środa, 4 czerwca 2014

"Niebo pełne gwiazd" - One shot #1

To nie jest Dramione. ;) 
Dedykuję tym, którzy odważą się to przeczytać! ;) 
________________________________________________________________
Choose your last words

This is the last time
'Cause you and I
We were born to die
________________________________________________________________

Pierwszy dzień w nowej szkole zawsze jest pewnym przejściem. Nigdy nie wiesz, czy znajdziesz kogoś, z kim będziesz mógł zamienić kilka słów. Nie wiesz też, czy będziesz pasował do klasy. Wszystko, co znajdziesz na swojej nowej drodze, jest jednym wielkim pytaniem.

Właśnie te pytania nękały mnie wrześniowego poranka, kiedy to po przeprowadzce miałem iść do nowej szkoły. W sumie, nie miałem nic przeciwko szkole. Ale poznawanie innych osób było dla mnie wielkim wyzwaniem.

Dlatego właśnie tak wiele czytam. Można powiedzieć, że to książki są moim prawdziwym światem, a nie to, co mnie otacza. Oderwanie mnie od jakiegoś dobrego fantasy graniczy z dosłownym cudem.

Ale teraz właśnie, powinienem wstać i udać się do nowej szkoły. Już słyszałem krzyki mamy, dochodzące z kuchni. Wiedziałem, że dziś nie wymigam się żadnym bólem brzucha, czy też głowy. Musiałem stawić czoło światu, który nie zawsze był dla mnie dobry.

Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustrze na swoje umęczone odbicie. Głęboko zielone oczy patrzyły zrezygnowanie, a ciemno-brązowe, w pełni zwichrzone włosy opadały lekko na czoło.

Rodzice siedzieli przy kuchennym stole, tradycyjnie popijając czarną, mocną kawę. Prawnicy – prychnąłem w duchu. Częściej widywałem okładki książek, niż ich samych. Brak mi było czasu, którego nigdy mi nie poświęcali. Tylko o to miałem do nich żal. To głównie z tego powodu zamknąłem się w sobie i czytanie stało się moim własnym rytuałem.

- Cześć! – Powiedziała radośnie mama, unosząc wzrok.

- Cześć – mruknąłem niemrawo. Chciałem jak najszybciej wydostać się z kuchni.

- Przed tobą wielki dzień, synu. – Oznajmił mój ojciec, John.

Wyśmiałem go w duchu. Chyba sobie żartuje.

Kilka minut później wyszedłem na słoneczny chodnik. Szkoła była oddalona o jakieś pół kilometra, więc był to krótki i całkiem nudny spacer.

* * *

Dzień mijał mi szybko. Nim się spostrzegłem, siedziałem na stołówce, smętnie przeżuwając czekoladowy budyń. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Przy poszczególnych stolikach siedzieli tak podobni do siebie ludzie – cheerleaderki, koszykarze, typowe nerdy, kujony i ja. Samotny przy stoliku.

Westchnąłem, jeszcze raz omiatając salę spojrzeniem. Było głośno, słowa uczniów mieszały się ze sobą. Miałem wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Chciałem je zignorować, ale ciekawość zwyciężyła i odwróciłem się w lewo.

Na początku nikogo nie ujrzałem, jednak później w oczy rzuciła mi się siedząca w kącie postać. Dziewczyna ta czytała jakąś książkę, czarne włosy opadały jej na czoło i co chwilę cierpliwie je odgarniała. Chwilę później podniosła swój wzrok, a jej intensywne spojrzenie spotkało to moje.

I już wiedziałem, że zapomnieć o niej, będzie rzeczą niemożliwą.

* * *

- Skarbie, wszystko w porządku? – spytała mama, stojąc w progu mojego pokoju.

- Tak – odpowiedziałem zwięźle. Kompletnie nie wiedziałem, o co może jej chodzić tym razem.

- Jesteś pewny? Ostatnio jesteś zamyślony bardziej niż zwykle… a przede wszystkim chętnie chodzisz do szkoły. – Wzrok mojej rodzicielki prześlizgnął się po pokoju, w którym w każdym zakątku leżały książki.

- Mamoo, naprawdę nic mi nie jest – powiedziałem stanowczo, na co ona tylko wzruszyła ramionami, oznajmiając, że za kilka minut kolacja.

Może miała trochę racji. Byłem zamyślony. A powód mojego ciągłego roztargnienia spotykałem jedynie w szkole i to właśnie dlatego było mi ciężko skupić się całkowicie, a także chętnie podążałem na lekcje. Od tamtej sytuacji na stołówce wypatrywałem nieznajomej na szkolnym korytarzu, za każdym razem w nadziei, że ona zwróci na mnie swoją uwagę.

Kilka razy udało mi się ją zobaczyć, kiedy stała koło swojej szkolnej szafki. Zwykle była sama, ewentualnie z Rickiem – chłopakiem z mojej klasy, zaliczającym się do kujonów. Zawsze trzymała coś w rękach, nieważne, mógł to być zeszyt, podręcznik lub książka fantasy Jedna dłoń odgarniała spadające na twarz długie włosy. Potrafiłem godzinami snuć domysły na jej temat, rozmyślając nad kolorem oczu, czy ulubioną piosenką. Wydawało mi się, że ona różniła się od stereotypu amerykańskiej uczennicy. Wystarczyło tylko spojrzeć na to, jak się ubierała – dżinsy i czarne albo szare koszulki. Żadnego koloru. Była inna, tego byłem pewien.

Uważałem się po części za głupca. Kto normalny wie, że inna osoba jest jego bratnią duszą, nawet nie poznając jej imienia?

Poza tym zakolegowałem się z Jamesem, z którym siedzę teraz w ławce. Bywa lekko zakręcony, ale sprawia wrażenie miłego. Oboje jesteśmy trochę osamotnieni w tej całej szkolnej społeczności.

Dwa tygodnie zajęć minęły mi bardzo szybko. Nadal jednak nie poznałem dziewczyny, pojawiającej się w moich snach. Aż w końcu, w ostatni piątek września nadarzyła się ku temu okazja. Tuż przed dzwonkiem, razem z Jamesem szukaliśmy jego siostry, której jeszcze nie miałem okazji poznać. Korytarz jak zwykle był w totalnym chaosie. Rozglądałem się z nudów, patrząc na wymalowane twarze dziewczyn ze sztucznymi uśmiechami na ustach. Dziwiło mnie to, że tak niewiele osób widzi fałszywość, skrytą pod dokładną maska wykonaną z różnych malowideł.

W pewnym momencie James pociągnął mnie za rękaw, a ja odruchowo odwróciłem się w drugą stronę, patrząc wprost w intensywnie szare oczy. Wszystko inne straciło swoje znaczenie prócz wrażenia, iż te oczy mogą przejrzeć mnie na wylot.

- To moja siostra Caroline – powiedział James, wskazując na niską blondynkę, stojącą naprzeciw niego.

- Cześć – mruknąłem, niecierpliwie czekając na poznanie imienia tajemniczej dziewczyny.

- To jest Anastasia, koleżanka Cary. Ano, to jest mój kumpel Christian – przedstawił mnie.

Nie potrafiłem powiedzieć słowa, gdyż dotyk jej małej dłoni spowodował dreszcz na moim ciele.

- Witaj – uśmiechnąłem się delikatnie.

* * *

Cały dzień myślałem o Anastasii, o jej szarych oczach i czarnych jak heban włosach. Byłem zauroczony. A może zaczarowany? Może jej magiczne imię czyni z niej czarownicę? Tego nie wiedziałem, ale coś mówiło mi, że powinienem szybko znaleźć antidotum na ten urok, gdyż te zaklęcia mogą się źle dla mnie skończyć. Gdybym wtedy wiedział…

Kolejne dni mijały, a ja starałem się zbliżyć do niej chociaż o jeden centymetr. I powoli mi się to udawało. Spędzaliśmy razem więcej czasu.

- Hej – przywitałem się z nią, siadając przy stoliku, na którym leżał jakiś kryminał i zeszyty z biologii i chemii.

- Co tam? - podniosła swój wzrok na moją twarz. Była blada, jakby lekko chora.

- Wszystko w porządku? – Zignorowałem jej wcześniejsze pytanie.

- Tak. – Opuściła głowę i próbowała udawać, że czyta notatkę. Ja wiedziałem jednak, że tego nie robi.

- Anastasio...

- Nie mów tak do mnie!- Zdenerwowała się lekko, ponownie unosząc głowę.

- Ano, umówisz się ze mną? – wypaliłem. Ta myśl chodziła mi po głowie już od dłuższego czasu.

Speszony, spojrzałem w jej stronę, nie bardzo wiedząc, jak zareagować na jej milczenie.

- Okej – wyszeptała i w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek, a Anastasia wstała i wyszła ze stołówki.

W duchu odczuwałem smak wygranej. Udało się! Teraz pozostawało tylko wymyślić, gdzie mógłbym ją zabrać. Pomysłów miałem naprawdę wiele. Chciałem, żeby to było coś wyjątkowego.

* * *

Siedzieliśmy na ławce w parku. Wieczór był ciepły i urokliwy. Widziałem uśmiech mojej towarzyszki, która opierała się głową o moje ramię. Wyglądała ślicznie w szarej sukience na ramiączkach.

- Czemu czytasz tak wiele książek? – spytałem, gdyż to pytanie nurtowało mnie od czasu, gdy po raz pierwszy ją ujrzałem, wtedy w stołówce. Tak wiele zmieniło się od tamtej chwili.

- Ciężko to wyjaśnić. Chyba kocham uciekać do innego świata – odpowiedziała, a ja usłyszałem w jej słowach samego siebie. Również to robiłem – uciekałem.

Spojrzałem na nią, a ona odchyliła swoją głowę, by objąć wzrokiem gwiazdy.

Myślę, że to właśnie wtedy się w niej zakochałem.

* * *

Dni mijały. Widziałem, że Anastasia coraz rzadziej się uśmiechała, w jej oczach gasł płomień. Martwiłem się tym, co widziałem. I postanowiłem, że po prostu ją zapytam, co się dzieje.

Przebywałem właśnie w barze naprzeciw szkoły. Przesiadywało tu kilka znajomych twarzy, ale ja i tak wyczekiwałem tej jednej. Bałem się trochę tego, co mogłem usłyszeć w odpowiedzi. Anastasia była tajemnicza i zauważyłem też, że coraz bardziej zamykała się w sobie.

Kiedy dzwonek u drzwi zabrzęczał, spojrzałem w tamtą stronę, widząc czarnowłosą dziewczynę, w całkowicie czarnym stroju, który podkreślał jej niesamowicie bladą skórę. Podeszła do mnie i przywitała się.

- Byłam w bibliotece – wytłumaczyła, ale nie obchodziło mnie jej niewielkie spóźnienie. – Wypożyczyłam sobie pierwszą część Opowieści z Narnii. Czytałeś?

- Tak. Było całkiem fajne – rzekłem.

- Muszę się za to jak najszybciej wziąć. I jeszcze czeka mnie esej… – narzekała, a ja zdałem sobie sprawę, że mógłbym słuchać jej przez wieczność. W pewnym momencie zamilkła i spojrzała na mnie dziwnie. – Co się stało? – spytała. Wyglądała na zaniepokojoną. Chyba musiałem mieć nieźle rozmarzoną minę.

- Ana, powiedz mi, czy wszystko jest w porządku? – Odważyłem się spojrzeć w jej szare oczy, które aktualnie przykrył jakiś ciężki cień.

- Wszystko jest dobrze. Naprawdę nie wiem, czemu pytasz. – Uśmiechnęła się, ale umysł podpowiadał mi, że to tylko usta były zaangażowane w ten gest.

- Proszę Cię, nie kłam. Coś jest nie tak, a Ty nie chcesz mi powiedzieć – uniosłem się lekko. Bardzo chciałem znać prawdę.

- Nic mi nie jest – podkreśliła.

- I powiedz mi teraz, jak ja mam się nie martwić. Ostatnio chodzisz zamyślona, mówisz tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Co się stało? Jesteś moją przyjaciółką. Ba, ja Cię przecież kocham… - Zaciąłem się w momencie, kiedy wypowiedziałem ostatnie zdanie. Ładnie. Wygadałem się.

Miałem wrażenie, że przez to wyznanie coś się zmieniło i usilnie starałem się to naprawić. Jak najszybciej.

- Ja, ja… - zacząłem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

- Dlaczego mi to robisz? – Wreszcie zaczęła mówić. – Nie wiesz, co się dzieje. Nie jesteś w stanie tego zrozumieć.

- To mi to wytłumacz! – podniosłem głos w nadziei, iż wreszcie usłyszę te skrupulatnie ukrywane słowa.

Chwilę czekała. Jakby badała otoczenie.

- Mam raka. W rzeczywistości pozostało mi kilka tygodni życia. – Powiedziała, a moje serce dosłownie zamarło.

Co? Jak to możliwe? Jedyna osoba, którą obdarzyłem uczuciem, ma umrzeć w bliskiej przyszłości? Czy nie może wyciągnąć tej swojej czarodziejskiej różdżki i się uzdrowić? Przecież była „czarodziejką”…

- Nie… - Nadal nie wierzyłem w to, co działo się wokół.

- Przykro mi – szepnęła i pocałowała mnie delikatnie w usta.

* * *

Udało mi się wyrwać jeszcze trochę dni razem z nią. Każdą chwilę spędzaliśmy razem, w obawie, że za chwilę nasza bajka się skończy. Spełniliśmy kilka swoich skrytych marzeń. Kiedyś nawet wyznałem , że w myślach porównywałem ją do czarodziejki. Śmiech, jakim mnie obdarzyła był lekiem na rany, które w samotności bolały najbardziej.

Z każdym dniem zasypiałem ze świadomością, że kolejnego możemy się już nie spotkać. Ale pomimo wszystkiego byłem spokojny. Wiedziałem, że była szczęśliwa do końca, a nawet wtedy, gdy leżała na szpitalnym łóżku, a ja czytałem jej ulubiony fragment Władcy Pierścieni.

A gdy Anastasia odeszła, płakałem całą noc i dzień. Na pogrzeb już brakło mi łez.

Przeklinam ją w myślach: „Musiałaś tak czarować?”, a moje usta wyginają się w lekkim uśmiechu.

I do dziś widzę ją całą, patrzącą z zachwytem na pełne gwiazd niebo.

____________________________________________________________
Witam, witam :) 
To Kejtidżi namówiła mnie do wstawienia tego opowiadania, 
więc nie odpowiadam za zszargane nerwy, czy coś xD
Jeszcze tylko trochę... 
Trzymajcie się, miłego poprawiania ocen na zakończenie! :) 
Buziaki,
Lúthien ;*

6 komentarzy:

  1. Wow... Tyle mogę powiedzieć. Cudowna miniaturka. Taka smutna, ale ma w sobie to coś.
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w szoku.
    To było po prostu świetne.
    Brak mi słów.
    Świetnie oddałaś uczucia.
    Na koniec się popłakałam.
    To było takie realne.
    Genialne.
    Pozdrawiam
    Hermione Granger

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej, jaka piękna miniaturka <3 Mimo, że zakończenie jest smutne, to jednak na mojej twarzy pojawił się, jak je czytałam, taki uśmiech przez łzy. Rak, ta choroba potrafi nieraz zniszczyć wszystko :/ Ale wracając do miniaturki, to była piękna i taka na swój sposób romantyczna. Śliczna <3
    I tak mi jeszcze, gdy czytałam końcówkę, to skojarzyła mi się z takim jednym fragmentem piosenki Slasha (ach, och Slash <3 ), może właśnie dlatego, że akurat ją słuchałam, właśnie o tytule "Anastasia":

    "All my love Anastasia, Anastasia
    This may be our last goodbye"

    I w sumie ładnie mi tu wpasował :P

    No cóż, nie rozpisuję się już, bo muszę się do nauki zabierać :/
    Czekam z niecierpliwością na następną ;*
    Weny ;*
    Ściskam ;*
    e_schonheit ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne.
    Przelałaś w nią tyle emocji...
    Aż za dobrze zrozumiałam emocje chłopaka i jego ból.
    Dziękuję.
    Pozdrawiam,
    la_tua_cantante_

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, no boskie no, wspaniałe i wgl czapki z głów :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo piękne ale też bardzo smutna. Przypomina mi mój ukochany film. Brawo. nikaa

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli już tu jesteście, pozostawcie po sobie jakikolwiek ślad ;)