Więc nie mów, że mnie kochasz na zawsze i zaśnij,
Jutro okłamiesz mnie po raz ostatni.
Jutro okłamiesz mnie po raz ostatni.
______________________________________________________________________
* * *
Jego myśli
popędziły jak oszalałe. W jednej chwili dobiegł do niej i zaczął szturchać,
wypowiadając jej imię. Brak jakiejkolwiek reakcji otrzeźwił go w kilka sekund.
Sprawdził jej puls, który był nikły, ale był.
Wziął ją na
ręce i biegiem ruszył do Skrzydła Szpitalnego, nie wiedząc, co podać za
przyczynę jej omdlenia. Szybko przemierzał kolejne kondygnacje, chcąc jak
najszybciej oddać dziewczynę w dobre ręce. Nie chciał dopuszczać do siebie
myśli, że byś może ją straci. Przyspieszył kroku.
*
* *
-Solidna
dawka Eliksiru Wiggenowego i Słodkiego Snu powinna starczyć- mruknęła Poppy
Promfey jakby do siebie.
- Wystarczyć do czego?- spytał zirytowany blondyn, wpatrując
się w bladą twarz Gryfonki.
- Do tego, by odpoczęła, a później obudziła- powiedziała
kobieta i wyszła z pomieszczenia po wspomniane wcześniej specyfiki. Jej jasny
szlafrok powiewał zgodnie z ruchem jej bioder.
Skrzydło
Szpitalne nigdy nie było najmilszym miejscem. Kojarzyło się z chorobą
nieszczęściem i bólem. Ale chyba żaden ból, jakiegokolwiek doświadczył, nie był
tak mocny, jak ten, który odczuwał w tej chwili.
To, o czym
myślał, kiedy niósł jej bezwiedne ciało, nie równało się z niczym… nawet
strachem, który przeszedł, należąc do śmierciożerców. To była pustka, ogromna,
wypełniająca całą jego podświadomość, całe serce. Może byli pokłóceni, może to
i jego wina… ale nadal była Hermioną, jego Granger.
Rozmyślania
przerwała pielęgniarka, która weszła do pomieszczenia z dwoma fiolkami w
dłoniach. Lekkim krokiem podeszła do dziewczyny i powoli zaczęła potrząsać jej
ramię. Ta na chwilę otworzyła oczy i za chwilę je zamknęła.
-Hermiono…-
powiedziała Poppy, wybudzając ją delikatnie- wypij- podstawiła pod jej nos
najpierw jeden eliksir, który z pewnym oporem zniknął, a następnie drugi.
Jeszcze na
chwilę przed zapadnięciem w długi sen, Hermiona spojrzała wprost w stalowoszare
oczy, które przyglądały jej się z niebywałą intensywnością. Tylko, czyje to
oczy?
- Za ile
się wybudzi? – zapytał blondyn, patrząc na Gryfonkę.
-Myślę, że dopiero jutro popołudniu . Chłopcze, idź się
prześpij, powiadom przyjaciół, ja zajmę się nauczycielami- spojrzała w jego
stronę. Miała dziwne przeczucie, że uczennica nie tylko zasłabła, że to coś
więcej.
Draco z
niechęcią opuścił Skrzydło Szpitalne, ostatni raz spoglądając na leżącą tam
dziewczynę. Skutki wypitej Whisky dawały mu się we znaki… a może to nie
alkohol, tylko wciąż buzujące w nim uczucia, które niczym nie dały się ugasić?
*
* *
Stwierdził,
że jak na razie nie będzie budził ani Weasley, ani Diabła, ani Pottera. Sam
musiał się przespać, a poza tym, powie im zaraz na śniadaniu. Ciężka noc.
Wszedł do
salonu, nie patrząc na miejsce, skąd jeszcze godzinę temu zbierał nieprzytomne
ciało współlokatorki. Wszystko kumulowało się w nim od chwili, gdy tylko
zobaczył ją tego wieczoru. Zbyt wiele emocji wybuchło, zbyt wiele uczuć
wypłynęło na jego twarz, zbyt wiele zdenerwowania widoczne było w jego
niespokojnych ruchach.
Wiele
przeszkód stało na jego drodze do szczęścia, na drodze do jej serca. I choćby
wyciął sobie to serce i dał jej na rękę, to i tak ktoś wytrąciłby je z jej
dłoni, i zdeptał jakby już go nie było.
Ale ono
wciąż istniało i było z nim… a raczej trwało przy Niej, wciąż rozpamiętując
wszystkie najlepsze, łączące ich wspomnienia. Te chwile, w których czuł, że
łączy ich coś więcej niż tylko miłość. Łączy ich coś, czego nie da się nazwać,
coś nieobjętego, niepojętego i niedoświadczonego. Coś, co nigdy nie doświadczyło
złego.
I mimo, że
on był zły, że zawsze będzie naznaczony piętnem dawnej, śmierciożerskiej
niewoli, to i tak czuł, czuł, że coś ciągnie go w Jej stronę, że to tam
powinien być zawsze i na zawsze.
*
* *
Poranek w
Hogwarcie zawsze był pełen ospałości, tym bardziej, że zima nie odpuszczała i
nie zachęcała zmęczonych uczniów do wyjścia z ciepłych łóżek. Śnieg prószył
delikatnie, a indywidualności gromadziły się w Wielkiej Sali, by zjeść
przyzwoite śniadanie.
Draco Malfoy
zerwał się z łóżka. I tak przespał tylko 2 godziny, więc jego wygląd mówił sam
za siebie. Blada twarz była jeszcze bledsza niż zwykle, włosy w nieładzie, a
oczy przyspane. Szybki prysznic pobudził go do ciężkiego dnia.
Wyskoczył z
dormitorium i szybkimi krokami przemierzał kolejne schody, zmierzając do
Wielkiej Sali. Popchnął wielkie drzwi i znalazł się obiektem głośnych
westchnień damskiej populacji szkoły. Żeby tylko ta konkretna tak robiła, to by
mu w zupełności wystarczyło.
Ruda
Weasley’ówna siedziała przy stole Gryffindoru, wraz z Potter’em. A to dobrze,
nie będzie musiał kilka razy wyjaśniać.
- Cześć-
powiedział Smok, gdy tylko podszedł do nich, po czym usiadł obok.
- Cześć. Coś się stało? – spytał Wybraniec, nie
przyzwyczajony do Malfoy’owskiego towarzystwa.
- Tak. Muszę Was zmartwić. Granger jest w Skrzydle
Szpitalnym. Znalazłem ją wczoraj nieprzytomną w salonie.
- Co?- zapytała Ginny, której po usłyszaniu tych niemiłych
rewelacji, zakręciło się w głowie.
-To. Na razie nie wiadomo, co się stało. Dziś ma się
wybudzić.
- Musimy do niej iść- powiedział szybko Harry, już wstając
ze swojego miejsca.
- Dobra, idźcie, ja muszę jeszcze
poczekać na Blaise’a- rzucił spojrzenie w stronę drzwi, w których właśnie
pojawił się czarnoskóry chłopak.- O Diable mowa. Za chwilę do Was dołączymy-
rzucił i wstał, kierując się w stronę swojego przyjaciela, który wrogo patrzył
jak Gin wychodzi w towarzystwie Wybrańca z Wielkiej Sali, nawet go nie
zauważając.
- Co się dzieje, Smoku?- zapytał,
gdy usiedli przy ślizgońskim stole, gdzieś z dala od gumowych uszu wielu
zazdrosnych uczennic Slytherinu. Blaise był w trakcie nalewania sobie filiżanki
kawy, widocznie wypita wczoraj Whisky dawała mu się we znaki. Oczywiście połowa
pobudzającego napoju wylądowała na stole.
*
* *
- Ale jak to ? – zapytał Zabini,
wyciągając różdżkę.
- No po prostu wszedłem, nie, i patrzę, a ona leży na podłodze i w ogóle
się nie rusza…- zrelacjonował Draco, a emocje wieczoru ponowiły się w jego
sercu.
- O Merlinie, stary…- mruknął Diabeł, spoglądając na
blondyna współczującym wzrokiem. Wszystko, co ostatnio dzieje się w ich życiach
nie posuwa się w stronę lepszej sytuacji.
-Daj spokój, do tej pory nie wiem, jak ja w ogóle dałem radę myśleć- dopowiedział.- Ale nie chcę o tym rozmawiać.
-Daj spokój, do tej pory nie wiem, jak ja w ogóle dałem radę myśleć- dopowiedział.- Ale nie chcę o tym rozmawiać.
- To zrozumiałe – stwierdził filozoficznie Blaise.
Wczorajsza Whisky dawała mu się we znaki. Nie wziął eliksiru na kaca, ale
poranne rewelacje otrzeźwiły go w bardzo spektakularny sposób.
Drzwi
Wielkiej Sali otworzyły się z impetem, a do środka wpadła Astoria wraz z Dafne.
Pierwsza z sióstr wyraźnie szukała kogoś przy stole jej domu, a kiedy jej wzrok
padł na Diabła, ironiczny i perfidny uśmieszek wpłynął na jej usta.
Blaise
dobrze wiedział, o co chodzi. Ten śmieszny „pocałunek”, który niestety miał
miejsce. Tylko zastanawiało go to, dlaczego ta dziewczyna tak chamsko śmiała mu
się w oczy, kiedy większości wcale nie było do śmiechu.
- Wiesz, co
wczoraj ta idiotka Greengrass zrobiła?- spytał Diabeł. Czuł, że musi mu to
powiedzieć. W końcu i mimo wszystko, to jego przyjaciel.
- Która?
- Starsza...
- No co zrobiła?- spytał z rozbawieniem, chociaż tak
naprawdę miał ochotę płakać.
- Pocałowała mnie…- ubolewał Zabini, bawiąc się filiżanką.
- Ha, to pewnie było całkiem przyjemnie- powiedział Draco,
ewidentnie nabijając się z kolegi.
- Dobra,
dobra- uwieńczył swoją wypowiedź, posyłając groźne spojrzenie Smoku. – Tylko
najgorzej martwi mnie to, że ona tak prowokacyjnie patrzy w moją stronę…
- Już nie
pierdol kochanie, idziemy do Granger- zirytował się Malfoy i wstał.
*
* *
Harry i Gin
usiedli u boku Hermiony. Oboje byli oszołomieni tym, co się stało. Nie znali
powodu, dla którego ich przyjaciółka leżała teraz w Skrzydle Szpitalnym, bez
jakiegokolwiek znaku z jej strony. Każde z nich myślało o czymś innym, a jednak
o tym samym.
-
Zaniedbałam ją- przyznała się szeptem Ginny, której cicha łza przemknęła spod
powiek.- Cały czas myślałam o Blaisie, a ona najwyraźniej nie chciała mi w tym
przeszkadzać- kolejna kropla wylądowała na twarzy i zsuwała się po niej.-
Powinnam była coś zauważyć- zakończyła, czekając na reakcję siedzącego obok
chłopaka.
Poczuła jak
Wybraniec łapie ją w swoje objęcia. Tylko tyle potrzebowała. Harry, Harry, w
którym kochała się od pierwszego jego zobaczenia na dworcu King’s Cross, kiedy
to on, wraz z Ronem, rozpoczynał swoją naukę w Hogwarcie.
Czuła, że
jest kimś więcej, niż tylko dawną miłością.
- Gin, nie zadręczaj się- szepnął- to nie Twoja wina. –
Poczuł zapach jej włosów, bicie jej serca, tuż obok swojego.
Drzwi
Skrzydła Szpitalnego otworzyły się, a w nich stanęli Blaise i Draco. Na widok
przytulonych ze sobą Gryfonów, Zabini zacisnął mocno swoje szczęki, a Malfoy znacząco
chrząknął. Para odskoczyła od siebie w mgnieniu oka.
Ginny
spojrzała na swojego chłopaka, który wpatrywał się w Potter’a z miną godną
samego bazyliszka. Później jego wzrok przeniósł się na nią i wyrażał coś, czego
nie mogła odgadnąć.
- Ja już
pójdę- mruknęła i wstała.
- Ja też- dopowiedział Potter i wyszli z pomieszczenia,
odprowadzani wściekłym wzrokiem Diabła, który już miał ochotę wypróbować swoje
diabelskie moce na pewnym irytującym Gryfonie.
*
* *
- Blaise,
nie denerwuj się- powiedział Draco, siadając na łóżku Gryfonki i dyskretnie
badając jej stan wzrokiem.
- Przecież
ja, się, nie, denerwuję- wysapał, usiadłszy na krześle naprzeciw blondyna.
Oczywiście, że był zdenerwowany… ba, on
był wkurwiony. Nie był typem wielkiego zazdrośnika, ale co do Pottera,
zawsze miał jakieś głębsze obiekcje.
- Tylko się
obejmowali, nie dramatyzuj, w końcu to przyjaciele- stwierdził pocieszająco.
- Taa, ciekawe co Ty byś zrobił, gdyby Mionka obściskiwała
się za Twoimi plecami- na sam wydźwięk tego imiona blondyn spiął się.
-Dajże spokój, skończmy temat- odparował, spoglądając w
stronę Diabła, który skrzyżował ręce na piersi, wyraźnie dając do zrozumienia,
co ma na ten temat do powiedzenia.
- Dobrze,
że wyszedłeś wczoraj wcześniej…
-Tak. Też tak uważam.
Po kilku
minutach Blaise wyszedł, tłumacząc się, że ma coś do załatwienia.
*
* *
- Gin, ja
idę do kuchni odwiedzić Stworka- oznajmił Harry.- Idziesz ze mną?- spytał.
- Nie, muszę coś przemyśleć- odpowiedziała i uśmiechnęła
się.
- Okej- powiedział i skierował się w swoją stronę.
- Harry!- zawołała po chwili, a chłopak się
odwrócił.
-Tak?
-Dziękuję, że jesteś- rzekła, co on skwitował czarującym
uśmiechem.
Ruda
odwróciła się i szybkim krokiem skierowała się w stronę wieży Gryffindoru. Po
drodze mijała różnych uczniów, którzy w
biegu załatwiali swoje codzienne sprawy.
Myślała nad
tym, jak zareaguje Blaise. Nie chciała, by widział w Harrym kogoś więcej, niż
tylko przyjaciela. Ale Diabeł, jak to Diabeł, człowiekiem ugodowym nie jest, a
tym bardziej w sytuacji dotyczącej jego dziewczyny. Nie czuła się winna, o nie.
Nie robiła nic złego. Tylko najgorsza była myśl, że może on doszukiwał się w
tym nikłym akcie, czegoś więcej, niżeli tylko przyjacielskiego gestu.
Obraz
Hermiony, jej przyjaciółki, pojawił się w jej świadomości. Tak bardzo się o nią
martwiła. Jej nie powinno nic się dziać. Powinna siedzieć teraz w dormitorium i
jak zwykle uczyć się do Owutemów, które i tak zda najlepiej. Powinna godzić się
z Draconem i jak najszybciej dążyć do swojego szczęścia.
- Ej,
Weasley- krzyknął jakiś kobiecy głos, na co Ruda się odwróciła. Kilka kroków za
nią stała Astoria Greengrass na czele swojej słynnej, ślizgońskiej bandy.
- Czego?- odwarknęła zła, że ktoś przerywa jej spokojne
dojście do dormitorium.
- Tak, sobie pomyślałam…
-To Ty myślisz ?- przerwała jej zdziwiona Ginny. – Niebywałe
zjawisko – dodała.
- Diabłu to jakoś nie przeszkadzało, kiedy wczoraj
wieczorem, zajmował się mną… - rzuciła niby od niechcenia, wrednie spoglądając
wprost w oczy rudowłosej.- … w mało grzeczny sposób.
- I tak Ci
nie wierzę- zripostowała Gin i odeszła z dumnie uniesioną głową.
Mimo wszystko ziarno niepewności zostało
zasiane.
_______________________________________________________________________
Będą komentarze, będzie niespodzianka... i nie mamy na myśli miniaturki :)