środa, 18 maja 2016

Miniatura I: "Niezawodna pamięć"



PRZECZYTAJ ZANIM STWIERDZISZ, ŻE TO TYLKO BZDURY :P

Siema moi Drodzy :D 

Moja nieobecność jest wynikiem kompletnego braku weny i czasu, doskwiera mi całkowity spadek pisarskich wymysłów, przykro mi i przepraszam za to :(

Dlatego też doszłam do wniosku, że w zamian za ten zjazd zacznę stopniowo dodawać usunięte niegdyś miniaturki :D Myślę, że niektórzy ucieszą się z takiego obrotu wydarzeń :D

Mam nadzieję, że będą dla Was one idealnym punktem widzenia na moje dawne podjeście do Dramione :D Może ich poziom nie grzeszy wysokością, ale cóż, nie zaczyna się od najwyższych szczytów :D 

Obiecuję, że miniaturka będzie się pojawiać co tydzień, a jeśli wrócę do pisarskiego życia, wtedy nowości dodawać będę na bieżąco :D 

Pozdrawiam, 
Lúthien :*

_______________________________________________________

Kolejny miesiąc… Kolejna szklanka Ognistej Whisky w dłoni arystokraty… Kolejne nic nieznaczące kobiety w jego łóżku… Kolejne godziny spędzane na upijaniu się do nieprzytomności… Kolejne ranki w objęciach nie tej, którą chciałby mieć… Kolejna łza, chociaż pojedyncza, pokazująca ból…
* * *
Myślałam, że zapomniałam… Myślałam, że potrafię zmierzyć się z przyszłością… Myślałam, że gdy go zobaczę, nie rozpłaczę się… Myślałam, że gdy go ponownie usłyszę, nie zemdleję… Myślałam, że gdy on na mnie spojrzy, nie ucieknę wzrokiem… Myślałam, ale to tylko myśli, a nie rzeczywistość.
* * *
Każda historia ma swój początek i swoje zakończenie. Nic nie jest w stanie przewidzieć tego, co ukartował dla nas los. Jakie problemy i trudy musimy przejść w drodze do tak niepewnego szczęścia. Zatraceni we wspomnieniach, zapominamy o teraźniejszości, która przecież kształtuje przeszłość. Tylko przyszłość jest nieprzenikniona niczym wiosenna mgła. Nie wiemy co się wydarzy… Wróżbiarstwo to jedno wielkie, zagmatwane pojęcie nauki, która tylko w pewnym stopniu i to bardzo nikłym oraz niepewnym, pokazuje nam przyszłe wydarzenia. Ale tacy ludzie jak my, nie mają na to wpływu. Przychodzi nam tylko godzić się z tym, co rzuci nam pod nogi wiatr i iść dalej, ciesząc się każdą chwilą.
* * *
Minęło wiele czasu od ich ostatniego spotkania. On wyjechał do Polski, ona do Francji. Tak naprawdę każde z nich wierzyło, że to drugie się zmieniło. Dopiero teraz odczuwali brak tej drugiej osoby. Siebie nawzajem. I to bez żadnych zmian. Kochali się, ale nigdy tego nie wypowiedzieli. Pragnęli, ale nigdy tego nie ujawnili. Tęsknili, ale nigdy tego nie okazali. To błędy, które tylko oni mogą poprawić. 
-Wreszcie dom- mruknęła do siebie brązowowłosa dziewczyna, stojąc przed drzwiami zgrabnego domu. Stała tak chwilę, nie przejmując się spadającym na jej rzęsy śniegiem. Samotna, zagubiona, ale silna i pracowita. Wiedziała, że to będą bardzo smutne święta.
Otworzyła drzwi. Powitał ją mroczny przedpokój. Zapaliła światło, zawieszając kurtkę na wieszaku. Malutkie pomieszczenie pomalowane w tonacji beżu wyglądało bardzo gustownie. Zdjęła buty i weszła dalej. Otoczył ją całkiem spory salon ze ścianami w odcieniach pomarańczy. Kremowa sofa ustawiona była przed małym stoliczkiem. Położyła tam swoją torbę i ruszyła dalej. Kuchnia z szarymi płytkami i czerwonymi meblami dodała trochę ostrości domowi. W lodówce świeciło pustkami, więc postanowiła, że przebierze się i pójdzie na zakupy. Weszła schodami na górę, do swojej sypialni. Łączyło się z nią tyle wspomnień. To tam Ron poprosił ją o rękę. To tam się zgodziła. Tam płakała, gdy się rozstali, po tym jak ją uderzył. Tam odpoczywała. Tam kilka razy był On… Nie, nie myśl o tym. Szybko rozpakowała walizkę jednym ruchem różdżki i poszła do łazienki. Przebrała się, ubrała buty i kurtkę i wyszła z domu. Zamknęła drzwi zaklęciem i poszła najpierw do mugolskiego sklepu z żywnością. Odesłała zakupy jednym zaklęciem do domu. Weszła w ciemną uliczkę i deportowała się na Pokątną.
Wylądowała przed księgarnią Esy&Floresy. Musiała kupić prezenty, w końcu zbliżała się Gwiazdka. Długo zastanawiała się nad wyborem czegoś dla Ginny i padło na Znajdź czarodzieja w swoim dziecku. Był to poradnik dla rodziców, który pomagał uzdalniać dziecko jeszcze przed pójściem do szkoły. Harry i Ginny mieli już syna Jamesa. Miał on 1 roczek. Była jego matką chrzestną. Zaraz po jego chrzcie wyjechała z kraju. Zapłaciła należność i wyszła z pomieszczenia. Idąc, wiatr smagał jej włosy, targając je niemiłosiernie. James’owi wybrała małą replikę Błyskawicy, wiedząc, że jego ojciec na pewno będzie miał uciechę. Samemu Harry’emu wybrała zestaw eliksirów podręcznych, które kupiła w aptece. Obkupiona, udała się do małej kawiarenki na rozgrzewającą kawkę. Siedziała, myśląc co by było, gdyby nie zostawiła Go. Gdyby nie wyjechała. Gdyby zaryzykowała. Bała się, cholernie się bała, że ją zrani. Że zabawi się i zostawi. Tak bardzo się bała. Nie miała na to wpływu.
Szedł ulicą w stronę apteki. Jego twarz niemal zlewała się z pobielałym od śniegu niebem. Oglądał wystawy sklepowe z obojętną miną. Ciągle jakieś kobiety patrzyły na niego tęsknym wzrokiem. Nie zauważał tego. Nie chciał. Nagle w jednym z okien jakiejś kawiarni mignęła mu burza brązowych loków. Nie, to nie może być ona. Nie. Dyskretnie przyjrzał się. To była ona. Zmieniła pozycję siedzenia. Poznał ją . To ona. Tak. Jego serce podskoczyło z radości. Poczeka na nią, aż wyjdzie.
Piła spokojnie ciepłą już kawę. Robiło się już późno i zdecydowała się wyjść. Miała przecież odwiedzić jeszcze Potterów, którzy nawet nie wiedzą o jej przyjeździe. Zapłaciła, zostawiła napiwek, ubrała się i wyszła. Zrobiło się o wiele chłodniej niż wcześniej. Potarła ręce, przeklinając się w duchu, ze nie wzięła rękawiczek. Szła w kierunku ściany, przy której chciała się deportować.
Chłopak idzie za dziewczyną . Nagle ona staje. On przyspiesza. Dziewczyna już okręca się w miejscu, gdy chłopak łapie ją za rękę. Dziewczyna przestaje. Patrzy na swoją rękę, owiniętą w tak dobrze jej znaną dłoń. On. Wrócił. On wrócił… Czuje jego dotyk, pamięta go tak dobrze, chociaż tak bardzo chciała o nim zapomnieć. Nie podnosi głowy. Nie ma odwagi spojrzeć mu w twarz.
-Granger, spójrz na mnie, proszę- powiedział Draco błagalnym tonem, jakby to miało być ostatnią deską ratunku. Dziewczyna nie ruszała się. Delikatnie złapał jej brodę i uniósł do góry. Jej oczy. Oczy takie ciepłe, pełne miłości, jednak teraz zapełnione łzami.- Wreszcie, wreszcie Cię znalazłem- nie zastanawiając się długo, pocałował dziewczynę czule. Jego wargi tak pragnęły jej ust, tych malinowych ust. To była ona. Nareszcie. Oderwał się od niej.- Kocham Cię. Zrozumiałem to, kiedy odeszłaś. Kocham Cię-pomyślał. Hermiona zaczęła głośniej płakać.
Zapomniałam. A jednak pamiętałam. Smak tych chłodnych ust; dotyk tych bladych dłoni; spojrzenie tych szarych, nieskończonych oczu. A on całował, coraz zachłanniej, jakby to miało go uratować przed światem. Nie wyrywała się, wręcz przeciwnie, mimo łez , tak obficie płynących po jej twarzy, oddawała pocałunki z takim samym zaangażowaniem. Jednak jak wszystko przemija, tak i ona opamiętała się i wyrwała z uścisku.
-Co ty tutaj robisz ?- wielkie krople padały na blade policzki, a rzęsy były niewidocznie oszronione. Już chciała się deportować i w ostatniej chwili jej ramię złapał chłopak.
Aportowali się przy domu dziewczyny.
- Nie pozwolę Ci odejść. Zrozum to. Nie pozwolę- ostatnie słowa wykrzyczał, pocałował ją stanowczo w usta i deportował się. Zostawił Hermionę samą z myślami. 
Płakała. Całą noc, cały następny dzień. Cały czas. Sny wróciły ze zdwojoną siłą. Czemu jej to zrobił, czemu ? Pojawił się, zapalił iskierkę nadziei, która teraz znowu nie zgaśnie.
Nastał dzień Wigilii. Miała go spędzić sama ze swoimi troskami. Nie chciała zakłócać szczęścia Potterom, ani nikomu innemu. Poszła do sklepu na zakupy. Kupiła potrzebne składniki i ruszyła do domu. Otworzyła drzwi, a jej nozdrza owiał tak dobrze znany zapach. To niemożliwe- potrząsnęła głową. Rozebrała się i weszła po ciemku do salonu, nie zwracając uwagi na nic. Zapaliła światło w kuchni i wzięła się za przygotowywanie kolacji. Nagle na jej talii pojawiły się czyjeś ręce. Krzyknęła, próbując się wyrwać.
- Chyba nie myślisz, że będziesz dziś sama- usłyszała głos, który kiedyś wywoływał u niej uśmiech. Draco zaczął muskać szyję Hermiony swoimi ustami, nie zważając na to, że dziewczyna trzymała w ręku patelnię.
- Proszę Cię, przestań- zdziwiony odchylił swoją głowę.- Jak ty się tu dostałeś?
- Jestem czarodziejem w końcu, nie?- uśmiechnął się.- Dlaczego wyjechałaś?
Wahała się przez chwile - Prawda? Przecież mnie wyśmieje. Ale chociaż odejdzie i nie będzie się mną bawił.
- A jak myślisz. Z żadną dziewczyną nie byłeś dłużej niż dwa tygodnie. Zakochałam się, jak głupia. Cały czas żyłam w strachu, że mnie zostawisz. Odeszłam, prościej było zapomnieć-wyrzuciła z siebie.
Jego myśli biegły jak oszalałe. Zakochała się. W nim. To niemożliwe. Błagał o to. Marzenia się spełniają.
- Granger, nigdy nie byłaś jakąś tam dziewczyną. Ty byłaś, jesteś tą jedyną. Nie rozumiesz. Nie zapomniałem . Myślałem o Tobie cały czas, nie było nocy bym nie widział Cię w snach. Nie było dnia spokoju, w którym wspomnienia nie zalewałyby mojego umysłu. Granger, ja, ja Cię kocham …-powiedział prosto w oczy Miony, błagając by odpowiedziała to samo. Głośny brzdęk wypełnił im uszy. To patelnia spadła Herm z ręki. Dziewczyna tylko przybliżyła się do chłopaka i pocałowała go, czując ten chłód, za którym tak niezmiernie tęskniła. Całowali się bez opamiętania, nie mając w tym umiaru.
- Kocham Cię Draco, tak tęskniłam- wymruczała mu do ucha, a on tylko przytulił ją mocno.
Wzięli się za przygotowywanie kolacji. Szybko zrobili kilka potraw i nakryli do stołu, a Hermiona poszła się przebrać. Założyła na siebie czarną sukienkę przed kolano z długim rękawem, przylegającą do ciała. Włosy związała w luźny koczek, założyła czarne szpilki i srebrną biżuterię. Zeszła na dół.
- Śliczna jak zawsze- powiedział blondwłosy, który wcale nie wyglądał gorzej. Jego mleczna karnacja idealnie kontrastowała z czarnym garniturem i koszulą. Dziewczyna uśmiechnęła się w podzięce.
- Podzielmy się opłatkiem- powiedziała Miona cicho.
- Myślę, że to, co teraz się stanie będzie moim jedynym i najważniejszym życzeniem-podszedł do niej i uklęknął. Z wewnętrznej kieszeni wyjął czarne pudełeczko. Otworzył je delikatnie.
- Hermiono Jean Granger, czy zechcesz zostać moją żoną?- spytał z szerokim uśmiechem na ustach.
-No nie wiem, nie wiem –powiedziała. Mina chłopakowi momentalnie zrzedła.- Oczywiście , że chcę- wykrzyknęła radośnie i pocałowała krótko jego wargi. Założył jej na palec piękny, srebrny pierścionek, z kilkoma brylancikami ułożonymi w finezyjny wzór.
- Jest piękny- mruknęła do chłopaka.- No to jedzmy.
* * *
Minął rok. Piękny rok. W życiu dwójki zaszły wielkie zmiany. Tak potoczyło się ich życie. Splotło ze sobą ich ręce w drodze do szczęścia. Kolejne święta mijały im wesoło. Tym bardziej, że była ich już trójka. Kilkutygodniowy Scorpius był całą dumą Dracona i wielką radością Hermiony. Tak spędzali święta w towarzystwie Potterów i ich dwójki dzieciaków.
Znaleźli siebie. Pośród milionów innych ludzi odnaleźli tę drugą połówkę. Przebrnęli przez te wszystkie trudy, kłopoty i problemy. Zawalczyli, zaryzykowali i dostali w zamian szczęście.
Czy można chcieć więcej? Nie…oni chcą tylko siebie.

2 komentarze:

  1. Nie powaliła mnie jakoś ta opowieść... Zabrakło mi tu czegoś i w ogóle się nie kleiło

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet fajna miniaturka tylko czegoś tu brakuje takiego większego sensu 😉

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już tu jesteście, pozostawcie po sobie jakikolwiek ślad ;)