niedziela, 27 października 2013

Rozdział XVIII



 Znikam gdzieś, noc i dzień
Zlewasz się w jedną całość kiedy nie ma Ciebie
Tonę snów, milion słów
Dotyk twój i niczego już nie jestem pewien
 ____________________________________________________________________________
            -Ginny, możesz chwilę poczekać?- zapytał Harry Potter, widząc, że rudowłosa łapie za swoją torbę.
- Okej- odpowiedziała zdziwiona sytuacją. Nie odzywali się od siebie już długi czas i mimo wszystko brakowało jej trochę jego poczucia humoru, uśmiechu i rady.
            Wybraniec zawiązał swoje buty, wstał i rozpoczął.
- Więc Gin…
- Nie zaczyna się zdania od „więc”- powiedziała ciepło i uśmiechnęła się.
-Ech, ta Hermiona- rzucił, na co oboje zaśmiali się głośno. Przyjaciółka zawsze ich poprawiała nie tylko pod tym względem i dość często miała rację… zawsze ją miała.
- Nie wiem jak było z Tobą, ale dla mnie te tygodnie bez Twojej przyjaźni były ciężkie i naprawdę żałuję tego, co zrobiłem. Nie chcę się kłócić. Wiem, że Ronowi też jest przykro, ale jemu to zajmie więcej czasu, znasz go…- mówił Harry, a Ginny pomyślała intensywnie… przecież Potter był zazdrosny o Blaise’a, ale przecież nie zrobił nic wielkiego… chyba, chyba że o czymś nie wie.
            -Harry, czy ty przypadkiem nie mieszałeś się w sprawy pomiędzy mną a Zabini’m?- zapytała, zaraz po tym, jak części układanki powoli zaczęły składać się w jedną całość.
- I przede wszystkim chciałem przeprosić- kontynuował, dopiero po chwili zauważając, że Ruda zadała mu pytanie.
-Harry?
- To Ty nie wiesz?- spytał i przeraził się niemożliwie. Tego się nie spodziewał. Był wręcz pewny, że Blaise powiedział jej o wszystkim.
- Teraz chyba już wiem- przypomniała sobie zdjęcia, które pokazała jej Miona. To musiała być zemsta.
- Zrozum Gin, byłem o Ciebie cholernie zazdrosny. Ale zrozumiałem, że liczy się dla mnie tylko Twoje szczęście, nawet jeśli nie ma ono być przy mnie, aż do końca…- wytłumaczył się zmieszany.- Teraz jestem z Lisą… - powiedział i spojrzał w jej oczy.
- W porządku- powiedziała Ginny, a jej serce przepełniło się pustką… To Harry był pierwszy, to zawsze był on. A teraz jeszcze Blaise…
            Przytulili się przyjacielsko i prowadząc lekką rozmowę na temat meczu, ruszyli zaśnieżoną ścieżką, a wiatr przyodziewał ich twarze w rumiane policzki. 
                                                                       * * *
            Przysunął się do jej ust, z nadzieją, że będzie mu dane znów poczuć to spełnienie, które wypełniało go za każdym razem, gdy to robił. I ten smak, tak, malinowy...
            Drzwi z wielkim trzaskiem obiły się o ścianę, a w ramie portretu stanęła rudowłosa Ginny Weasley. Hermiona i Draco momentalnie odskoczyli od siebie zmieszani tym, do czego doszłoby, gdyby Ruda im nie przerwała.
            - To ja idę spać, dobranoc- posłał nikły uśmiech w stronę Miony, która nadal nie mogła uwierzyć, że jeszcze chwila, a uległaby…znowu.
            -Co się stało Gin?- spytała brązowowłosa zaraz po tym, jak drzwi do dormitorium blondyna kliknęły lekko.
- Po meczu Harry poprosił  mnie o rozmowę… i przeprosił mnie za wszystko- powiedziała- i wiesz, niby fajnie, że się nie kłócimy, ale powiedział coś jeszcze. Że, że chyba mu nadal na mnie zależy…- dodała, po czym posmutniała znacznie.- Ja, ja nie wiem co mam robić- wyrzuciła i załamała ręce.
- Ginny, nie przejmuj się, wszystko przyjdzie z czasem- pocieszyła ją przyjaciółka.- Chodź , odprowadzę Cię do Gryffindoru, bo jest już całkiem późno i pójdziesz spać. Rano wszystko będzie wyglądać dużo lepiej.
- W porządku…
- Pogadaj z Blaisem… spytaj- zainsynuowała Hermiona.
- To nie jest takie proste, jak między Tobą i Draco- wymyśliła na szybko Ruda.
- Między mną a nim nie ma nic- oburzyła się Granger, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo kłamliwe są te słowa.
-Taaa…  tylko Ty tak sobie to tłumaczysz- powiedziała Gin, wchodząc przez portret Grubej Damy do salonu Gryfonów.
                                                                       * * *
            Czas płynął nadzwyczaj szybko. Czarodziejskie lekcje przemijały leniwie, nie zwalniając swojego tempa, natomiast w weekendy wszystko nabierało rozpędu i nim uczniowie zdążyli obejrzeć się za siebie, znów nadchodził początek kolejnego, pełnego niezwykłych wydarzeń tygodnia.
            Wszyscy wyczekiwali nachodzącej soboty, gdyż wtedy właśnie miała odbyć się impreza w Slytherinie. Rozgrzewka przed Balem Bożonarodzeniowym. Jak to przy takich okolicznościach, Ognista Whiskey będzie się lała strumieniami, tymi samymi, co eliksir na kaca dzień później.
            Jednak aby dotrwać do tego wyniosłego wydarzenia, należało przebyć jeszcze kilka ważnych i mniej ważnych lekcji, by nauczyciele mogli choć trochę ponarzekać na rozmarzonych uczniów. Każdy miał w głowie coś innego.
Eliksiry z profesorem Slughornem:
            Hermiona rozejrzała się po klasie znudzona. Ważyli dziś dość prosty eliksir spokoju, który wpływał sennie na aurę całego dnia. Każdy wyglądał tak, jakby miał zasnąć na stojąco, jedynie niektórzy wyróżniali się ciekawymi minami i postawami.
Delikwent numer 1, czyli pan Potter Harry przejawiał silne poruszenie, gdyż właśnie dostał Wybitny z eliksiru, co zdarzało się nadzwyczaj rzadko.
Delikwent numer 2, mianowicie pani Parkinson Pansy, była w trakcie całkowitego nie uważania, gdyż opary eliksiru popsuły bardzo dokładny i czasochłonny makijaż, który teraz delikatnie spływał po jej twarzy. 
Delikwent numer 3, pani Astoria Greengrass była w trakcie wzdychania nad dwójką siedzących przed nią, bosko przystojnych ślizgonów i podsłuchiwania ich rozmowy.
Delikwent numer 4, pan Malfoy Draco, był gdzieś pomiędzy światem żywych i umarłych gdyż Diabeł coś mu tłumaczył i był przy tym bardzo zdenerwowany, jak na czarta z piekła przystało.
Delikwent numer 5, pan Weasley Ronald właśnie gorączkowo mieszał w swoim kociołku, z którego unosił się bordowy dym.
Delikwent numer 6, pani Weasley Ginny stała obok Miony, niekiedy rzucając ukradkowe spojrzenia to na Wybrańca, to na Diabełka.
            Reszta grupy była w trakcie załamywania rąk nad eliksirem oraz prorokowania możliwości, przy rychłym zdawaniu OWUT-emów.  Uczniowskie życie młodych czarodziejów nie zawsze było przyjemne.
                                                                       * * *
            -Granger, no to będzie do ministra- powiedział blondyn, popiwszy swoje kremowe piwo.
-Dlaczego ja to pisze? – zapytała Miona, która była wyraźnie zirytowana zachowaniem Dracona.
- Bo wtedy mamy pewność, że nie będzie żadnego ortografa- rozbawił się, a brązowowłosa razem z nim. Mimo wszystko potrafił być  uroczy i zabawny.
            Wesoły śmiech przerwało im delikatne „pukanie” do portretu, a Hermiona wstała i podeszła do niego. Pod wpływem jej dotyku, ukazał on najmniej spodziewaną postać -Rona Weasleya.
            -Cześć Hermiono- rzucił nieśmiało rudzielec, tak naprawdę nie wiedząc od czego zacząć.
-Co się stało?- spytała dziewczyna całkowicie zdziwiona widokiem byłego przyjaciela.
-Mogę wejść?
            Herm zawahała się chwilę, jednak przypomniała sobie o Draco, który przecież był w salonie.
- Tak- powiedziała krótko i wpuściła go do środka, idąc zaraz za nim.
- I kto to?- zapytał, podnosząc głowę, jednak zaraz po zobaczeniu przybysza znacznie spochmurniał.
-Czego tu chcesz, Weasley?- zapytał mało uprzejmie.
- Ja do Miony… 
-Zostaw nas samych- powiedziała, patrząc wprost w szare oczy blondyna. Nie obawiała się rudego, tym bardziej, że tuż za ścianą był ślizgon.
            -Miona, ja, ja przyszedłem cię przeprosić - powiedział szczerze rudy chłopak.- Ja naprawdę żałuję swojego zachowania, ja wiem, że zrobiłem źle i to bardzo… zrozumiem, jeśli  nie będziesz chciała mi wybaczyć, ale wiedz, że naprawdę nie chcę się kłócić- dodał, a Hermiona zaniemówiła. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z jednej strony nadal miała za złe to, co wyprawiał Ron, ale z drugiej… to było tak dawno, a coś w jego oczach mówiło jej, że nie kłamie.
- Daj mi czas- szepnęła cicho, nie wiedząc co powiedzieć.
-W porządku- odpowiedział i z wielką ulgą wyszedł, zostawiając oniemiałą szatynkę za sobą. Chciał ją przeprosić już od dłuższego czasu, jednak dopiero teraz zdobył na to odwagę. Wtedy, kierował nim impuls, ale teraz, już zobojętniał. Nie ruszał go widok dziewczyny z Malfoyem, uodpornił się na to. Skoro miała być z nim szczęśliwa, nie miał nic przeciwko.
                                                                       * * *
            Impreza w Slytherinie wreszcie nadeszła i zostało do niej jedynie kilka godzin, w których dziewczęta gorączkowo układały fryzury, a chłopcy prasowali krawaty.  W dormitorium Hermiony Granger przesiadywała Ginny Weasley, która próbowała dobrać odpowiednią sukienkę dla swojej przyjaciółki.
            Właśnie była w trakcie przewracania szafy szatynki do góry nogami, gdy wynalazła czerwoną sukienkę przed kolano.
- Skąd masz takie cudeńko?- spytała zauroczona Gin.
- Nie pamiętam, chyba jakoś w wakacje kupiłam, na ślub kuzynki- odpowiedziała lekko Miona, ale mina momentalnie jej zrzedła, gdy spojrzała na rozmarzoną twarz Rudej.- Ej, Ty chyba nie masz zamiaru mnie w nią wcisnąć?
-Oczywiście, że mam kochana, nie ma siły, która Cię nie zmusi. Będziesz boska!- krzyknęła uradowana.
- No, alee…
-Żadnego „ale”. Już pod prysznic, nie ma cię tutaj !
-Dobra, dobra- rzuciła Miona i weszła do łazienki.
            Ginny dla siebie wybrała skórzane spodnie i zieloną bluzkę, wiązaną na szyi. Zaczęła robić delikatne kreski na oczach, gdy z pomieszczenia obok wyłoniła się Hermiona w szlafroku i z mokrymi włosami.
-Wysusz sobie włosy- powiedziała Ruda i zabrała się za drugie oko.
- Już, ale ty mnie męczysz…
-Trzeba- zaśmiała się Gin.
            Chwilę później włosy Miony były suche,  a oczy Ginny subtelnie pomalowane. Ruda wzięła się za robienie warkocza dobieranego dookoła głowy, co dało niesamowity efekt. Później zabrała się za oczy, które pomalowała delikatnie czarna kredką i tuszem do rzęs.
- No wkładaj sukienkę- powiedziała Ruda, gdy skończyła lokowanie swoich włosów różdżką.
            Po chwili z łazienki wyszła bogini. Hermiona Granger nie była sobą. Przed Ginny stała jakaś wyjątkowo piękna dziewczyna, uśmiechająca się uroczo.
-Gdybym była facetem, to łooo,  Miona, już bym Cię miała- śmiech dziewcząt wypełnił cały pokój.
            Rudowłosa poszła się ubrać, a Herm w tym czasie założyła swoje czarne szpilki. Kiedy Gin wyszła, wyglądała równie zjawiskowo, co brązowowłosa.
- No, Blaise się nie oprze…- mruknęła tak, by przyjaciółka ją usłyszała.
                                                                        * * *
            Pokój Wspólny Slytherinu wyglądał wyjątkowo genialnie. Kolorowe światła, dobra muzyka, duży parkiet. Cały pakiet imprezowy. Kilka osób bujało się już w rytm muzyki,  a reszta popijało różne alkohole na kanapach porozstawianych pod ścianami.
            Draco i Blaise siedzieli na jednej z nich, zagorzale pochłaniając swój ulubiony trunek- Ognistą Whisky. Czekali, aż impreza rozkręci się trochę, mianowicie, aż przyjdą wyczekiwane przez nich Gryfonki. Kolejne osoby przewijały się przez salon, a ich nadal nie było widać.
            Jednak czekanie zostało po stokroć wynagrodzone, gdyż kiedy dziewczęta pojawiły się przy wejściu wszystkie rozmowy ucichły. Jedynie muzyka zagłuszała myśli wszystkich, którzy patrzyli na zjawiskowe osoby.
            Smok i Diabeł zerwali się z kanap, by przywitać dziewczęta.
- Wyglądacie genialnie!- krzyknął na wejściu Blaise i ucałował policzki dziewcząt.
            Draco natomiast oniemiał z zachwytu. Nie mógł się napatrzeć na piękną Hermionę, która stała naprzeciw niego. Tak blisko… a jednocześnie tak daleko.
            Pociągnęli dziewczyny na parkiet i zaczęli tańczyć bez opamiętania. Draco cały czas trzymał Herm w swoich ramionach, podświadomie nie chcąc jej wypuścić, gdyż bał się ją stracić. Po kilku rundkach i kieliszkach Ognistej Blaise i Gin zniknęli gdzieś, a oni wciąż tańczyli, ciesząc się , że mogą być razem.
            Impreza trwała i trwała. Wszyscy bujali się w rytm muzyki, bądź popijali alkohol, delektując się jego smakiem. Niektórzy chcieli zapomnieć, a niektórzy cokolwiek przypomnieć.
            Koło Miony siedzącej na kanapie, zmaterializował się Terry i usiadł obok.
- Hej skarbie- wcisnął jej nachalny pocałunek w usta.
-Cześć- odpowiedziała, kiedy uwolniła się od dotyku jego warg… były takie inne.
            Ręka Boot’a powędrowała na kolano dziewczyny, a druga objęła ją mocno.
            - Myślę, że mogę liczyć na coś więcej, dzisiejszej nocy, prawda kochanie?- spytał, a jego dłoń wciąż wspinała się ku górze.
- Wiesz, a ja myślę, że nie- próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale nic jej to nie dało. Chłopak był o wiele silniejszy.- Upiłeś się…
- Boot, czy ty się czasem nie zapominasz?- zapytał Draco najchłodniejszym głosem, na jaki było go stać. Doskonale widział, że Gryfonka nie ma ochoty, na tego typu zabawy.
-Oo szanowny pan Malfoy, obrońca szlam…- zironizował brunet, wtedy to Hermiona nie wytrzymała. Wyrwała się z objęć chłopaka i trzasnęła go z otwartej ręki prosto w twarz. Odwróciła się na pięcie i nic nie mówiąc odeszła.
- Właśnie ją straciłeś…- powiedział Malfoy z wrednym uśmieszkiem.
- Za to Ty, nigdy nie będziesz jej miał…
            Draco odszedł. Te słowa zabolały znowu. Bo wiedział, że nie będzie jej mieć. Że jest to niemożliwe. Że nigdy nie będzie dane zaznać mu prawdziwego szczęścia u jej boku. U boku Hermiony Granger.
            Dogonił ją i bez słów zaprowadził do jego prywatnego dormitorium.
                                                                       * * *
            Dobrze jej tak… wredna i brzydka szlama. Jak może zabierać mi mojego Draco. Na pewno dała mu amortencję… tak, chyba tak to się nazywa. No nie, i on jeszcze ją broni… Jak może w ogóle się nią interesować przy mnie- Ślizgonce z czystą krwią, piękną, wychowaną i arystokratką. Gdzie się podział stary Smok, który wolał ostre slytherińskie dziewczyny niż jakieś szlamy z Gryffindoru. Już ja im pokażę, co to znaczy zadzierać z niewłaściwą osobą.  
______________________________________________________________________________
Witamy :)
Oceńcie rozdział sami, bo my nie wiemy, co o nim powiedzieć :D taka sytuacja XD

Lúthien została redaktor nacz. gazetki szkolnej, co wiąże się ze zmniejszeniem ilości czasu ( buu), ale nie martwcie się, miniaturki będą na pewno :)

GG: 9122505 :)
Pozdrawiamyy,
Lúthien, Pyskata ;** 
PROSIMY KOMENTOWAĆ :)

niedziela, 20 października 2013

Rozdział XVII



 Some people keep wondering,
Some people long without knowing,
Some people never found the answer.
 ___________________________________________________________________________
           Długo wyczekiwana  przez fanów fascynującej, czarodziejskiej gry sportowej- quidditcha sobota, nadeszła, przynosząc  wraz z sobą mroźny poranek oraz słońce, którego promienie wesoło iskrzyły się w śniegu. Malowniczy krajobraz obejmował całe błonia, zamek, a także stadion, na którym w niedługim czasie odbyć się miał mecz pomiędzy domami- Hufflepuffem, a Gryffindorem.
            Hermiona właśnie wchodziła po schodach razem z Draco Malfoyem, z którym jej kontakty poprawiły się znacznie po tym, jak się pogodzili. Ponownie zaczęli rozmawiać i zbliżać się do siebie, pomimo wszystkich wcześniejszych kłótni i burz.
            - Idziesz na mecz?- spytała Herm, spoglądając na mega przystojnego, blond chłopaka. Wolałaby wszystko, niż przyznanie się do tego, że Draco podobał jej się, ze względu na wygląd. Ale czy na pewno?
- Taaa, trzeba podpatrzeć taktykę Gryfonów…- powiedział otwarcie. Ktoś musiał w końcu się za to wziąć.
- Zapobiegliwi ślizgoni- mruknęła brązowowłosa, uśmiechając się nieznacznie.
- Trzeba, kochana, trzeba- powiedział pewny siebie, chłopak.
                                                                       * * *
            -Dzisiejszy mecz, rozpoczął się przejęciem kafla przez Ginny Weasley- krzyknął emocjonalnie Terry Boot, który podjął się zadania komentowania dzisiejszego meczu.- Przeciw sobie grają Gryffindor, na czele z Harrym Potterem oraz Hufflepuff, którym przewodniczy Zachariasz Smiths.
            -Pozer- mruknął Draco, w trakcie gdy komentator pomachał do swojej dziewczyny, siedzącej obok niego- Hermiony.
            Miona wesoło odmachnęła Terry’emu i mimo, że słyszała to co powiedział jej towarzysz, zignorowała to. Przecież nie chciała znów się kłócić, bo…bo po prostu jej się nie chciało.
            Całą sytuację oglądał ze swoim firmowym uśmieszkiem Blaise Zabini. Niezwykły talent obserwatorski, który co najmniej raz na kilka dni, uświadamiał go, co dzieje się pomiędzy tą dwójką. Czy nienawiść nagle może przejść w koleżeństwo i przyjaźń? A jeśli tak, to czy może przeistoczyć się w miłość? O tym mieli się dopiero przekonać…
            - 70 d0 70. Ginny Weasley bije dziś wszelkie rekordy. Oo, ona znów jest pod bramką i taaaak szczela, co za dziewczyna- rozentuzjonował się Terry, rozmarzonym wzrokiem pędząc za lecącą na miotle dziewczynie.- 80 do 70. Dalej GRYFFINDOR!- ryknął, ale widząc karcące spojrzenie profesor McGonagall, zamilkł szybko, uśmiechając się pod nosem.
            Pewne diabelskie oczy wędrowały za szybującą, rudowłosą pięknością, rozmarzając się przy tym niesamowicie. Piękna i idealna w każdym calu…
            - Harry Potter zmierza ku zniczowi- rzucił Boot.- Ach, jednak nie- jęk wyrwał się z gardeł Gryfonów. W końcu Puchni wcale im nie odpuszczali.
- Jak Ci gryfoni dzisiaj grają, tragedia- powiedział Blaise w stronę Draco.
-No, rozmieciemy ich- odrzekł lekko i widząc karcące spojrzenie Miony, uśmiechnął się lekko.
-Ej, wcale nie gramy źle…- Miona spojrzała na drużynę w czerwonych szatach, która właśnie lekko przecinała powietrze.
- No jedynie Ruda i Potter mają coś do powiedzenia, ale reszta…- rzekł Diabeł.
-Czepiacie się- uśmiechnęła się dziewczyna.
- Mionko, Mionko, to cała prawda- mrugnął do niej Blaise, a Smok skomentował to jedynie prychnięciem.
- Dracze, nie bądź zazdrosny, nie porwę twojej Granger- zapewnił Zabini, uśmiechając się przebiegle, a Hermiona zarumieniła się uroczo.
- Diable, ostrzegam Cię, jedno słowo…
            - Hufflepuff strzela… i tak Ron Weasley znowu nie obronił. Szkoda, że nie reprezentuje formy swojej fenomenalnej siostry- powiedział zawiedziony Boot.
            - Oj tam, Malfoy jest po prostu zazdrosny o Ciebie, Diabełku- dodała lekko Herm, na co wraz z czarnoskórym chłopakiem wybuchli śmiechem.
- Harry Potter trzyma w ręku Złoty Znicz, tym sposobem Gryffidor wygrywa 240 do 190. Dobra robota- zakończył Terry Boot.
- No i przegapiliśmy większość meczu- powiedziała Hermiona, trochę zawiedziona.
-I tak nie było co oglądać- dopowiedział Draco, a Blaise przytaknął mu.
            Zeszli z trybun, a ku nim zbliżała się roześmiana Wiewiórka.
-Gratulacje Ginny- krzyknęła przyjaciółka i uściskała ją serdecznie.
- Tak, tak, było genialnie- powiedział Zabini.- Też dostanę przytulasa?- spytał z dziecinną nadzieją w swych zielonych oczach. Ruda pokręciła tylko głową, ale objęła uradowanego chłopaka.
-Dobra, idę do szatni- powiedziała i odeszła. Po drodze minęła Harry’ego, całującego się z jakąś Krukonką. Coś niemiłego delikatnie ukłuło ją w okolicy serca, ale uczucie to jak szybko się pojawiło, tak szybko znikło.
                                                                       * * *
            - Dobrze było- powiedział Ron, trochę denerwując się nieobecnością Harry’ego, który właśnie w jakimś zakątku boiska, całował się z nową dziewczyną- Isobel MacDougal. W tym momencie do pomieszczenia wkroczył kapitan drużyny Gryffindoru, Chłopiec, który przeżył.
- No więc, drużyno, było dobrze…- rozpoczął Potter, nieświadomie powtarzając słowa przyjaciela jednocześnie wiedząc, że do „dobrze” w porównaniu ze Slytherinem było im daleko.- Musimy trenować, przede wszystkim szybkość i zwinność- tu spojrzał na Rona- a także siłę-  jego wzrok powędrował na pałkarzy: Natalii McDonald i Jimmy’ego Peakes’a. – Ginny, grałaś genialnie- uśmiechnął się blado- wy również- wskazał na resztę ścigających.
            Wszyscy uśmiechnęli się. Mimo wszystko atmosfera w  drużynie Gryffindoru nie była najweselsza, a szczególnie między Harrym, Ginny i Ronem. Jednak wszystko zmierzało do zaprzestania niemiłych konfliktów.
                                                                       * * *
            Zapadł zmrok. Dzień skrócił się znacznie, obdarzając Hogwart nieznacznymi promieniami słońca. Coraz szybciej robiło się ciemno, a pogoda na zewnątrz stawała się z dnia na dzień mroźniejsza. Szum wiatru można było wyraźnie dosłyszeć zza długich zasłon, które zdobiły okno Pokoju Wspólnego prefektów naczelnych.
            Hermiona siedziała na jednej z kanap popijając piwo kremowe. Było już późno, a po jej współlokatorze nie było nawet śladu. Czyżby znowu zasiedział się przy butelce Whisky u Blaise'a? Mógłby chociaż dać znać, że przyjdzie później. Chwila...Czy ona się o niego matrwi? Nie ma mowy, niech robi co chce.
            Pokręciła głową, by wyrwać się z rozmyślań o pewnym blondynie, który chyba za często wylegiwał się na falach jej myśli. Podciągnęła nogi pod brodę wzdychając głęboko. W pomieszczeniu było ciepło i przytulnie, poprzez blask ognia tlącego się w kominku. Przykuł on wzrok dziewczyny, chodź nie było w nim przecież nic nadzwyczajnego. Delikatne światło padało na jej oliwkowe ciało, które okryte było tylko cienką, satynową koszulką nocną. Sama nie chciała się do tego przyznać, ale w tej pozycji czekała na tego niezwykle przystojnego Ślizgona. Nie tylko dlatego, by dać mu ochrzan za to, że tak późno wraca i ktoś mógłby go zauważyć, ale też po to, by móc spokojnie zasnąć, wiedząc że nic mu nie jest i leży bezpieczny w swoim dormitorium.
            Zamknęła oczy ze zmęczenia, powoli kierując się drogą do snów, kiedy nagle drzwi od salonu lekko się uchyliły, a w nich pojawił się jak zwykle podpity Draco. Gdy tylko wszedł do środka jego oczy dokładnie zbadały każdy centymetr kwadratowy ciała brązowowłosej piękności.
            Patrzyła na niego przez chwilę ze zdziwieniem, aby potem przybrać wyraz twarzy oburzonej małżonki, widzącej swojego męża wracającego do domu nad ranem z zachwianym stanem trzeźwości, pachnącego nie przypominających w żadnym stopniu zapachu jego perfum. Wstała z miejsca i podeszła do niego, czując że zaraz się przewróci. Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę sofy.
            -Chyba coraz częściej odwiedzasz swoją Ognistą wybrankę -zaśmiała się Herm.
-To odwzajemniona miłość -mruknął z uśmiechem Malfoy.
-Ale jaka kosztowna -Miona uniosła jedną brew ku górze.
            Zawsze musiała się wymądrzać -pomyślał chłopak. -Dla prawdziwej miłości nie cofnę się przed niczym -musiał się jej jakoś odgryźć.
            Hermiona tylko posłała mu swój ironiczny uśmiech i skierowała się w stronę jednej z szafek. Blondyn wyraźnie obserwował każdy jej ruch. Sposób w jaki się poruszała był niemal prowokujący do dalszego działania. To, jak subtelnie czarowała biodrami, sprawiając że jej sylwetka kołysała się jak jedna z najpiękniejszych piosenek unoszących się w powietrzu. Koszulka jaką miała na sobie dodatkowo podkreślała jej idealną figurę. Och, ogarnij się człowieku -starał się wyrwać od myśli, które spadały przed nim jak kłody, starając się go zatrzymać przed ucieczką. Brązowowłosa odwróciła się, w ręku trzymając fiolkę eliksiru na kaca.
            -Trzymaj -rzuciła buteleczkę w jego kierunku. -Jutro będziesz mi dziękował -uśmiechnęła się pod nosem.
-Jestem w stanie już dzisiaj -złapał ją, poczym wstał i podszedł do Gryfonki. -Dziękuję -szepnął jej prosto do ucha. Miona poczuła ciarki na ciele, i dziwne ukłucie w okolicach serca. Nie powinna tak zareagować, dobrze o tym wiedziała.
-Nie ma za co -starała się udać obojętność na ten czyn, poczym wróciła, by dopić swoje piwo. Draco oparł się nonszalancko o szafkę, przyglądając się dziewczynie.
            -Rodzice na pewno są z ciebie dumni, widząc, na jaką piękną i mądrą dziewczynę wyrosłaś -sam nie wiedział, czemu te słowa nie zatrzymały się w jego głowie, a wyciekły na język. Mimo wszystko dalej przyglądał się zdziwionej Mionie.
-Muszę powiedzieć Diabłu, żeby ograniczył ci widzenie się z twoją "miłością" -uśmiechnęła się i usiadła na swoim miejscu.
-No już przestań -roześmiał się Smok i zdjął łokieć z półki.
-Moi rodzice nie żyją… Za to Twoi, na pewno tak samo są zachwyceni. Panem arystokratą, wybitnym szukającym i na dodatek obiektem westchnień tych pustych dziewczynek. Synek idealny.
-Ta...nawet nie masz pojęcia jak jest u mnie -spuścił głowę w dół i po chwili usiadł obok Herm.
-To mnie oświeć -spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Zapadła chwila ciszy, poczym blondyn się odezwał.
-Nigdy nie było tak, jak innym się wydawało -westchnął. -Takie miało być pierwsze wrażenie i musze przyznać, że udało im się go wywrzeć na wszystkich -zatrzymał się, poczym kontynuował. -Tak na prawdę byłem i jestem ze wszystkim sam -wypowiedział te słowa prawie szepcząc. Wyglądał wtedy jak pokrzywdzony dzieciak, który nigdy nie zaznał miłości i nie miał prawdziwego dzieciństwa. -Ojciec zawsze nam rozkazywał. Musiało być zawsze tak jak on chciał, bo w przeciwnym wypadku wpadał w furię godną samego Voldemorta. Nie kochał mnie, ani mamy. Wydaje mi się, że chciał tylko utrzymać nasz ród i pilnować, żeby przypadkiem nazwisko "Malfoy" nie straciło na swojej chwale -ironiczny uśmiech pojawił się na jego twarzy. -Co ja gadam, jaka to chwała, jak to nazwisko od razu kojarzy się ze śmierciożercami -oparł głowę o ręce.
-To wcale nie jest tak...-starała się pocieszyć jakoś chłopaka.
-A jak? -spojrzał jej prosto w oczy. -To chyba przez to nigdy nie dostałem szansy.
            Hermiona poczuła żal i smutek. Lata nienawiści już dawno poszły w zapomnienie a teraz po prostu miała ochotę go przytulić.
            -Szansy na co? -spytała drżącym głosem, jakby bała się, że wywoła Akromantulę z lasu.
-Na normalne życie. Na możliwość dokonywania własnego wyboru, na decydowanie samemu za siebie, na wolność, na miłość... – cieszył się, że mógł to wszystko powiedzieć, tak właśnie jej. Bo wiedział, że zrozumie, że zobaczy, dlaczego zachowywał się tak a nie inaczej. Nie chciał się usprawiedliwiać, on po prostu chciał, żeby miała świadomość, co nim kierowało, czemu to robił.
            Gryfonkę wstrząsnęło wyznanie Draco. Widać było, że otworzył się przed nią. Powiedział jej coś, co od dawna skrywał głęboko w sobie. Miała wrażenie, że ulżyło mu, gdy mógł wreszcie z kimś o tym porozmawiać. Ale dlaczego padło na nią? Dlaczego to właśnie jej powiedział o czymś, co trapi duszę tak bezwzględnej istoty jak Malfoy. Wyrwała się z transu, czując wyraźną obecność chłopaka. Zapach jego perfum zaszumiał jej w głowie, jak dobra whisky. Zaczął zbliżać się do niej, powoli i ostrożnie, najwidoczniej bojąc się o to, żeby jej nie spłoszyć. Przysunął się do jej ust, z nadzieją, że będzie mu dane znów poczuć to spełnienie, które wypełniało go za każdym razem, gdy to robił. I ten smak, tak, malinowy...
_____________________________________________________________________________
Witamy kochani :)
Będzie hejt za zakończenie, ale cóż, też Was kochamy <3
Przepraszamy za opóźnienie, tak wyszło, że Pyskata chora, a  Lúthien przygotowuje się( hahahah xD, no już) do olimpiad i tak to jest, niestety :(  
Komentujcie, komentujcie, a będzie Wam dane  XD
Pozderki, 

Lúthien, Pyskata ;**
GG: 9122505

sobota, 12 października 2013

Rozdział XVI



Dotykiem samym byłam,
Kochaniem samym wtedy,
Szeptaniem, po wodzie chodziłam.
Chcę Cię takiego jak kiedyś.
_____________________________________________________________________   
            Czas mija nieubłaganie, pokazując co nowego może przynieść nam życie. Tym sposobem, nastąpił kolejny poniedziałek w czarodziejskiej edukacji uczniów Hogwartu, pełen ciężkich, a zarazem niesamowitych lekcji.
            Hermiona właśnie spożywała śniadanie w Wielkiej Sali. Zmęczenie długim półroczem dopadło także ją. Miała lekkie cienie pod oczami, które nic nie odejmowały z jej urody. Koło niej, dosiadła się równie zmarnowana Ginny Weasley.
- Cześć Hermiono- powiedziała niemrawo, dając jej buziaka w policzek.
-Hej- odpowiedziała i upiła łyk swojej zielonej herbaty- na uspokojenie.
- Co dziś mamy?- spytała Ruda w nadziei, że chociaż Historia Magii da odpoczynek jej umysłowi.
            Miona wyjęła kalendarzyk, w którym wszystko zapisywała.
-Zielarstwo, Numerologia i Obrona Przed Czarną Magią- powiedziała po chwili. Później usłyszała tylko głuchy trzask i głowę przyjaciółki na stole przed nią.
-Tragedia-mruknęła zniechęcona rudowłosa i wzięła się za jedzenie śniadania.
            Brązowowłosa rozejrzała się po Sali i spostrzegła machającego do niej Terry’ego, delikatnie mu odmachnęła i odwróciła się do Gin, która obserwowała całe zajście.
-Jesteś z nim szczęśliwa?- zapytała przyjaciółkę.
-Noooo- odpowiedziała niepewnie Miona. Ten związek był co najmniej dziwny. Boot był strasznie zazdrosny i wystarczyło, że dziewczyna tylko wymieniła kilka słów z Harrym, czy jakimś innym chłopakiem to od razu robił wielką aferę. A już po tym, co odstawił, kiedy Blaise pocałował ją w policzek, było szczytem.
- Widzę jak bardzo…- rzekła Gin. Znała Hermionę na tyle dobrze, by wiedzieć wszystko na dany temat,  z samej odpowiedzi i mimiki.
-Och, już daj spokój- Miona machnęła delikatnie ręką.
                                                                       * * *
            - Piołun to roślina lecznicza, wykorzystywana także do wyrobów alkoholowych- rozpoczęła wykład profesor Sprout jak zwykle ubrana w przybrudzoną tiarę i zieloną szatę. – Ale w XVII wieku, czyli prawie pół tysiąclecia po jej odkryciu, chemicy przekonali się, że w połączeniu z odorosokiem tworzy niezwykłą mieszankę wybuchową- w pomieszczeniu słychać było jedynie skrobanie piór po pergaminie i nierozłączne szepty Pansy Parkinson o nowym sposobie malowania oczu.
            - A wiesz, ostatnio czytałam w Czarownicy, że udostępnili jakieś samo-malujące kosmetyki- powiedziała czarnowłosa.
-Aach, no nie gadaj- Tracey Davids wyraziła swój zachwyt i głośno westchnęła.
-Koniecznie muszę to zdobyć!- krzyknęła w szepcie Pansy.
            -Parkinson, Davids- profesor zwróciła uwagę dziewczyn, które niechętnie odwróciły się w jej stronę.- Na jutro esej na temat piołunu, co najmniej rolka pergaminu- rzuciła, a one spojrzały na nią przerażonym wzrokiem. Profesorka kontynuowała wykład.
            Kolejną lekcją była numerologia z Krukonami.
- Myślę, że powtórzyliśmy wszystko, co rozpoczęliśmy w trzeciej klasie. Myślę, że mały referat na ten temat nie zaszkodzi, około 2 stóp pergaminu…- oznajmiła profesor Victor z dziwnym uśmiechem. Wszyscy westchnęli głośno. Ciężkość siódmej klasy dawała im się we znaki  i to bardzo znacznie.
            Po lekcji wszyscy szybko zaczęli zmierzać w stronę Wielkiej Sali na lunch.
-Idziesz Miona? – spytał swojej dziewczyny Terry, a ona przytaknęła głową. Złapał ją za rękę i szybko pomaszerowali w obraną stronę.
-Pójdziesz ze mną na bal?- spytał chłopak, całkowicie zbijając dziewczynę z nóg. W ogóle o tym  nie myślała. To oczywiste, że chciała iść z Bootem…
- To cudownie kochanie- powiedział ucieszony i pocałował pieszczotliwie jej malinowe usta.    Hermionę zaczynał męczyć ten związek. Terry był miły, szarmancki, znał wiele tematów do rozmowy… ale. Ale nie miał tego czegoś. Brakowało jej poczucia bezpieczeństwa i szczęścia. Chciała czuć się potrzebna i kochana, a nie być tylko zabawką i pięknym dodatkiem do życia.
                                                                       * * *
            Draco wychodził właśnie z lekcji astronomii. Zatrzymał się przy jednym z wysokich okien, patrząc na przewijające się osoby. Czekał na swoją praktycznie już byłą dziewczynę, która pojawiła się obok niego niczym cień, falując swoimi czarnymi włosami.
- Cześć Draco- chciała pocałować jego policzek, jednak on odsunął się od niej.
-Tracey, wiesz, to co między nami było, skończyło się- powiedział beznamiętnie blondyn, nie patrząc na dziewczynę, w której oczach zabłysnęły łzy.
- To wszystko przez tę szlamę! – krzyknęła- I tak jej nigdy nie będziesz miał- dodała uśmiechając się szyderczo. Otarła łzy i odeszła z wysoko uniesioną głową.
            Chłopak schował zmęczoną twarz w dłonie. Właśnie usłyszał prawdę z ust  byłej dziewczyny. Nie zasługuje na taką dziewczynę jak Hermiona. Były śmierciożerca, to był pierwszy powód z wielu innych. Poza tym arogancja, chłód i wieczne problemy. Tak, jego życie nigdy nie było łatwe. Zawsze coś stawało mu na drodze do szczęścia. Teraz właśnie jego szczęściem była Granger, która zakochała się w idiocie. Jego życie traciło sens, wraz z każdym dniem bez niej. Najgorsze było to, że wciąż brakowało mu jej towarzystwa. Mimo wszystko, chciał znowu porozmawiać z nią normalnie i znowu słyszeć jej piękny głos i śmiech. Kochał to robić. I powoli uświadamiał sobie, że zakochał się właśnie w niej. W Hermionie Jean Granger. Ponownie się załamał.
                                                                       * * *
            Blaise Zabini powoli stawał się stałym bywalcem przy zacnym stole Gryfonów w Wielkiej Sali. Tym razem także zawitał w to miejsce, siadając przy rudowłosej Ginny Weasley, naprzeciw Hermiony i Boota.
- Nałożyć Ci ziemniaczków, Miona?- spytał Terry, chcąc usłużyć swojej dziewczynie, a Diabeł odwrócił się i zaczął udawać, że wymiotuje, na co Gin zaśmiała się głośno.
            Wszyscy jedli, wesoło się przy tym przekomarzając. W szczególności między Rudą a Blaisem odnowiła się dawna przyjacielska nić, na co oboje cieszyli się niezmiernie. Ku zdziwieniu obecnych, do stołu podszedł Draco Malfoy.
-Diable, pozwól na słowo- rzucił Smok w stronę przyjaciela, który wstał, uśmiechając się do Gin i podążył kilka kroków za blondynem.
- Wylej coś na tego idiotę, który siedzi obok Granger…- rzucił zdenerwowany, bo właśnie usta Terry’ego wylądowały na policzku dziewczyny.
-Oo, wróciłeś… no nareszcie się opamiętałeś- powiedział, obdarzając go swoim sprytnym uśmiechem.- Nie ma sprawy- dodał, widząc zdegustowane spojrzenia Dracona.
- Dzięki- odpowiedział i ruszył ku wyjściu z Wielkiej Sali, natomiast Diabeł żwawo wrócił na miejsce obok Gin.
            - Co nam jeszcze zostało?- spytał Diabeł specjalnie. Dobrze wiedział, że mają jeszcze Obronę Przed Czarną Magią, na której siedział z rudowłosą pięknością. Przecież takiej lekcji nie da się ominąć.
- Obrona- odpowiedziała Hermiona, a w tym samym czasie Zabini chcąc sięgnąć po dyniowy sok przewrócił butelkę tak, by jej zawartość wylądowała czarnowłosym chłopaku. Oczywiście udało mu się to bezbłędnie, gdyż całe spodnie siedzącego naprzeciw były lepkie od słodkiego płynu. Siedzący nieopodal Harry Potter wraz z Nevillem Longbottomem zaśmiali się cicho, widząc bezradne poczynania Krukona i mało szczere przeprosiny Blaise’a.
- Muszę iść się przebrać- powiedział i wstał, chcąc szybko wyjść.
            -Zrobiłeś to specjalnie- mruknęła Ginny do ucha Diabła, w czasie gdy Miona używała zaklęcia Chłoszczyść na polanej ławie. Sam uśmiech wystarczył jej za odpowiedź.
-Wyjaśnię Ci później- szepnął.
            Hermiona pierwsza skończyła jeść, więc wstała i lekko roztrzepała swoje włosy.
- Gin idziesz?- spytała dziewczynę, która już otwierała usta by odpowiedzieć.
-Nieee- powiedział za nią Blaise. Ginny spojrzała się na niego, a on niezauważalnie mrugnął jedną z powiek.
-Zostanę, muszę jeszcze spróbować tego ciasta jagodowego. Parvati mi mówiła, że jest genialne- powiedziała beztrosko.
-Jak chcesz- rzuciła i odeszła lekkim i zgrabnym krokiem.
            Ruda odwróciła się w stronę chłopaka.
-No co? Smok mnie prosił, żebym polał tego idiotę, bo on chyba chce przeprosić Mionę- ostatnie słowa prawie wykrzyczał, a Gin przyłożyła palec do jego ust. Całe to zdarzenie trwało zaledwie kilka sekund, ale dla nich była to wieczność. Liczyły się tylko ich oczy, w których czytali niczym w otwartych książkach.     
            Jednak po chwili otrząsnęli się oboje. Nie mogli przecież na środku Wielkiej Sali rzucić się na siebie bez opamiętania. Bo właśnie to chcieli zrobić.
- Tak  bardzo chciałabym żeby się pogodzili- mruknęła Weasley , przerywając ciszę.
- Ja też, znając Smoka i tak palnie tekst, że, jak to leciało „ Malfoyowie nie przepraszają, a jak już to robią, to tylko w ważnych sprawach”- zakreślił cudzysłów palcami, a Gin roześmiała się beztrosko.
-Chodźmy już na Opiekę, bo Lupin nam głowy urwie, jak się spóźnimy- powiedział.
-Ej on jest fajny- zaczęli się przekomarzać, na temat profesora, później schodząc na wygląd dzieci Hermiony i Draco, następnie na to ile czasu jakiś mężczyzna wytrzymał z Minerwą McGonagall.
                                                                      * * *
            Świąteczny Hogwart był niezapomnianym widokiem. Balustrady ubrane w zielone łańcuchy. Zbroje śpiewające najbardziej znane kolędy. Lodowe sople zwiszające ze schodów. Choinki w rogach korytarzy, lekko ubrane w kilka bombek, przy których latały miniaturki świecących elfów. Świece i pochodnie, ogrzewające zmarznięte mury. Wszystko tworzyło bajeczną całość.
            Nie tylko miejsce na ten czas zyskiwało nowe oblicze. Także uczniowie i profesorowie przybierali lekki nastrój. Nauczyciele nie zadawali wiele. Ślizgoni nie byli tak wredni, jak zawsze, Krukoni tak przemądrzali, Puchoni tak niezdarni, a Gryfoni? Oni po prostu chcieli jeszcze bardziej zmieniać świat.
            Serca zaczęły wybijać wolniejszy rytm, przyspieszając tylko przy ukochanych osobach. Bo tylko w tym magicznym czasie, zdajemy sobie sprawę z ważnych wartości, bez których życie traci sens.
                                                                       * * *
            Obok jednej z choinek stał Draco Malfoy. Był zniecierpliwiony i podenerwowany, gdyż czekał na Granger, w końcu chciał ją przeprosić. Musiał to zrobić. Postanowił sobie, że nie podda się, mimo tego, że Miona i tak nigdy się w nim nie zakocha. Ważne żeby to Ona była szczęśliwa. On jakoś to przeżyje… może przeżyje.
            Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, a z nich wyłoniła się jej smukła postać, z uroczo rozwianym włosami.
-Hej Granger- krzyknął, tak by go usłyszała. Ta odwróciła głowę i spojrzała na niego, hipnotyzując czekoladowymi oczami.
- Coś się stało? – spytała zdziwiona. Przecież nie odzywali się już tyle czasu.
- Bo ja, ja chciałem Cię przeprosić- powiedział na jednym wydechu.
            Oczy Miony zrobiły się wielkie jak galeony, ale szybko przybrała normalny wyraz twarzy.
-W porządku… w sumie to ja też Cię przepraszam- powiedziała.- To wszystko nie tak miało wyglądać.
- I tu się zgodzę- powiedział i nie zastanawiając się długo, przyciągnął ją do siebie, przytulając przyjacielsko.
            Mionie od razu zrobiło się lżej na sercu. Czuła się niesamowicie w jego ramionach, choć tak bardzo nie chciała się do tego przyznać, przed sobą.
            Po chwili oderwali się od siebie i ruszyli pod klasę Obrony Przed Czarną Magią, rozmawiając o czymś wesoło. Dawne kontakty powróciły.
                                                                       * * *
            -Aaa, pogodzili się – pisnęła cicho Ginny do Blaise’a, na początku lekcji z profesorem Lupinem,
- No wreszcie- powiedział. Już nie mógł znieść zdenerwowanego Smoka, który zionął ogniem jak nigdy wcześniej.
            Dalsza część lekcji minęła nieubłaganie szybko. Miona i Draco mało pamiętali z wykładu profesora na temat Zaklęcia Fidelisa, gdyż zbyt zajęci byli swoimi osobami. Cały czas głośne chichoty wyprowadzały z równowagi większość wściekłych ślizgonek.
                                                                       * * *
            -No to nie może być w tym kolorze, absolutnie- powiedziała Miona.
- No nie wiem, czemu Ci nie leży zieleń? –spytał Draco.
- Bo nie, bo jest zbyt slytheriński- rzuciła zgodnie z prawdą dziewczyna.
- Za to czerwony może być?- zdenerwował się Smok, wiedząc, że za chwilę zionie gorącym ogniem. Miona upiła duży łyk Whisky.
- No przecież czerwony się kojarzy ze świętami?- zapytała.
-Nie mi…
            Rozmowa trwała i trwała. A za oknem płatki śniegu na nowo zasypywały błonia i dach, przykrywając go świeżym puchem. Jak niesamowicie jest spędzać znowu długie wieczory na kłótni z „ukochaną” osobą…


Witamy ; )
Jest sobota…jest rozdział :D
A więc komentujemy kochani, tym szybciej pojawi się następny ;)
Pozdrawiamy,
Lúthien, Pyskata ;**

niedziela, 6 października 2013

Rozdział XV



Zasady proste w życiu mam,
nie rób drugiemu tego,
czego ty nie chcesz sam!
________________________________________________________________________
Wstała i ruszyła w stronę stolika. Wzięła w rękę jedno ze zdjęć, a na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Śmiała się sama do siebie, jakby zobaczyła Malfoy'a w koronkowych stringach, ale to co znajdowało się na tej i reszcie fotografii, można było porównać z tym widokiem. Kiedy  Ruda to zobaczy, padnie ze śmiechu -pomyślała. Nie czekając chwili dłużej, wyciągnęła różdżkę i szepnęła - Geminio, wzięła kopie w ręce i prawie biegiem udała się do przyjaciółki.
Wchodząc do Pokoju Wspólnego Gryfonów rozejrzała się, wzrokiem poszukując rudych loków. Nic tu się nie zmieniło. Dalej to ciepłe, przytulne pomieszczenie, w którym tak lubiła przesiadywać. Ginny siedziała na jednej z kanap rozmawiając o czymś z Harrym. Gdy tylko zobaczyła Wybrańca, od razu przypomniał jej się widok ze zdjęcia, ledwo pohamowała wybuch perlistego śmiechu, wzięła głęboki oddech i podeszła do dwójki Gryfonów.
-Hej Harry -mruknęła, nie mogąc wydusić z siebie więcej, przed obawą nagłego napadu.
-Cześć Hermiona -uśmiechnął się.
-Witaj Mionka -przywitała się Gin i pocałowała Herm w policzek.
-Chciałam ci coś pokazać -skierowała się do przyjaciółki.
-Coś się stało? -spytała.
-Zobaczysz, ale nie tutaj, chodźmy do mnie, to takie dziewczęce sprawy – mrugnęła do Pottera i złapała Rudą za rękę, znikając za drzwiami.
* * *
-Stary, zostaw już tą whisky w spokoju, bo nie trafisz do dormitorium -uśmiechnął się Blaise widząc, jak Draco pochłania chyba szóstą szklankę Ognistej.
-To mnie zaniesiesz -spojrzał na przyjaciela dopijając resztę bursztynowego napoju.
-Taa, jak zwykle, ja tu mam być twoją opiekunką jak ty znowu zalejesz banie prawie do nieprzytomności -żalił się Zabini.
-Jest powód mój drogi przyjacielu -uśmiechnął się Smok.
-Ty nawet bez powodu, potrafisz spić się w trupa -stwierdził Zabini.
-No już nie dramatyzuj, ty też powinieneś się napić.
-Pić to będziemy na imprezie-skomentował.
-Też -nalał whisky do szklanki Diabła.
-Dobra, dawaj, w końcu należy nam się za tą cudowną zemstę -wziął szklankę z napojem od przyjaciela.
-Zdrowie najprzystojniejszych, najbardziej przebiegłych, pomysłowych i przede wszystkim sprytnych Ślizgonów -wygłosił Draco.
-Oj przestań bo się zarumienię -machnął jedną ręką Blaise, na co obaj się roześmiali.
-Zdrowie! -stuknęli się szklankami, a po chwili ich gardła rozgrzewała Ognista.
* * *
-No chodź, chodź -poganiała Hermiona, chcąc jak najszybciej pokazać znalezisko Ginny.
Kiedy w końcu znalazły się sam na sam w dormitorium Miony, rozsiadły się wygodnie na łóżku, a brązowowłosa wyjąwszy zrobione kopie zdjęci, podała pod nos Rudej.   Ta złapała w ręce fotografie i schowała za nimi swoją głowę.
Herm patrzyła z wyczekiwaniem na przyjaciółkę obserwując jej reakcję. Zapadła chwila ciszy, po czym Wiewiórka wybuchła głośnym śmiechem. Obie śmiały się w niebogłosy, raz po raz spoglądając na Harry'ego i Rona całujących się z "pięknościami" Hogwartu.
Pokładały się na białą pościel, trzymając za brzuchy, gdy usłyszały trzask drzwi, dochodzący z pokoju wspólnego. Wstały z łóżka i podążyły z uśmiechami na twarzach do salonu.
Wchodząc, zauważyły równie dobrze rozbawionego Blaise'a i podpitego Draco, który już sięgał do barku po wiadomo co.
-Witam drogie Panie -przywitał się Zabini i ucałował obie dziewczyny w policzek.
-No cześć -odpowiedziały obie.
-Organizujemy u nas imprezę za tydzień w sobotę, wpadniecie? -spytał błagalnym tonem Diabeł. Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo.
-Chętnie - powiedziała Weasley'ówna
-Z jakiej to okazji? -dopytała Herm.
- A słyszałyście o już o dwóch nowych parach? -spytał Zabini, chcąc pochwalić się wyczynem.
-To wasza sprawka? Te fotografie? -spytała Gin.
-Wiewióreczko kochana, patrzysz na prawdziwego mistrza podstępu, wybitnego i niedocenionego, przystojnego króla del Diablo -szczycił się czarnoskóry.
-I to z tego powodu? -zdziwiła się Ruda.
-Oczywiście, będziemy świętować o wytrwałość dla naszych gołąbeczków -roześmiał się Ślizgon.
-No sam pomysł był niezły-przyznała Miona.
-Dzięki - wyszczerzył się Malfoy, trzymając w ręku całą butelkę Ognistej. Podniósł ją wysoko w górę kierując się w stronę Gryfonek. Wziął je pod rękę, a nawet Miona się temu nie sprzeciwiła i spojrzał na przyjaciela, który stał przed nimi.
-To jak? Pijemy? -uśmiechnął się i pomachał trzymaną w ręce whisky.
            Miło było im znowu śmiać się w takim gronie. Ponownie rozmawiać i wygłupiać się. Nieobjęte było to, że dwie Gryfonki i dwóch Ślizgonów, mogło przebywać ze sobą, ba kolegować się, nie wysadzając przy tym połowy Hogwartu na małe kawałki. Wszędzie, widoczne były małe zmiany, nawet w zachowaniu uczniów i nauczycieli.
                                                                       * * *
            Zapadł zmrok. Na zewnątrz było na tyle zimno, że każdy wolał posiedzieć u ciepłym fotelu przy ognisku popijając ciepłe kakao lub jak większość Ślizgonów -Ognistą, która stała się wodą codzienną. Iskrzące się w świetle księżyca płatki śniegu, odbijają swoje refleksy w tysiące mieniących się kryształów. Pochodnie nieustannie rozświetlają korytarze, dajac przy tym lekkie ciepło. Uczniowie wędrują zasznurowani w swoje najcieplejsze szaliki.
            Zima w Hogwarcie miała swoje uroki. Za oknami szalał wiatr, zostawiając drzewa całkiem nagie. Tak wiele się zmieniło od czasów panowania Voldemorta. Najwięksi wrogowie stają się dobrymi znajomymi, a przyjaciele, którzy mieli być "na zawsze" oddalają się od nas sami nie wiedząc dlaczego i kiedy. Ale wszystko kręci się dalej, czas przecież nigdy nie zawraca. Ktoś, może kiedyś wróci, a ktoś odejdzie…
            Zawsze coś się zmienia, nieustannie. Przyroda ewoluuje, zmieniają się powierzchnie wód i lądów. Także zmieniają się ludzie… Ale czy ludzie? Czy ich serca zobojętniają się na ból. Płacz stał się oznaką słabości, lęk- tchórzostwa, a miłość? Czymże stała się miłość?
            Czy nie tylko jakimś świstkiem z podpisami dwojga całkowicie nieznanych sobie osób? Czy tylko miłością na chwilę, wtedy gdy jest dobrze, a kiedy zaczyna się sypać, nagle wielkie zakochanie ustaje? Czy tylko pociąganiem fizycznym, bez poznania osobowości i zachowań drugiej osoby?
            A może jednak jest uczuciem nierozerwalnym i trwałym? Takim, dzięki któremu poznajemy prawdziwą definicję szczęścia i spełnienia życiowego? Gdzie nie ma miejsca na troski i kłótnie? Gdzie każdy problem, rozwiązywany wspólnie, przynosi radość i satysfakcję? Gdzie dzień bez tej drugiej osoby jest udręką, która nie ma końca? Gdzie wszystko płynie prosto z zakochanego serca?
                                                                       * * *
            W Pokoju Wspólnym Gryfonów siedział zamyślony Potter, wpatrując się w palące drewno. Obok niego Ron starał się napisać chociaż kilka zdań eseju z Transmutacji. Najwidoczniej dobre czasy, kiedy mógł poprosić o to najmądrzejszą Gryfonkę w szkole się skończyły. Ale co tu dużo mówić, sam sobie na to zapracował, myśląc że postępuje właściwie. Tak na prawdę zależało mu tylko na tym, żeby Hermiona nie zadawała się z Draco i Blaisem, bo to on poszedłby w odstawkę, mimo tego, że brązowłosa starała się poświęcać mu swoją uwagę. Z nią było mu dużo łatwiej. Odrabiała za niego prace domowe, pomagała na lekcjach i starała się go bronić. Nie chciał tego wszystkiego stracić, przez dwójkę głupich Ślizgonów, którzy zburzyli tą piękną równowagę w jego życiu, przez co został sam jak palec, bo Harry nie jest w stanie mu we wszystkim pomagać
            Jakim cudem ona odeszła? Przecież była jego dziewczyną, bo w ten właśnie sposób starał się nie dopuszczać do niej nikogo innego. W końcu była atrakcyjną, inteligentną i teraz, na ostatnim roku w Hogwarcie stała się wyluzowaną dziewczyną. Kto by takiej nie chciał? No właśnie, chyba większość, widząc zachowanie chłopaków z różnych domów na ostatniej imprezie. . Jednak w głębi serca, chciał żeby Hermiona była szczęśliwa, mimo wszystko. Nawet to, że tym szczęściem miałby się okazać Draco Malfoy.
            -O czym myślisz? -spytał Wybraniec, widząc zamyślonego przyjaciela.
-A, o niczym -mruknął i zaczął mazać na pergaminie coś, co prawie przypominało litery.
-Ja o Hermionie -przyznał się Harry. Bardzo za nią tęsknił.
-Jej temat mamy chyba obgadany -rzucił Ron.
-Chyba tak, ale dalej nurtuje mnie jedno pytanie -rozmyślał.
-Niby jakie? -spojrzał na okularnika.
-Czemu Miona nagle zaczęła zadawać się z tymi Ślizgonami? -spytał.
-Sam nie wiem, coś jej się poprzestawiało -skwitował rudzielec.
-Ale dlaczego akurat z Malfoy'em? Przecież to był nasz i jej odwieczny wróg. Nigdy go nie lubiła, a teraz co? Nagle ze sobą normalnie rozmawiają, jakby te wszystkie lata nienawiści poszły w zapomnienie.
-Ona jest jakaś dziwna, zmieniła się. To już nie jest nasza przyjaciółka Harry. Zostawiła nas -skomentował.
-A nie uważasz, że to po części nasza wina? -mruknął.
-Nasza?! Że nagle woli towarzystwo Zabiniego i tej blond fretki? – oburzył się rudzielec.
-Ale gdyby nie te nasze plany i oskarżenia, to może...
-Skończ gadać takie głupoty, to ONA się od nas odsunęła, i to ONA jest temu winna. My tylko próbowaliśmy ją odzyskać -przerwał Ron i wstał z miejsca.
-I tak mam wyrzuty sumienia, co do ostatniego razu -spuścił głowę Potter.
-Niepotrzebnie -wziął pergamin w ręce.
-Idę spać -rzucił na odchodnym.
-Dobranoc -szepnął Harry, wplatając swoje ręce w czarne włosy, opierając się łokciami o kant stołu. Nadal myślał o Hermionie. Brakowało mu jej. Mimo, że wymieniali ze sobą kilka zdań, to i tak chciałby móc z nią porozmawiać, czy powspominać.
            Zawsze była mu oddaną przyjaciółką, tak naprawdę w każdej chwili jego czarodziejskiego życia. Ron czasami wątpił, ale nie ona. Ona była nieustannie przy nim, mógł się na niej wesprzeć, a także ona na nim. To trochę przez egoizm Rona tak się od siebie odsunęli. Nigdy nie chciał, żeby doszło do czegoś takiego.  Zawsze myślał, że ich przyjaźń przetrwa wszystko co najgorsze w życiu… Ale czy jest ona stracona? Czy już nie ma nadziei na poprawę relacji? Czy wszystko, co ich łączyło, mogło tak po prostu zgasnąć i nigdy więcej nie zapłonąć? Czy wszystkie wspólne przygody i tajemnice, mogą zginąć śmiercią zapomnienia?
___________________________________________________________________________

Witamy :)
Ależ, jak burza mkniemy XD
Rozdział XV, czyli połowa naszej twórczości za nami ;)
Uchylimy rąbka tajemnicy:
W następnym rozdziale ( piątek lub sobota) Draco i Mionka się pogodzą :D
Komentujcie, oceniajcie !
Buziole,
Lúthien, Pyskata( ładnie się przechrzciła, łobuz jeden-L. XD)  ;**
PS: Dziękujemy za poprawki w komentarzach ;)
INFO:
Miniaturka chyba na tygodniu, zobaczę jak się ocenowe sprawy rozwiną xD
ANKIETA, gdzieś na lewym pasku, na dole. Zachęcam do głosowania ;)
Lúthien ;*
GG: 9122505