___________________________________________________________________
Ostatnie dni roku szkolnego w Hogwarcie przemijały
nadzwyczaj szybko. Z mrugnięciem oka minął tydzień, który przyniósł ze sobą
oczekiwania i opowieści, przekazywane z ust do ust przez rozgrzanych słońcem
uczniów.
Lekcje były lekkimi powtórkami, szczególnie praktycznymi
i nawet nauczyciele nie zadawali sobie wiele trudu, również tęsknie wyczekując
tego wolnego czasu, w którym odpoczęliby od podopiecznych i innych trudnych spraw.
Gwar rozmów w Wielkiej Sali wcale, a wcale nie cichł.
Śniadanie zawsze było żywym wydarzeniem, a większość uczniów paplała wesoło to
o tym, to o tamtym. W powietrzu unosił się zachęcający zapach potraw, a słońce
wpadało przez wielkie okiennice, oświetlając całe pomieszczenie.
Uczniowie Slytherinu obmyślali co lepsze, głupie odzwyki,
czy też dowcipy, które mogliby zrealizować jeszcze w te ostatnie dni. Co
niektóre panny głośno rozprawiały o paryskich pokazach mody, na które
koniecznie muszą się wybrać, a panowie z kolei o Mistrzostwach Świata w
Quidditchu, które miały odbyć się w tym roku w Polsce.
Krukowi byli w zarozumiałych nastrojach. Niektórzy
przechwalali się, jakie będą mieli średnie końcowe i oceny z eliksirów. Inna
połowa marzyła tylko o popołudniu na błoniach z ciekawą książką w dłoni.
Puchoni spoglądali po sobie zaspanym wzrokiem, a sok
dyniowy szybko znikał z dzbanków. Wiedzieli jedynie, że imprezy w środku
tygodnia nie są najlepszym rozwiązaniem.
Gryfoni nie byli radzi z tego, że to już koniec roku i
muszą się udać do domu, gdzie czekają na nich rodzice, z tysiącem pytań i
uścisków. Ale przecież, nawet podczas wakacji może zdarzyć się jakaś przygoda?
Draco i Blaise siedzieli przy swoim stole, niemrawo żując
śniadanie.
- Powinienem Ci przylać, za
tę akcję z Ginny – rozpoczął Blaise. Mimo, że minęło już wiele czasu od tego
zdarzenia, chwila, by wygarnąć wiele
rzeczy przyjacielowi nadarzyła się dopiero dziś.
- Nie sądzę – odrzekł lekko Draco, odwracając się w jego
stronę z ironicznym uśmieszkiem.
- Tak bezczelnie mnie okłamać, no wiesz co… - kontynuował
Diabeł, chcąc wreszcie wydobyć cokolwiek z blondyna. Ostatnio można powiedzieć,
że zamknął się w sobie. Jeśli odpowiadał na pytania, to jedynie wkurzającymi
monosylabami.
- Tak wiem, jesteś mi
wdzięczny… nie ma za co, nie ma za co – powiedział, przeglądając wzrokiem
Wielką Salę.
- Nie no, nawet za to być Ci nie walnął, ale kurwa,
mógłbyś zacząć ze mną rozmawiać jak jakiś normalny, cywilizowany czarodziej? –
zapytał brunet, uderzając pięścią w stolik, a naczynia stojące na nim
zabrzęczały.
- Nie mógłbym…
- Czemu?
- Bo nie jestem normalny – stwierdził ze złością Draco i
szybko wstał.
Przemierzył Wielką Salę, ale drzwi otworzyły się i
wyłoniła się z nich Hermiona Granger. Stanęła na jego widok, niby trafiona
jakimś urokiem.
On również przystanął i spojrzał w jej czekoladowe oczy,
które prześladowały go każdej nocy. Czuł, jak coś się zmienia. Coś odchodzi.
Coś, co już nigdy nie powróci. Próbował zatrzymać tę chwilę, ale wymykała mu
się przez palce, jak woda przez zaciśnięta pięść. Nie chciał, by cokolwiek
zmieniało się kiedykolwiek. Chciał, by pomiędzy nimi wszystko było tak, jak w
Boże Narodzenie.
I wiedział, że jednak coś pękło, i w nim, i w niej.
Hermiona pewnym krokiem przeszła obok, a Draco poczuł tylko jej słodkie perfumy,
które przypominały o każdej straconej chwili.
* * *
Ginny usiadła pod jednym z drzew, przy którym siedział
zamyślony Diabeł, wpatrujący się w błyszczące jezioro. Dobrze wiedziała, co go
dręczyło… bo dręczyło też ją.
-Nie myśl o tym – powiedziała delikatnie, wiedząc, że
choć na chwilę odwróci jego uwagę.
- Martwię się. On ewidentnie
ją kocha, a tu co… jak zwykle – westchnął z irytacją, patrząc na swoją
dziewczynę. – Nas to potrafili pogodzić, ale sobie, to nie dadzą pomóc.
- Tacy już są. Oboje boją się siebie nawzajem – wyjaśniła
dziewczyna.
- Chyba musimy poczekać –
powiedział Blaise.
- Też mi się tak wydaje.
Wiele rzeczy muszą sobie poukładać w tych roztrzepanych głowach…
- Ale jedno wiem na pewno.
Chyba nigdy w życiu im się nie odwdzięczę za to, co zrobili dla nas – zakończył
prawie szeptem, zamykając oczy.
I właśnie w tym momencie Ginny pomyślała dokładnie to
samo.
*
* *
Przedostatni dzień był cały zajęty przygotowaniami do
zakończenia roku. Hermiona jako prefekt, musiała zająć się wieloma sprawami.
Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby tym czynnościom nie
towarzyszył ciągły, palący, obserwujący wzrok pewnego blondyna, jej
współlokatora, notabene osoby, do której uczucie tak chętnie skrywała.
Cóż mogła poradzić, że ten chłopak, a właściwie mężczyzna
oddziaływał na nią mocniej, niż ktokolwiek inny? Przecież nie miała na to
żadnego wpływu i chyba to najbardziej ją denerwowało.
Delikatnie podniosła szarfę z herbem Hogwartu. Jeszcze
tylko kilkanaście godzin. Tylko kilkanaście godzin…
*
* *
Patrzenie na nią, sprawiało mu przyjemność. Wyważone,
staranne ruchy, zmysłowa gracja. Naprawdę wiele można rzec o niej, ale na pewno
nie to, że nie jest piękna na swój sposób.
Dla niego była boginią. Kleopatrą o brązowych oczach,
prawie złotej skórze i lokach, układających się jak sprężyny. Raz kusicielką,
raz małą dziewczynką. A kiedy indziej, obiema w wybuchowej mieszance.
Wiele wyszukanych epitetów krążyło po jego głowie, kiedy
tylko na nią spoglądał. Naprawdę wiele niewypowiedzianych, tak idealnie
skrywanych przemyśleń i słów, które powinny ujrzeć światło dzienne.
Nie rozmawiali ze sobą. Jedynie jakieś ciche „cześć”
wypływało z ich ust. Przeważnie traktowali się jak powietrze. Jak coś, czym
oddychamy, jednak tego nie widzimy. I to był ich paradoksem… próbowali
zapomnieć.
Niestety, nie wszystko można było załatwić w ten sposób.
*
* *
Wieczór przyniósł ze sobą złocisty zmierzch i ciepły
wiatr, który delikatnie rozwiewał jej loki. Kto mógłby pomyśleć, że to już jej
ostatni wieczór w tej szkole. Tak wiele tu przeżyła, tak wiele nauczyła. Ciężko
będzie tak po prostu pozostawić za sobą tyle lat życia w tych murach, które
zawsze zapewniały jej bezpieczeństwo.
W
pierwszej klasie poznała Rona i Harry’ego, jej przyjaciół. Wtedy to ocalili
Kamień Filozoficzny przed Lordem Voldemortem. Wtedy to w jej życiu po raz
pierwszy pojawił się Malfoy i na zawsze chciała, by z niego zniknął.
Drugi
rok nauki był pełen niespodzianek. Przygotowywanie eliksiru Wieloskokowego
w łazience Marty, późniejsze
wypicie go i stanie się po części kotem – akurat to nie było miłe.
Spetryfikowanie przez Bazyliszka też nie należało do najlepszych wspomnień. A
chyba tym, co kłuło najbardziej, była pierwsza „szlama” ze ślizgońskich ust.
Kolejny rok był na pewno bardziej napakowany zagadkami,
niż ten poprzedni. Dokładnie pamiętała to śmieszne wróżbiarstwo, a także to , jak
świetnie przywaliła Malfoyowi, prawie łamiąc mu nos. Piękne czasy zmieniacza
czasu oraz ratowania Syriusza, który okazał się dobrym człowiekiem i osobą,
która dawała Harry’emu nadzieję.
Czwarty rok w całości minął na ciągłym zamartwianiu się o
Wybrańca, który brał udział w Turnieju Trójmagicznym oraz bzdurami wypisywanymi
przez Ritę Skeeter. Ale najważniejszym wydarzeniem, które zapamiętała, to Bal
Bożonarodzeniowy spędzony wraz z Krumem. A także spojrzenie Draco, które coś
wyrażało… tylko nigdy tego nie rozszyfrowała.
Kolejny rok był pełen różowej Umbridge, jej brygady
inkwizycyjnej i walką z nimi. Był to także czas po powrocie Voldemorta, czas
niebezpieczny. Walka w ministerstwie była bardzo kosztowna. Utrata Syriusza
wiele znaczyła nie tylko dla Harry’ego, również dla niej.
Szósta klasa przyniosła wiele łez i zawodów, w
szczególności na Ronie, w którym była zakochana. Tego czasu, w którym tak wiele
osób było zagrożonych, wolała wcale nie pamiętać.
Później była wyprawa związana z horkruksami. Najbardziej
zapadły jej w pamięć odejście Rona i tortury zaserwowane przez zwariowaną
Bellatrix. A później Bitwa o Hogwart, w której tak wiele serc przestało bić na
zawsze.
Ten rok był zwariowany pod każdym ze względów. Zadawanie
się ze ślizgonami, kłótnie z Gryfonami i to, co się stało i jak się stało.
Harry i Pansy byli ze sobą szczęśliwi. Nie obchodził ich świat, wreszcie
znaleźli oparcie, którego oboje szukali
wiele dni. Ron i Parvati odnaleźli się
po wielu latach, choć tak naprawdę byli obok siebie.
Wszystko szło w jak najlepszym kierunku.
*
* *
W salonie nie było nikogo. Najwyraźniej, jej współlokator
wyszedł świętować zakończenie roku. Ona też miała taki zamiar. Jej wzrok
skierował się ku barkowi, skąd wyjęła kilka butelek piwa kremowego.
Z takim zaopatrzeniem mogła spokojnie zająć się
pakowaniem i uprzątnięciem swojej sypialni.
Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem,
które słyszała każdego dnia. Jednak ciężko jej będzie rozstać się ze szkołą.
Po kolei brała do ręki ubrania, książki i wszystko inne,
skrupulatnie wkładając je do kufra. Mogła użyć prostego zaklęcia. Ale nie
chciała, bo w ten sposób żegnała się z Hogwartem już na zawsze.
I nie tylko ze szkołą chciała się pożegnać. Chciała
zapomnieć o tych miesiącach udręki, które powoli robiły z jej twarzy maskę.
Może, jeśli odetnie się od niego, wszystko minie? Wzięła do ręki butelkę i
pociągnęła łyk… ten smak zawsze będzie jej się kojarzył z Hogsmeade, z Gospodą
Pod Trzema Miotłami.
Na koniec została jej szafka nocna. W niej trzymała
rzeczy, które były najważniejsze, dawały jej najwięcej. Zajrzała do pierwszej
szuflady, z której wyciągnęła swój pamiętnik…
- Kiedyś go spalę – mruknęła do siebie, już wyobrażając
sobie, jak płomienie liżą wszystko, co w tym roku zaciągało ją powoli na dno.
W drugiej szufladzie były jej korespondencje. Wyjęła
listy i pieczołowicie ułożyła w kufrze. Jednak jej wzrok przyciągnęła zamknięta
koperta, na której bardzo znanym pismem napisane było jej imię.
Wzięła w dłoń swoje znalezisko, chcąc jak najszybciej
poznać jej zawartość.
Wtem w drzwiach stanęła jej przyjaciółka, a Hermiona w
panice schowała go do kieszeni szaty przygotowanej na jutro.
- Heej – przywitała się Ruda, wesoło wypełniając
wesołością pomieszczenie.
- Cześć, cóż to Cię do mnie
sprowadza? – spytała zdziwiona dziewczyna, patrząc nieco podejrzliwie na
rudowłosą.
- Idziesz. Ze. Mną. Na. Małą.
Imprezę – wyrzuciła z siebie pełnym nadziei głosem, który nie zwiastował
niczego dobrego dla brązowowłosej.
- Ginny, ja? W tym wieku? – spytała, mając cichą nadzieję
na to, że uda jej się uniknąć tego wyjścia.
- Mionka, Mionka, Mionka –
poczęstowała towarzyszkę spojrzeniem godnym pani Weasley. – Wbijaj się w jakiś
fajny ciuszek i hop – siup na jednej nóżce – dodała. – A jak nie to się obrażę…
- Ej, nie ma tak –
powiedziała zdezorientowana Herm, ale patrząc w maślane oczka Gin, poddała się.
– Dobra, ale nie odstawiam się, idę w czym chcę.
- No okeeej – ucieszyła się
Ruda. – Będę za 30 minut!
*
* *
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – szepnęła Hermiona,
kiedy to wraz z przyjaciółką, podążały do Pokoju Życzeń.
- Nie narzekaj, nie będziemy długo – upewniła ją Ruda,
uważając tymczasem, by nie wywinąć jakiegoś orła na śliskim marmurze.
Miona natomiast już wiedziała, jak będzie wyglądać cała
ta impreza. Gin wywinie się gdzieś z Diabłem, Harry będzie balował z Pansy, Ron
z Paravati, a ona będzie siedzieć sama. Chociaż, może napije się jakiegoś
porządnego alkoholu.
Wiedziała, że zmieniła się, że ten rok wiele nowego
wniósł do jej życia. Tylko, jak wiele?
* * *
Widział jak wchodzi. Jak jej włosy falują przy każdym
najmniejszym ruchu. Jak uśmiecha się do Diabła, który nagle pojawił się obok
niej. Jak obejmuje wzrokiem salę, przyglądając się tańczącym.
Wiedział, że lubi tańczyć. Wiedział, że jest w tym
niesamowita, a w szczególności wtedy, kiedy tańczy właśnie z nim.
Widział, że patrzy w stronę baru, ustawionego pod lewą
ścianą. Wiedział też, że przyszła się napić i to sporo… Dokładnie tak, jak on.
Kładzie rękę na ramieniu Blaise’a, który chyba właśnie
opowiedział żart. Śmieje się, ale ten śmiech nie jest prawdziwy. Ona udaje,
robi to z taką premedytacją, tak dobrze to ukrywa. Ale on wie. On wie, że coś
jest nie tak.
Nagle, chyba wyczuwa, że ktoś na nią patrzy. Odwraca
wzrok i spogląda wprost w jego rozżarzone oczy. On wstaje, stawia kroki, ale
ona stoi w miejscu. Traci kontrolę.
Diabeł i Ruda wycofują się, widząc, co się dzieje.
On stawia swoje kroki dalej, ale ona zaczyna się cofać do
wyjścia. Nie chce tego spotkania, boi się go. Wie, że wiele rzeczy nie powinno
się w ogóle stać. Wie też, że jest owocem zakazanym, czymś, czego on nigdy nie
powinien dotknąć.
Ale czy to nie te zakazane smakują najlepiej?,
odpowiadają jej jego oczy.
Dziewczyna już naciska klamkę, odwraca się i szybkim
krokiem wychodzi.
On wie, ze to złe, że nie powinien, ale idzie za nią,
przemierza, te kilka metrów, jakby były jedynie krokiem w drodze do szczęścia.
Prawie wybiega z Pokoju Życzeń. Widzi ją na końcu
korytarza, kiedy skręca w jedną jego odnóg. Idzie za nią.
Kroki odbijają się echem od ścian i toczą się po całym
zamku. Ale nie dbają o to. Ona idzie przed siebie, prawie biegnie. Ale on i tak
ją dogania. Łapie ją w pasie i przypiera całym ciałem do ściany.
Ale ona nie chce tego dotyku i pragnie jednocześnie. Jest
rozbita. Nie unosi głowy, nie chce z bliska patrzeć na te oczy, które w snach
pokazują jej własne lęki.
Jego place już są na jej podbródku, podnosząc go ku
górze. Chce widzieć jej oczy. Ten ostatni raz.
Maska pokrywa obie twarze.
On chce widzieć ją, nie imitację.
Jego usta opadają na jej wargi.
“But I’m burning, burning
cause you set my soul on fire
Girl I don’t know what I’ll do”
On wie, wie, że to co robi, zawsze będzie przy nim, że
to uczucie zostanie, nigdy nie odejdzie.
A ona czuje, że ten pocałunek jest pożegnaniem. I godzi
się z tym.
Nagle gorączka jego ust opuszcza jej wargi.
- Nigdy Cię nie zapomnę – wyszeptuje wprost w jej
malinowe usta, a na jego twarzy widać wewnętrzną bitwę. Rozrywa swoje serce na
dwie połowy… jedna nieświadomie zostaje w jej dłoniach. Odpycha się od ściany i
odchodzi.
Nie odwraca się. Ona stoi, nie wiedząc do końca, co się
dzieje. Analizuje jego słowa, i już wie, że to koniec. I gdy tylko słyszy, że
kroki oddaliły się znacznie, fala łez zaczyna cieknąć po jej twarzy. Łzy straty
i gniewu jednocześnie.
- Ty draniu – szepcze dziewczyna. – Ty draniu…
Nie wie, jak udało jej się dotrzeć do dormitorium. Jak udało jej się zasnąć, tego
też nie wie. Teraz wie tylko jedno… to definitywny koniec.
* * *
- Witajcie, na zakończeniu kolejnego roku nauki w Szkole
Magii i Czarodziejstwa Hogwart – rozpoczęła Minerwa McGonagall. – Myślę, że ten
czas był dla Was kolejnym ważnym krokiem w drodze do dorosłości – kontynuowała,
ale Hermiona wyłączyła się całkowicie. Wczorajsze wydarzenia wciąż szalały w
jej głowie, nie dając żadnej chwili wypoczynku. Chciała wreszcie rozsiąść się w
szczelnie zamkniętym przedziale lokomotywy i zatopić w jakiejś miłej lekturze.
- Żegnajcie, siódmoklasiści, życzę Wam powodzenia! A z
resztą, mam nadzieję widzieć się we wrześniu, do zobaczenia – zakończyła
profesorka, a Miona wstała żwawo, by po raz ostatni spełnić obowiązki Prefekta
Naczelnego.
*
* *
- Nie wierzę, że to już koniec – westchnęła Ruda,
siedząca obok Zabiniego. Hermiona patrzyła w okno. Ona wierzyła, aż za bardzo.
- Będzie dobrze – zapewnił ją Blaise z czułym uśmiechem.
Brązowowłosa rzuciła im tylko znaczące spojrzenie, na co oni wyszli z
przedziału.
Została sama ze swoimi myślami. Coś w jej umyśle mówiło
jej, że tak będzie lepiej, że to nigdy nie było im pisane. Ale ta druga połowa
drwiła sobie z tej teorii, wyzywając ją od głupich i niemoralnych.
Droga mijała, a ona pozostawiała za sobą coraz więcej
niewypowiedzianych słów i myśli.
Na horyzoncie zaczęły pojawiać się jakieś angielskie
wioski. Zbliżali się do Londynu.
Wsunęła dłonie do kieszeni i
wyczuła kawałek papieru.
Nie przeczytany list wciąż spoczywał na jej dnie.
Wyciągnęła go i drżącymi dłońmi rozerwała kopertę.
Rozwinęła pergamin.
Hermiono,
Wiele
słów mógłbym poświęcić na to, by powiedzieć Ci, jak bardzo mi na Tobie zależy.
Jesteś
moją ucieczką od najgorszego, jesteś moim prywatnym światem. Jesteś kimś, kto
we mnie uwierzył, kto dał mi nadzieję. Przykro mi tylko, że ją straciłem.
Wesołych
Świąt,
Draco.
PS.:
Kocham Cię.
Wjechali na obrzeża Londynu. Ma mało czasu. Musi się
spieszyć.
Odłożyła list, a słona łza spłynęła po jej policzku.
Drań.
Szybko zdjęła szatę i schowała ją do torby. Przejrzała
jeszcze przedział, kiedy wjechali na peron Dworca King’s Cross.
Musi jeszcze zobaczyć, czy nikt nie został. Przeklęła w
duchu obowiązki prefekta.
Czekała, aż fala uczniów
wyleje się na betonowy peron, patrząc na nich z okna, a kiedy korytarze
opustoszały, zaglądała do każdego z przedziałów.
Spieszyła się, jak jeszcze nigdy.
Wybiegła z pociągu. Twarze otaczających ją ludzi rozmazywały
się, nie widziała nikogo. Ale wtedy dostrzegła platynowe włosy, które zalśniły
w letnim słońcu.
- Draco – krzyknęła rozpaczliwie, zwracając uwagę wielu
ludzi stojących w pobliżu. Ale na nich jej kompletnie nie zależało.
Żadnego ruchu, żadnej reakcji.
- Draco – szeptała w agonii, która nagle ogarnęła jej
ciało. Ściskała cenny list w dłoni.
Odwrócił się.
I
widziała już jego oczy, patrzące na nią bez maski, która chroniła ich oboje
przez tak wiele czasu.
Widziała
w nich to, czego tak bardzo bała się kiedykolwiek pokazać u siebie.
*
* *
- A nie mówiłam! – krzyknęła cicho kobieta.
- Jak zawsze masz rację – powiedział
mąż, łapiąc ją czule za dłoń.
___________________________________________________________________________
Udało się ;) Niespodziewanka na piątkowy wieczór :)
Powiem tak, raz jest lepiej, raz gorzej, bo rozdział
można powiedzieć rozrywany.
No, ale co będę mówić. Oceńcie sami!
Trzymajcie się, dziękuję Wam za wszystko!
Lúthien ;*
KOMENTARZE=
MOBILIZACJA! ;)