środa, 25 maja 2016

Miniatura II: "Chwila" (18+)



Tekst zawiera treści erotyczne, więc dla przyzwoitości, jeszcze raz : +18 !

___________________________________________________________________________

Patrzę na wszystko,
Co dawno minęło i wiem
Nie mam teraz nic.

___________________________________________________________________________



-Kochanie, wróciłam- krzyknęła kobieta, zdejmując buty.

-Gdzie ty do tej pory byłaś? – wykrzyczał mężczyzna.

-Spokojnie, spotkałam Percy’ego, porozmawialiśmy chwilę- odpowiedziała, rozpinając guziki czarnego płaszcza.

-Zdradzasz mnie? I do tego z bratem?- zrobił kilka kroków w jej stronę.

-Niee , co ty sobie znowu ubzdurałeś?- łzy zaszkliły się w jej orzechowych oczach.

-Kłamiesz- w pokoju dał się słyszeć głośny plask. Na gładkiej twarzy dziewczyny widoczny był czerwony ślad ręki. Płacz, rozczarowanie, żal. Wybiegła z pokoju nie zważając na protesty chłopaka , wbiegła do sypialni, szybkim ruchem wyciągnęła walizkę. Pakuj- powiedziała, jednocześnie trzymając różdżkę.

- Hermiono, ja, ja nie wiedziałem co robię- usłyszała głos swojego narzeczonego.

- Odchodzę- wypowiedziała to słowo z żalem i deportowała się w bliżej nieokreślone miejsce.

Wylądowała przed domkiem jednorodzinnym swoich rodziców. Budynek należał nadal do niej, nawet po śmierci rodziców. Mały, ze skromnym, aczkolwiek dobrze zagospodarowanym podwórkiem, wyglądał całkiem schludnie. Wyjęła klucze i otworzyła furtkę. W oczy rzucił się zaniedbany trawnik. Przeszedłszy przez krótki chodniczek, odpieczętowała zaklęcia i weszła. Ogarnął ją mrok przedpokoju. Zapaliła światło, zdejmując przy tym płaszcz na zakurzony wieszak. Pozbyła się butów i weszła dalej. Włączyła żarówki w pomalowanym na jasne kolory salonie. Beżowe kanapy idealnie współgrały ze ścianami, a zdjęcia popostawiane na komodach, przypominały o dawnych dziejach. Łzy pociekły z jej oczu strumieniami. Ale co ona mogła na to poradzić. Nic… No właśnie. Zostało jej tylko wypłakać się, a może przyniesie jej to ukojenie. Stracenie Go, stracenie rodziców, stracenie narzeczonego, wspomnienia. Zbyt wiele…

Przeszła po schodach na górę, do swojej sypialni. Nic się w niej nie zmieniło, wciąż była dziewczęca, pomalowana na niebiesko, z białymi meblami, chociaż Ona stała się już kobietą. Następna fala gorących łez. Bez zastanowienia rzuciła się na łóżko i płakała, aż nie zasnęła. Sen nie był spokojny.

Chciała być szczęśliwa, ale już na początku odebrała sobie szczęście. Tuż po tym jak odeszła, po tym jak próbowała się poddać, zniknąć na zawsze z tego świata. No i wystawiła białą flagę, którą wiatr szarpał teraz w każdą z możliwych stron. Wiedziała, że nie mogą być razem, wiedziała, że to wszystko jest chore. Mogła zawalczyć, ale tego nie zrobiła. Za to on tak. Próbował, ale ona stała się zimna i nieczuła. Została inną osobą, bo się bała przyszłości. Tego, co ona może ze sobą przynieść.

* * *

Znowu myślał o niej. Z kolejną szklanką Ognistej Whiskey w dłoni. To nie ma końca. Ale ona ma teraz kogoś. Kocha, a o nim na pewno zapomniała. Zwątpił, stracił, nigdy nie będzie tym kim był z nią. Nie zmieni się. Niedługo zacznie pracę w ministerstwie, zatraci się w tym. Zapomni. Może…

* * *

Następne dni były udręką w jej życiu. Wspomnienia zalewały cały jej wolny czas. Były narzeczony kilka razy chciał ją przeprosić, ale ona wciąż odmawiała. Wiedziała, że nie może ulegnąć, bo gdy mężczyzna raz uderzy kobietę, to może się to powtórzyć. Znów sama…

Wstała o zwykłej porze gotowa na to, co miał przynieść dzisiejszy dzień w Ministerstwie Magii. Mimo przespanych godzin, wciąż była zmęczona. Zeszła do kuchni zrobić sobie śniadanie. Było to średnie pomieszczenie, dobrze zagospodarowane i przestronne. Stonowany koloryt nadawał ostrości pokoju. Zaparzyła herbatę i zjadła kilka kanapek. Poszła do swojej łazienki, umyła się i przebrała w czarną spódnicę, białą koszulę i granatowy żakiet. Umalowała się i uczesała włosy. Spakowała potrzebne rzeczy do ciemnej torebki, założyła zakryte szpilki w kolorze marynarki i płaszcz. Gotowa, deportowała się spod domu.

Stała przed pomnikiem poległych w ministerstwie. Szybkim krokiem ruszyła do windy.

-Hermiona ! – usłyszała wołanie. Odwróciła się i zobaczyła Teodora Notta, biegnącego w jej stronę. Nie było tajemnicą, że się przyjaźnią.

-Teo! Cześć, co u Ciebie?- spytała dziewczyna, uśmiechając się ciepło.

- Witaj kochana. A no wszystko dobrze- stwierdził chłopak przytulając przyjaciółkę.- Może spotkalibyśmy się w przerwie na lunch? – uśmiech ozdobił jego twarz.

- Bardzo chętnie. To widzimy się w kawiarni na górze ?- rozejrzała się dookoła.

- Jasne. Do zobaczenia- powiedział.

-Pa- mruknęła, odwracając się i idąc dalej do swojego Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. Praca ciężka, ale sprawiająca satysfakcję. Otworzyła drzwi do swojego gabinetu, którego jak na razie nie dzieliła z nikim . Całkiem spore pomieszczenie, urządzone w odcieniach brązu, stało tam duże drewniane biurko i drewniana szafa na dokumenty, i drewniany regał na segregatory, a także jasna sofa, na której w przerwach odpoczywała.

Nim się obejrzała, była już przerwa na lunch, więc szybkim krokiem wyszła z pokoju na korytarz. Podążyła do czarodziejskiej kawiarenki na górze.

- No jestem- z entuzjazmem usiadła obok Teodora.

- Opowiadaj, dawno się nie widzieliśmy- powiedział chłopak.- Wypiękniałaś- stwierdził.

- Oj, Nott, Nott co z Ciebie będzie- zaśmiała się uroczo.- Wiesz, nic nowego, tylko zerwałam zaręczyny, znowu mieszkam w domu rodziców i jestem całkowicie rozbita…- wyrzuciła smutniejąc momentalnie. Ślizgon, nie czekając na nic przytulił dziewczynę. Siedzieli tak dość długo. Hermiona po prostu tego potrzebowała.

- Co się stało?- spytał po chwili.

- On, on mnie uderzył, zarzucał mi zdradę- mruknęła zawstydzona.

- Zawsze Ci mówiłem, że nie jest nic wart. Dobrze wiesz, kogo widzę obok Ciebie- wypalił szybko.- Właśnie, on ma zacząć pracę w Ministerstwie.

- COOOO ? – krzyknęła dosyć głośno, a parę osób obejrzało się w ich stronę.- Idę złożyć wypowiedzenie.

- Nie uciekaj, Miona, oboje wiemy, że nie kochałaś Weasley’a.

- Nie wypowiadaj przy mnie imion i nazwisk obu tych mężczyzn- zdenerwowała się.

- Posłuchaj, on się rozwiódł, Astoria go zdradzała… Jest wolny.

- Ale mnie to nie obchodzi. Wykorzystał mnie i zostawił- łzy zaszkliły się w jej brązowych oczach.- Nie przyszłam tu rozmawiać o nim. Jak tam mały Louise ?- zapytała.

- A rośnie, musisz go koniecznie odwiedzić, Pansy też chętnie się z Tobą spotka- odrzekł ożywiony.

- Dobrze, to ja już będę szła. Jeszcze trochę pracy mi zostało.

- Pa kochana- pożegnał się, a Herm dała mu buziaka w policzek.

* * *

Kolejny dzień w pracy…kolejny strach przed tym, że go spotka… kolejne obawy co zrobi, gdy go zobaczy… kolejne łzy poddania się i zakończenia walki o miłość.

* * *

Było już późno, ale ona ciągle siedziała w pracy. Miała jeszcze wiele „papierkowej roboty”, a że był piątek, to chciała zrobić wszystko dziś, żeby mieć luźniej w poniedziałek. Zbliżała się godzina piąta, gdy jej szefowa Mafalda Hopkirk , wparowała do jej gabinetu.

- Hermiono, w tej chwili do domu. Nie możesz siedzieć tak długo w pracy- wypaliła kobieta.

-Ale Mafaldo, muszę to skończyć dziś…-odpowiedziała.

- Bez dyskusji do domu- zakończyła rozmowę starsza pracownica i wyszła z pomieszczenia. Chcąc nie chcąc Granger musiała iść do pustego domu przepełnionego wspomnieniami. Spakowała swoje rzeczy, zabrała płaszcz i wyszła na cichy już korytarz. Jej kroki rozlegały się głośnym echem, odbijając się od kamieni i marmurów ścian. Tak, najpierw się z nią przespał, a później poszedł do Astorii, palant jeden. Nie wiedział nawet jak bolało. Nie wiedział, nie widział tego co przeżywałam. Idiota… Nie zawalczył. Po co Nott o nim wspominał… tylko narobił mi kolejnego kłopotu, mianowicie użerania się z własnym sercem- myślała gorzko Hermiona. Wyszła na główny hol, widząc jednocześnie kilka osób, które prędko deportowały się z Ministerstwa. Ruszyła pewnie przed siebie w kierunku wyjścia. Chciała zrobić sobie spacer do domu, i jednocześnie kupić coś do jedzenia. Kiedy otworzyła drzwi, jej nozdrza owinął chłodny zapach nocy i miasta. Lekki wiaterek targał jej włosy. Przeszła kilka kroków i wtem ktoś złapał ją za nadgarstek, delikatnie ciągnąc kilka kroków w ciemną uliczkę. Gwałtowne odwrócenie jej twarzy. Czyjeś wargi przylgnęły do jej warg. To TE usta. TEN chłód. TE oczy. To był ON.

Bez opamiętania całował ją, tak jak gdyby chciał na nowo odkryć te usta. Boże, jak on kochał ją. A ona przypominała sobie to, jak bardzo kochała jego. Nim się spostrzegła, coś szarpnęło ją w okolicy pępka i już była w jednym z jego mieszkań.

Oddawała pocałunki energicznie, nadal pragnąc więcej. Jak mogłaby zapomnieć to wszystko, czego doznała przy nim. No właśnie, próbowała, ale jednak, takich doznań nie dało się zapomnieć. Zbyt wiele radosnych wspomnień się z tym wiązało. Zbyt wiele wyczytała niegdyś w tych oczach. Zbyt dobrze znała te dłonie. Zbyt dokładnie pamiętała to ciało. Zbyt mocno kochała, by mogło przyjść spokojne zapomnienie.

Zaczęła rozpinać guziki jego czarnej jak heban koszuli, wciąż przywierając do tych warg. On za to szybkim ruchem pozbył się jej eleganckiej bluzki, zostawiając ją w samym czarnym i koronkowym staniku, kierując ich w stronę sypialni mężczyzny. Obcałowywał jej szyję, delikatnie przygryzając. A ona jęczała, w duchu wiedząc, że powinna przestać. Ale nie mogła.

Otworzył drzwi , podszedł i popchnął dziewczynę na łóżko, całując coraz to zachłanniej. Ich ręce błądziły po ciałach, tak odległych, a jednocześnie tak bliskich. Oddechy mieszały się w niejednolitym rytmie. Spódnica odfrunęła gdzieś w daleki kąt pokoju, a jego ręce gładziły jej rozgrzane uda. Natomiast jej dłonie rozpinały jego czarne spodnie. Pocałunkom nie było końca, a ich języki tańczyły taniec pełen pożądania. Jego dłonie wsunęły się pod ciało kobiety i rozpięły jej stanik. Pełne piersi brązowowłosej zachwycały go. Zaczął je masować swoimi dłońmi, ciągle całując wargi partnerki. Spodnie wylądowały gdzieś w okolicy spódnicy. Odsunął się od jej sutków, mocno wpijając się w jej usta, a palcami zaczął gładzić koronkowy materiał, ostatni, który został na jej ciele. Zaczął pobudzać ją, sprawiając jej katusze. Bo ona już chciała więcej. Ściągnął z siebie bokserki, a ona spojrzała na jego męskość, wyglądającą, jakby rzucono na nią zaklęcie Erecto. Pozbył się ostatniego skrawka materiału u dziewczyny i spojrzał na jej nagie ciało. Tęsknił, tęsknił jak cholera.

Rozsunął uda dziewczyny i wszedł w nią powoli, dając jej chwilę do akceptacji. Płynnymi ruchami zaczął ruszać swoimi biodrami, dając im obojgu niebywałą rozkosz. Jego ręce zaciskały się na jej piersiach, a usta pieściły jej szyję. Każdy dźwięk wydobywający się z ich ust, był szybko wyłapywany przez drugą osobę. Każdy kolejny ruch dawał przyjemność. W końcu doszło do całkowitego spełnienia, a oni bezwiednie opadli na łóżko, dysząc lekko. Wtulili się w siebie bez zbędnych słów i zasnęli. Po raz pierwszy od dłuższego czasu Hermiona spała spokojnie, a żadne sny nie zamącały jej głowy.

To była chwila, która przerodziła się w długie minuty, a ona poddała się tej sekundzie pierwszego pocałunku, później nie mogąc przestać.
___________________________________________________________________________

`I’ve been waiting all night for you to tell me what you want,
tell me that you need me.
__________________________________________________________________________



Pierwsze promienie wschodzącego słońca zaczęły wdzierać się do jasnego pomieszczenia, przez nie zasłonięte, nieskazitelnie czyste okna. Brązowowłosa dziewczyna powoli budziła się, otwierając swoje powieki tak, by światło mogło paść na jej źrenice. Poczuła wtuloną w jej nagie ciało twarz, zdając sobie sprawę, że nie jest sama. Wtedy właśnie świadomość minionej nocy uderzyła ją niczym grom z jasnego nieba. Poddała mu się. Po takim czasie, w którym chciała zapomnieć. Ale nie zapomniała, wręcz pamiętała każdy jego skrawek. Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, a ona nie mogła nic na to poradzić. Wyślizgnęła się zwinnie z jego ramion, ostatni raz patrząc w zamknięte oczy. Kiedyś to były tylko moje oczy. Mogłam oglądać je do woli, bez żadnych ograniczeń. Ale to minęło. Zaczęła cichcem zbierać swoje rzeczy, ubierając je po kolei. Otworzyła cicho drzwi, ostatni raz spoglądając przez ramię na blondyna.

-Żegnaj- szepnęła, wychodząc z pomieszczenia.

Szybko przemierzyła drogę do ostatniej części garderoby, nałożyła ją i ostatnie co widziała, to mężczyzna patrzący na nią błagalnym wzrokiem, szepczący: Zostań… Teleportowała się.

Wylądowała przed swoim domem. Otworzyła go i weszła. Wspięła się do sypialni, wyjęła walizki, mówiąc: Pakuj, a jej rzeczy same zaczęły się układać. Tymczasem wzięła pergamin i pióro.



Mafaldo,

Chciałabym poinformować Cię, iż rezygnuję z mojej posady. Przepraszam, ale sytuacja życiowa mnie do tego zmusiła i nie jestem w stanie pozostać w Londynie.

Z poważaniem

Hermiona Granger

PS Załączam wypowiedzenie. 



Z wielkim bólem przywołała swoją sowę Eurydykę, a gdy ta się zjawiła, powiedziała jej cel podróży. Ta tylko zahukała przyjaźnie, i wyleciała przez otworzone wcześniej okno.

Dziewczyna spojrzała na spakowane już rzeczy, postanawiając napisać jeszcze do Teodora, który może się o nią martwić.



Kochany Teo,

Wyjeżdżam, chyba wiesz z jakiego powodu. Tyle, że teraz sytuacja się pogorszyła. Spędziliśmy razem noc i to nie jest powód , który powinien mnie tu trzymać. Później prześlę Ci adres miejsca, w które chcę się przenieść. Trzymaj się, ucałuj rodzinkę. NIC MU NIE MÓW!

Całusy,

Miona. 


Spojrzała na spakowane walizki. Zmniejszyła je zaklęciem. Eurydyka właśnie wróciła, więc przywiązała jej do nóżki kolejny liścik, mówiąc: Do Notta, kochana, wiesz gdzie mnie później szukać. Wzięła bagaże i teleportowała się.

Wylądowała w znanym jej miejscu. Ulica Kociołkowa. Pomiędzy Elfów i Dębową, istniał magiczny kawałek ziemi, nazwany tak, ponieważ istniała tam fabryka kociołków czarodziejskich. Tak dobrze znane stare budynki, tego jakże urokliwego miasta. Tychy… Tak, powróciła tam, gdzie zawsze chciała wrócić, po jednych z wakacji, spędzonych z rodzicami, późniejszych krótkich odwiedzinach. To tu z nimi przyjechała, ale wtedy jeszcze nie wiedziała o istnieniu tej alejki. Wspaniała aglomeracja , dużo zieleni, właśnie tak zapamiętała to miejsce. Znowu owinął ją bieg tamtych dni, które przecież już dawno minęły. Potrząsnęła głową, chcąc je odpędzić.

Ruszyła w kierunku jednej z kamieniczek, w której prowadził swój hotel jej bardzo dobry znajomy. Po drodze mijała tak dobrze znane nazwy typu: bank Gringotta oddział w Tychach, księgarnia Esy&Floresy, Magiczne Dowcipy Weasley’ów i wiele innych. To tylko pokazywało jak dobrze rozwinięty handel mają te działalności.

Dotarła przed dębowe drzwi, ładnie otynkowanego i pomalowanego budynku. Naprzeciwko znajdował się mały skwer, pełen zieleni i fontann. Pójdę tam- postanowiła. Teraz jednak weszła do całkiem sporego holu, utrzymanego w bieli i brązie. Podeszła do recepcji

- Dzień Dobry, chciałabym wynająć jednoosobowy pokój- powiedziała panna Granger, uśmiechając się do niskiej, aczkolwiek chudziutkiej kobiety.

- Dzień Dobry, proszę chwilkę poczeka…

- Mionka…- nie dane było dokończyć recepcjonistce, gdyż jakiś męski głos krzyknął na całe pomieszczenie. Zdenerwowana dziewczyna odwróciła się, patrząc wprost w oblicze swojego znajomego, Adriana . Przystojny; ostre rysy, lekki zarost na szczęce i na policzkach oraz cudownie hipnotyzujące niebieskie oczy. Nie dziw, że oglądało się za nim nie jedno kobiece spojrzenie.

- Adi, cieszę się, że Cię widzę – powiedziała Hermiona, całując go w policzek.

- No powiem, że nie spodziewałem się Ciebie tutaj ponownie- stwierdził uradowany.- Ale fajnie, że przyjechałaś, naprawdę super.

- No, ja też się cieszę- odrzekła dziewczyna.

-Pokój 318- rzekła recepcjonista, podając brązowowłosej kartę.

- Pokój z najlepszym widokiem?- spytał kobietę. Ta tylko kiwnęła głową, patrząc dziwnie na swojego szefa.- Wspaniale.

- Dziękuję- chrząknęła Miona, biorąc swoje walizki.

- Pomogę Ci, przecież nie będziesz tego taszczyć- mruknął wesoło, wyciągając różdżkę z tylnej kieszeni. Jedno machnięcie, a bagaże rozpłynęły się w nicość.- Pewnie jesteś zmęczona po podróży, więc odprowadzę Cię do pokoju i dam spokój, ale myślę, że na jakąś kolację w późniejszym terminie mogę liczyć, co ?- uśmiechnął się zawadiacko.

-Niezły z niego gagatek-pomyślała.- Jasne. Czemu nie? Mów co u Ciebie?

- Wiesz, interes się kręci, nie mam w zasadzie na co narzekać… jedynie czego mi brakuje to tej jedynej… No, ale nie można mieć wszystkiego- stwierdził, sprawiając wrażenie wiecznego optymisty.

- Och, no o to w życiu ciężko…- starała się zejść z tematu miłości, który nijak jej nie pasował. Weszli do windy, a on wcisnął guziczek z jedenastką. Zaczął się delikatnie do niej zbliżać. Nagle jego usta dotknęły jej warg, namiętnie i delikatnie jednocześnie. Ona jednak znała już ich smak. Tak, te jednorazowe noce. A on był bohaterem jednej z nich. Odepchnęła go delikatnie, gdy jego dłonie zaczęły wędrować do jej pośladków.

- To nie powinno mieć miejsca- powiedział Ad, jakby do siebie, jednak jego myśli znowu zaczęła zajmować jej osoba. Winda zatrzymała się, a drzwi rozsunęły.

- Twój pokój, to ostatnie drzwi na lewo, w tamtą stronę- pokazał jej gestem dłoni, uściskał i uśmiechnął się, znikając za rozsuwanymi drzwiami.

Poszła we wskazaną stronę, mijając zadbany korytarz, utrzymany w tonacji bieli i beżu. Stanęła przed dębowymi drzwiami, wyjąwszy kartę, otworzyła zamek. Jej oczom ukazał się całkiem duży pokój, którego ściany były w kolorze krwistej czerwieni. Ciemna podłoga i biały sufit idealnie kontrastowały ze sobą. Naprzeciw drzwi, znajdowało się okno na całą ścianę, z którego rozciągała się piękna panorama Tychów. Łóżko, komoda, szafa, szafka nocna, lampka, wygodny fotel, było całym wyposażeniem tego miejsca, pomijając bagaże rozwalone na środku pokoju. Skromnie, aczkolwiek całkiem gustownie. Bez zastanowienia rzuciła się na łóżko, mając w planach przespać całą resztę dnia.

Obudził ją śpiew ptaków i miejski szum. Wstała, lekko chwiejąc się, poczuła niebywałe nudności. Szybko pobiegła do toalety. Wykonała poranne czynności, przebrała się i wyszła na śniadanie.

* * *

Leniwie otworzył oczy, jakby słysząc cichy szept, a jego ręka powędrowała na miejsce obok. Nie czując tam nic, szybko się podniósł, aż zakołowało mu się w głowie. Wtedy to zdał sobie sprawę, że jej już tutaj nie ma. Gwałtownie wstał i wybiegł z pokoju w nadziei, ze jeszcze ją zastanie. Wparował do salonu , tylko po to, by patrzeć jak ona ubiera bluzkę, tylko po to , by żałośnie szeptać „Zostań”. Ale ona odeszła, tak szybko, jak przyszła. Ponownie wymknęła się z jego silnych ramion, pozostawiając ból i pustkę, tak niemożliwie niebywałą. Odbierając radość nie tylko jemu, ale także sobie. Odbierając także coś jeszcze.

- O nie, teraz nie odpuszczę, znajdę Cię- obiecał sobie w myślach. Wziął prysznic, zjadł szybkie śniadanie i teleportował się wprost pod dom dziewczyny. Pukał, walił, dobijał się do drzwi, ale nikt mu nie odbierał, wreszcie pewna sąsiadka powiedziała mu, że Hermiona wyjechała. Nie zastanawiając się długo, wybrał się do Diabła.

Wylądował przed mieszkaniem przyjaciela. Zadzwonił do drzwi, czekając, aż jego kumpel łaskawie ruszy tyłek. Drzwi uchyliły się lekko, a wyjrzał zza nich sam zainteresowany.

-Człowieku, w sobotę? O tej porze? Odwiedziny? Nie dasz pożyć…- zaśmiał się nieco zdziwiony Blaise.

- Tak, musisz mi pomóc- powiedział zdesperowany, a Zabini widząc minę Malfoy’a, bez słowa wpuścił go do środka.- Siadaj- rzucił krótko gospodarz, gdy weszli do salonu, urządzonego w barwach Slytherinu, mianowicie zieleni i srebrze. Draco rozwalił się na czarnej sofie.- No mów, co się stało?- spytał łagodnie, podając mu szklankę pełną Ognistej Whisky.

- Bo widzisz, ona wczoraj, no my wiesz, spaliśmy ze sobą, myślałem, że zostanie ze mną, że wreszcie będziemy razem, a ona uciekła, wyjechała. Nie wiem gdzie- stwierdził przerażony.

- No stary, ale kto? Że Miona- spytał niedowierzając, a blondyn pokiwał głową.- Ty myślałeś, że ona od razu do Ciebie wróci i będzie z Tobą szczęśliwa?- zdziwił się.- No to nieźle się pomyliłeś- dodał.

Blaise nie był zaskoczony tym, że przyjaciel był zawiedziony jej zachowaniem. Bo przecież wielki Draco Malfoy zawsze dostaje to, czego chce, a tym razem mu się to nie udało. W tym tkwiła cała filozofia.

- Pomogę ci jej poszukać, ale jutro. Dziś to nie ma sensu. Mówię Ci, posłuchaj mnie- mruknął Diabeł.

- Nie możemy czekać- krzyknął rozeźlony Smok, który w każdej chwili mógłby oparzyć ogniem.

- Będziemy czekać, bo dziś to nie ma sensu, wierz mi- odpowiedział spokojnie i znudzenie Zabini.

- No dobra już…- smoczy ogień został zagaszony. Chociaż tyle udało się osiągnąć.

* * *

Brązowowłosa dziewczyna siedziała przy małym stoliku w hotelowej stołówce. Ale nic nie mogło przejść jej przez gardło. Czuła nudności, nie wiedząc czym to może być spowodowane. Nagle przed nią zmaterializował się Adrian z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Dzień Dobry- przywitał się wesoło, dając dziewczynie całusa w policzek.

- Cześć- odpowiedziała, krzywiąc się jednocześnie, gdyż jakiś niemiły skurcz złapał ją w okolicach brzucha.

- Co się stało?- spytał zaniepokojony.

- Nic, chyba coś mi zaszkodziło- powiedziała uprzejmie, jednocześnie myśląc, co to do cholery mogło być.

- To niedobrze, ale myślę, że dasz się zaprosić na kolację wieczorem?- nerwowo spojrzał w jej stronę.

- Taak, jasne – uśmiechnęła się, chociaż tak naprawdę nie odmówiła tylko dlatego, że nie chciała być sama.

- To przyjdę po Ciebie o 19. Do zobaczenia- jeszcze raz ucałował jej policzek i odszedł wyraźnie radosnym krokiem.

Dokończyła śniadanie rozmyślając. Musiała uciec, bo nie wytrzymałaby kolejnego przywiązania i rozstania. Mogłaby wtedy znowu próbować… ale nie , nie myśli o tym. O tym co by było, gdyby odebrała sobie życie. Z tęsknoty, z bezradności. Ale uporała się z tym i tak zostanie. Nie może pozwolić sobie na kolejne załamania.

Poszła z powrotem do swojego pokoju, aby przebrać się i wyjść na spacer. Szybko minęła korytarz, założyła płaszczyk i cieplejsze buty, myśląc jednocześnie, że może świeże powietrze jakoś poprawi jej stan. Nie spiesząc się, wyszła z hotelu, patrząc wprost na fontannę rozpryskującą wodę w każdą z czterech stron świata. Urzeczona tym obrazem, usiadła na jednej z ławek, które ją otaczały. Obok niej, przysiadła się jakaś starsza pani, jej twarz okalały tysiące zmarszczek, a z oczu bił blask dawnych wydarzeń. Ubrana była gustownie, mimo swojego wieku, a jej głowę zdobił elegancki kapelusz.

- Musisz o siebie dbać, w tym stanie powinnaś się cieplej ubierać- odezwała się staruszka, uśmiechając się do dziewczyny. Zdziwiona Hermiona nie wiedziała co jej odpowiedzieć.

- Ja-jakim stanie?- zająknęła się, trochę bojąc się, co może od tej czarodziejki usłyszeć.

- Błogosławionym, oczywiście- powiedziała promiennie, na co Miona dostała zawrotu głowy. Ciąża, ja ? Niemożliwe.

- Ale, przecież to nie może być prawda- niedowierzała, mówiąc jakby sama do siebie.

- To jest prawda… Wiem, że przechodzisz teraz ciężkie chwile, że nic nie jest tak jak być powinno, ale zobaczysz, wszystko się ułoży. Zaufaj mi- potwierdziła swoje słowa nieznajoma, pocieszając Granger.

- Kim pani jest?- zapytała, spoglądając w stronę staruszki. I tu spotkał ją zawód. Nikogo tam nie było. Kobieta rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając ją samą ze swoimi myślami i tysiącem pytań.

Nie wierzę. To nie mogło się tak skończyć. Muszę iść do apteki, koniecznie. Wyszła do świata mugoli, przez przejście w pewnej dziurze w murze, kierując się tam, gdzie kupowała leki dla taty, kiedy byli na wakacjach. Znowu wspomnienia uderzyły w nią , gdy przechadzała się tak dobrze znanymi uliczkami.

Szybko przemierzyła trasę, dzielącą ją od celu, kupiła test ciążowy, weszła w ciemny zaułek i teleportowała się przed hotel. Wparowała do windy, wjechała do siebie na piętro i weszła do pokoju. Rozebrała się, zostawiając płaszcz i buty w progu. Przeszła do łazienki. Przyszedł czas na to, by poznać prawdę. To była ta chwila. Niezdecydowana, siedziała na skraju wanny. W końcu zdecydowała. Wykonała test. Czekała chwilę na wyniki.

Kiedy spojrzała na okienko, mało nie zemdlała. Pozytywny. Jest w ciąży. Będzie miała dziecko. Z NIM. Rozpłakała się. Z bezradności, z tęsknoty.

Płakała i płakała, a gorące i gorzkie łzy zalewały jej twarz. Nagle usłyszała pukanie. Adrian. Zapomniała. Wszedł dziarskim krokiem, ale gdy tylko spojrzał na dziewczynę, jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Troska i niepokój wstąpiły na młode oblicze chłopaka, postarzając go trochę. Podszedł do dziewczyny i przytulił, wiedząc, że tego właśnie potrzebuje. Myślał tylko o tym, aby ona w końcu się uspokoiła.

Gdy jej oddech stał się chociaż w pewnym stopniu miarowy, oderwał się od niej i spojrzał w czekoladowe oczy.

-Możesz mi powiedzieć, co się wydarzyło ?- zapytał, wciąż intensywnie się w nią wpatrując. A ona powiedziała mu całą historię, bez żadnych kłamstw i obejść. Z każdym kolejnym słowem, jego czy smutniały. Kiedy ona wylewała przed nim wszystkie uczucia względem blondyna, on tylko patrzył, nie przerywał.

- A właśnie dowiedziałam się, że jestem z nim w ciąży- nowa fala łez zalała jej piękną, nawet w takim stanie, twarz.

Nadal ją tulił ją do siebie, tak naprawdę nie wiedząc, co jej powiedzieć. To, że kocha ją od pierwszej rozmowy? To, że nigdy nie wyzbył się uczucia? To, że ukrywał to tyle czasu? Wiedział, że nie może. To jeszcze bardziej by ją podłamało. Chce tylko jej szczęścia. Skontaktuje się z tym całym blondynem. A nóż się uda? Musi wszystko zataić. Szybko podjął decyzję Podał jej eliksir słodkiego snu w szklance wody. Po chwili smacznie spała w swoim łóżku, opatulona kołdrą, z włosami rozwianymi na śnieżnobiałej poduszce.

* * *

Smok i Diabeł siedzieli na sofie, popijając Ognistą.

- Kochanie, pozwól tu na chwilę- krzyknęła kobieta z kuchni.

- Zaraz przyjdę- mruknął brunet, stawiając szklankę na małym, dębowym stoliku.

Wszedł do pomieszczenia, patrząc na swoją żonę. Zgrabna, niska, z zaokrąglonym brzuchem. Pani Zabini. Ginewra Zabini.

- Co się stało?- spytała.

- No wiesz, Miona zniknęła, Draco jest załamany, nie wie gdzie jej szukać. Powiedziałem mu, żebyśmy poczekali do jutra- zdradził Gin.

- To się porobiło. Trudno- potarła swój nosek, przy okazji zabarwiając go mąką na biało. Mąż podszedł, starł biel z jej nosa i ucałował krótko. Wyszedł do przyjaciela.

- No ja będę się zbierał- powiedział Malfoy. Blaise spojrzał na niego zdziwiony.

-To nie zostaniesz na obiedzie?- spytał.

- Nie, nie będę wam robił kłopotu- założył marynarkę, wymienił uścisk dłoni z Zabinim i rzucił kilka słów pożegnania i wyszedł. Diabeł wrócił do żony.

- Czy on naprawdę jest taki zakochany ?- spytała kobieta, troszkę niedowierzając mężowi.

- Wiesz, znam go tyle czasu i jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie. To tak nieprawdopodobne, że możliwe- rzucił.

- Ta miłość- rozmarzyła się Ginny, wspominając to jak zaczęła się jej przygoda z tym czarnoskórym mężczyzną.

* * *

Wszedł do swojego mieszkania. Skierował się do kuchni by na szybko coś zjeść. Otworzył lodówkę, zrobił sobie kilka kanapek i herbatę, zjadł w ciszy. Wszedł do sypialni rozebrał się i położył na łóżku. Momentalnie owinął go jej zapach, pozostawiony z poprzedniej nocy. Tak bliskie, a jednak tak odległe wspomnienia. Wczoraj była, dziś już jej nie ma. A powinna być. Dlaczego dał jej odejść? Teraz właśnie powinien tulić ją do siebie, jak największy skarb. Ale tego nie robi. Bo nie powiedział jej, że kocha ją nad życie i bez niej nic nie ma sensu. Mimo wszystko łzy zatańczyły w jego stalowoszarych oczach, a on nie miał wpływu na to, kiedy kryształy zaczęły spływać po jego bladej twarzy. Rozpłakał się z niemocy, niewiedzy, tęsknoty i własnej głupoty. Kiedy już bezsilność osiągnęła wyczerpujący wynik, zasnął, a w snach widział tylko jedną twarz.

* * *

Czas zawitać do Dawida. Pomoże mu odszukać tego całego Malfoy’a. Teleportował się spod hotelu, mając nadzieję, że go zastanie w domu. Aportował się w ciemnej uliczce, by potem ruszyć pod blok w którym mieszkał chłopak. Zadzwonił standardowym dzwonkiem, by potem usłyszeć cichy głos:

-Tak?

-Tu Adrian- powiedział, a Dawid wpuścił go do środka. Szybko wspiął się po schodach na drugie piętro i zapukał do drzwi. Po kilku chwilach otworzył mu wysoki chłopak, o rudych włosach, niesamowicie zielonych oczach, wydatne szczęce i wysokich kościach policzkowych. Przystojny i młody.

- Cześć – przywitał się Ad, wchodząc do małego mieszkania.

- Siema, co Cię tu sprowadza? Dawno mnie nie odwiedzałeś- zrobił urażoną minę, ale zaraz potem rozpromienił się wskazując miejsce gościowi.

- No mam do Ciebie pewną sprawę… - powiedział niepewnie, siadając.

- O kogo chodzi?- zapytał bez zbędnych komentarzy.

- Pomóż mi znaleźć Draco Malfoy’a…- rozjaśnił przybysz, patrząc wprost na Dawida.

- A kto to ? – ciekawość wzięła górę.

- Ktoś, po prostu mi pomóż. Wiesz, że wisisz mi jedną przysługę, więc…- delikatnie zasugerował.

-Dobra, nie ma problemu. Wiesz chociaż gdzie mieszka?

- W Londynie. Zależy mi na czasie- wyrzucił Ad.

- Zobaczymy co da się zrobić- stwierdził entuzjastycznie.

Czekała ich cała noc pracy. Włamywanie się do mugolskich systemów, przełamywanie czarodziejskich zaklęć. Wszystko dążyło do jednego celu.

* * *

Poczuła jak czyjeś wargi wtapiają się w jej malinowe usta. Poczuła dobrze znany chłód. To jest sen… to na pewno sen – pomyślała krótko i dalej oddawała pocałunki, zdziwiona jak bardzo realny może być sen. Jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele. Długie palce dotykały z utęsknieniem każdego skrawka. Jakie to jest realistyczne. W końcu opamiętała się i otworzyła oczy, jednak dalej całowała przybysza. To jest prawda… Ta myśl uderzyła ją niczym zimna woda w upalny dzień. Oderwali się od siebie, a ona patrzyła na niego oniemiała.

- Kocham Cię- powiedział patrząc wprost w rozpalone, brązowe oczy.

Nie mogła uwierzyć w to co słyszy.

- Hermiono, kochałem Cię od samego początku i będę do samego końca. Proszę, zostań ze mną- wyznał błagalnym tonem, a na tęczówkach zalśniły łzy.

- Lubisz dzieci?- spytała ni stąd ni zowąd, a twarz jej lśniła w blasku słońca. Zdezorientowany blondyn patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Kocham dzieci- rzekł lekko prawdę, bo tak naprawdę zawsze marzył o swoich, którym mógłby dać dom o wiele lepszy od tego, który miał on.

- To dobrze się składa, bo za dziewięć miesięcy zostaniesz ojcem- powiedziała, uśmiechając się do niego promiennie.

Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Będzie miał dziecko. Wziął Gryfonkę w objęcia, nie przestając tulić. Pocałował ją czule, tak jak robi to osoba, która mogłaby rzucić się w ogień dla tej drugiej. Chcąc trzymać ją w ramionach do końca swoich dni.

Dni, które upłyną na wzlotach i upadkach… Dni, które odznaczać się będą szczęściem. Dni bezgranicznej miłości… Dni, które będzie wspominał najlepiej jak się da, przy kominku, trzymając rękę swojej ukochanej… Dni, w których jego dzieci, będą zaczynały iść własną, niezależną drogą… Dni, dzięki którym zrozumie, że dzięki decyzjom podejmowanym pod wpływem chwili, życie staje się lepsze.

* * * 


Ile minęło? Może rok, może dwa? A może czterdzieści lat? A może to tylko chwila, w której jesteśmy zdolni tylko na zamknięcie i otworzenie naszych powiek? Sekundy, minuty, godziny, dni, noce, tygodnie, miesiące, dekady, wieki, tysiąclecia… Czy to wiele? Dla nich to bardzo wiele. Dla nich każda sekunda to dar, mogą ją wykorzystać na miłość. Miłość tak oddaną, tak wierną, tak niespotykaną w dzisiejszych czasach… Zmarli razem, w jednym dniu, bo przecież jedno nie mogłoby żyć bez drugiego… Ale czy to dziwne? Nie sądzę… A ludzie mądrzy sercem, nazywają to miłością… miłością, do samego końca.
Witam :D 
Tak jak obiecałam, dziś kolejna miniaturka :D Moje pierwsze 18+, tak właśnie wszystko się zaczęło. Myślę, że im dalej, tym lepiej, dlatego powiem tak, nie zrażajcie się xD 
Pozdrawiam,
L. ;*

środa, 18 maja 2016

Miniatura I: "Niezawodna pamięć"



PRZECZYTAJ ZANIM STWIERDZISZ, ŻE TO TYLKO BZDURY :P

Siema moi Drodzy :D 

Moja nieobecność jest wynikiem kompletnego braku weny i czasu, doskwiera mi całkowity spadek pisarskich wymysłów, przykro mi i przepraszam za to :(

Dlatego też doszłam do wniosku, że w zamian za ten zjazd zacznę stopniowo dodawać usunięte niegdyś miniaturki :D Myślę, że niektórzy ucieszą się z takiego obrotu wydarzeń :D

Mam nadzieję, że będą dla Was one idealnym punktem widzenia na moje dawne podjeście do Dramione :D Może ich poziom nie grzeszy wysokością, ale cóż, nie zaczyna się od najwyższych szczytów :D 

Obiecuję, że miniaturka będzie się pojawiać co tydzień, a jeśli wrócę do pisarskiego życia, wtedy nowości dodawać będę na bieżąco :D 

Pozdrawiam, 
Lúthien :*

_______________________________________________________

Kolejny miesiąc… Kolejna szklanka Ognistej Whisky w dłoni arystokraty… Kolejne nic nieznaczące kobiety w jego łóżku… Kolejne godziny spędzane na upijaniu się do nieprzytomności… Kolejne ranki w objęciach nie tej, którą chciałby mieć… Kolejna łza, chociaż pojedyncza, pokazująca ból…
* * *
Myślałam, że zapomniałam… Myślałam, że potrafię zmierzyć się z przyszłością… Myślałam, że gdy go zobaczę, nie rozpłaczę się… Myślałam, że gdy go ponownie usłyszę, nie zemdleję… Myślałam, że gdy on na mnie spojrzy, nie ucieknę wzrokiem… Myślałam, ale to tylko myśli, a nie rzeczywistość.
* * *
Każda historia ma swój początek i swoje zakończenie. Nic nie jest w stanie przewidzieć tego, co ukartował dla nas los. Jakie problemy i trudy musimy przejść w drodze do tak niepewnego szczęścia. Zatraceni we wspomnieniach, zapominamy o teraźniejszości, która przecież kształtuje przeszłość. Tylko przyszłość jest nieprzenikniona niczym wiosenna mgła. Nie wiemy co się wydarzy… Wróżbiarstwo to jedno wielkie, zagmatwane pojęcie nauki, która tylko w pewnym stopniu i to bardzo nikłym oraz niepewnym, pokazuje nam przyszłe wydarzenia. Ale tacy ludzie jak my, nie mają na to wpływu. Przychodzi nam tylko godzić się z tym, co rzuci nam pod nogi wiatr i iść dalej, ciesząc się każdą chwilą.
* * *
Minęło wiele czasu od ich ostatniego spotkania. On wyjechał do Polski, ona do Francji. Tak naprawdę każde z nich wierzyło, że to drugie się zmieniło. Dopiero teraz odczuwali brak tej drugiej osoby. Siebie nawzajem. I to bez żadnych zmian. Kochali się, ale nigdy tego nie wypowiedzieli. Pragnęli, ale nigdy tego nie ujawnili. Tęsknili, ale nigdy tego nie okazali. To błędy, które tylko oni mogą poprawić. 
-Wreszcie dom- mruknęła do siebie brązowowłosa dziewczyna, stojąc przed drzwiami zgrabnego domu. Stała tak chwilę, nie przejmując się spadającym na jej rzęsy śniegiem. Samotna, zagubiona, ale silna i pracowita. Wiedziała, że to będą bardzo smutne święta.
Otworzyła drzwi. Powitał ją mroczny przedpokój. Zapaliła światło, zawieszając kurtkę na wieszaku. Malutkie pomieszczenie pomalowane w tonacji beżu wyglądało bardzo gustownie. Zdjęła buty i weszła dalej. Otoczył ją całkiem spory salon ze ścianami w odcieniach pomarańczy. Kremowa sofa ustawiona była przed małym stoliczkiem. Położyła tam swoją torbę i ruszyła dalej. Kuchnia z szarymi płytkami i czerwonymi meblami dodała trochę ostrości domowi. W lodówce świeciło pustkami, więc postanowiła, że przebierze się i pójdzie na zakupy. Weszła schodami na górę, do swojej sypialni. Łączyło się z nią tyle wspomnień. To tam Ron poprosił ją o rękę. To tam się zgodziła. Tam płakała, gdy się rozstali, po tym jak ją uderzył. Tam odpoczywała. Tam kilka razy był On… Nie, nie myśl o tym. Szybko rozpakowała walizkę jednym ruchem różdżki i poszła do łazienki. Przebrała się, ubrała buty i kurtkę i wyszła z domu. Zamknęła drzwi zaklęciem i poszła najpierw do mugolskiego sklepu z żywnością. Odesłała zakupy jednym zaklęciem do domu. Weszła w ciemną uliczkę i deportowała się na Pokątną.
Wylądowała przed księgarnią Esy&Floresy. Musiała kupić prezenty, w końcu zbliżała się Gwiazdka. Długo zastanawiała się nad wyborem czegoś dla Ginny i padło na Znajdź czarodzieja w swoim dziecku. Był to poradnik dla rodziców, który pomagał uzdalniać dziecko jeszcze przed pójściem do szkoły. Harry i Ginny mieli już syna Jamesa. Miał on 1 roczek. Była jego matką chrzestną. Zaraz po jego chrzcie wyjechała z kraju. Zapłaciła należność i wyszła z pomieszczenia. Idąc, wiatr smagał jej włosy, targając je niemiłosiernie. James’owi wybrała małą replikę Błyskawicy, wiedząc, że jego ojciec na pewno będzie miał uciechę. Samemu Harry’emu wybrała zestaw eliksirów podręcznych, które kupiła w aptece. Obkupiona, udała się do małej kawiarenki na rozgrzewającą kawkę. Siedziała, myśląc co by było, gdyby nie zostawiła Go. Gdyby nie wyjechała. Gdyby zaryzykowała. Bała się, cholernie się bała, że ją zrani. Że zabawi się i zostawi. Tak bardzo się bała. Nie miała na to wpływu.
Szedł ulicą w stronę apteki. Jego twarz niemal zlewała się z pobielałym od śniegu niebem. Oglądał wystawy sklepowe z obojętną miną. Ciągle jakieś kobiety patrzyły na niego tęsknym wzrokiem. Nie zauważał tego. Nie chciał. Nagle w jednym z okien jakiejś kawiarni mignęła mu burza brązowych loków. Nie, to nie może być ona. Nie. Dyskretnie przyjrzał się. To była ona. Zmieniła pozycję siedzenia. Poznał ją . To ona. Tak. Jego serce podskoczyło z radości. Poczeka na nią, aż wyjdzie.
Piła spokojnie ciepłą już kawę. Robiło się już późno i zdecydowała się wyjść. Miała przecież odwiedzić jeszcze Potterów, którzy nawet nie wiedzą o jej przyjeździe. Zapłaciła, zostawiła napiwek, ubrała się i wyszła. Zrobiło się o wiele chłodniej niż wcześniej. Potarła ręce, przeklinając się w duchu, ze nie wzięła rękawiczek. Szła w kierunku ściany, przy której chciała się deportować.
Chłopak idzie za dziewczyną . Nagle ona staje. On przyspiesza. Dziewczyna już okręca się w miejscu, gdy chłopak łapie ją za rękę. Dziewczyna przestaje. Patrzy na swoją rękę, owiniętą w tak dobrze jej znaną dłoń. On. Wrócił. On wrócił… Czuje jego dotyk, pamięta go tak dobrze, chociaż tak bardzo chciała o nim zapomnieć. Nie podnosi głowy. Nie ma odwagi spojrzeć mu w twarz.
-Granger, spójrz na mnie, proszę- powiedział Draco błagalnym tonem, jakby to miało być ostatnią deską ratunku. Dziewczyna nie ruszała się. Delikatnie złapał jej brodę i uniósł do góry. Jej oczy. Oczy takie ciepłe, pełne miłości, jednak teraz zapełnione łzami.- Wreszcie, wreszcie Cię znalazłem- nie zastanawiając się długo, pocałował dziewczynę czule. Jego wargi tak pragnęły jej ust, tych malinowych ust. To była ona. Nareszcie. Oderwał się od niej.- Kocham Cię. Zrozumiałem to, kiedy odeszłaś. Kocham Cię-pomyślał. Hermiona zaczęła głośniej płakać.
Zapomniałam. A jednak pamiętałam. Smak tych chłodnych ust; dotyk tych bladych dłoni; spojrzenie tych szarych, nieskończonych oczu. A on całował, coraz zachłanniej, jakby to miało go uratować przed światem. Nie wyrywała się, wręcz przeciwnie, mimo łez , tak obficie płynących po jej twarzy, oddawała pocałunki z takim samym zaangażowaniem. Jednak jak wszystko przemija, tak i ona opamiętała się i wyrwała z uścisku.
-Co ty tutaj robisz ?- wielkie krople padały na blade policzki, a rzęsy były niewidocznie oszronione. Już chciała się deportować i w ostatniej chwili jej ramię złapał chłopak.
Aportowali się przy domu dziewczyny.
- Nie pozwolę Ci odejść. Zrozum to. Nie pozwolę- ostatnie słowa wykrzyczał, pocałował ją stanowczo w usta i deportował się. Zostawił Hermionę samą z myślami. 
Płakała. Całą noc, cały następny dzień. Cały czas. Sny wróciły ze zdwojoną siłą. Czemu jej to zrobił, czemu ? Pojawił się, zapalił iskierkę nadziei, która teraz znowu nie zgaśnie.
Nastał dzień Wigilii. Miała go spędzić sama ze swoimi troskami. Nie chciała zakłócać szczęścia Potterom, ani nikomu innemu. Poszła do sklepu na zakupy. Kupiła potrzebne składniki i ruszyła do domu. Otworzyła drzwi, a jej nozdrza owiał tak dobrze znany zapach. To niemożliwe- potrząsnęła głową. Rozebrała się i weszła po ciemku do salonu, nie zwracając uwagi na nic. Zapaliła światło w kuchni i wzięła się za przygotowywanie kolacji. Nagle na jej talii pojawiły się czyjeś ręce. Krzyknęła, próbując się wyrwać.
- Chyba nie myślisz, że będziesz dziś sama- usłyszała głos, który kiedyś wywoływał u niej uśmiech. Draco zaczął muskać szyję Hermiony swoimi ustami, nie zważając na to, że dziewczyna trzymała w ręku patelnię.
- Proszę Cię, przestań- zdziwiony odchylił swoją głowę.- Jak ty się tu dostałeś?
- Jestem czarodziejem w końcu, nie?- uśmiechnął się.- Dlaczego wyjechałaś?
Wahała się przez chwile - Prawda? Przecież mnie wyśmieje. Ale chociaż odejdzie i nie będzie się mną bawił.
- A jak myślisz. Z żadną dziewczyną nie byłeś dłużej niż dwa tygodnie. Zakochałam się, jak głupia. Cały czas żyłam w strachu, że mnie zostawisz. Odeszłam, prościej było zapomnieć-wyrzuciła z siebie.
Jego myśli biegły jak oszalałe. Zakochała się. W nim. To niemożliwe. Błagał o to. Marzenia się spełniają.
- Granger, nigdy nie byłaś jakąś tam dziewczyną. Ty byłaś, jesteś tą jedyną. Nie rozumiesz. Nie zapomniałem . Myślałem o Tobie cały czas, nie było nocy bym nie widział Cię w snach. Nie było dnia spokoju, w którym wspomnienia nie zalewałyby mojego umysłu. Granger, ja, ja Cię kocham …-powiedział prosto w oczy Miony, błagając by odpowiedziała to samo. Głośny brzdęk wypełnił im uszy. To patelnia spadła Herm z ręki. Dziewczyna tylko przybliżyła się do chłopaka i pocałowała go, czując ten chłód, za którym tak niezmiernie tęskniła. Całowali się bez opamiętania, nie mając w tym umiaru.
- Kocham Cię Draco, tak tęskniłam- wymruczała mu do ucha, a on tylko przytulił ją mocno.
Wzięli się za przygotowywanie kolacji. Szybko zrobili kilka potraw i nakryli do stołu, a Hermiona poszła się przebrać. Założyła na siebie czarną sukienkę przed kolano z długim rękawem, przylegającą do ciała. Włosy związała w luźny koczek, założyła czarne szpilki i srebrną biżuterię. Zeszła na dół.
- Śliczna jak zawsze- powiedział blondwłosy, który wcale nie wyglądał gorzej. Jego mleczna karnacja idealnie kontrastowała z czarnym garniturem i koszulą. Dziewczyna uśmiechnęła się w podzięce.
- Podzielmy się opłatkiem- powiedziała Miona cicho.
- Myślę, że to, co teraz się stanie będzie moim jedynym i najważniejszym życzeniem-podszedł do niej i uklęknął. Z wewnętrznej kieszeni wyjął czarne pudełeczko. Otworzył je delikatnie.
- Hermiono Jean Granger, czy zechcesz zostać moją żoną?- spytał z szerokim uśmiechem na ustach.
-No nie wiem, nie wiem –powiedziała. Mina chłopakowi momentalnie zrzedła.- Oczywiście , że chcę- wykrzyknęła radośnie i pocałowała krótko jego wargi. Założył jej na palec piękny, srebrny pierścionek, z kilkoma brylancikami ułożonymi w finezyjny wzór.
- Jest piękny- mruknęła do chłopaka.- No to jedzmy.
* * *
Minął rok. Piękny rok. W życiu dwójki zaszły wielkie zmiany. Tak potoczyło się ich życie. Splotło ze sobą ich ręce w drodze do szczęścia. Kolejne święta mijały im wesoło. Tym bardziej, że była ich już trójka. Kilkutygodniowy Scorpius był całą dumą Dracona i wielką radością Hermiony. Tak spędzali święta w towarzystwie Potterów i ich dwójki dzieciaków.
Znaleźli siebie. Pośród milionów innych ludzi odnaleźli tę drugą połówkę. Przebrnęli przez te wszystkie trudy, kłopoty i problemy. Zawalczyli, zaryzykowali i dostali w zamian szczęście.
Czy można chcieć więcej? Nie…oni chcą tylko siebie.