząca obok Zabiniego. Hermiona patrzyła w okno. Ona wierzyła, aż za bardzo.
            - Będzie dobrze – zapewnił ją Blaise z czułym uśmiechem. Brązowowłosa rzuciła im tylko znaczące spojrzenie, na co oni wyszli z przedziału.
            Została sama ze swoimi myślami. Coś w jej umyśle mówiło jej, że tak będzie lepiej, że to nigdy nie było im pisane. Ale ta druga połowa drwiła sobie z tej teorii, wyzywając ją od głupich i niemoralnych.
            Droga mijała, a ona pozostawiała za sobą coraz więcej niewypowiedzianych słów i myśli.
            Na horyzoncie zaczęły pojawiać się jakieś angielskie wioski. Zbliżali się do Londynu.
Wsunęła dłonie do kieszeni i wyczuła kawałek papieru.
            Nie przeczytany list wciąż spoczywał na jej dnie.
            Wyciągnęła go i drżącymi dłońmi rozerwała kopertę. Rozwinęła pergamin.

            Hermiono,
            Wiele słów mógłbym poświęcić na to, by powiedzieć Ci, jak bardzo mi na Tobie zależy.
            Jesteś moją ucieczką od najgorszego, jesteś moim prywatnym światem. Jesteś kimś, kto we mnie uwierzył, kto dał mi nadzieję. Przykro mi tylko, że ją straciłem.
            Wesołych Świąt,
            Draco.
            PS.: Kocham Cię.

            Wjechali na obrzeża Londynu. Ma mało czasu. Musi się spieszyć.
            Odłożyła list, a słona łza spłynęła po jej policzku.
            Drań.
            Szybko zdjęła szatę i schowała ją do torby. Przejrzała jeszcze przedział, kiedy wjechali na peron Dworca King’s Cross.
            Musi jeszcze zobaczyć, czy nikt nie został. Przeklęła w duchu obowiązki prefekta.
Czekała, aż fala uczniów wyleje się na betonowy peron, patrząc na nich z okna, a kiedy korytarze opustoszały, zaglądała do każdego z przedziałów.
            Spieszyła się, jak jeszcze nigdy.
            Wybiegła z pociągu. Twarze otaczających ją ludzi rozmazywały się, nie widziała nikogo. Ale wtedy dostrzegła platynowe włosy, które zalśniły w letnim słońcu.
            - Draco – krzyknęła rozpaczliwie, zwracając uwagę wielu ludzi stojących w pobliżu. Ale na nich jej kompletnie nie zależało.
            Żadnego ruchu, żadnej reakcji.
            - Draco – szeptała w agonii, która nagle ogarnęła jej ciało. Ściskała cenny list w dłoni.
            Odwrócił się.
I widziała już jego oczy, patrzące na nią bez maski, która chroniła ich oboje przez tak wiele czasu.
Widziała w nich to, czego tak bardzo bała się kiedykolwiek pokazać u siebie.   
                                                                       * * *
            - A nie mówiłam! – krzyknęła cicho kobieta.
            - Jak zawsze masz rację – powiedział mąż, łapiąc ją czule za dłoń.
___________________________________________________________________________
Udało się ;) Niespodziewanka na piątkowy wieczór :)
Powiem tak, raz jest lepiej, raz gorzej, bo rozdział można powiedzieć rozrywany.
No, ale co będę mówić. Oceńcie sami!
Trzymajcie się, dziękuję Wam za wszystko!
Lúthien ;*
KOMENTARZE= MOBILIZACJA! ;)

13 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział! Aż się popłakałam!
    Oni mają być razem! Błagam! Nie mogę doczekać się następnej notki!
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, musi być Happy End, musi!!! :D
    Coś czuję, że niedługo koniec, mam nadzieję, że się mylę. Życzę weny i czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Sliczny. Bardzo ładne przemyślenia...
    .

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko.... Prawię się popłakałam. Rozdział jest niesamowity, najchętniej już bym przeczytała kolejny. Mam nadzieję, że napiszesz happy end :)
    życzę dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział.
    Fajnie, że Ginny i Blaise się pogodzili.
    Impreza... Nie spodziewałam się, że tak będzie wyglądać "pożegnanie"
    Cudowne zakończenie.
    Cieszę się, że się pogodzili.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział super.
    Kurczę, Draco i Herm muszą być razem!
    Impreza nawet fajnie wyszła, dobrze, że Ginn i Blaise się pogodzili ;)
    Jak ja czekam na następny rozdział ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział w bardzo dobrym właściwym temu opowiadaniu stylu.Moment z listem jest rewelacyjny.Weny kochana!;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo wzruszający list :)

    ------
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały. Ten rozdział wywarł na mnie duże emocje. Popłakałam się czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziś znalazłam tego bloga i przeczytałam go z zapartym tchem, historia porusza serce, mam nadzieje, że Draco i Hermi będą razem.
    Życzę weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże ja płacze znowu rozdział świetny :)

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już tu jesteście, pozostawcie po sobie jakikolwiek ślad ;)