To była śmierć jakich pełno, historia jakich mało
teraz Ty już znasz tą jedną, na pewno.
co ci to dało? Nic. A powinno.
Postaw się na jego miejscu poczuj tą pierdoloną bezsilność.
_______________________________________________________
Ostatni raz patrzę w porysowane i brudne lustro, i wiesz, że najpierw widzę moje odbicie – blond włosy, szare jak niebo o wschodzie słońca oczy, blada twarz, umięśniony tors.
Ale dopiero po chwili dostrzegam moje zapadnięte gałki oczne, wokół ust naznaczyła się płytka zmarszczka, a twarz jest wychudła. Plecy są lekko zgarbione. Wyglądam na chorego.
Rzeczywiście… Jestem chory z miłości.
Pamiętam ten pierwszy raz, kiedy weszła do mojego przedziału. Słodka i zadziorna, trochę przemądrzała, ale inteligentna. Szukała ropuchy tego przygłupa Neville’a, co było bardzo urocze. Już wtedy wyglądała mi na Gryfonkę z prawdziwego zdarzenia.
Już na pierwszym roku okazała się najlepsza. Jak i na każdym kolejnym.
Odważna. Była odważna za każdym razem. Nigdy nie zwątpiła. Wierzyła i ufała swojemu instynktowi. Ileż Potter i Weasley zawdzięczali jej żyć.
To zaczęło się, gdy na szóstym roku spojrzała na mnie z pełnym współczuciem w oczach. Wiedziałem, że zna prawdę o moim śmierciożerstwie. Później dowiedziałem się, że zaprzeczała teorii Pottera. Nie rozumiałem jej zamiarów.
Hogwart był wielką szkołą, a jednak kilka razy udało nam się spotkać.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie na szczycie Wieży Astronomicznej w noc spadających gwiazd. Romantyczna sceneria? Szkoda, że każde jej słowo raniło mnie jak ostrze noża. A gdy skończyła mówić, przymknęła oczy i zaraz potem wybiegła. Nie dała mi szansy wyjaśnienia niczego.
Dlatego też, kiedy miało nastąpić zaćmienie księżyca, byłem w tym samym miejscu. I ona też tam była.
To właśnie wtedy powiedziałem jej wszystko, całe swoje życie z każdym najmniejszym szczegółem.
A ona słuchała w pełnym milczeniu, poważna. A na koniec, z jej słodkich ust padło: „Dziękuję Draco”. Byłem w szoku, że tak łatwo wyznałem wszystko Hermionie Granger.
Później zacząłem przyglądać się jej łagodnej twarzy, zadbanym włosom i świetnej figurze. Byłem kompletnie zauroczony.
Każdego kolejnego dnia w całkowitej ciszy i nieświadomości obserwowałem, i zauważałem jej zachowania i reakcje. Wpadałem coraz głębiej.
Przypadkowe spotkania były naszą specjalnością. I właśnie to jedno z nich, tuż przed pamiętnym dniem I Bitwy o Hogwart zapadło mi w pamięć najlepiej ze wszystkich.
Był środek nocy. Siedziałem w łazience prefektów na piątym piętrze. Wiedziałem, że jeśli nie zabiję Dumbledore’a, Czarny Pan skończy ze mną nim zdążę pisnąć. I pośród moich przerażających myśli do pomieszczenia weszła Hermiona, promyk nadziei wśród kłamstwa i zła.
Zdziwiona moim widokiem zamknęła za sobą drzwi, wyczarowała dwa fotele i usiadła w jednym z nich. Wskazała ręką, niewinnym gestem, bym zrobił to samo.
Siedzieliśmy w całkowitej, targającej nasze zmysły ciszy. Patrzyła na mnie cały czas, studiowała moje oczy, analizowała wszystko, co w nich ujrzała.
A ja robiłem to samo. Minęło kilka godzin, krótkich niczym mrugnięcie powieki. I w pewnym momencie Hermiona wstała powoli, odwracając głowę. Szybko podniosłem się z miejsca, złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie, tak ze jej usta były na wysokości mojej brody. Pochyliłem głowę i pocałowałem ją. Miała miękkie i słodkie wargi, a po chwili oddała pocałunek, który wyrażał całą moją rozpacz i zagubienie. Kilka długich minut później szepnęła moje imię i odeszła.
Jest już po II Bitwie o Hogwart. A Hermiony nie ma ze mną. Ten drań ją zabił. Uważałem go za przyjaciela.
A on ją zabił.
Walczyła tak dzielnie. I w środku walki znalazła się tuż naprzeciw mnie z różdżką wycelowaną wprost w moje serce. A ja powiedziałem: „Śmiało Granger. Zrób to. I tak nigdy nie przestanę Cię kochać”. Wtedy jej różdżka wypadła z ręki i ruszyła w moją stronę.
Ale nigdy nie wpadła w moje ramiona. Widziałem tylko błysk zielonego światła, który ugodził ją w plecy i triumfalny uśmiech Zabiniego, tego podłego drania.
Blaise Zabini zabił jedyną dziewczynę, którą potrafiłem pokochać. Potem wykrzyczał: „Ta szlama zabrała prawdziwego Ciebie”. Wcale nie miał racji…
A ja upadłem obok jej ciała, złapałem ją za rękę. Wyszeptałem, że wrócę. I faktycznie, to stanie się już za chwilę.
Teraz siedzę w jednej z dobrze strzeżonych cel twierdzy Voldemorta i czekam na śmierć.
Znów patrzę na lustro i poza sobą widzę Hermionę, całą w bieli, anielską, uśmiechniętą. I ja też się uśmiecham.
Słyszę kroki na korytarzu i cieszę się, że ta chwila już nadchodzi. Umrę jak najszybciej i wpadnę wprost w objęcia Hermiony, która czeka na mnie na pewno.
Na pewno.
____________________________________________________________
Witam.
Mianiturka obija się poziomem o głębokie dno, nie będę zaprzeczać.
Ale wstawiam, bo aż mi wstyd, że minęło tyle czasu od ostatniej publikacji.
Proszę Was bardzo o pozostawienie linków, gdzie nie komentowałam na Waszych blogach, bo ja już się pogubiłam. Będę niezmiernie wdzięczna! ;)
Pozdrawiam,
L. ;*
L. ;*