Zawsze zastanawiałem się, skąd wzięły się te wszystkie tradycje świąteczne, jakieś
określone ozdoby i kolędy. Przecież Jezus przyszedł na świat w ubóstwie, a nie przy bogatym
okryciu sztucznych mikołajów i innych takich. Bezsensowność tego, co mnie otaczało,
mógłbym wyliczać w tonach. To, co świat robił z różnymi prostymi wydarzeniami i
pamiętliwymi datami, bywało wielce niewyobrażalne, a ja mogłem jedynie stać obok. Stać i
patrzeć, jak wszyscy uganiają się za wielkimi prezentami, sosnową choinką, czy też ozdobami
w kształcie bałwanów, które nijak nie mają się do Świąt Bożego Narodzenia.
Mogłem stać i patrzeć, tak samo nie rozumiejącym wzrokiem, jak wtedy, gdy odeszła
miłość mojego, teraz już marnego, życia. Ja, Draco Malfoy przyznaję, że największym, a
zarazem najpiękniejszym błędem mojej dotychczasowej egzystencji, było zakochanie się w
Hermionie Granger. Nasza historia była niestety krótka, ale za to pełna w chwile, które będę
pamiętał do końca moich dni.
A wszystko miało swój początek w Hogwarcie. Wtedy to, postanowiłem, że się
zmienię, że postaram się naprawić błędy, do których doprowadziło śmierciożerstwo.
Przeprosiłem wszystkich, oficjalnie i na śniadaniu w Wielkiej Sali. Ale to nic nie dało. Ona
cały czas patrzyła na mnie z wyraźną niechęcią i choć omijała mnie szerokim łukiem, to i tak
czułem chłód, jakim mnie obdarzała. I przyszedł taki moment, w którym udało mi się ją
przekonać. Pewnego razu na lekcji eliksirów, Granger pomagała temu niedojdzie
Weasley’owi. Odwróciła się na moment, a Rudy wziął do ręki piołun i odmierzał, ile ma
wsypać. Wiedziałem, że ten eliksir po zderzeniu z piołunem wywołuje wybuch i w jednej
chwili, zasłaniałem swoim ciałem Hermionę, w trakcie, gdy nastąpił huk, a wszystkie włosy
Rona stały się lekko przydymione i postawione na sztorc.
I mimo, że wybuch dawno się skończył, ja wciąż wciągałem lawendowy zapach jej
perfum, jakby to one były moim tlenem.
-Złaź ze mnie Malfoy- otrzeźwiły mnie słowa Gryfonki i natychmiastowo podniosłem
się do pozycji stojącej, by potem podać jej swoją rękę.- Dzięki- mruknęła i wtem zabrzmiał
dzwonek, a ona szybko wymknęła się z klasy.
Od tej chwili jej spojrzenie nie było chłodne, było po prostu obojętne. Czasem,
zdołałem ją przyłapać, jak przygląda się mi, ale były to bardzo ulotne chwile. Niekiedy
odpowiedziała na moje przywitanie, jakby robiła to tysiące razy wcześniej, tak zwyczajnie.
Taka piękna… taka idealna. I przyszedł moment, w którym przekonałem się, co
znaczy „zakochać się”. Pocałowałem ją i włożyłem w ten pocałunek całego siebie. Wtedy to,
uświadomiłem sobie, że Granger, to ta jedyna. Próbowałem, naprawdę próbowałem
zapomnieć, ale czy naprawdę myślisz, że się da?
Uzależniłem się od jej widoku, zapachu, smaku malinowych warg, od całej niej. I
uzależnienie to zabijało mnie lepiej, niż najgorsze narkotyki. Miałem chore wizje, naszej
szczęśliwej i długiej przyszłości, która była tak bardzo sprzeczna z tym, co działo się teraz w
mojej głowie. Na drodze, którą kroczylibyśmy pewnie, stanął nie kto inny, jak Harry Potter-
Wybraniec. I wiesz, widziałem ich jak rozmawiali w bibliotece, widziałem te niechętne
spojrzenia Pottera, kierowane w moją stronę. A Hermiona? Ona starała się załagodzić
sytuację. Zadawała się i z nim, i ze mną, zadając mi ból i uzdrawiając jednocześnie.
Nigdy nie dowiedziałem się, dlaczego odeszła z nim. Może po prostu ich wieloletnia
przyjaźń była trwała i pewna, a nie zachwiana, jak nasza znajomość. Odeszła z nim… kiedy
te słowa obijają się o moją głowę, mam ochotę stłuc te wszystkie, bezsensowne i kolorowe
bombki, które nie symbolizują niczego, co chciałbym zobaczyć.
Jestem nikim. Moje życie zniknęło wtedy, kiedy i Ona mnie opuściła. Mogę jedynie
siedzieć na ławce, rozpamiętywać piękne chwile i nie przejmować się tym, że śnieg otula
moje ramiona i idealnie białe włosy. I mogę tylko kolejny raz przyznać się do największego
paradoksu rodu Malfoy’ów. Wciąż Cię kocham, Granger.
* * *
„I gdyby nie to wszystko, to byłoby dobrze wiesz
A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej, cześć”- Które foremki wybrać?- spytałam swojej mamy, która była pionierką w pieczeniu
takich różnych.
Nie uzyskałam odpowiedzi i momentalnie powróciłam w czasie, jakbym znowu była
w Hogwarcie, a przed sobą miała jego zmęczoną twarz. Pytanie, które powinno mieć
jednoznaczną odpowiedź padło, jednak nie uzyskało słowa „Tak” lub „nie”.
I kolejny raz widzę całego niego. Oraz oczy, niebiesko-szare, które patrzyły na mnie
tak bardzo nie rozumiejącym niczego wzrokiem. Nasza historia rozpoczęła się od uratowania
mnie przed i tak małym uszczerbkiem, jaki mi groził. Ale liczył się gest. Wtedy właśnie
zyskał w moich oczach.
Rozmowy, ciche zaczepki na korytarzach, zazdrość, jaka panowała w moim umyśle,
gdy on miał czelność zadawać się z Astorią. Tak stare rany, a wciąż piekły dawnym bólem. I
pocałunek, który zmienił moje życie. Może to brzmi nieracjonalnie, ale tak właśnie było.
Nigdy nie zapomnę jego dotyku, szeptu tuż przy moich ustach i spojrzenia niesamowicie
przeszywających oczu. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że się zakochałam, tak jak
można tylko raz w swoim życiu.
A później pojawił się Harry, ale nie jako przyjaciel, bo nim był zawsze. Pojawił się
jako czuły i otwarty chłopak. Zaczęliśmy odważniej ze sobą flirtować, a ja usilnie i na marne,
starałam się zapomnieć o blondynie, chociaż i tak spotykałam się z nim od czasu do czasu.
Nie mogłam sobie tego odmówić…
I wybrałam Harry’ego. Wiedziałam, co do mnie czuje, wiedziałam, że kochał mnie
naprawdę. Kochał… odeszłam, a później Potter zostawił mnie dla jakiejś innej czarownicy,
proponując mi przyjaźń. I odszedł tak, jak ja kiedyś.
Chyba największym błędem ludzkości jest to, że nie nikt nie potrafi otwarcie mówić o
swoich uczuciach. Każdy ukrywa to, co mu w duszy gra, bojąc się zdrady, zawodu. I wiesz,
że nie zaryzykowałam. Nie powiedziałam Malfoy’owi, chociaż powinien wiedzieć, żeby mógł
żyć z wiadomością, że ma dla kogo to robić. I gdyby nie to, może wciąż widziałabym twoje
oczy, skarbie.
-Mionka, idziesz? -mama wyrwała mnie z zamyślenia.
- Tak, które wybrałaś?- spytałam, by choć na chwilę wrócić do zwykłej, świątecznej
codzienności.
-Te w gwiazdki, są takie fajne- odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się lekko.- A tak inną
drogą, kiedy poznam jakiegoś odpowiedniego pana?- zapytała, a ja wytrzeszczyłam oczy ze
zdumienia. Co też jej przyszło do głowy? Przecież nie wyglądam staro.
-Mamooo- mruknęłam- nie żartuj.
- No co, przecież mogę spytać- dopowiedziała i uśmiechnęła się ciepło.
- Tak, tak- odrzuciłam i zdałam sobie sprawę, że zostali przy mnie jedynie rodzice.
Byłam strasznie ciekawa, co u niego. Czy już kogoś znalazł, czy jest szczęśliwy. Czy
wszystko mu się układa. Bo tak naprawdę żałowałam i nadal żałuję, że rozeszliśmy się w taki
sposób. Wszystko mogło potoczyć się całkiem inaczej. Wszystko byłoby lepsze, gdybym
potrafiła przyznać się do najprostszego. Jesteś mój, Malfoy, ale wiedz, że nigdy się o tym nie
dowiesz…
To takie irracjonalne. Ludzie boją się zranienia, krzywdy. I myślę, że ja także
obawiam się tego, że on po prostu pewnego dnia zniknie i zostawi mnie z niedopitym
kieliszkiem czerwonego jak krew wina. Pozostawi po sobie miłe wspomnienia, które pojawią
się w głowie, dopiero pod siwą czupryną, gdy już kres wszystkiego będzie bliski. Wtedy to, z
naznaczoną wieloma kreskami dłonią, wezmę swoją różdżkę do ręki i wyślę patronusa do
niego, mówiąc „ Odchodzę, kochanie”.
* * *
„I gdyby nie to, że już nie mamy tylu spięć,
to zbiłbym termometr i wpier*dolił rtęć”Wieczór Wigilii Bożego Narodzenia trwał, obsypując ulice Londynu srebrzystym
śniegiem. Ludzie śpiewali wesołe kolędy w swoich domach, a w oknach odbijały się
migoczące światełka choinek i innych ozdób. Atmosfera była magiczna i pełna zaraźliwej
radości.
W domu państwa Granger, kominek rozpościerał miłe ciepło, przy którym cała trójka
siedziała i popijała czerwone wino. Z otępienia wyrwał ich dźwięk dzwonka u drzwi.
Mężczyzna, którego oczy były identyczne jak te u córki, wstał i szybko podszedł do drzwi.
-Dziwne, że ktoś nas odwiedza o tej porze- stwierdziła Eve. Hermiona przytaknęła jej
delikatnie.
-Mionko, to do Ciebie- krzyknął, a zdziwiona dziewczyna wstała ze swojego miejsca i
szybkim krokiem wyszła z salonu.
W drzwiach stał nie kto inny, jak Harry Potter.
-Witaj Mionka- powiedział brunet i uśmiechnął się do niej ciepło. Tak naprawdę
przyszedł ją przeprosić i znowu utrzymać wieloletnią przyjaźń, która znaczyła dla niego
bardzo dużo.
- Może wejdziesz?- spytała dziewczyna, nie bardzo wiedząc, co zrobić w takiej
sytuacji.
- Nie, chodźmy na spacer, jeśli możesz- zaproponował, spoglądając na jej twarz.
- Okej, ubiorę się tylko- założyła buty i płaszcz.- Wychodzę- krzyknęła do rodziców i
zamknęła drzwi za sobą.
Przez długą chwilę szli w całkowitej ciszy. Nikt nie wiedział od czego zacząć, ani w
jakie słowa ubrać swoje myśli.
- Hermiono, ja chciałbym wciąż być twoim przyjacielem- rozpoczął delikatnie. – Nie
wiem, czy to jest możliwe, po tym wszystkim, ale wiedz, że ja nigdy nie przestałem kochać
Cię jak siostrę, której nigdy nie miałem- powiedział i postanowił zaczekać na jej
reakcję.
Dziewczyna po prostu szła obok i nie wiedziała, co na to wszystko powiedzieć.
Faktycznie, kochała Harry’ego taką samą miłością, jak i on ją. Wiedziała, że jeżeli teraz nic
nie zrobi, może już na zawsze stracić swojego przyjaciela.
Mijali przystrojone lampkami drzewa w pobliskim parku. Atmosfera Świąt Bożego
Narodzenia unosiła się w powietrzu. Miasto wyglądało bajecznie, przysypane delikatnie
śniegiem.
-Harry- powiedziała Miona ze łzami w oczach- ja też nadal chcę się przyjaźnić.
Chłopak zgarnął ją w swoje ramiona i przytulił z radości. Wszystko powoli zaczynało
się układać.
Usiedli na pobliskiej ławce i zaczęli rozmawiać otwarcie o wszystkim, i o niczym. W
końcu śnieg zaczął prószyć lekko.
- To już ta godzina- zdziwił się Potter- muszę lecieć, czekają mnie odwiedziny w
domu u Evelyn.
- No, to do zobaczenia- powiedziała Herm, a Wybraniec pocałował jej policzek i prężnym
krokiem odszedł w drugą stronę.
Zaczęła rozmyślać o tym , co właśnie zrobiła. Jednak święta mają w sobie to, że łączą
ludzi, pozwalają zażegnać konflikty i zaznać wiele szczęścia. Wszystko ma swoje miejsce i
czas, a takie chwile jak te, są bardzo ważne i nie należy o nich zapominać. Tak jak nigdy nie
chciała zapomnieć o pewnym blondynie, który chyba nieświadomie zabrał jej serce i nie miał
zamiaru nigdy go oddać.
Zdała sobie sprawę, że siedzi sama, w Wigilię, na ławce w parku. Jej przemyślenia
przerwała świadomość, że ktoś intensywnie się w nią
wpatruje.
* * *
„Bo wszystko przed tobą i wszystko przede mną
A nie wystarczy słowo, by coś wiedzieć tu na pewno
I nie wystarczy słowo, by powiedzieć jak jest teraz
I nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać
I że umiem, i że potrafię, że się nie wkur*wię”
Przystojny blondyn właśnie przemierzał uliczki jakiegoś parku. Musiał odreagować.
Rodzice znowu pieprznęli mu wykład o tym, że w jego wieku, to już dawno byli
małżeństwem i spodziewali się syna. Musieli poruszyć ten temat nawet w Wigilię. Chociaż
nie powinien się na nich denerwować, to po prostu nie potrafił zrobić nic innego, bo za
każdym razem przypominali mu, że przecież nie zdobędzie ukochanej dziewczyny.
Kiedyś spotkał się z Potterem, przypadkiem i w ten sposób dowiedział się, że Harry i
Granger rozstali się. Znowu pojawiła się nadzieja, której nikły płomyk wcale nie chciał
zgasnąć.
Otaczające go światła, świąteczne miasto, niosło ze sobą cichy dźwięk kolęd,
śpiewanych w kościelnych chórach. Rozejrzał się. Na ławce nieopodal, spostrzegł skuloną w
zamyśleniu dziewczynę, a przeczucie przebiegło przez jego zmęczony rozum.
Uniosła swoją głowę i spojrzała dookoła. A kiedy jej wzrok padł na Dracona, dreszcz
przeszedł całe jego ciało. Miłość jego życia patrzyła na niego, nie rozumiejącym niczego
wzrokiem. Czas stanął w miejscu, a każdy najmniejszy szelest był niczym. Liczyli się tylko
oni i uczucie, które nigdy nie wygasło.
Nadal była tak piękna, tak cudowna, a oczy hipnotyzowały. Zaczął powoli zbliżać się
w jej stronę, chcąc jak najszybciej poczuć jej zapach i smak malinowych ust, które tak często
nawiedzały go w snach.
Stała tam i wpatrywała się w niego, jak w jakieś zjawisko. Niemożliwość tej sytuacji,
sprawiała, iż można było w nią uwierzyć. Wciąż jego wzrok przeszywał, prześwietlał jak
promień Rentgena.
- Przyrzeknij, że nie odejdziesz- powiedział blondyn, pełnym emocji szeptem.
- Dlaczego mam to zrobić?- spytała dziewczyna lustrując jego twarz. Tak bardzo za nim
tęskniła.
- Bo Cię kocham- stanowczo wypowiedział te słowa i pocałował ją prosto w cudowne usta.
Świat zawirował. To co między nimi kiedyś płonęło, teraz trawił żywy ogień.
Znowu te usta, ten dotyk, cała ona. Wiedział, że zawsze była jego, a tym pocałunkiem
tylko to potwierdziła. Bo on nigdy nie przestał należeć tylko do niej.
- Nie odejdę, Malfoy- mruknęła tuż przy jego ustach, by później znowu zatopić się w
jego idealnych ustach.
* * *
- No gdzie ta Mionka, miała wyjść tylko na chwilę- zamartwiała się Eve, nerwowo
poprawiając obrus na stole.
- Kochanie, jest dorosła, a poza tym jest czarodziejką- powiedział dumnie pan Grangerporadzi
sobie w razie czego.
Dźwięk otwieranych drzwi rozbrzmiał w salonie, a para, siedząca w fotelach przy
kominku, stanęła na równe nogi. W tym samym momencie, do pokoju weszła ich córka z
wysokim blondynem.
- Dobry Wieczór- przywitał się uprzejmie chłopak, wręczając Eve bukiet czerwonych
kwiatów i podając rękę Peterowi.
- Mamo, Tato, chciałam Wam przedstawić Draco Malfoya, mojego przyjaciela…
-Chłopaka- automatycznie poprawił ją blondyn z uśmiechem zwycięzcy na ustach, bez
względu na groźną minę Hermiony.
- Przyszłego męża- dodała Herm, patrząc na reakcję Draco, którego oczy wesoło
zabłyszczały.
- O Boże, Mionko, strasznie się cieszę – powiedziała radośnie pani Granger i przytuliła swoją
córkę.
- To może herbatki? – spytał trochę oniemiały Peter i szybko ulotnił się do kuchni. Nie
mógł uwierzyć, że jego mała córeczka, ma już ślubne plany.
* * *
Dworek w Loughton prezentował się wyjątkowo nie tylko z zewnątrz, ale także w
środku. Piękne dekoracje świąteczne pokazywały niebywały gust Narcyzy i zasoby pieniężne
Lucjusza Malfoy’ów.
- Wiesz, nie możemy tak na niego naciskać…- powiedziała delikatnie Narcyza do
siedzącego naprzeciwko męża.
- Skarbie, on od roku nie miał żadnej, podkreślam, żadnej dziewczyny, czyż nie uważasz to za
dość dziwne… ja nadal jestem przy mojej teorii- odpowiedział spokojnie, uśmiechając się do
ukochanej, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Wesołe potrzaskiwanie palącego się drewna w kominku, przerwał cichy śmiech
dochodzący z holu rezydencji. Zdziwiona Narcyza patrzyła tylko, jak jej jedyny syn
wprowadza do Sali piękną kobietę, tak bardzo nie pasującą do zimnych ścian salonu.
- Dobry Wieczór- przywitała się Hermiona Granger. Trochę obawiała się reakcji
rodziców Draco, ale wiedziała , że nie zrezygnuje z tej miłości. Nie zrobi tego błędu kolejny
raz.
- Mamo, to Hermiona Granger, moja przyszła żona- powiedział z wielkim uśmiechem na
twarzy, a radość syna podzieliła również i Narcyza.
- Lucjusz, pozwól tutaj- zawołała męża, uśmiechając się ciepło.
Słychać było ciężkie kroki na schodach, a zaraz potem w drzwiach pojawił się kolejny
blondyn, złudnie podobny do Dracona.
- Oo – uśmiech wstąpił na twarz mężczyzny – witam serdecznie- powiedział i podszedł w ich
stronę.
- Właśnie mówiłem, że przedstawiam Wam moją przyszłą żonę- dorzucił Draco i spojrzał w
oczekiwaniu na swojego ojca.
- Ha, wiedziałem – Lucjusz głośno szepnął do żony, a ona zareagowała dźwięcznym
śmiechem, który wypełnił salon. – To może usiądziemy?- zachęcił, spełniając rolę
gospodarza.
A za oknem płatki śniegu leniwie opadały na świat, przykrywając wszystko nową,
bieluteńką warstwą. Takie nieświadome, że właśnie w ten czas, czas Świąt Bożego
Narodzenia, tak wiele może się wydarzyć.
* * *
Magią nie są zaklęcia, czy eliksiry.
Magią jest miłość.
Miłość, którą darzysz drugą osobę.
Miłość, którą dostajesz w zamian.
Miłość zrozumiesz wtedy, gdy wokół wszystko runie i zostanie jedynie pył, a obok będzie
wciąż ta wyjątkowa osoba.
Magia to miłość.
________________________________________________________
Cześć :D
Życzę Ci Wesołych Świąt, które wniosą do Twojego życia odrobinę harmonii i całą masę szaleństwa. :)
W okolicach sylwestrowej nocy pojawi się krótka nowość dla starszych czytelników :D
Lúthien :*