Birds fly high in the summer
sky
And rest on the breeze
The same wind will take care of you and I
we build our house in the trees
And rest on the breeze
The same wind will take care of you and I
we build our house in the trees
_________________________________________________________________
Kawiarenka
w ustronnej i uroczej londyńskiej ulicy przyciągała wzrok przechodniów
spragnionych dobrej kawy i miejsca, w którym można było wyciszyć szalejące
myśli. Wszędzie królowało drewno.
Jedynie bladoniebieskie zasłony, obrusy i obicia krzeseł przełamywały odcień
brązu, tworząc miłą, przyjemną dla oka atmosferę ciepła. Niebieski jest kolorem
przyjaźni i pokoju, idealnie współgrając z brązem, który jest kolorem poczuciem
bezpieczeństwa
Kilku ludzi wbiegało do niej,
rzucając się w objęcia ukochanych, czy też przyjaciół. Jeszcze inni, dystansowo
wchodzili, oceniając ją zimnym
spojrzeniem. Kolejni pojawiali się, od razu idąc do swoich ulubionych
miejsc.
Ginny i
Blaise natomiast siedzieli naprzeciwko siebie przy jednym ze stolików,
pilnując, by żadna z kończyn nie dotknęła drugiej osoby i mierząc się
spragnionym wzrokiem. Tyle czasu minęło od ich ostatniego spotkania, na którym,
nawiasem mówiąc, nie zamienili prawie żadnych słów, jedynie przyjemne czyny. Jednak
wtedy, alkohol panował w ich głowach, a życie wisiało na skrawku, śmiejąc się
szyderczo z obojga.
Tamta noc
nie wpłynęła na ich zawiłe relacje, które przerwała dobitna kłótnia, tamtego
wieczoru na hogwardzkich błoniach. Czas przeciekał im przez palce, a oni
jedynie patrzyli sobie w oczy, czytając z nich, tak jakby słyszeli własne
myśli.
Nie
zmieniło się nic. Dawno uczucie zadrwiło sobie z nich, odradzając się w sercach
w momencie pierwszego spojrzenia wtedy, przez szybę salonu sukien ślubnych. Uderzenie
gorąca do tej pory towarzyszyło ich twarzom, które zaczerwieniły się wściekle.
Nawet kelnerka, chcąca odebrać zamówienie, nie mogła się skontaktować z żadnym
z nich i po prostu odpuściła sobie.
Aromat kawy
roznosił się po całym pomieszczeniu, zachęcając do wypicia choć małej
filiżanki. Chociaż ich to wcale nie obchodziło, mimo, że uwielbiali ten napój.
Ona, słodziła i dolewała mleczka, a on pił gorzką, czarną kawę. Różnica, tak
widoczna, tak mało ważna.
Każdy wspólny moment przelatywał pomiędzy nimi, tworząc
trwałą linię, przesyłającą dane.
Każde pojedyncze słowo, wypowiedziane przez nich.
Każde spojrzenie, pełne uczuć niemożliwych do wypowiedzenia.
Każda rozmowa, pozostawiająca po sobie trwały ślad.
Każda kłótnia, dzieląca ich serca na dwie części.
Każde pogodzenie, sklejające rozerwany organ.
Każde uderzenie, przyjmowane i dawane z pełną pokorą.
Każde przeprosiny, będące również tymi nigdy
niewypowiedzianymi.
Każdy pocałunek, wyryty w pamięci już na stałe.
Każdy minimalny dotyk, wywołujący dreszcze podniecenia i
paraliżu jednocześnie.
Każda łza, spływająca po policzku w nadziei, że będzie tą
ostatnią.
Każdy wybuch, będący skutkiem gorących charakterków.
Każda wspólna noc, która zawsze była czymś więcej, niżeli zasypianiem w objęciach kochanka.
Każda wspólna noc, która zawsze była czymś więcej, niżeli zasypianiem w objęciach kochanka.
Los plecie
różne scenariusze.
*
* *
Twój światopogląd
potrafi zmienić się w ciągu jednej jedynej sekundy. I właśnie to działo się
teraz w, i tak mało poukładanej, rudej główce. Małe omdlenie było tylko reakcją
organizmu na to, co działo się wokół. Cóż powiedzieć, szok może wywołać
najróżniejsze skutki, niekiedy mało przyjemne.
Tym razem
jednak, teraźniejsza chwila, była bardzo napięta i pełna wyczekiwania. Ruda
głęboko zastanawiała się, co będzie, gdy w końcu przerwie tę bezgłośną rozmowę,
grę spojrzeń i głębię brązowych oczu, emanujących ciepłem, ale i smutkiem
jednocześnie.
Wiele
zmieniło się od ich ostatniego spotkania. Ona wychodziła za mąż, o ile się nie
myliła, za jego przyjaciela. Małżeństwo z Nottem było mało zachęcającą
perspektywą, ba, to w ogóle było bez żadnych perspektyw. Nie dość, że nie było
między nimi nic, prócz chłodnych i dystansowych słów, jakie wypowiadała w jego
stronę przy każdej możliwej okazji, to jeszcze rodzice, którzy już powitali go
w rodzinie. Cóż za ironia.
Blaise, był
jej miłością, taką, która nie pozwalała na myślenie o nikim innym. Tą jedyną i
niepowtarzalną. Nie wiedziała, jak mogła dopuścić do siebie myśl, że
kiedykolwiek pokocha Teodora. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego twarz, by
tłumione przez lata emocje wybuchły, zwalając ją z nóg.
Kiedyś nie
wierzyła w takie bzdury… teraz, wszystko się zmieniło. Nie było sensu
zaprzeczać. Patrzenie na jego twarz było doświadczeniem, które nigdy by jej się
nie znudziło. Miała wrażenie, że lata, które ich rozdzieliły, w ogóle nie
istniały.
Dlaczego to
on, nie może zostać jej mężem? Co byłoby w tym złego, zakazanego?
Był taki sam… a jednocześnie tak
inny. Coś go trapiło. Coś nie dawało mu spokoju. Wyczuwała to napięcie. Gdzieś,
w głębi jego spojrzenia widniało wiele mocno skrywanych uczuć, jakie potrafiła
odczytać tylko osoba, która znała go bardzo dobrze.
*
* *
- Muszę iść – powiedziała
dziewczyna, wstając ze swojego miejsca. Minęło kilka godzin, od chwili, gdy
usiedli bez słowa i patrzyli, czytając wszystko w swoich oczach.
- W
porządku – Blaise był zawiedziony. Nie chciał, by dziewczyna odchodziła. Ale
wiedział, że musiał odpuścić. Widział ją w sukni ślubnej. To tylko potwierdziło
jego najgorsze z możliwych obaw, a porażka życiowa już odbijała się w jego
oczach.
- Do zobaczenia – odeszła, a dzwonek u drzwi
zadźwięczał, gdy wychodziła.
Ona i suknia ślubna. Mógłby
zrozumieć to tylko wtedy, kiedy to on sponsorował by ten ubiór na
najszczęśliwszy dzień jego życia. W innym wypadku, wszystko traciło swój
dotychczasowy, niepowtarzalny sens.
To, co czuł, gdy biel przykrywała
jej ciało, było niepowtarzalne i chyba jedyne takie uczucie w jego
dotychczasowym życiu. Co z tego, że on ją kocha… to już nie ma znaczenia. Ona
wychodzi za mąż, co oznacza, że oddała swe serce innemu. Innemu – słowo, które zapewne będzie prześladować go do końca
życia.
*
* *
Męska rozmowa – brzmi groźnie. W
rzeczywistości jednak, taką wymianę słów określają tylko użalania i chwalenie
się jednocześnie żonami, dziećmi i sukcesami w pracy. Ale jednak, cóż łączyło
się z takowym wydarzeniem, kiedy nie wszyscy mężczyźni, którzy mają wziąć w
niej udział, są żonaci?
- Ognista przede wszystkim – mruknął Draco,
wchodząc do salonu, gdzie na kanapie siedzieli Teodor i Blaise, rozmawiający o
ostatnim meczu Harpi z Hollyhead.
- Co tam mruczysz? – zapytał
Blaise, łapiąc swój dawny, cięty żart, z którego znany był w Hogwarcie.
- Kobiety przede wszystkim – powiedział
głośno, zauważywszy małżonkę, która właśnie wychodziła z domu. Posłała mu
promienny uśmiech.
- Nie poznaję Cię – stwierdził
Teo, nieufnie patrząc na przyjaciela. – Chociaż, w sumie, niedługo będę taki
sam – dodał.
- No właśnie, będąc w temacie-
rozpoczął dyplomatycznym tonem Zabini. – Kiedy poznam twą nadobną damę?
- Znasz ją bardzo dobrze – stwierdził po krótkim namyśle,
unikając wzroku czarnoskórego.
Blaise uniósł brwi wysoko do góry.
O kim on do cholery mówił…
- Więc?- dopytywał Diabeł. Miał
dziwne przeczucie, że ta wiadomość będzie zła. Bardzo zła…
- To Ginny Weasley – powiedział na jednym wydechu,
zdobywając się na spojrzenie w stronę Zabiniego.
- O kurwa –
wstał i wyszedł, zostawiając Draco ze zmartwioną miną i Teo, który uśmiechał
się pobłażająco.
Kurwa,
Kurwa, kurwa… myśli Blaise były mało składne. To, co właśnie usłyszał zbiło go
z nóg. Ma być obecny na ślubie swojego przyjaciela, który żeni się z miłością
jego życia? Nawet w jego myślach brzmiało to nadzwyczaj absurdalnie… A jednak.
To się właśnie działo.
Był
wkurzony – mało powiedziane. Zawiedziony, zmartwiony, zgubiony jednocześnie.
Tego nigdy by się nie spodziewał. Czy Ginny naprawdę pokochała Notta? Przecież…
przecież, to jemu mówiła, że nigdy go nie opuści, że zawsze będzie przy nim. Co
zrobił źle? W czym jego przyjaciel był lepszy? Czy kiedykolwiek wybaczy sobie
tę stratę?
*
* *
- Ginny, sprzeciw się rodzicom teraz –
powiedziała zmartwiona Hermiona, patrząc na rudą przyjaciółkę, która łapczywie
przełykała pierwszy łyk Ognistej.
- Miona, ja mu zwieję sprzed
ołtarza – czknęła, a zamglone oczy próbowały skupić się na brązowowłosej.
Zabawność sytuacji zapewne rozśmieszyłaby
Hermionę. Bo która panna młoda pragnie uciec od małżeństwa, jeszcze się do tego
przyznając. Ale, jeśli chodziło o Ginny, komplikacje po prostu musiały się
pojawić, chciane, czy też nie.
-
Dobra, skarbie, do łóżeczka – mruknęła delikatnie, podnosząc małe ciałko
rudowłosej. Ta bez sprzeciwu poszła do pokoju w domu państwa Malfoy’ów.
Zmęczona brunetka zeszła do
kuchni. Na stołku siedział Draco i popijał herbatę. Spojrzał na żonę, a uśmiech
rozjaśnił zmartwioną twarz.
- Co tam? – zapytał przyjaźnie i
zaczął parzyć drugą herbatę.
- Blaise był wściekły?
- Szkoda mówić – odpowiedział
blondyn i zaczął relacjonować przebieg rozmowy.
*
* *
Huczne
wesele w rodzinie Weasley’ów niebywale poruszyło społeczność czarodziejską. Rozmach
z jakim przygotowano każdy detal raził w oczy, ale także zachwycał znawców,
zajmujących się tego typu imprezami.
Namiot
rozstawiony obok Nory był kremowy. Blady Róź królował na serwetkach i w
wazonach, gdzie róże zachęcały swoim słodkim zapachem. Zieleń trawy wyglądała
wręcz czarodziejsko, a sam dom został odmalowany specjalnie na tę uroczystość.
Powoli
zaczęli zjeżdżać się poszczególni goście, ubrani w odświętne szaty, przeważnie
pokazujące aktualny stan ich portfela. Molly i reszta rodziny skakała wesoło,
dokonując ostatnich poprawek, witając przybyłych. Wszyscy byli zaabsorbowani i
komentowali rzewnie otoczenie, począwszy od zasłon w oknach, kończąc na źle
dobranych kolczykach w uszach pewnej damy.
Napięcie
sięgało szczytu, kiedy pod bramę, okazałą limuzyną, podjechał pan młody wraz z
niebywale przystojnym, i mało komu znanym, świadkiem. Garnitury lśniły w nisko
zawieszonym słońcu, muchy sterczały poważnie, a firmowe uśmiechy widniały na
ich twarzach.
Zgodnie z
powszechną tradycją, pan młody wraz z rodzicami wszedł do domu, gdzie tam miała
czekać na niego szczęśliwa wybranka.
Jakiż to
jednak spotkał go zawód, kiedy wchodząc do pokoju, zastał puste pomieszczenia,
zasnute zapachem znanych perfum, z liścikiem przytwierdzonym do lustra, na
którym jasne lampki, oświetlały przerażoną twarz.
Domownicy
zaczęli przeszukiwać Norę. Ale on już wiedział, co się stało. Spojrzał na
krótką wiadomość, która podeptała jego serce.
Drogi Teo
Nie mogę tego zrobić. Nie kocham
Cię, nigdy tego nie robiłam.
Zasługujesz na kogoś, kto w pełni
odda Twe uczucie.
To nie jestem ja… nigdy nią nie
byłam.
Ginny.
*
* *
- Nigdy nie
pomyślałabym, że tak skończy się moja przygoda z małżeństwem – rozmyślała Ginny,
kiedy opierali się o murek, wcinając lody. Biała suknia falowała na letnim
wietrze.
- No widzisz, szybko załatwiłem sprawę. W
Departamencie Spraw Czarodziei ten świstek dają całkiem szybko – rzekł Blaise,
uśmiechając się promiennie w jej stronę.
- Ale jedno
Ci mogę zarzucić…- rozpoczęła poważnym tonem. – Zepsułeś mi moje plany, co do spektakularnego
zwiania sprzed ołtarza - roześmiała się. – Ale za to Cię kocham… - dodała.
- Ja Ciebie
też Wiewiórko…- spojrzał w jej oczy.
- Powiedz
to, powiedz – poprosiła.
- Kocham
Cię, Ginny Zabini – krzyknął, a przechodnie spojrzeli na niego jak na wariata.
Zbliżył się i pocałował ją tak,
jakby to był koniec świata, jak będzie całował ją jeszcze wiele razy.
Może
zgarnął pannę młodą kumplowi tuż przed jej ślubem…
Może ukartował to wszystko…
Może nie potrafił wyobrazić sobie dalszego życia bez niej…
Może chciał zmienić świat specjalnie dla niej…
Może był wariatem…
Ale czego nie robi się dla miłości?
*
* *
Bajki
powinny kończyć się szczęśliwie.
Trzeba dążyć do tego, by
wszystkie z nich, miały w sobie jakąś namiastkę radości.
Każdy z nas
tworzy swoją własną opowieść.
Ma wpływ na to, co będzie się w
niej działo i jakie podejmie decyzje, by stało się coś lepszego.
Może tworzyć i rujnować
jednocześnie.
Być jak autor, zabić i narodzić.
Być jak matka natura, łagodzić i
wzburzać.
Być jak lekarz, dawać nadzieję i
ją odbierać.
Być jak rodzic, karcić i
nagradzać.
Być jak psycholog, zadawać
pytania i odpowiadać.
Być jak wojownik, iść do przodu i
nie patrzeć tył.
Być jak zakochany, ślepo wierzyć…
____________________________________________________________________
Miało być żartobliwie... wyszło jak zawsze... XD
Chyba przez mój konflikt wewnętrzny (kto normalny zakłada srebrny i złoty pierścionek jednocześnie?... dobrze, ze chociaż nie na jednym palcu xD)
Miłego czytania !
Pozdroo,
L. ;* <3