Już czas nauczyć się wypatrywać tęczy, gdy pada,
Zwłaszcza, kiedy pada w nas.
A gdy zmrok zapada, mrokowi nie dawać szans
I kierować się ku światłu gwiazd.
________________________________________________
Hermiona wstała rano z lekkim bólem głowy, który był echem poprzedniego wieczoru. Zasnęła dopiero późno w nocy, a przez jej umysł wciąż przelatywała leżąca w torebce wizytówka. Myślała o tym, by zadzwonić na ten numer.
Zrobiła sobie kawę i usiadła z telefonem w ręku. Aż w końcu wybrała numer i nacisnęła zielony przycisk.
- Słucham? – usłyszała męski, zaspany głos. Speszyła się, wiedząc, iż obudziła tego człowieka.
-Dzień Dobry. Czy to pan Anthony Ryder? – spytała, a gdy potaknął, kontynuowała -Dostałam ten numer…
- Skąd go masz? – powiedział nagle rozbudzony głos, a Hermiona trochę zwątpiła.
- Dostałam od barmana w Dragon Moon – odrzekła spokojnie. Głos w słuchawce westchnął delikatnie.
- Możemy umówić się na spotkanie i porozmawiać – zaproponował rzeczowym tonem niejaki Anthony, a Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze robi. – Oczywiście na tle zawodowym – dopowiedział. – W moim biurze w Dragon Moon.
Zimna kalkulacja, która właśnie odbywała się w umyśle dziewczyny zdecydowała.
- O której mam się zjawić?
- O 21.00.
* * *
- Jak się czujesz tatusiu? – spytała Hermiona, patrząc na jej bohatera, który w tej przerażającej bieli, sam wyglądał jak anioł.
- Dobrze córeczko – uśmiechnął się uspakajająco.
Hermiona odwzajemniła uśmiech. Wiedziała, że poranna decyzja o zadzwonieniu do agencji była słuszna. Nie mogła skazać ojca na los, którym go obdarowano.
- Jak minął Ci wczorajszy dzień, słonko? – spytał tata, oglądając jej szczupłą twarz. – Jadłaś śniadanie?
- Tatoooo, nie martw się o mnie. Jadłam – skłamała, krzyżując palce za plecami.
- Muszę się martwić – powiedział, uśmiechając się ciepło.
Dziewczyna usiadła na łóżku obok leżącego ojca, który złapał ją za rękę. Nie chciała nawet myśleć o tym, że mogłaby go stracić. Zbyt wiele pięknych chwil było jeszcze przed nim, jak i również przed nią.
- O czym myślisz? – zapytał ją ojciec, a jego pobladła twarz wyrażała zainteresowanie.
Hermiona spojrzała na niego i uśmiechnęła się uspakajająco.
- Myślę, że wiem skąd zdobędę pieniądze na zastawkę – wyrzuciła jednym tchem, obserwując reakcję swojego rodzica, który próbował przybrać groźną minę.
- Mionka, mówiłem Ci, że nie ma takiej mowy. Nie będziesz się zaharowywać – powiedział póki co spokojnym tonem.
- To praca tylko na wieczory – powiedziała i uścisnęła jego rękę.
- Co to za praca?
- Tylko pół etatu w elitarnym klubie – wypowiedziała to słowo mając świadomość tego, iż kłamstwo ma bardzo, bardzo krótkie nogi.
* * *
Mieszkanie Narcyzy Malfoy było wyjątkowo eleganckie. Stare meble i piękne, wytłaczane tapety czyniły je miejscem przytulnym i wygodnym. Półki były pełne książek i magicznych zdjęć z pięknych czasów.
Sama Narcyza była niezwykłą czarownicą. Zawsze zaangażowana w sprawy społeczne i tak znajdowała czas dla swojego jedynego syna. Dziś właśnie zaprosiła Dracona na kolację. Miała cichą nadzieję, iż przyprowadzi on ze sobą kogoś więcej, dlatego na stole zawsze pojawiało się dodatkowe nakrycie. Czasem zjawiał się Anthony, który uwielbiał jej kuchnię. Jednak nie jego wyczekiwała ona najmocniej.
Dzwonek zadzwonił i kobieta poszła otworzyć swojemu synowi.
- Witaj mamo – Draco pocałował ją w policzek.
- Cześć synku. Czemu sam? – zapytała. – Myślałam, że przyjdzie z Tobą Tony.
- Niestety miał spotkanie służbowe – odpowiedział, siadając przy stole. – Mhm, ale pyszności.
Narcyza uśmiechnęła się. Czas, gdy Lucjusz odszedł z ich życia, stał się najpiękniejszymi, radosnymi chwilami.
* * *
Hermiona wyszła spod prysznica, coraz mocniej się stresując. Wzięła różdżkę i wysuszyła swoje blond włosy. Zrobiła makijaż i ubrała się w czerwoną sukienkę przed kolano. Wiedziała, że wygląda bardzo wyzywająco, jednak taki był cel. Musiała zdobyć pieniądze dla ojca. Za wszelką cenę.
Tak bardzo żałowała wielu sytuacji ze swojego życia, ale nigdy, przenigdy nie chciałaby mieć innych rodziców. Mamę już straciła. Nie pozwoli umrzeć i ojcu, który był jedynym stałym elementem w jej życiu.
Wyszła z mieszkania i teleportowała się w uliczkę przy Dragon Moon. Jak najszybciej opuściła ciemny zaułek i stanęła w krótkiej kolejce do wejścia.
- Powodzenia – szepnęła do siebie.
* * *
- Moja przyjaciółka po raz kolejny została babcią – powiedziała podekscytowana Narcyza, gdy odłożyła list. – To dopiero radość.
Draco spojrzał krzywo na mamę.
- Czy to jakaś insynuacja? – spytał, uśmiechając się do niej.
- Ależ skąd – odpowiedziała, upijając łyk wina. – Naprawdę chciałabym mieć wnuka – rozmarzyła się. – Albo wnuczkę.
- Przyjdzie na to czas – odrzekł Draco, jak zawsze, gdy na wierzch wypływał właśnie ten temat.
- Mam nadzieję – powiedziała sugestywnie Narcyza, szturchając syna.
* * *
Hermiona stanęła pewnie przy barze. Nie miała pojęcia, gdzie ma się kierować, ale kiedy barman ją zauważył, sam podszedł i przeprowadził ją na tyły klubu, do drzwi z napisem „biuro”.
- Powodzenia, ślicznotko – rzekł i odszedł.
Dziewczyna wzięła kilka głębokich oddechów, zapukała i weszła.
* * *
Anthony siedział przy biurku, czekając na nową kobietę. Mieli ze Smokiem niemałe problemy. Brakowało mu konkretnej sztuki, która maksymalnie zadowoli Maxa, a takich było naprawdę mało. Wszystko sprowadzało się do tego, iż Max nie grał czysto. Musieli mieć się na baczności na każdym kroku.
Rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, a chwilę potem pojawiła się w nich średniego wzrostu blondynka w krwistej sukience. Tony’emu dosłownie opadła szczęka.
- Dobry wieczór – odezwała się, skupiając swój wzrok na jego twarzy.
- Dobry wieczór – odpowiedział, uśmiechając się zachęcająco. – Usiądź proszę. Jak masz na imię?
- Elizabeth – zdradziła, sadowiąc się naprzeciw niego.
- Rozumiem, że jesteś dziewczyną, która dzwoniła do mnie rano? – spytał, gapiąc się na nią jak w obrazek. Zdążył pojąć, iż rozwiązanie problemów jest w zasięgu ręki. Należy to tylko dobrze rozegrać.
- Tak.
- Wspaniale – odpowiedział. – Pewnie chcesz spytać, na czym to wszystko polega? – Gdy potaknęła, kontynuował. – W tych całych usługach towarzyskich chodzi o to, byś towarzyszyła mężczyznom w spotkaniach, typu: bale, wernisaże, również te prywatne imprezy.
- Rozumiem. Jak ze stawką? –spytała, a Tony prawie podskoczył z radości.
- Od 2000 do 5000 za konkretne spotkanie. Wszystko zależy od tego jakie ono było – odpowiedział, uspakajając się.
- Mogę odejść w każdym momencie?
- Tak, jeśli coś Ci nie odpowiada mówisz o tym mi, bądź Smokowi i rozwiązujemy problem – wytłumaczył. – Smok to mój wspólnik. Będę prosił tylko o Twoje CV.
- Żaden problem, podeślę jeszcze dziś – odpowiedziała, uśmiechając się grzecznie.
- W takim razie dziękuję i do zobaczenia – powiedział i uścisnął małą dłoń swojej nowej pracownicy.
Elizabeth opuściła gabinet, pozostawiając zadowolonego z siebie Anthony’ego w samotności.
________________________________________________
Witam :)
Mam nadzieję, że dzięki temu choć jednej osobie dzień stanie się lepszy.
Pozdrawiam,
L. ;*