sobota, 25 czerwca 2016

Miniatura V: "Sznurówki"


A jeśli dzieli nas 
Od przepaści krok,
Chcę tylko czuć, że cię mam przy sobie.

_________________________________________________________________________

- Hej Granger- zawołał głośno Malfoy.- Zawiąż sznurówki- uśmiechnął się wyjątkowo szydersko.

Miona spojrzała na buty. Faktycznie, jej sznurówki były rozwiązane.

-Nie twój interes Malfoy!- krzyknęła zła i odeszła dumnym krokiem.

Ten niemożliwie przystojny blondyn denerwował ją na każdym kroku. Zawsze szukał zaczepki mimo to, że jako prefekt powinien dawać przykład. Ale on nigdy tego nie robił. Był bardzo niegrzecznym chłopcem, co bardzo intrygowało brązowowłosą. Szczególnie, kiedy przechadzał się po wspólnym salonie bez koszulki, ukazując niesamowicie wyrzeźbione mięśnie.

Wtedy, gdy wparadowywał na lekcje o niepojętych porach.

Wtedy, kiedy latał na tej swojej miotle niebotycznie wysoko i niebezpiecznie.

Wtedy, gdy w jego oczach paliły się te niebieskie ogniki.

Wtedy, kiedy przy stołach w wielkiej Sali, sunął okiem przez zgrabne ciało Miony.

Stop…Stop. Starczy, to tylko Ślizgon… Ale za to jaki.

* * *

-Smoku…Smoku!- wydarł się Diabeł, machając Malfoyowi ręką przed oczami.

-Co?- zapytał, niechętnie odwracając wzrok od obserwowanego wcześniej obiektu jego westchnień i najskrytszych planów, marzeń.

-Wgapiasz się w stół Gryfków, jakbyś co najmniej Voldka zobaczył i to z nosem- zironizował Blaise.

-Diable, dobrze wiesz, gdzie mam dom ofiar, zwany Gryffindorem- rzucił Malfoy, a widząc pewną uczennicę wychodzącą z Wielkiej Sali, podążył za nią.

- No bardzo wiem- mruknął Zabini do siebie. Już dawno przejrzał wszystkie myśli Dracona. Jest tak diabelnie zapobiegliwy.

* * *

Po korytarzach Hogwartu słychać było niewyraźne kroki wielu uczniów. Miona podążała właśnie pod klasę Eliksirów, przemierzając ciemne zakątki lochów. W myślach wciąż powtarzała ostatnią lekcję, wiedząc, że Horacy może zapytać. Nie, żeby się bała, ale po wczorajszych widokach, zafundowanych przez jej współlokatora jakoś mało miała chęci do nauki.

Szła spokojnie, nie spodziewała się niczego, a tym bardziej tego, że kilka kroków zza nią stoi Draco Malfoy z różdżką skierowaną wprost na jej buty.

W ułamku sekundy poczuła uścisk w jednym z trampek, wiedząc, że miłe spotkanie z posadzką już na nią czeka. Jednak to nigdy się nie zdarzyło. Wpadła w czyjeś silne ramiona, a jakiś męski zapach otulił jej nos. Otworzyła oczy i spojrzała wprost w szaro-niebieskie tęczówki. Jej wybawicielem był ślizgon, który postawiwszy ją na nogach, wcale nie opuszczał trzymających ją ramion.

* * *

Jej delikatne perfumy otumaniały zmysły. Pragnął tylko poznać smak jej malinowych ust. Ten, który chciał poznać od wielu miesięcy. Jednak powstrzymał się, ostatkami sił. Wiedział, że nie może poddać się temu uczuciu. Musiał poczekać, chociaż wcale nie chciał wypuścić jej z ramion.

-Granger, uważaj trochę- szepnął tuż przy jej uchu. Odsunęła się gwałtownie.

- Dzięki Malfoy- mruknęła, odsuwając się od niego znacznie. Sam dotyk działał na nią w taki sposób, że kolana powoli zaczynały się uginać.

- I wiąż sznurówki, bo nie wiadomo, co by się stało, gdyby mnie tu nie było - rzucił, niby od niechcenia, a Miona sama mało co by nie spadła, bez postawienia żadnego kroku.

- Nie martw się tak o mnie- stwierdziła, nadal pod działaniem jego zapachu.

-Ja się nie martwię, ja tylko ostrzegam- powiedział i odszedł, zostawiając ją z kompletną pustką w głowie.

* * *

Całe Eliksiry była rozkojarzona. Wciąż czuła jego ręce na swoim ciele. W głowie krążył obraz szaro-niebieskich tęczówek. Zatroskana twarz przed oczami… tak lekcja przeminęła na rozmyślaniach i ciągłym uczuciu, ciążącego na jej karku spojrzenia blondyna.

* * *

Kolejna nieprzespana noc. W nieprzerwanym rozmyślaniu o niej. Czy to możliwe, że zakochał się właśnie w niej? Tak, to co czuł gdy widział ją z Nottem. Miał ochotę przywalić mu w ten… tą twarz, ale powstrzymywał się jak tylko mógł. Wiedział, że tym ją zrani. Ostatki sił zawsze zostawiał na chwilę, w której przywali temu debilowi. Czekał na ten moment.

* * *

-Smoku, Co myślisz o Granger ?- mruknął pewnie Blaise.

-Diable, czyś ty na głowę upadł? Granger? Co mogę o niej myśleć?- zapytał, niedowierzając przyjacielowi.

- Takie ciałko, taka inteligencja- z każdym słowem uśmiech wzrastał na twarzy bruneta, a gasł w oczach blondyna.- Chyba czas ją odbić…

- Mówisz serio ?- zapytał. Blaise i Hermiona? To niemożliwe, ale jeśli tak uważa…

- No oczywiście.

- Nie mam nic przeciwko, twój wybór- wyszedł szybko, zdając sobie sprawę z tego, że jeszcze chwila, a równe zęby Diabła mogłyby wyglądać trochę inaczej.

- Już widzę, jak Ci to nie przeszkadza- szepnął cicho, zadowolony ze swojego niecnego planu.

* * *

Brązowowłosa dziewczyna szła korytarzami Hogwartu. Właśnie rozpoczynała patrol wieczorny, zostało jeszcze kilka minut do godziny policyjnej. Przechodziła właśnie obok rozwidlenia schodów, gdy na jednym z nich, ujrzała znajomą czuprynę swojego chłopaka. I tu pojawiał się problem. W towarzystwie pani o rudych włosach. Nie wytrzymała.

-Teodor?- spytała, jak na razie cicho. Chłopak niechętnie odwrócił się w jej stronę.

-Co tu robisz?- spytał dość nieuprzejmie, mrużąc oczy.

-Zrywam z Tobą. To koniec- rzuciła, nie żałując swoich słów. Nott tylko odwrócił się znudzony i namiętnie pocałował jakąś uczennicę Hufflepuffu.

Miona udała, że tego nie widzi i odeszła z wysoko uniesioną głową. Szybko podążyła do mieszkania i dopiero tam pozwoliła łzom płynąć krystalicznym potokiem. Weszła do salonu, gdzie zastała Blaise’a i Draco.

* * *

-Diable, ty tak serio do Granger?-spytał lekko zaniepokojony. Z jednej strony dziewczyna, z drugiej przyjaciel.

-No pewnie, chyba, że Ty chcesz…- rzucił czarnoskóry, a blondyn miał ochotę wykrzyczeć mu w twarz to, ze Granger cholernie mu się podoba i nigdy w życiu nie poznał odpowiedniejszej osoby.

- Nie, ale jesteś świadomy ryzyka…-mając na myśli ryzyko nabicia mu pięknego siniaka w okolicach oka.

- Jakiego ryzyka?- spytał rozbawiony.

-No…-zaczął się plątać Smok.

-Tego, że mi przywalisz, tak?- domyślił się Diabeł i nie zważając na protesty przyjaciela kontynuował- myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz? Myślisz, że nie zauważam, co chcesz zrobić, kiedy widzisz ją z innym? Myślisz, że…- wywód przerwało im wejście Miony do pomieszczenia. Zapłakanej Miony. Jak na komendę Diabeł rzucił: „Cześć” i zniknął.

-Ej, Granger, co się stało?- spytał Malfoy, kompletnie zdezorientowany.

-Śmiej się, no śmiej, śmiało- rzuciła zdenerwowana. Nie miała ochoty widzieć nikogo, a tym bardziej Ślizgona, a do tego znienawidzonego. (Ale czy na pewno?) Szybko ruszyła do dormitorium. Jednak ręka blondyna złapała jej ramię, odwróciła i przycisnęła do klatki piersiowej arystokraty.

Z początku wyrywała się, nie chcąc by on ją przytulał, chociaż wbrew sobie-podobało jej się to. Po kilku chwilach, zmęczona, zapłakała głośno wprost w jego tors, a on gładził jej włosy i szeptał uspakajające słówka.

* * *

Wprawdzie, Draco cieszył się, że może tulić ją do siebie, napawać się jej bliskością. Delikatnie usiadł na sofie, wciąż trzymając ją, jak porcelanową lalkę. Zgubił maskę arystokraty, dumnego i wyniosłego, a stał się sobą. Jak robił to tylko przy niej, Diable i jego matce.

-Dzięki- mruknęła do chłopaka, a nikły uśmiech rozświetlił jej zbladłą twarz. Była niezmiernie wdzięczna chłopakowi za tę chwilę, w której mogła spokojnie poroztaczać, by potem z uniesioną głową dalej pójść do przodu.

- Powiesz mi, co się stało?- spytał delikatnie, a dziewczyna kiwnęła głową. Chciała uwolnić się od tego ciężaru.

- Zerwałam z Nottem- rzuciła- zdradził mnie- dodała, czując wszechobecną ulgę w swoim sercu. Westchnęła głęboko.

Smocze serce Draco podskoczyło i momentalnie upadło, chcąc jak najszybciej dać temu idiocie bolesną nauczkę. Jak można było być tak głupim, by na własne życzenie tracić taka dziewczynę jak Hermiona? Nie rozumiał takich ludzi. Gdyby jemu udało podbić się serce Gryfonki, nigdy by jej nie wypuścił ze swoich ramion…

- Nigdy nie powiedziałabym, że to właśnie Ty wesprzesz mnie w takim momencie…- rozpędziła się Hermiona.

- Ja też- przytaknął jej i uśmiechnął się zniewalająco.

* * *

-Miona, a Ty znowu nie uważasz na lekcji… Co się z Tobą dzieje dziewczyno?- zapytała zatroskana Gin. Bo to właśnie Hermiona zawsze wszystko ogarniała, a nie na odwrót. Ale od kilku dni zachowanie przyjaciółki było co najmniej dziwne. Cały czas chodziła rozkojarzona i potykała się o wszystko. Gdzie zaginęła poukładana panna Granger?

- E tam, Ginny, przesadzasz- machnęła lekceważąco ręką, ledwo nie strącając jakiejś dziwnej, zielonej substancji w niekształtnej fiolce.

- Wcale nie przesadzam, no rozumiem, raz się zdarzyć może, ale tyle czasu?- spytała zrezygnowana. Chciała jak najwięcej wyciągnąć z brązowowłosej, tym bardziej, że kilka razy zauważyła, że dziewczyna zalotnie uśmiecha się do pewnego blondyna. Coś jej tu nie grało i to bardzo.

- Ojeeej, no tak po prostu- powiedziała i podążyła na zaplecze. Nie wie czemu Gin tak się dziwiła… Przecież zachowywała się normalnie, bynajmniej tak jej się wydawało. Bo, może to przez to, że wiele więcej myślała o pewnym zabójczo przystojnym ślizgonie, z którym od dłuższego czasu utrzymywała lepsze kontakty. Och tak, Draco był niesamowity.

Czasami myślała o nim nie tylko w kategoriach przyjacielskich, ale także w tych trochę bardziej zaawansowanych. Ten chłopak intrygował ją i zachęcał do siebie coraz bardziej z każdą kolejną, spędzoną razem chwilą. Tak naprawdę podobał jej się już od czasu, gdy uderzyła go, dość celnie, na trzecim roku czarodziejskiej nauki. Wtedy imponował jej wygląd chłopaka, a teraz… teraz podziwiała go całego. Jego nonszalancję i kulturę, co ceniła bardzo, po siedmiu latach spędzonych i nadal spędzanych w towarzystwie Harry’ego i Rona. Zachowania w różnych sytuacjach i stanowczość.

W głowie wciąż przewijało się wspomnienie dotyku jego dłoni na jej ciele, tego pamiętnego wieczoru. Usłyszała trzask zamykanych drzwi.

- Granger, jesteś teraz na mojej łasce- powiedział Malfoy, zadowolony z obrotu spraw.

* * *

- Gdzie ona znowu poszła?- mruknęła do siebie zrezygnowana przyjaciółka, patrząc na oddalające się plecy Miony. Zachowuje się tak niepodobnie… Inaczej. Chwila, chwila. Nie! ona się chyba zakochała!- doszła do wniosku Gin. Spojrzała na wejście do składziku, gdzie właśnie pewnym krokiem wszedł Draco Malfoy- naczelny przystojniak Hogwartu, który zamknął drzwi. Ha, już wiem co jest na rzeczy- pomyślała żwawo i ruszyła pod drzwi.

W tym samym momencie plany swojego przyjaciela przejrzał Diabeł, który wzorem Wiewiórki już był pod drzwiami.

- Chyba nie należy im przeszkadzać- chłopak poruszał sugestywnie brwiami, na co dziewczyna roześmiała się cicho.

-Tak, dokładnie- powiedziała ucieszona. Rozmawiała z drugim ciachem w szkole. Co za szczęście.

- Ile im dajesz, że będą ze sobą?- spytał, ciesząc się, że może flirtować z tak gorącą laską, jaką była piękna Ginewra Weasley.

-Hm, coś koło tygodnia- rzuciła Ruda.

-Też mi się tak wydaje- powiedział Blaise, wiedząc dokładnie, że już w najbliższym czasie i jego przyjaciel i on, będą mieli przy sobie najfajniejsze dziewczyny w szkole.

- Czy mogę wejść?- zapytał jakiś Puchon, przerywając im miłą rozmowę. Zabini uraczył go takim spojrzeniem, że tylko krótkie „nie” wystarczyło, by chłopak zmył się jak najszybciej z pola widzenia.

- Co oni tak długo tam robią?- zapytała Ginny, trochę zazdroszcząc Hermionie takiej sytuacji, ale także wyobrażając siebie, zamkniętą wraz z czarnoskórym chłopakiem. Ach, te marzenia…

-Dzieci- odpowiedział wesoło Diabeł, na co oboje się roześmiali.

* * *

- Malfoy, to znowu Ty- mruknęła zrezygnowana brązowowłosa dziewczyna. Chociaż tak naprawdę obiecująca była myśl, pozostania z nim takim pomieszczeniu, jednak jej gryfońska duma dawała o sobie znać. Chciała sięgnąć po skórkę Boomslanga, której dostanie okazało się zbyt dużym wyzwaniem, dla niskiej Hermiony. Nie zrezygnowana niczym, podstawiła sobie małą drabinkę, na którą się wspięła.

Właśnie sięgała po słoiczek, gdy jej równowaga mocno się zachwiała, wtedy kiedy poczuła zapach perfum Malfoya. Już po chwili leciała w dół, oczekując na spotkanie z betonową podłogą. W tym samym momencie, Draco złapał ją w swoje ramiona, nie po raz pierwszy ratując ją przed upadkiem.

Przez chwilę patrzyli w swoje wygłodniałe i żądne przygód oczy. Nic więcej nie było im trzeba. Moment później, ich usta już wyrażały całe uczucie, które zrodziło się w nich podczas całego czasu, spędzanego w swoim towarzystwie. Jego wargi pieściły jej malinowe usta zapamiętale, nie mogąc nacieszyć się ich dotykiem. Coraz bardziej pogłębiali pocałunek, który już dawno powinien mieć swoje miejsce.

Ciała stykały się ze sobą. Dłonie dziewczyny we włosach chłopaka. Jego ręce na jej plecach. Słodycz jej ust, głębia jego oczu. Czego chcieć więcej? Pełne namiętności i miłości ruchy. Wszystko przepełnione radością i szczęściem. Pocałunek, który pozostanie w ich sercach do końca życia. Bo ten pierwszy zawsze pozostaje. Mimo wszystko, on zawsze tkwi w pamięci.

Trzask drzwi. Oderwali się od siebie w wyjściu widząc niebotycznie uśmiechniętych Blaise’a i Ginny.

- Teraz to już tylko formalność- krzyknął cicho Zabini do Wiewiórki, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.

-Masz rację- mruknęła Ruda, uśmiechając się do Miony. Razem z Diabłem opuścili zaplecze nic nie wyjaśniając całującej się wcześniej parze, ucieszeni, że to, na co czekali, przyjdzie tak szybko. Bo oboje chcieli szczęścia dla swoich najbliższych przyjaciół.

* * *

Kochani,

Tak bardzo chciałabym, byście byli tu ze mną i mogli widzieć to, czego właśnie doświadczam. Opowiem Wam moje szczęście. Opowiem? Tak to dziwne, ale miłości nie da się inaczej opisać.

Szukałam, wytrwale i nieustannie, osoby, z którą moje życie nabrałoby należytego biegu. Tyle mężczyzn próbowało mnie zrozumieć, tyle łez wylałam w trakcie i po tych związkach. Tyle czasu zajęły mi kolejne próby. Tak naprawdę, nie wiedziałam, że tego Jedynego mam obok siebie.

Jedynego? Brzmi niesamowicie… Spoglądając na mojego synka Scorpiusa, śpiącego w swojej kołysce, widzę Twoje oczy Mamo i Twój zadziorny nos Tato. Ale także widzę w nim mojego męża, z którym tworzymy szczęśliwą rodzinę.

Mojego męża… Mam już 21 lat. Chyba nigdy nie uwierzycie, że miłością mego życia, przeznaczeniem, okazał się mój szkolny wróg- Draco Malfoy. Prawdą jest powiedzenie: „Od nienawiści do miłości” , które całkowicie zmieniło życie nam obojgu.

Zaczęło się od mojej niezdarności, za którą teraz Merlinowi dziękuję. Bo dzięki moim niezwiązanym sznurówkom zaczęliśmy tolerować swoje towarzystwo. A później? Wszystko potoczyło się swoim, niezależnym tokiem.

Zawsze chciałam znaleźć miłość taką, jaką Wy darzyliście siebie nawzajem. I wiecie? Znalazłam ją… Szukałam i znalazłam. Byliście dla mnie wzorem i nadal nim jesteście. Może kiedyś dane nam będzie się spotkać?

Teraz brakuje mi tylko Was. Chociaż wiem, że tego nie przeczytacie jest mi milej, kiedy moja wyobraźnia krzyczy, że obserwujecie to wszystko ze swojego domku w niebie. Wiem, że kiedy moje kolana się uginają, łapiecie moje ramiona i delikatnie podnosicie ku górze. Kiedy moje myśli spowija czarna chmura, zdmuchujecie ją swoim oddechem.

I za to Wam dziękuję,

Wasza Hermiona.
______________________________________________________________
Przepraszam za opóznienie :) 
Wakacje, a ani chwili wolnego :D 
Udanego wypoczynku! 
Pozdrawiam, 
L. 

środa, 15 czerwca 2016

Miniatura IV: „Zgubna Przyjaźń”


Szukaj mnie,
Cierpliwie dzień po dniu. 
Staraj się podążać moim śladem.
Szukaj mnie,
Bo sama nie wiem już,
Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę.
___________________________________________________________________________


Zabini zaczął zadawać się z Rudą. Dla mnie znaczyło to tylko jedno.

Pogodziliśmy się. Draco Malfoy przeprosił mnie, a ja jego. Za wszystkie lata nienawiści, za wyzwiska, za przykrości, za łzy. Zaczęliśmy powoli przyzwyczajać się do siebie. Miłe rozmowy o sprawach prefektów, lekkie pogadanki na lekcjach. Banalne rozpoczęcie historii. Nie mieliśmy większego wyboru… byliśmy na siebie skazani.

-Oj Granger, Granger, czy ty zawsze musisz postawić na swoim?- spytał cicho Malfoy, podczas wspólnej nauki w bibliotece.

-Tak, na to wygląda- wyszczerzyłam swoje bielutkie zęby.

- Załóżmy się- poirytował się zamiarami dziewczyny.- Jeśli wygrasz ten wyjazd zrobię dla Ciebie wszystko, a jeśli nie, no to Ty dla mnie- zaproponował, jak zwykle pewny siebie.

-Nie wiem…-zagryzłam delikatnie wargę.

-No chyba nie tchórzysz…- podsunął szeptem.

-Co? Ja? Nigdy! Zgoda- podałam mu swoją dłoń, wciąż zdenerwowana przez powiedziany chwilę wcześniej zarzut.

Uścisnęliśmy sobie ręce, nieświadomi do czego doprowadzi nas ten układ.


Dni mijały, a ja pracowałam, chcąc wygrać zakład… niechybnie pogłębiając naszą przyjaźń. Każdą możliwą chwilę spędzaliśmy w swoim towarzystwie.

Poznałam chłopaka, kolejnego ślizgona. Wiele o nim słyszałam wcześniej , jednak nigdy z nim nie rozmawiałam. Tak, Teodor Nott, przystojny, szarmancki, miły. Zaczęliśmy spotykać się regularnie. W końcu zostaliśmy parą, co wywołało wielki szok w Hogwarcie. Cóż wiele dodać mogę dodać. Stabilny związek. Nie wiedziałam wtedy, jaki popełniłam błąd.

Siedzieliśmy w moim prywatnym dormitorium, a rozmowa płynęła nieprzerwanym potokiem. Wyglądał świetnie, z resztą jak zwykle.

- To jak? Jesteś z Nottem?- spytał trochę sztywno, jak na niego.

- Tak- odpowiedziałam po krótkiej chwili. Atmosfera zgęstniała. Spojrzałam na niego, ale momentalnie odwrócił wzrok. Czyżby chciał coś ukryć?

- To szczęścia życzę- powiedział chłodno, całkowicie niepodobnym do niego głosem.

- O co chodzi?- spytałam prosto z mostu, trochę bojąc się jego reakcji.

- O nic… po prostu chcę, żebyś była szczęśliwa- spojrzał w moje oczy, a ja spostrzegłam, że znowu założył tą swoją „maskę”.- w końcu jestem twoim …przyjacielem- pogarda z jaką wypowiedział ostatnie słowo, jakby uderzyła mnie w twarz.

- To dziwne, że się tak nie zachowujesz…- powiedziałam urażona.

Milczeliśmy kilka chwil , gdy głos chłopaka wypełnił moje uszy.

- Przepraszam Granger- uśmiechnął się do mnie. Nie potrafiłam się na niego gniewać.


Powinnam była zauważyć coś w tej sprzeczce… nie dostrzegłam tego.

Trzymałam notatki z Historii Magii, te, o które tak bardzo mnie błagał. Chciałam mu je dać, oczywiście, ale nie ma niczego bez ładnej prośby.

-Granger, nooo, daj mi je – powiedział, stojąc dwa kroki ode mnie.

Zaśmiałam się perliście, widząc jak zaczyna się denerwować.

- Ładnie poproś Malfoy, postaraj się.

- Proszę, Granger daj mi te notatki- powiedział, uśmiechając się dziecięco.

- A gdzie ładnie?- spytałam.

- Ładnie, proszę , Granger.

- A Hermionka ?- powoli łzy zaszkliły się w moich oczach.

Zdenerwowany zrobił wielki krok w moją stronę, czym spowodował to, że wylądowaliśmy na podłodze w jednoznacznej pozycji. Oparł się na łokciach, próbując nie przygwoździć mnie do podłoża.

- To jak?- spytał, a jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do moich.

- Złaź ze mnie Malfoy- to go najwyraźniej ocuciło, gdyż jeszcze chwila i ja zapragnęłabym poczuć smak jego ust. Wstał, wziął notatki i wyszedł.


Wtedy byłam zaskoczona jego zachowaniem… teraz, wcale mu się nie dziwię.

W końcu nadszedł dzień ogłoszenia wyników konkursu.

Weszłam na śniadanie, usiadłam, nałożyłam naleśniki i nalałam kawy. Wtem usłyszałam głos dyrektorki Minerwy McGonagall.

- Drodzy Uczniowie! Znamy już wyniki konkursu ogłoszonego zaraz na początku tego roku szkolnego. Więc, bezkonkurencyjnie wygrała Hermiona Granger z Gryffindoru- rozległy się oklaski- oraz Ernie MacMillan, Patil Padma, Higgs Terence. Wybrani uczniowie proszeni są do mojego gabinetu po śniadaniu. Smacznego!- krzyknęła wesoło i odeszła z mównicy.

Zjadłam szybko śniadanie i udałam się pod salę transmutacji, gdzie miał miejsce pokój McGonagall. Poczekałam na resztę, przy okazji obmyślając, co tu dać do wykonania Malfoyowi.

* * *
- Zostajecie wysłani na dwu-tygodniowy pobyt do Szkoły Beauxbatons. Wyruszacie za tydzień. Mam nadzieję, że pozostawicie szkole dobre imię. Teraz na lekcję- powiedziała zadowolona dyrektor. Wyszłam i pospieszyłam na Eliksiry.

* * *

Zadanie dla Ślizgona było okrutne, ale przecież to on to wszystko zaproponował.

Patrzyłam rozbawiona , jak Malfoy wchodzi do Wielkiej Sali , wspina się na ławkę, a w ręku trzymając mikrofon, śpiewa „I love sou like a love song”. Głos ,to musiałam przyznać, ma anielski.

Wtedy płakałam ze śmiechu, a zdarzało mi się to najczęściej w jego towarzystwie. Dziwne było to , że kiedy wypowiadał I love you, rzucał ukradkowe spojrzenie w moją stronę.

Zignorowałam to… niepotrzebnie.

Teo stwierdził, że spędzam więcej czasu z Draco niż z nim. Poniekąd było to prawdą. Rozstaliśmy się, a on pozostawił mnie ze złamanym sercem.

- No siemka, jestem – powiedział, wparowując do mojego dormitorium. Właśnie byłam zajęta wypłakiwaniem miliona łez, przez stratę Notta.- Co jest ?-spytał od razu, gdy mnie ujrzał. Wahałam się.

-Przytul mnie- szepnęłam, a on podszedł bez słowa i objął mnie swoimi ramionami. Czułam się przy nim tak inaczej, tak bezpiecznie. W mgnieniu oka uspokoiłam się, wcale nie chcąc wyswabadzać się z jego uścisku. Zasnęliśmy w tej pozycji.


Wtenczas uświadomiłam sobie, że Malfoy mógłby być kimś więcej niżeli tylko przyjacielem. Szybko odpędziłam tę myśl. Wiedziałam, że wszystko skończy się wraz z zakończeniem szkoły.

* * *

Nadszedł wyjazd. Pożegnaliśmy się krótko, jedynie Gin czyniła mi wielokrotne aluzje.

- Wiesz Hermi, ja jak ja, ale Draco będzie tęsknił –rzuciła krótko.

- Puknij się w ten rudy łeb- odgryzłam się. Nie lubiłam, gdy ktoś próbował mi wmówić takie głupoty.

- Sama się przekonasz…- powiedziała tajemniczo i wyszła z dormitorium, zostawiając mnie samą z tysiącem pytań.


Beauxbatons było naprawdę malowniczym miejscem. Zamek niczym z Disneylandu, śliczne dziewczęta, no zależy dla kogo, gigantyczna biblioteka, co bardzo u mnie plusowało. Cieszyłam się, że mogę spędzić czas w tej szkole, jednak mimo wszystko, brakowało mi Gin, Diabła i , choć samej trudno było mi się do tego przyznać, Draco. Pisaliśmy do siebie liściki, opisując, co dzieje się w Hogwarcie.

Właśnie jeden z takich liścików zgubił nas doszczętnie.

W jednej z takich wiadomości padły dwa słowa, które dały nadzieję, a jednocześnie ją odebrały…. „Kocham Cię”. To zniszczyło mój spokój. Stanęłam na krawędzi…

A mimo to, ja odpisałam tym samym. Wtedy jeszcze nie wiedziałam , ze zniszczę tym wszystko.

Wróciłam z Francji, pełna nadziei i perspektyw. Myślałam, że odważymy się postawić ten pierwszy krok… zwątpiliśmy oboje. Minęło wiele czasu, a my wciąż staliśmy w jednym punkcie… punkcie pomiędzy niebem, a piekłem… na ziemi.

Zakończenie roku zbliżało się nieubłaganie. Przyszedł czas na jakże wyczekiwany przez uczniów siódmej klasy bal pożegnalny. Ja wcale nie cieszyłam się z tego powodu. Wiedziałam, że gdy tylko przyjdzie koniec szkoły, szara rzeczywistość uderzy mnie swoim okrucieństwem.

Znowu siedzieliśmy w moim dormitorium, powtarzaliśmy na ostatnie owutemy z Astronomii.

-No jak Granger?- spytał powoli, wgapiając się w swoje notatki.

- Dobrze- odpowiedziałam trochę zdziwiona. Przecież wiedział co się dzieje w moim życiu na bieżącą.

-Idziesz na bal?

-Nie- rzuciłam nie patrząc w jego stronę.

-Jak to , nie? – zapytał niedowierzając.

-Po prostu nie idę.

-Chodź ze mną Granger. Pośmiejemy się , potańczymy…

-No nie wiem- przerwałam mu. W prawdzie dostałam już kilka zaproszeń, ale na wszystkie grzecznie odmówiłam

- Wybieraj jakąś kieckę, idziesz ze mną- powiedział, tryumfując.

- No okej- stwierdziłam trochę nie przekonana. Ale uśmiech, którym obdarzył moje oczy utwierdził mnie w przekonaniu. W końcu to miał być ostatni wieczór w Hogwarcie. Jedyny i niepowtarzalny.


* * * 

Cieszyłam się, że mogę spędzić z Draco tę balową noc. Wybrałam na tę okazję waniliową sukienkę, koronkową do pasa, a na dole rozkloszowaną. Dobrałam do tego czarne szpilki, czarną torebkę ze złotymi koralikami, i złote dodatki. Włosy upięłam w koka, z którego i tak wypadło kilka niesfornych loczków. Oczy, pociągnięte czarnym eye-linerem i wydłużone rzęsy.

Przygotowana, wyszłam z dormitorium na korytarz, gdzie czekał na mnie Draco. Zmierzyłam go wzrokiem, przyznałam, wyglądał elegancko. Jednak dalej nie odrywał ode mnie wzroku.

-Co, coś nie tak?- spytałam speszona.

Nie odpowiadał, ale w końcu zdołał wydusić ciche:

-Wszystko w jak najlepszym porządku, pięknie wyglądasz.

Zarumieniłam się.

-Chodźmy- przerwałam niezręczną ciszę.


Weszliśmy do Wielkiej Sali, specjalnie odmienionej na czas balu. Wszystkich oczy zwrócone były na nas. w sumie, nie dziwiłam się. W końcu , dwójka prefektów, dawnych wrogów, razem? Gdyby mi ktoś powiedział to rok wcześniej, walnęłabym jakimś urokiem.

Usiedliśmy obok Blaise’a i Ginny. Nadszedł czas na pierwszy taniec, który musieliśmy wykonać razem z prefektami Hufflepuffu i Ravenclawu.

Wziął mnie w swoje objęcia i kołysaliśmy się w rytm jakiegoś walca. Tak naprawdę widzieliśmy tylko swoje oczy, zatracaliśmy się oboje.

Tańczyliśmy jeszcze wiele czasu, przerywając tę czynność szklaneczką Ognistej Whisky.

* * *

Było już koło północy, a my leżeliśmy na kocu, w odległej części od zamku, przy jeziorze. Czuliśmy się w swoim towarzystwie świetnie, swobodnie, bezpiecznie. Rozmawialiśmy o tym co będziemy robić w sumie, już po wakacjach.

- Nie wiem Malfoy, będzie mi ciężko- powiedziałam, myśląc o utraconych rodzicach.

A on. On pocałował mnie, wyrażając całe swoje uczucie, całą tęsknotę. Złożył swoje wargi na moich tak, jak ja marzyłam, tylko w swoich najskrytszych snach. Poczułam coś, co budowało się we mnie od pierwszych rozmów, spojrzeń, wspólnych chwil. Właśnie wtedy w pełni poczułam, że to nie tylko mój przyjaciel.

Całowaliśmy się, błądząc rękami po swoich ciałach. Dając sobie poczucie szczęścia, takie, którego nie odbierze nam nikt.

* * *

Ale nasze drogi rozeszły się, jedynie po tym wszystkim pozostała plotka, o tym, że jesteśmy ze sobą. Chociaż to nigdy nie miało miejsca.

On wyjechał do Francji, gdzie pracował dla naszego ministerstwa. Ja pracowałam w tym, angielskim. Później obraliśmy ten sam kierunek- Hogwart. On, zdolny chemik, podjął pracę nauczyciela Eliksirów, a ja… cóż, wzięłam Transmutację. Byliśmy opiekunami odwiecznie zwaśnionych domów. Szkoda tylko, że między nami wciąż tlił się słaby ogień.

* * *

Zmieniliśmy się oboje. Tak naprawdę z braku swojego towarzystwa. (nie)Świadomie zabraliśmy sobie to, co podarował los…zabraliśmy siebie.

Teraz wymieniamy tylko ukradkowe spojrzenia, on niby wodzi za mną swym przejrzyście niebieskim okiem, ja niby przypadkiem to odnajduję. Mówimy sobie tylko krótkie i ciche ‘cześć’… tak niewiele pozostało z tych wspólnych tematów. Wystarczy, że na niego spojrzę, widzę co go dręczy, widzę czasem nikły błysk śmiechu w oczach.

Tak nagle, z tego wszystkiego, pozostała mi tylko mgiełka pięknych wspomnień…takich, które pozostawię w sercu.

Zapamiętam, do końca moich dni.

* * *

Każdy koniec jest początkiem, 

Każda iskra jest zalążkiem,

Każdy ogień jest zniszczeniem,

Każda miłość- ukojeniem. 


Każdy gest jest zbawieniem,

Każde spojrzenie- porozumieniem,

Każdy całus jest rozkoszą,

Każde słowa miłość niosą.
_________________________________________________

sobota, 11 czerwca 2016

Miniatura XXII: "Ratunek" cz. II

____________________________________________________________________
Because I'm crazy, baby
I need you to come here and save me
I'm your little scarlet, starlet, singing in the garden
Kiss me on my open mouth ready for you
_____________________________________________________________________

- To, co powinienem zrobić już dawno – wyznał, a jego usta opadły na rozchylone wargi Hermiony.

Z początku pocałunek był niewinny, ich usta ocierały się o siebie delikatnie. Ręce Draco trzymały małe dłonie dziewczyny. Z chwili na chwilę ich ciała przysuwały się do siebie, a Hermiona uwolniwszy swoje ręce, wplotła palce we włosy Draco.

Ich języki rozpoczęły zmysłowy taniec, pełen walki o dominację. Draco złapał pośladki dziewczyny i posadził ją na blacie, jej nogi objęły go w pasie.

Temperatura w pomieszczeniu rosła. Ich ciała ocierały się o siebie coraz bardziej gorączkowo, ruchy były niecierpliwe, usta zachłanne, oczy przymknięte.

* * *

Księżyc oświetlał ich postacie, gdy Draco przenosił Hermionę do jego sypialni. Położył ją delikatnie na wielkim łóżku ze szmaragdową pościelą i odsunął się.

- Jesteś taka piękna – powiedział, a jego dłoń rozchyliła powoli ręcznik przykrywający ciało dziewczyny.

Jego oczom ukazała się zgrabna sylwetka, skóra jeszcze zarumieniona od gorącego prysznica, który najwyraźniej brała. Draco przysunął się i zaczął pieścić jej piersi, dotykając ich, by później zacząć składać na nich pocałunki.

Hermiona nie wierzyła w to, co właśnie się działo. Nie panowała nad reakcjami swojego ciała, które lgnęło do mężczyzny. Chciała zaznać choć trochę przyjemności, choć trochę radości w tych ciężkich, smutnych dniach.

Nie przyznawała się przed sobą do tego, że Malfoy pociągał ją. Ale teraz, gdy jego nagi tors ocierał się o jej piersi, jego usta wędrowały po szyi, a jego członek ocierał się o jej najwrażliwsze miejsca wiedziała, że ta noc wiele zmieni.

Dłoń Draco wędrowała z jej żeber na biodra. Ona sama drapała jego plecy, zostawiając delikatne ślady.

Hermiona chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej, nawet jeśli jutro On pozostanie taki sam – zimny, nieczuły, ale wciąż chroniący jej życie. Nie wiedziała, co nim kierowało, z jakich pobudek uratował jej życie. Mimo to, była mu wdzięczna.

Mężczyzna przesunął się w dół, a jego usta dotknęły jej kobiecości. Hermionę zalała fala gorąca, wplotła palce w blond włosy Draco i zaczęła go ponaglać, kiedy wsunął swoje palce do środka.

Hermiona pojękiwała słodko, gdy ich dłonie się splotły. Ścisnęła mocno jego rękę, a on odsunął się od złączenia jej ud, położył jej palce na swoim rozporku i pocałował w usta.

- Zgadzasz się? – spytał, patrząc w brązowe oczy dziewczyny, które w ciemności zdawały się mienić złotem.

Ona w odpowiedzi pokiwała jedynie głową, zaczęła rozpinać spodnie Draco i zsuwać je z nóg. Jego członek wyskoczył, pokazując się w pełnym wzwodzie. Popchnęła mężczyznę na plecy i usiadła na jego brzuchu. Złapała w rękę jego penisa i wsunęła go w głąb swojego ciała. Jęki ulgi obojga zakłóciły ciszę panującą w sypialni.

Dziewczyna zaczęła poruszać się w górę i w dół, powoli doprowadzając zarówno siebie jak i swojego partnera na sam szczyt rozkoszy. Hermiona głaskała i drapała klatkę piersiową Draco, on z kolei trzymał ją za biodra, stymulując jej gorączkowe ruchy.

Gdy finał zaczął się zbliżać, Draco przyciągnął twarz Hermiony i pocałował jej usta, chcąc wyrazić tym, że ta noc znaczy dla niego bardzo dużo. Patrzył w jej oczy, gdy zaczęła dochodzić, mocno i głośno, zaraz on sam osiągnął spełnienie.

Dyszeli ciężko, ciało przy ciele, serce przy sercu. Hermiona zeszła z niego, chcąc opuścić jego łóżko, jednak on przyciągnął ja do siebie i przytulił do swojego boku.

- Zostań – wyszeptał. – Jutro porozmawiamy…

* * *

Poranek przyszedł szybko, rozświetlił mroczną sypialnię, gdzie splecione ciała Draco i Hermiony powoli opuszczały krainę snu. Hermiona obudziła się i widząc przed sobą twarz Malfoya, mało co nie krzyknęła.

Dopiero chwile później przypomniała sobie wydarzenia wczorajszej nocy. Po cichu wyplątała się z objęć Draco i poszła w stronę łazienki. Wzięła szybki prysznic i weszła do swojego pokoju, gdy usłyszała krzyk.

- Hermiona?! – wrzeszczał Draco, chodząc po mieszkaniu.

Dziewczyna wyszła na korytarz, a potem do kuchni, gdzie stanęła, patrząc na Malfoya wybiegającego z biblioteki.

- Nigdy więcej tak nie rób! – powiedział podniesionym tonem. Miał rozczochrane włosy i zaspane oczy, stał na środku pomieszczenia w samych bokserkach.

- Nie rób jak? – spytała zdezorientowana dziewczyna.

- Nie opuszczaj mojego łóżka bez mojej wiedzy – odwrócił się na pięcie i poszedł do łazienki.

Hermiona myślała, że się przesłyszała. Czy on oszalał? Jego zachowanie było absurdalne. Szybciej spodziewałaby się tego, że zwymyśla ją za to, iż zaciągnęła go do łóżka po pijaku niż za to, że z niego wyszła. Co za ironia…

Wciąż w lekkim szoku, zaczęła robić śniadanie. Różdżka śmigała w powietrzu, a zapachy unoszące się znad patelni uświadomiły dziewczynę, jaka była głodna.

Zdążyła położyć wszystko na stół, gdy do kuchni wszedł Draco, tuż po prysznicu, w swoim normalnym, uporządkowanym stanie.

- Musimy pogadać – powiedział i usiadł przy stole.

- Słucham – odpowiedziała, ciekawa tego, co też za rewelacje zafunduje jej współlokator.

- Wygraliśmy wojnę – rzekł tak spokojnie, jakby co najmniej oznajmiał, że śnieg jest biały.

- Słucham? My? Harry?

- Tak, Potter pokonał Voldemorta…

- Czyli jestem wolna? – zapytała szybko, przerywając mu.

Draco milczał przez dłuższą chwilę. Wiedział, że nie może jej wypuścić nie tylko dlatego, że śmierciożercy wciąż chcą ją dopaść, ale także dlatego, iż on sam pragnął, by została z nim już na zawsze.

- Nie jestem – Hermiona nie oczekiwała od niego odpowiedzi. Jego cisza oznaczała tylko jedno.

- Póki co, nie możemy ryzykować. Zbyt wielu wciąż chce Twojej śmierci - oświadczył. – Potter niedługo znajdzie to mieszkanie. Mój Strażnik Tajemnicy umarł, więc jeśli mnie wyszukają, zostanę wysłany do Azkabanu, a Ty oficjalnie przywrócona do czarodziejskiego świata pod ochroną Aurorów – Draco prawie dławił się wypowiedzianym przed chwilą zdaniem. To on miał ją chronić.

Hermiona zaczęła płakać. Wielkie łzy toczyły się po jej policzkach. Draco na ten widok wstał od stołu, zaniósł ją na kanapę. Przytulił ją i pozwolił wypłakać całą radość, czy też smutek, jaki czuła.

Dziewczyna nie chciała dla niego takiego losu. Nie chciała dla niego Azkabanu. Straszny los dla mężczyzny, bez którego już dawno umarłaby w lochach twierdzy Voldemorta. Wiedziała, że nie pozwoli, by go zabrali, nigdy.

* * * 

Dni mijały, a para czarodziejów zbliżała się do siebie coraz bardziej. Spędzali razem całe dnie, rozmawiając, śmiejąc się i czytając. Nocami kochali się lub przytulali, opowiadając historie swoich krótkich jeszcze żyć.

Hermiona bezwiednie zakochiwała się w Draco. Jego uśmiech i dotyk dłoni cieszyły ją najbardziej. Wiedziała, że gdy przyjdzie się rozstać, jej serce zostanie z nim. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

Dzień był ponury i szary, siedzieli na kanapie, wtuleni w siebie, gdy za oknem usłyszeli trzask i kroki.

- Trzymaj różdżkę w pogotowiu – powiedział i ukrył ją za ścianą.

Drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł Harry Potter i Ron Weasley – wojenni zwycięzcy, czczeni przez czarodziejską społeczność.

- Proszę, proszę, przyszliście na herbatkę? – spytał Malfoy, wychodząc na korytarz.

- Expelliarmus! – krzyknął Potter i różdżka Draco wyleciała z dłoni.

- I co teraz Malfoy? Idziesz dobrowolnie, czy stosujemy trochę magii? – spytał zadowolony Weasley.

- On nigdzie nie idzie! – zza ściany wyszła Hermiona z różdżką wyciągniętą przeciwko swoim przyjaciołom.

- Hermiona? - powiedzieli jednocześnie zdziwieni.

- Żyję, jak widać – stwierdziła gorzko.

- Ale jak to? – spytał oniemiały Ron, jego twarz stała się czerwona.

- Draco mnie uratował – powiedziała, łapiąc Malfoya za rękę.

- Zostaw go i chodź z nami. Jego miejsce jest w Azkabanie – odrzekł Ron, patrzac wprost na złączone ręce Draco i Hermiony.

- Nie zgadzam się – rzekła hardo. – Albo idziemy oboje, albo żadne.

- Granger, opanuj się. Będziesz wolna – zwrócił uwagę Malfoy, chociaż nie mógł znieść myśli o jej odejściu.

- Nie! Harry, posłuchaj. I tak wszyscy uważają, że jestem martwa. Nie wrócę do naszego świata, już nigdy nie będzie normalnie. Pozwól Draco uciec ze mną. Uratował mnie, nie zasługuje na Azkaban. Proszę…

Cała trójka mężczyzn stała jak oniemiała. Oczy Hermiony ciskały gromy w kierunku Rona, a dłoń wciąż ściskała mocno rękę Draco.

- Hermiono, zastanów się dobrze – poradził Harry, wiedząc, że ta decyzja będzie ostateczną.

- Miona, co Ty wyprawiasz? – wydarł się rudzielec. – Chyba sobie żartujesz.

- Cicho bądź Ron. To moja ostateczna decyzja – powiedziała dziewczyna, patrząc na Malfoya, który wpatrywał się wściekłym wzrokiem w Weasleya. – Kocham go.

Różdżka Rona opuściła jego dłoń i z głośnym łoskotem uderzyła o podłogę. Hermiona z kolei bała się spojrzeć na blondyna, bała się jego reakcji.

- Dobra Ron, spadamy – powiedział Harry. Wiedział, że Hermiona nigdy by im tego nie wybaczyła, gdyby pojmali Malfoya. Miłość do niego miała wypisaną na twarzy.

- Pakuj – powiedziała i wszystkie ubrania i rzeczy z szafek zaczęły wlatywać do pudeł i walizek.

- Niee, nie – zaprzeczał Ron, machając ręką, z której wcześniej już wypadła różdżka.

- Żegnaj Hermiono – powiedział Harry i rozłożył ramiona. Hermiona wzruszyła się i przytuliła go mocno.

- Powodzenia – powiedział do niej i kiwnął głową do Draco.

Harry wziął wciąż oszołomionego nowościami Rona pod ramię i wyprowadził z mieszkania Malfoya.

Hermiona odwróciła się w kierunku pozostałego mężczyzny.

- Teraz się do Ciebie nie uwolnię, co Granger? – spytał z wrednym uśmiechem.

- Nie ma takiej opcji Malfoy – odpowiedziała i jej głośny śmiech rozbrzmiał w pomieszczeniu.

Draco przytulił ją mocno i pocałował jej słodkie usta.

- Opłacało się uratować Cię tamtej nocy – rzekł żartobliwie, głaszcząc jej włosy.

- Teraz jesteśmy kwita – dotknęła jego bladego policzka.

* * *

Za każdym razem, gdy wyglądała przez okno ich domu, widziała ocean. Ciemny, tajemniczy, ogromny. Nieraz fale wzbijały się, niebezpiecznie uderzając o skały pod nimi. Niekiedy woda była gładka, zlewała się z niebem.

Nauczyła się tutaj, że po każdej burzy wychodzi słońce.

I nawet jeśli spustoszenia sieją postrach, naprawianie wszystkiego przynosi nadzieję na lepsze jutro.

Właśnie takie było jej życie z Draco – nieprzewidywalne, pełne pułapek.

Jednakże dla tych chwil, kiedy całował ją i uśmiechał się jednocześnie, warto było żyć.
___________________________________________________________
Komentujcie, pliz :D 
Podrawiam, 
L. ;* 

środa, 8 czerwca 2016

Miniatura III: “Urodzinowy prezent”


Do you remember
Those special times
They'll just go on and on
In the back of my mind 

________________________________________________________________________

Była wszystkim wycieńczona. Zakończenie szkoły, powrót do domu, stracenie wszystkiego co miała. A miała wiele. On był właśnie tym wszystkim. Tak Hermiona Granger była z Draco Malfoy’em, ale ich burzliwy związek zakończył się tuż po Owutemach. Załamana dziewczyna nie jadła, nie piła, nie płakała. Po prostu tęsknota zżerała ją od środka. Czy to było możliwe? Tak, jak najbardziej… a ona była tego żywym dowodem.

Rodzice dziewczyny mogli nic poradzić na jej stan, mimo wszystkiego co robili. W kocu, zdecydowali się wysłać ją na dwu tygodniowy, czarodziejski wyjazd do Hiszpanii. Mieli nadzieję, ze dzięki temu dziewczyna zapomni o całych złych rzeczach, o których oni dokładnie nie wiedzieli, ale się domyślali.

Więc ona pakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wiedząc, że cały ten cyrk i tak nie pomoże. Przecież zapomina się po jakimś czasie… ale ona tego czasu potrzebowała wiele. Już jutro miała wyjeżdżać, by zatracić się w tęsknocie.

* * *

- Mamoo, mam wszystko- powiedziała zniecierpliwiona brązowowłosa, patrząc na swoją bliźniaczo podobną matkę. Jedynie oczy i kilka zmarszczek na jej dostojnej twarzy się różniły.

- Dobrze córeczko, więc zachowuj się dobrze, ale przede wszystkim baw, bo już niedługo wejdziesz w dorosłe życie- powiedział jak zwykle mądry pan Granger, patrząc z dumą na swoją córkę, jednak w tym spojrzeniu kryła się cała troska o jej los.

- Tato, wszystko będzie w porządku- powiedziała z lekko naburmuszoną miną, gdyż ojciec przypomniał jej co czeka ją po wakacjach. A był to staż w Ministerstwie.

Samolot, którym mieli odlecieć czekał już z zapakowanymi bagażami. Wiele młodych czarodziei i czarownic żegnało się właśnie ze swoją rodziną, powoli wkraczając w wakacyjny świat przygód i nowości.

- Do zobaczenia- powiedziała rodzicom Hermiona, przytulając oboje naraz.- Napiszę- zapewniła, uprzedzając pytanie matki.

- Trzymaj się kochanie- odpowiedziała rodzicielka, ze łzami w kącikach zielonych oczu. Ojciec jedynie uśmiechnął się, a córka wyszła na zewnątrz, do grupy , z którą miała jechać.

Nie odwracała się wiedząc, że zobaczy płaczącą matkę… zawsze płakała, gdy wyjeżdżała.

Pewnie wkroczyła do grupy, stając obok wysokiego bruneta, który gdy tylko ją zauważył, odwrócił głowę. Nie zwróciła na niego uwagi. Wsiedli do samolotu, który okazał się magicznym środkiem transportu. Droga minęła szybko, w towarzystwie dziewczyn, Susie i Hanny z wyjątkowo podobnymi zainteresowaniami do Lavender Brown i Parvati Patil . Całą drogę przegadały niczym przekupki na targu, o modzie, kosmetykach i innych bzdurnych głupotach. Z tego wszystkiego Hermiona wyjęła mp4 i założyła słuchawki, puszczając sobie swoje ulubione zespoły, typu: Budka Suflera, Perfect i Linkin Park. Ta muzyka po prostu pozwalała jej odreagować. Zatraciła się w słowach „Jolki, Jolki” i usnęła, nie wiedząc nawet kiedy.

Nowo poznane koleżanki obudziły ją tuż przed lądowaniem, za co była im wdzięczna, gdyż tej części lotu bała się najbardziej. Gdy już wylądowali, odetchnęła z niesamowitą ulgą. Wysiadła z samolotu wprost na zalane gorącym słońcem lotnisko. Podeszli do bramek i przeszli przez nie. Bez żadnych komplikacji, udali się wprost do swojego hotelu, nad pięknym, przejrzystym morzem. Pokój- czerwone ściany, dębowa podłoga i metalowe dodatki, gustowny- przypadł jej z Susie i Hanną i z jednej strony cieszyła się z tego powodu, bo już je znała i nawet polubiła. Rozpakowały się szybko, gawędząc przy tym miło i ruszyły na kolację.

Stołówka była miejscem pełnym stolików, przeróżnych kanap i krzeseł. Odcienie brązu panowały na ścianach, a podłoga była ze szlachetnego drewna. Dziewczyny usiadły przy jednym ze stołów. Jedno wolne miejsce wciąż było puste, ale jakoś nie rwały się do tego , by ktoś miał je zapełnić.

-Można się dosiąść?- podszedł do nich pewien chłopak, czarne włosy, niebieskie oczy, wysoki i dobrze zbudowany. Przystojniak- można byłoby stwierdzić.

- Taak, jasne- powiedziała oczarowana jego wyglądem Susie. Usiadł naprzeciw Hermiony, wbijając w nią pełne zaskoczenia spojrzenie. Wyglądała prześlicznie, mimo cieniów pod oczami i wychudzonego ciała.

- Jestem Matt- przedstawił się, obrazując na twarzy rozbrajający uśmiech.

- Susie- uśmiechnęła się zalotnie blondynka , o jaskrawo zielonych oczach.

-Hanna- powiedziała obojętnie, gdyż była zainteresowana swoim telefonem. Hermiona nie powiedziała nic, nie zwracała uwagi na całą tę rozmowę. Jej myśl zajmowało palące uczucie, że ktoś obserwuje każdy jej ruch.

- A Ty ślicznotko?- zapytał, a ona zmierzyła go spojrzeniem godnym bazyliszka w czasie uczty.

-Hermiona- wyrzuciła chłodno i beznamiętnie. Od Niego się tego nauczyła…

-Uoouu- odsunął głowę, jakby odrzucony tonem dziewczyny. Dania pojawiły się na stolikach, w końcu hotel był czarodziejski. Jedli, słuchając żartów nowego kolegi, a Susie i Hanna szczebiotały wesoło. Gorzej być nie może- pomyślała Miona. Nie tknęła nic ze swojego talerza, chociaż wszyscy piali zachwyty nad hiszpańską kuchnią. Nie była głodna. Wszyscy byli w połowie posiłku, ona wyszła do pokoju. Miała dość słuchania śmiechów dziewczyn, kiedy ona nie była w nastroju.

- Hej Miona- zawołał ktoś, a ona miała wrażenie, że skądś zna ten głos. Odwróciła się.

-Diabeł?- zapytała niedowierzając w to, co widzi. Przed nią stał wysoki brunet, którego przecież tak dobrze znała ze szkoły, a tym bardziej z siódmej klasy. Wpadła w jego objęcia, ciesząc się, że go widzi.

- Co tu robisz?- spytał.

- Rodzice mnie tu wysłali- powiedziała obojętnie, a on zlustrował ją wzrokiem. Schudła bardzo, była blada. Inna.

- Co ty ze sobą zrobiłaś? Dziewczyno, teraz wracamy tam, a ty jesz coś. Widziałem, że nic nie jadłaś, nie wywiniesz się- powiedział opiekuńczym tonem, zaciągając ją z powrotem do Sali. Usiedli przy pustym stoliku Hermiony.

-Dobra, a teraz powiem Ci nowości- zaproponował, pilnując przy tym, by cokolwiek zjadła.

-Noo?- zapytała ciekawie. Obecność Blaise’a zawsze poprawiała jej humor.

- Smok też tutaj jest…- mruknął entuzjastycznie, a ona zdławiła się pitym właśnie sokiem.

-Anapneo- szepnął Zabini , z różdżką skierowaną na dziewczynę. Momentalnie odzyskała oddech.

- Cooo?- zapytała głupio, a sens słów wypowiedzianych przez przyjaciela nadal do niej nie docierał.

-To, co słyszałaś.

- O nie, ja tego nie zniosę. To za dużo- powiedziała.

- Unika Cię.

-To dobrze, wręcz cudownie- stwierdziła z wyrzutem.

Zjadła w ciszy, a Diabeł odprowadził ją do pokoju, sam znikając tuż za rogiem. Przebrała się i wyszła na spacer po brzegu morza.

Zaczęło się od wspominania względnie niewinnych chwil, wspólnych potyczek, kłótni pogodzeń. Później zaczęły się pocałunki, ten pierwszy wyrażający wszystko , te kolejne, dające poczucie szczęścia. Każde spojrzenie, każde pragnienie. Wróciły. Chciała płakać, pomogłoby. Ale nie mogła. Obiecała sobie, że nie będzie i dotrzymywała złożonej obietnicy. Usiadła, wsłuchując się w szum niebieskich fal.

Momentalnie zrobiło jej się słabo. Zakręciło jej się w głowie, a mięśnie straciły napięcie. Zemdlała.

* * *

Wyjazd. Rodzice nalegali na niego, z nieznanych mu powodów. Nagle po wojnie zaczęli się nim interesować. Ale odpowiadało mu to, bo zawsze chciał, żeby właśnie tak było. Na lotnisko teleportował się sam, po krótkim pożegnaniu z rodzicami. Nie widział takiej potrzeby, przecież niedługo się zobaczą.

Dotarł na lotnisko, gdzie spotkał się z Diabłem. Tak, Lucyfer też jechał na podryw.

-Witaj Blaise- powiedział, widząc szczerzącego się do niego przyjaciela.

- Szczęść Boże Smoku- przywitał się, jak to było w jego zwyczaju, a uśmieszek nie schodził z jego przystojnej twarzy.

-Coś ty taki wesoły?- spytał lekko zirytowany.

-No w życiu nie zgadniesz kogo widziałem…- jego oczy błyszczały zdradliwie.

- No nie wiem, może Merlina?- zironizował zdenerwowany blondyn.

- Hermionę, Hermionę Granger- rzekł usatysfakcjonowany, gdyż doskonale wiedział, że jego przyjaciel wciąż ją kocha, chociaż się tego wypiera do tej pory. Obserwował reakcję przyjaciela: szok, zdziwienia, strach, a na końcu niezbyt prawdziwa złość.

- Nie wkręcaj mnie, i tak ci nie wierzę- a oczy wciąż zdradzały zainteresowanie.

- Nie chcesz nie wierz, ale raczej ją poznałem… to na pewno była ona- stwierdził z przekonaniem.- Tylko strasznie schudła i pobladła… naprawdę nie wiem czemu- zasiał poczucie winy w Malfoy’u.

Wsiedli do samolotu, a na samą myśl, że gdzieś w nim siedzi ona , nie dawała spokoju arystokracie. Podróż minęła mu szybko, gdyż większość czasu spał, śniąc o niej. Wysiedli z samolotu, a całkiem duża grupa nie pozwoliła zobaczyć jej, mimo to, że niecierpliwie się rozglądał. Poszli do hotelu, a on wciąż jej nie widział. Rozdali im klucze. Pokój przypadł mu z Diabełkiem i jakimś chłopakiem w okularach imieniem Peter. Rozpakowali się i ruszyli na kolację. Usiedli przy jednym ze stolików w kącie. Rozmawiali o quidditchu.

- Wiesz, my z Draco, w Hogwarcie byliśmy w drużynie Slytherinu…- zaczął się chwalić Zabini.

Wtedy to właśnie zobaczył ją. Weszła w towarzystwie dwóch wymalowanych dziewczyn. Faktycznie, wyglądała niedobrze, jednak wciąż była piękna. Patrzył na nią, wiedząc ile stracił… Ale czy stracił, czy może jest jeszcze jakakolwiek szansa ? To się jeszcze okaże...

Usiadła tyłem, a on jak oczarowany wbijał w nią swój przeszywający wzrok. Dania pojawiły się na stole,, ale nie poświęcił im większej uwagi. Jadł, nie wiedząc co wkłada do ust. Nagle ona wstała i wyszła, a zaraz za nią poderwał się Diabeł, tłumacząc się toaletą. Dokończył kolację i poszedł do pokoju. Blaise wsiąkł, ale jakoś się tym zbytnio nie przejął. Usiadł na swoim łóżku, wiedząc, że czekają go męczarnie, miłosne, a to chyba najgorsze, co może spotkać mężczyznę. Peter włączył jakiś hip-hop, a że Malfoy szczerze tego nie znosił, wyszedł, w planach mając mały spacer.

- Ooo, Smoku, gdzie się wybierasz?- zapytał Zabini, widząc zamyślonego przyjaciela.

- Idę na spacer- odpowiedział, a Diabeł zaśmiał się.

- Jak chcesz, ja tam idę wyrywać gorące hiszpanki- rzekł radośnie.

- Powodzenia, które Ci się przyda- zironizował.

- Żart to Ci się wyostrzył- powiedział niby obrażony.- Na razie – pożegnał się, a Draco kiwnął mu głową.

Poszedł na plaże by pomyśleć. Po wojnie wiele rzeczy się zmieniło. Zmienił się także on. Zakochał się na zabój. I stracił tę miłość, gdy teraz właśnie mógłby mieć ją na zawsze.

Najbardziej dziwiło go jednak to, że rodowy pierścień babci Black, właśnie został wyjęty ze skarbca i poddany odnowieniu. To przypominało mu o tym, że rodzice liczyli na to, że będzie z jakąś porządną panną. Nie chcieli wybierać mu żony. Czasy się zmieniły i stwierdzili, że on sam musi wybrać tą , którą pokocha.

Ojciec zawołał syna do swojego gabinetu, zaraz na drugi dzień po przyjeździe z Hogwartu. Zapukał, a usłyszawszy ciche „proszę”, wszedł. Obok niego siedziała moja matka, a ich ręce splecione były ze sobą. Teraz już go to nie dziwiło.

- Draco, chcieliśmy z Tobą porozmawiać- powiedział Lucjusz ciepłym tonem. Obydwoje chyba zauważyli jego przygnębienie. Trudno.- Otóż, ostatnio, jesteś jakiś inny, nie odzywasz się, zamykasz w sobie. Chyba znamy tego powód…- tajemniczość ojca zbiła go z tropu. A co jeśli wiedzą? Jeśli Diabeł się wygadał? Zabiję.

- Wydaje wam się- stwierdził siląc się na uśmiech, chociaż wyglądało to tak, jakby zobaczył testrala.

- Draco , powiedz co Cię gnębi- mruknęła cicho Narcyza, patrząc w oczy syna. Ona wie… panika ogarnęła jego ciało.

- W sumie , to nie o tym chcieliśmy rozmawiać- łagodnie naprostował starszy Malfoy. – Jak wiesz, skończyłeś Hogwart, pracę masz od września zapewnioną. Chyba domyślasz się czego brakuje?- zapytał. Tak, wiedział czego oczekują. Dziewczyny…

- Dziewczyny, która przypadnie wam do gustu- szepnął gorzko.

- A dlaczego niby ta dziewczyna ma nam przypadać do gustu ?- spytał mężczyzna. Teraz to dowalili, a zaraz będzie wywód na temat tego, że musi być czystokrwista i takie bzdury.

- A nie?- zironizował zdenerwowany.

- Nie, Draco- odezwała się kobieta.- To Ty będziesz z nią do końca swoich dni, nie my… My mamy siebie- dodała.

- Jak, jak to?- zaskoczenie wzrastało w nim z każdym, wypowiedzianym przez Cyzię, słowem.

- Tak to- powiedział zniecierpliwiony Lucjusz. – Zależy nam tylko na Twoim szczęściu. Nie będziemy zwracać uwagę na krew, ani inne wpajane Ci w dzieciństwie bzdury. To twoje życie, musisz o nim sam decydować- stwierdził mądrze.- My- zacisnął dłoń na dłoni żony- możemy jedynie Ci pomagać.

Nie wierzył w to co słyszy. Czyli mógłbym być z Granger. Tak ją kochałem, z nią chciałem być do końca. Ale zostawiłem ją i teraz nie sądzę, że mogłaby znowu mi zaufać. I tak wszystko stracone.

- Mam nadzieję, że przemyślisz nasze słowa- dopowiedział ojciec.- Możesz iść.

Wyszedł oszołomiony tymi informacjami. Teraz wszystko zależało od niej.

* * *

-Jak sądzisz, kochanie, przyzna się do tego?- spytała Narcyza swojego męża.

- Dajmy mu czas, to wszystko jest dla niego nowością- rzekł Lucjusz.- Chociaż to jakaś porządna dziewczyna i jakie ona miała oceny, nawet lepsze od naszego syna- zaśmiał się wesoło, a żona zawtórowała mu.

* * *

Tak, ta rozmowa była dla niego gigantycznym szokiem. Do tej pory nie powiedział im nic o Hermionie, bojąc się ich reakcji.

Rozmyślałby tak jeszcze długo, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem. Jednak gdy tylko spojrzał , jak pewna dziewczyna pada bezwiednie na piasek, ruszył ku niej biegiem, wiedząc, że musi pomóc.

Kiedy podszedł jego serce zabiło tysiąc razy mocniej i głośniej. Przed nim leżała Hermiona. Nie zastanawiając się długo wziął ją na ręce i aportował się do najbliższego szpitala.

Zaniósł ją do Izby Przyjęć, a tam magomedycy od razu ją przyjęli. Więcej nie mógł zrobić. Teleportował się do hotelu, poinformował organizatorów i Diabła, prosząc o anonimowość. Tylko to chciał jej ułatwić.

Nawet teraz czuł na sobie jej zapach, słaby oddech, jej lekki ciężar. Jak on ją kochał. Wszystko powróciło. Musi zdobyć ją na nowo. To przecież tak się nie skończy.

* * *

Otworzyła oczy, a wszechobecna biel ją oślepiła. Pierwszą jej myślą, było to, gdzie jest i co tu robi. Nagle zmaterializowała się przed nią jedna z magopielęgniarek i zaczęła mówić trochę za szybko.

- Zasłabłaś na plaży- wyjaśniła krótko. Tak, to akurat Hermiona pamiętała.- Przyniosła Cię tu osoba, która chce pozostać anonimowa. Ktoś czeka na Ciebie na korytarzu i pozwolę mu wejść jedynie gdy wypijesz eliksiry- tu zagroziła palcem i podała jej Eliksir Wiggenowy, a po tym jak pójdzie jej gość, kazała wypić Eliksir Słodkiego Snu, który pozostawiła na szafce.

Wyszła, a po krótkiej chwili wpadł zatroskany Zabini. Ucieszyła się na jego widok, jednak miała nadzieję, że to może pewien blondyn.

- Mionka, no nareszcie- powiedział i przytulił się do jej wychudzonego ciała.- Tak się martwiłem, dobrze, że Smm… sama nie byłaś oczywiście- próbował zataić fakt i udało mu się, bo dziewczyna była otumaniona wywarami.

- Ja też się cieszę Diabełku- odpowiedziała niemrawo, patrząc w okno.

- Wypij ten eliksir, później do Ciebie przyjdę- zapewnił i siłą wcisnął jej środek nasenny. – Dobranoc- dodał, a jego uśmiech był ostatnim co zdążyła zapamiętać.

Wielkim plusem tego eliksiru było to, że zasypiało się od razu, a snu nie zakłócały sny i koszmary. Ale też nie można było stosować go w zbyt dużych ilościach, gdyż wywoływał skutki uboczne. Wszystko dobre w umiarkowanej ilości.

Obudziła się wypoczęta. Poleżała kilka chwil, a do pokoju weszła magopięlegniarka z wypisowym.

-Dzień Dobry Hermiono- przywitała się grzecznie, a Miona jej odpowiedziała.- Dzisiaj wracasz już do ośrodka, ale masz się oszczędzać, a przypilnuje Cię ten przemiły czarnoskóry chłopak- uśmiechnęła się niby do siebie.- Możesz się ubrać, bo on już czeka na Ciebie na korytarzu, to się razem teleportujecie, bo sama, broń Boże, nie możesz.

Granger podziękowała z wdzięcznością, ubrała się i wyszła do wiecznie uśmiechniętego Blaise’a.

-Mioonka, no łap się i lecimy- zaoferował jej ramię, a ona się go złapała.

Aportowali się przed hotelem.

- W sobotę, robię tutaj takie mini urodziny, bo jak wiesz, niedługo będę hot 18, ale w sumie ja zawsze jestem hot, ale nie zawsze 18, więc myślę, że wpadniesz ?-spytał z nadzieją.

- No jasne Diabełku, przecież nie opuściłabym takiej imprezy - uśmiechnęła się.

- No to super- stwierdził, chociaż tak naprawdę, to był jego iście diabelski plan, ułożony w nocy. W sumie urodziny miał, ale imprę chciał zrobić w Londynie, ale taka okazja… to nie mogło tak po prostu przejść koło zdradzieckiego nosa.

Doszli do swojego piętra, pożegnali się, a Hermi ruszyła w stronę swojego pokoju. Dziwiło ją to, że Blaise organizuje jakieś urodziny, ale w sumie zawsze lubił zwracać na siebie uwagę i balować. Taka jego natura.

Jeszcze lepszym faktem było to, że osoba, która dostarczyła ją do szpitala nie chciała się ujawnić. W duszy wciąż miała nadzieję, że to On okaże się tym, który ją „uratował”, ale jak do tej pory nikt się nie przyznał, więc mogła sobie tylko marzyć. Takie już było jej życie… Opierające się na domysłach, gdybaniach, niestabilne i często ją zawodziło.

* * *

- Smoku, właśnie dostarczyłem Granger ze szpitala- wydarł się Zabini, szczerząc przy tym równe, białe zęby.

- Taak?- zainteresował się blondyn.- Wszystko z nią w porządku?- przeżywał katusze sumienia i duszy, bo wiedział, czym spowodowany był stan byłej Gryfonki.

- Tak, ma o siebie dbać i się nie przemęczać- oznajmił brunet.

- To dobrze. Przypilnuj jej- powiedział przyjaciel z troską.

- No jakbym nie słyszał tego od innych- udał wielce obrażonego i poszedł do łazienki.

Smokiem tymczasem zawładnęły przemyślenia. Diabeł organizuje urodzimy… co on mu kupi, skoro przyjaciel ma wszystko… Ooo, nawet nie będzie musiał kupować, wystarczy teleportować się w pewne miejsce. To postanowione. Tylko czekać na wykonanie.

* * *

Sobota zbliżała się nieubłaganymi, wielkimi krokami, aż w końcu przyszła z wielkim hukiem. Spodziewana impreza była niemożliwie rozgłoszona, tłumy dziewczyn malowały się i szykowały kreacje na to właśnie wydarzenie, a chłopcy układali włosy i pryskali się jakże ukochanymi przez dziewczęta perfumami.

Hermiona właśnie spinała swoje włosy w luźnego koczka, z którego wypadało kilka kręconych pasm. Zrobiła sobie lekkie kreski, nałożyła trochę srebrnego cienia. Założyła czarną, przylegającą do ciała sukienkę bez ramiączek. Górę zdobiła srebrna koronka, a dół był obszyty świecącą tasiemką. Idealnie na nią pasowała. Gdy tylko jej nozdrza otulił zapach bananowych perfum, wzięła małą srebrną torebkę, założyła czarne szpilki i wyszła z pokoju.

* * *

- Co tu robisz?- spytała niechętnie, patrząc na przybysza.

- Też się cieszę-warknął.- Za trzy godziny tu jestem i zabieram Cię gdzieś- oznajmił szybko.- I nie zadawaj pytań- dodał widząc otwarte usta dziewczyny. Teleportował się, zostawiając ją bez żadnych wyjaśnień. Ciekawość zwyciężyła... Zaczęła się ubierać.

* * *

Weszła na salę pełną przeróżnych osób. A w oddali dostrzegła jubilata. Raźnym krokiem podeszła do roześmianego Blaise’a .

- Diabełku mój Ty- zaczęła uśmiechnięta- życzę Ci tego, czego Ty sam sobie życzysz, bo wiesz co chciałbyś- powiedziała, wręczając prezent.

- Dziękuję Ci Mioneczko- wycałowali swoje policzki, a Hermiona odeszła do baru. Ojj, ja już wiem czego sobie życzyć… zostania wujkiem blondwłosych dzieciaczków.. Uśmiechnął się sam do siebie, a wprost przed nim zmaterializował się Draco.

- Mój staruchu- krzyknął.- Wiesz, czego Ci nie życzę- zawsze byli bardzo mili w stosunku do siebie.- Długo zastanawiałem się co Ci dać, ale chyba to wynagrodzi wszystko- powiedział , a zaraz obok niego, wyłoniła się rudowłosa piękność. Ginny.

W oczach Blaise’a wybuchła radość. Wziął ją w objęcia, nie chcąc wcale puścić. Zaciągnął ją na korytarz, chcąc porozmawiać na osobności, zostawiając blondyna samego, zadowolonego z trafności „podarunku”.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić Smok poszedł do baru i zamówił szklaneczkę Ognistej. Usiadł na jednej z kanap i filtrował wzrokiem tłum w poszukiwaniu jej sylwetki. Nie znalazł. Jednym haustem dopił Whisky i skierował się w stronę wyjścia z hotelu, a parne powietrze uderzało go z każdym krokiem. Przeszedł przez ulicę, mając w planach usiąść na ławce, postawionej wprost z widokiem na rozległe morze. Zatrzymał się. Tam ktoś siedział. Dziewczyna, poznał po budowie.

Podchodził coraz bliżej, aż w jego oczy rzucił się brązowy koczek na głowie intruza. Zlustrował ciało.

- Granger?- spytał z niedowierzaniem.

* * *

Wypiła Whisky zaraz po tym, gdy przy Diable zmaterializował się blondwłosy chłopak. Ten widok wciąż bolał. Wyszła tuż przed tym, jak Ginny miała ujawniać swoją obecność. Gdzieś w oddali słychać było grzmoty, a delikatne błyski rozdzierały czerń nieba.

Skierowała się na ławkę, którą wypatrzyła z oddali. Usiadła, rozkoszując się ciepłą nocą i pachnącym powietrzem. Ale głos, który usłyszała za sobą, to nie mogła być prawda…

* * *

-Granger?- spytał z niedowierzaniem.- Nawet nie wiesz…- odwróciła się, hardo patrząc w jego pełne tęsknoty tęczówki.

Kolejna błyskawica z wrzaskiem rozdarła nocne niebo.

-Czego nie wiem, no czego?- zapytała ironicznie.- Chcesz się jeszcze wyżyć na głupiej szlamm…- zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem. Wyrażającym wszystko, co się z nim działo, kiedy tylko widział ją od ich rozstania. Tęsknota, ból, radość , troska, a wreszcie to najważniejsze… miłość.

Całował ją. A ona tak po prostu te pocałunki oddawała. Tyle razy chciała, żeby te wargi znów spoczęły na jej ustach. Tyle razy jej myśli zajmował jego zapach. A teraz miała go przy sobie, nigdy nie chcąc znowu stracić. Wiedziała, jak nierealne to marzenie jest.

Oderwali się od siebie, a Miona patrzyła na niego pytająco.

- Hermiono, zrozumiałem wiele… wiele jeszcze chciałbym zrozumieć i dostrzec, a wiem , że jedynie Ty mi w tym potrafisz pomóc – jego uczucia sypały się niczym piasek, spomiędzy małych rączek kilkuletniego dziecka. – Kocham Cię, to wiem na pewno.

Otworzyła oczy ze zdumienia. To było niemożliwie.

-Ty nie jesteś prawdziwy… - myślała, że to jakaś fatamorgana.- Jesteś tylko w mojej głowie, która nie może sobie poradzić- mówiła jakby do siebie.- Tak, Draco, kocham Cię, ale Ciebie tu nie ma.

-Eeej , to ja…- powiedział załamany. Wtem dziewczyna otrząsnęła się i spojrzała na niego. To naprawdę on. Wcisnęła mu na usta namiętny pocałunek, a on bez sprzeciwów go oddał.

A grzmoty stawały się coraz bliższe, błyski coraz wyraźniejsze, a kropelki deszczowej ulewy zaczęły sączyć się na nich, splecionych we wzajemnym szczęściu i bezpieczeństwu.

* * *

Wróciła z wyjazdu. Inna. Rodzice zauważyli tę zmianę, widzieli, że coś się wydarzyło, a jej humor tylko to potwierdzał.

Bowiem myślała o nim. O tym, co przeżyli w ostatnich dniach. O tym, że zakochali się na nowo. Przekonali się, że ta miłość była pewniejsza, niżeli przepowiednie profesor Trelawney. I to trzymało ją przy życiu…

* * *

- Matko, Ojcze- wykrzyknął uradowany, gdy wszedł do ogromnej posiadłości jego rodziny; Malfoy Manor. Zaaferowani , przyszli przywitać syna.

- Co się stało ?- zapytał starszy Malfoy, całkowicie zdziwiony zachowaniem syna.

- W najbliższym czasie przedstawię wam swoją narzeczoną- szczęśliwy wyściskał Narcyzę i Lucjusza i wesołym biegiem ruszył po schodach, pozostawiając oniemiałych rodziców.

- Żono, czy mi się wydaje, czy on właśnie wygląda jakby był zakochany?- zapytał z niedowierzaniem małżonki, której reakcja była w pełni podobna do jego reakcji.

- Masz całkowitą rację i chyba nawet wiem, kogo odnalazł…- powiedziała, jednoznacznym wzrokiem patrząc na męża.

* * *

Minął pełen wrażeń rok.

Czarnoskóry mężczyzna przechadzał się po jednym z pokoi swojego obszernego domu. W końcu nie co dzień kończy się 19 lat. Usiadł na sofie, czekając na swoją ukochaną, mającą za kilka chwil wrócić. Tak wiele zmieniło się w jego życiu. Znowu z nią.

Jego przyjaciel natomiast był żonaty… tak Draco Malfoy był żonaty, ale to nic. A z kim był w związku małżeńskim? Z Hermioną Granger. Tak, to była jego mała zasługa, a minęło od niej właśnie trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Dzięki „małej” imprezie tak wiele zmieniło się w jego życiu.

Usłyszał szczęk otwieranych drzwi, a rudowłosa kobieta wpadła do pokoju.

- Cześć- powiedziała wesoło , a on tylko przyciągnął ją do siebie i pocałował. Oderwała się od niego.- Mam dla Ciebie wiadomość- uśmiechnęła się.- Będziemy mieli synka- krzyknęła, a w tym samym momencie pokój rozświetlił blask patronusa. Smok.

- Hermiona urodziła, bliźniaki, chłopczyk i dziewczynka – usłyszeli głos młodego Malfoy’a .

Radość Blaise’a nie znała końca. Jego wymarzony, urodzinowy prezent wtargnął do rzeczywistego świata. Będzie miał synka, a do tego jest zajebistym wujkiem blond bliźniaków z kręconymi włosami, szarymi oczkami i dobrymi serduszkami… Teraz może nazwać siebie szczęśliwym.

* * *

Co to?

Czy to miłość wtargnęła do Twojego życia?

Czy to tylko sen?

Nie, to nie sen…

To piękna rzeczywistość, na którą w pełni zasłużyłeś.

Rzeczywistość kolorująca Twoje, niegdyś szare, niebo…

w tysiące urokliwych barw.
___________________________________________________________
Wakacje, przybywajcie! :D
Pozdrawiam, 
Lúthien :*

czwartek, 2 czerwca 2016

Miniatura VI: "Spadam"



„Tak bardzo chciałbym, żeby jutro mogło się to zmienić
Żebym mógł dać Ci, to co chcę Ci dawać i dostać to od Ciebie
Tak bardzo chciałem dzisiaj Ci powiedzieć, że
Mówię Ci co chcesz usłyszeć i mówię to dla Ciebie”

Skarbie, wiesz, a może nie wiesz, że Cię kocham… uświadomiłem to sobie już w szóstej klasie. Szóstej klasie… tyle czasu. Udawałem, że Cię nienawidzę, bo udawałem… tak naprawdę, chciałem Cię pocałować, chciałem więcej.
„Tak mocno chciałem Twoich oczu, Twojej skóry
Tak bardzo chciałem Twoich dłoni, tak mocno czułem to
Tak bardzo chciałem obok być, nie myśląc ile to kosztuje”

Zawsze wokół moich myśli krążyło to, czy jesteś bezpieczna, czy nic Ci się nie stało. Wiesz, że w ciągu niektórych bitew ciągle wypatrywałem Ciebie, Twoich włosów, Twojego ciała. A kiedy już Cię widziałem, moje serce podskakiwało radośnie, mimo odgłosów walki, a opadało głośno, gdy rzucałaś się Rudzielcowi w ramiona. To ja chciałem być na jego miejscu…

„Tak mocno czułem to, tak bardzo byłaś mi potrzebna
Tak bardzo chciałem być potrzebny Ci,
Niezbędny tak jak Ty mi do dziś
Tak bardzo byłaś jedna, jak nigdy, nigdy nikt
Tak bardzo mocno chciałem z Tobą żyć”

Byłaś moją jedyną. Pierwszą i ostatnią. Moim życiem i moją śmiercią. Pragnąłem, byś opierała się na moim ramieniu. Żebyś kochała mnie choć w pewnym stopniu tak, jak ja kochałem Ciebie. I udało mi się Cię zdobyć… na chwilę, która i tak była o wiele za krótka.

„Tak mocno byłem pewny, czekałem kiedy powiesz mi
Że jesteś dla mnie, jesteś ze mną, że ja i Ty
To coś, co jest na pewno, że jest naprawdę
Że to co było między nami wciąż jest i wciąż jest ważne i…”

Nie doczekałem się od Ciebie słów: Kocham Cię. Zawsze , gdy o to pytałem, ty pytałaś mnie. A ja powinienem Ci to powiedzieć. Powinienem przyznać się do tego, nawet , gdybyś Ty odpowiedziała mi, że tego nie czujesz.


„A kiedy moja miłość zgaśnie, gdy naprawdę będę chciał iść sam
Gdy bez Ciebie będzie łatwiej, gdy bez Ciebie będę mógł być
Tam gdzie mieliśmy iść razem zawsze
Gdy przestaniesz tak naprawdę znaczyć już cokolwiek dla mnie
Gdy przestanę myśleć o czym myślisz i gdzie idziesz
Gdy to stanie się nieodwracalne gdy stąd wyjdziesz”

Jednak ona cały czas była ze mną. Miłość do Ciebie. Po naszym rozstaniu nie pozbierałem się już nigdy. Zawsze czułem Cię obok, szukałem wzrokiem Twoich oczu, szukałem Ciebie. Nie znajdowałem, staczając się coraz bardziej w bezdenną otchłań. Ciągle miałem Cię w swojej głowie, która powoli szalała z miłości.

„Gdy nie będę już tak bardzo chciał Cię widzieć
Gdy nie będę chciał Cię słuchać, gdy nie będę z Tobą milczeć
Gdy nie będziesz czuła do mnie tego już tak mocno
Gdy pomyślisz, że chcesz iść gdzieś, nie chcesz zostać”

Wiem, że nigdy nie wyrzucę Cię z pamięci. Wszystko, co dobre, znajdowałem w Tobie. Wspomnienia pozostaną ze mną na zawsze i będą najlepszym i najradośniejszym promykiem w moim szarym życiu.


„Jeśli mimo wątpliwości to nie będzie proste
Nie będzie intuicyjne, coś innego będzie dobre
Jeśli będę musiał się odwrócić i to co czuje zniszczyć
Nie móc o tym mówić
Jeśli będę musiał poczuć tak, musisz zrozumieć to
Będzie koniec nas, koniec, dziś tak to czuję, bo...”

Nikogo, nie pokochałem tak mocno, jak Ciebie. To nigdy się nie zmieni, bo nie ma osoby, przy której moje życie nabiera sensu , bo nią byłaś Ty, dlatego…

„Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół i
Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze,
Że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce”

Moje życie spadło, roztrzaskało się, wpadło w głęboką studnię uczuć, tę pozbawioną dna. Bez Ciebie nic nie ma sensu, wszystko jest jak coś, co nigdy nie powinno zaistnieć.

Więc żegnaj kochanie, bądź szczęśliwa.

Zawsze Twój- Draco.

PS: Może się kiedyś jeszcze spotkamy…

* * *

Hermiona Jean Granger siedziała na ławce pod kancelarią adwokacką, tępo wpatrując się w treść listu. Listu, który zostawił jej zmarły Draco Malfoy- miłość jej życia. Bo kochała go jak nikogo. Gorące łzy swobodnie płynęły z jej brązowych oczu.

Dziewczyna teleportowała się do domu i nakreśliła na kawałku pergaminu „Żegnajcie”. Wiedziała, co zrobi. Stanęła hardo na nogach i z listem w ręku wycelowała różdżkę w swoją stronę.

-Dla Ciebie kochanie, wracam – szepnęła- Avada Kedavra.

Ciało bezwiednie opadło na drewnianą podłogę, z towarzyszącym odgłosem spadającej różdżki. A w ręku kawałek jej życia-list, dla którego nadawcy gotowa była umrzeć.

 
  Lúthien